Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2008, 20:44   #688
Markus
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Bagna Zapomnianego Boga
“Ruiny twierdzy”

- Jestem Gaalhil, z rodu Varher, miło mi cię poznać.

Powiedziawszy te słowa, Gaalhil skłonił się i zrobił coś czego Aeterveris zupełnie się nie spodziewała. Pocałował ją w rękę. Przez krótką chwilę zdziwienie zagościło na pięknej twarzy dziewczyny i w jej srebrnych, lśniących oczach. Na trakcie nimfa rzadko napotykała na tak szarmanckich mężczyzn... no może poza jednym, ale on akurat był wyjątkowy.

- Ależ nic nie szkodzi, takie mamy czasy, że trzeba zachować najwyższą ostrożność. Mam jednak nadzieję, że nie jest to zwyczajowy sposób przywitania nimf.- ciągnął dalej mężczyzna, a Aeterveris odparła z wyraźnym rozbawieniem.

- Tak, rzeczywiście moje siostry przywitałyby cię... nieco inaczej.

Dziewczyna wolała tymczasowo nie zdradzać, że nimfy nie były tymi dobrymi i miłymi, choć nieśmiałymi, istotami za jakie dawniej je uważano. Nierozsądne byłoby zaczynać nową znajomość od straszenia rozmówcy. A Gaalhil, jak każdy człowiek, miałby powody, by bać się spotkania z siostrami Aeterveris. Szczególnie gdyby dziewczyna opowiedziała mu, co jej rasa robi z nieznajomymi, niezależnie od ich intencji.

- Mam jeszcze małe problemy ze wzrokiem, ale to chyba z powodu pięknych kobiet mnie otaczających. W każdym razie, niezwykle miło mi cię poznać, Aeterversis.

- Aeterveris.- odruchowo poprawiła nimfa, choć delikatny uśmiech, który nawet na moment nie zniknął z jej twarzy, zdradzał, że niezbyt przejmowała się przekręceniem jej imienia.- I mi również miło cię poznać.

- Powiem szczerze, że uratował Cię twój piękny śpiew, który zaalarmował mnie, że gdzieś jeszcze znajduje się dama w potrzebie – Gaalhil przerwał na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał, poczym podjął poważnym tonem– Ach, ale zapomniałbym przedstawić mą towarzyszkę. To Ilmaxi, zadziwiająca i małomówna jak zawsze.

Od strony lamii dało się słyszeć jakiś pomruk, który zabrzmiał jak „Witam”, choć Aeterveris nie była do końca pewna, czy dobrze usłyszała. Tak, czy inaczej, Ilmaxi rzeczywiście wydawała się małomówna i skryta. Dziewczyna z chęcią dowiedziałaby się czegoś więcej na temat dziwnej istoty, ale teraz była zbyt zmęczona, by zajmować się takimi rzeczami. Spojrzała więc ponownie na Gaalhila, wysłuchując tego, co człowiek miał jeszcze do powiedzenia.

- Ci tutaj mieli nieszczęście natrafić na kogoś, kto przejmuje się losem innych. Dałbym wiele żeby ich nie zabijać…

Po tych słowach mężczyzny, uśmiech Aeterveris zbladł i po chwili całkowicie zniknął. Nimfa odwrócił oczy i przez dłuższą chwilę wpatrywała się gdzieś w ciemność, zastanawiając się co odpowiedzieć. Gdy dziewczyna w końcu zdecydowała się odezwać, jej głos zdawał się inny niż przed chwilą... cichszy, spokojniejszy i zarazem kojący, jak odgłos leniwie płynącego strumienia, a zarazem pewny i stanowczy.

- Ten wybór nie należał do nas Gaalhil i ani ty, ani ja, nie mieliśmy na niego wpływu. Każdy sam kieruje swoim losem, każdy ma możliwość własnego wyboru. Oni wybrali swoją drogę, drogę zadawania cierpienia i wykorzystywania innych. Myślisz, że zmieniliby się, gdybyś darował im życie? Nie, Gaalhil. Jedynie stałbyś się współwinny wszelkiego zła, które uczyniliby w przyszłości. Każdej kropli krwi, każdego krzyku bólu, każdej łzy. Wszystko, co splamiłoby ten świat poprzez ich czyny, stałoby się także twoim udziałem.

Aeterveris przerwała na chwilę i spojrzała wprost w oczy młodego mężczyzny starając się dojrzeć w nich zrozumienie dla jej słów. Rozumiała, że przelewanie krwi nie było czymś dobrym... nawet, jeżeli była to krew istot podłych i okrutnych. Sama, gdy zadawała ostateczny cios, do samego końca nie wierzyła, że śmierć Tserreraka jest jedynym rozwiązaniem. Jednak teraz, gdy patrzyła na to z szerszej perspektywy, wiedziała, że postąpiła tak, jak należało.

- Dlatego nie powinieneś żałować tego co się stało, lecz pomyśleć ile istnień uratowałeś od bólu i śmierci, jaki zgotowałyby im te istoty. Wyobraź sobie twarze tych osób, które dzięki tobie unikną cierpienia. Miej je zawsze przed oczami, gdy będziesz miał wątpliwości, a wierz mi, wybór stanie się prostszy.- spokojnie zakończyła Aeterveris.

Gdy tylko nimfa skończyła swoją wypowiedź, do komnaty weszła Liircha, niosąc kilka misek wypełnionych znanym nimfie kleikiem. Dopiero teraz do Aeterveris doszedł fakt, że rozmowa tak ją zaabsorbowała, że zupełnie przestała zwracać uwagę na otoczenie. Dziewczyna nawet nie zauważyła momentu, w którym staruszka wyszła z pomieszczenia.

Wysłuchawszy odpowiedzi mężczyzny, nimfa podziękowała mu za rozmowę, poczym poszukała jakiegoś wygodnego miejsca, gdzie mogłaby usiąść i zająć się sama sobą.

Aeterveris, która jadła przed paroma godzinami, z wdzięcznością przyjęła pożywienie od staruszki, choć póki co nie miała zamiaru jeść. Wolała zostawić posiłek na później i wpierw dokładniej przyjrzeć się przebitemu ramieniu. Choć raz już obejrzała ranę i opatrzyła, tak jak potrafiła najlepiej, to wtedy mimo wszystko śpieszyła się, by odnaleźć Liirche. Teraz natomiast miała tyle czasu, ile tylko było jej potrzebne.

Gdy dziewczyna już brała się do rozwiązywania opatrunku, Liircha zwróciła się w jej kierunku.

- Drogie dziecko, wydajesz się najlepiej poinformowana, co do sytuacji poza Bagnem Zapomnianego Boga. Możesz podzielić się z nami nowinami ze świata?

Aeterveris westchnęła cicho, kierując oczy ku niebu i zastanawiając się od czego zacząć. Liircha spędziła tu niesamowicie wiele czasu, odcięta od świata i jakichkolwiek informacji. Z pewnością tak wiele ważnych zdarzeń przeleciało obok niej, zupełnie niedostrzeżone przez wiekową staruszkę. Problemem było, jak zamknąć te wszystkie lata, w krótkiej i ciekawej opowieści. Jak zainteresować innych historią, którą wszyscy, za wyjątkiem Liirchy, lepiej lub gorzej znają.

Dziewczyna namyślała się przez dłuższy czas, jednak w końcu rozpoczęła opowieść. Opowieść, którą nimfa chciała zacząć i skończyć jak najszybciej, nie mając zbytnio nastroju do mówienia o czymkolwiek. A jednak, jak zwykle w takich sytuacjach, wkrótce dała się pochłonąć swoim własnym słowom i szybko zapomniało o zmęczeniu i bolesnej ranie. Milkła tylko na krótkie chwile, by Kashvi mogła przetłumaczyć swoim towarzyszom słowa Aeterveris.

- Pozwól wpierw Liircho, bym opowiedziała naszym nowym towarzyszą, historie tego miejsca. Wydaje mi się, że może ich zainteresować, szczególnie teraz, gdy przyprowadziło ich tu zrządzenie losu. - po tych słowach, Aeterveris zwróciła się już do pozostałych – Zamknijcie oczy i nastawicie uszu... czy słyszycie? Wszystko ma swój głos, wszystko ma swoją własną muzykę, trzeba tylko umieć słuchać. Nawet w ciszy tego miejsca... nawet w starych kamieniach można usłyszeć czysty, choć odległy i tak bardzo obcy dźwięk. To przeszłość, która chce przemówić i opowiedzieć o samej sobie. Szkoda, że tak niewielu spośród śmiertelników potrafi ją usłyszeć... może wtedy nie popełnionoby tylu błędów? Takich jak ten z odległej przeszłości, gdy świat był zupełnie inny. Nieskażony tak bardzo przez pychę śmiertelników i ich dążenie do potęgi. Pozbawiony tych blizn i ran, które zadaliśmy mu tak niedawno. W tamtych odległych czasach, ta twierdza też była inna. Zamiast zniszczonych ruin, niebu rzucała wyzwanie wspaniała budowla. To miejsce było pełne życia, choć dziś, gdy patrzy się na nie, wydaje się to nieprawdopodobne. Wtedy jednak Zakon Płonącego Miecza stał na straży i pilnował, by plugawa istota, którą niegdyś tu uwięziono, nigdy więcej nie ujrzała światła dnia. Byli rycerzami, zakonnikami, lojalnymi i oddanymi swojemu bogu, zadaniu, które została im powierzone i sobie nawzajem... I być może właśnie ta braterska miłość jaka ich łączyła, sprawiła, że nie dostrzegli zagrożenia, które wpełzło pomiędzy nich. Przez długi czas niedostrzegalne zło, niczym choroba, toczyła zakon od wewnątrz. Istoty o gadzich językach i uwodzicielskich spojrzeniach kusiły kolejnych z pośród paladynów, zatruwając ich serca jadem kłamstw, nienawiści i pragnienia potęgi. Aż nadeszła ta noc, gdy na niebo wzniósł się księżyc krwawej barwy i roztoczył swój zgubny, czerwony blask na te ziemie. Ci, którzy sprzeniewierzyli się swojej wierze i misji, chwycili za broń, by zabić swych braci i uwolnić istotę, której przeznaczono zapomnienie i wieczne potępienie w ciemności. W całej twierdzy rozgorzały ognie, a dźwięk żelaza ścierającego się z żelazem, rozbrzmiewał echem wśród kamiennych ścian...

Aeterveris ostrożnie ujęła instrument i delikatnie ułożywszy go na kolanach, położyła na nim swoją błękitną dłoń. Przez chwilę milczała i choć jej oczy skierowane były na zebranych, to zdawało się, że dziewczyna patrzy jednak gdzieś dalej. Długie, smukłe palce całkowicie instynktownie zaczęły poruszać się po cienkich, srebrnych strunach, niczym pająk przędący swoją sieć.

Wraz z ruchem pierwszych strun, ledwo muśniętych końcówkami palców nimfy, w ciszę wdarła się melodia. Z początku cicha i łagodna, harmonijna i spokojna, jak kołysanka, w rytm której matki opowiadają swym dzieciom bajki na dobranoc. Kojące dźwięki przywodziły na myśl wspomnienia spokojnych, miłych chwil spędzonych w rodzinnym domu, pośród znanych i przyjaznych twarzy.

Jednak trwało to tylko krótką chwile, jak wstęp do prawdziwej części muzyki. Dłoń gwałtownie i nagle uderzyła w kilka strun i w jednej chwili melodia zmieniła się, odganiając przyjemne wspomnienia. Muzyka stała się inna, obca i dzika. Kolejne dźwięki rozbrzmiewały tak szybko, jakby nawzajem starały się przegonić i wysforować na przód całej tej kakofonii. A Aeterveris ciągnęła swoją opowieść, w jakiś niesamowity sposób przystosowując rytm swych słów do dźwięków niespokojnej, gwałtownej muzyki.

- Krew... całe jej strumienie spływały po kamieniach, wdzierając się w szpary między nimi, łapczywie pochłaniane przez ziemie, póki ta miała siły by ją spijać... Czerwień... wysoko na niebie lśnił swym blaskiem księżyc, straszny w swej obojętności, przeglądał się odbiciu w kałużach z łez i posoki... Zdrada... brat uniósł rękę na brata, odwrócił spojrzenie od swej wiary, w błoto cisnął i zdeptał własną duszę... Śmierć... objęła to miejsce w posiadanie, zbierając plon jaki zasiała nienawiść, by pozostać tu, jak w swym królestwie. To właśnie była ta noc... Noc... Krwi, Czerwieni, Zdrady, Śmierci. Oby nigdy się nie powtórzyła.

Muzyka znów zaczęła się uspokajać i zwalniać. Palce wolniej potrącały struny, by po chwili delikatnie dźwięki znów wypełniły komnatę. Tym razem nie było już kojącej i uspokajającej melodii, która wcześniej przynosiła wspomnienie domu. Tym razem ciche dźwięki zdawały się smutne, melancholijne i w jakiś sposób odległe. Jakby dochodziła gdzieś z olbrzymiej odległości...

- Wielu zapłaciło życiem, by to co ukryte, wciąż takim pozostało. Ale ich ofiara nie poszła na marne. Zło pozostało zamknięte, skute w kajdany mroku i z pozoru odległe, choć w rzeczywistości bliższe niż można się spodziewać. Wciąż czeka na dzień swojego powrotu i kusi plugawymi obietnicami, zatruwa umysł swym szeptem. Uważajcie na jego słowa, uważajcie na jego obietnice, pamiętajcie o losie tych, co dali się skusić, tak jak pamiętają te mury. Wiedźcie, że kieł choć raz wbity w wasze ciało, przez cały czas będzie was ranić swoją trucizną, aż do czasu gdy mu ulegniecie. To właśnie ten los spotkał Zakon Płonącego Miecza. Zbyt wiele jadu przypadło im w udziale i zbyt wielu ze szlachetnych rycerzy odwróciło spojrzenie od ich prawdziwego celu. I tylko jeden sposób pozostał, by ci spośród nich, którzy zachowali czyste serca, pozostali nietknięci. To był koniec historii i zarazem kres zakonu. Dlatego dziś o szlachetnym Zakonie Płonącego Miecza słyszymy tylko w opowieściach i legendach. Dlatego, już prawie nikt nie pozostał z dawnych, dzielnych rycerzy.

Ostatnie dźwięki uleciały ku niebu, pozostawiając za sobą cisze i pustkę. Aeterveris spojrzała ku staruszce. Chciała zobaczyć, jakie uczucia dostrzeże na jej twarzy, teraz, gdy poznała prawdę o zakonie do którego należała. Zakonie, który już nie istniał, rozwiązany za korupcje, która w nim zapanowała.

Nimfa doskonale wiedziała, że wiele pominęła w tej historii. Bardzo wiele. Ale zbyt dobrze zdawała sobie sprawę, jak wielki smutek musiała teraz odczuwać Liircha, a dziewczyna nie chciała jeszcze go pogłębiać. To co uczyniła Aeterveris było okrutne, lecz staruszka miała prawo znać prawdę, jakakolwiek by ona nie była.

Dziewczyna odłożyła instrument na bok, poczym podjęła nieco zmęczonym głosem.

- Opowiedziałam wam tą historie, byście wiedzieli jakie niebezpieczeństwo mogą skrywać te ruiny, z pozoru wymarłe i puste. Ja, gdy szłam tymi zniszczonymi korytarzami, za przewodniczkę miałam Liirchę, która ostrzegła mnie przed niebezpieczeństwem, lecz kto wie, czy gdyby nie jej ostrzeżenie, wiedziona ciekawością nie spróbowałabym poznać ukrytych tu sekretów. Dlatego wszyscy bądźcie ostrożni, by nie dać się zwieść z właściwej drogi, jak kilkoro szlachetnych rycerzy z przeszłości. Jednakże wy nie chcieliście słuchać starych opowieści, lecz nowinek ze świata...- Aeterveris wyprostowała nogi, równocześnie odchylając się do tyłu i opierając na rękach.- Musicie jednak wiedzieć, że i ja od kilku dni jestem już w drodze i przez ten czas nie miałam okazji, by zasięgnąć u kogokolwiek języka. Ale jeżeli chcecie, mogę powiedzieć wam o kilku plotkach, które zasłyszałam. Nie wiem na ile są one prawdziwe, ale z pewnością są ciekawe.

Dziewczyna gwałtownie powstała i zaczęła przechodzić się po komnacie, chcąc rozprostować kości. Przez jakiś czas najwyraźniej zastanawiała się od czego zacząć, a może namyślała jakie wiadomości będą uznane za najciekawsze? Gdy jednak zaczęła mówić, w jej głosie nie było już słychać znudzenia, lecz jakby radość, że w końcu ma chętnych słuchaczy.

- Pewnie każdy z tu obecnych słyszał o Pirackich Wyspach, znanych z wielu awanturników o niezbyt szlachetnych charakterach. Mówi się, że są cierniem, który bezlitośnie wbija się w ciało wielu zamożnych kupców i władców. I wygląda na to, że wkrótce może stać się jeszcze gorzej. Chodzą pogłoski, jakoby coraz więcej istot z pod ciemnej gwiazdy, zmierzało na wyspy... a to wszystko przez jedną kobietę. Córkę znanego korsarza – Gawina, zwanego też Szramotwarzym, chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. Ponoć owa pólelfka odziedziczyła urodę po matce. Jest więc nie tylko piękna, ale i wpływowa. A taka kombinacja sprawia, że chyba każdy pirat zechce zawalczyć o jej serce i władzę nad Pirackimi Wyspami. Choć niektórzy złośliwcy powiadają, że większości wcale nie chodzi o córkę Gawina, lecz o jego statek – Czarciego Elfa. Najbardziej znienawidzoną przez stróżów prawa łajbę jaka tylko pływała po morzach Tais. Wiele opowieści o wyczynach Czarciego Elfa i jego załogi można usłyszeć w portowych spelunach, cuchnących rybami i kiepskimi trunkami. Jednak ze wszystkich tych opowieści można wysnuć jeden wniosek... że ten statek jest wart, by za niego przelewać krew.- Aeterveris wskoczyła na jakiś kamień, poczym nagle obróciła się w kierunku nowopoznanego mężczyzny i spytała z rozbawieniem- A ty, Gaalhil? Nie chciałbyś zostać kapitanem najgroźniejszego statku wszelkich mórz?

Gdy tylko usłyszała odpowiedź mężczyzny, nimfa zeszła na ziemie i kontynuowała swój wywód, choć jej ton stracił nieco ze swej wesołości.

- Zostawmy jednak piratów, ich córki i statki, a zamiast tego udajmy się w skomplikowany świat polityki. Mówi się, że piękna kobieta potrafi zmusić mężczyznę do spełnienia każdego jej kaprysu. Szkoda tylko, że nie zawsze jest to prawdą.- dziewczyna z łobuzerskim uśmiechem, puściła oko do męskiej części towarzystwa.- Tak właśnie stało się w przypadku młodego księcia królestwa Joarchem i posłanki króla – czarodzieja Naeberiusa. Młody szlachcic nie zdołał zapanować nad językiem i obraził piękną, choć okrutną kobietę, a ta, w ramach zadośćuczynienia, miała kaprys, by zobaczyć odcięto głowę księcia na złotej tacy. I to właśnie życzenie doprowadziło do wybuchu wojny, która szybko przerodziła się w znacznie większy konflikt. Niektórzy powiadają, że stało za tym coś więcej... Podobno szpiedzy Naeberiusa odkryli w jaskiniach pod stolicą Joarchem cmentarzysko smoków z czasów Tytanów. I za milczącą aprobatą lub ewentualną pomoc wojskową, gotów był Naeberius zapłacić częścią z owego skarbu smoków. Niemniej agenci kilku smoczych klanów zorganizowali pomoc Joarchem wśród innych królestw, co jedynie zaostrzyło i tak napiętą sytuacje.- mówiąc te słowa, Aeterveris podeszła do Gaalhila i z delikatnym uśmiechem dodała.- Ale o czym to ja chciałam... ach tak! Zapamiętajcie, więc moi drodzy. Mężczyzna dopiero pozna czym jest piekło, gdy poczuje na swej skórze furie wzgardzonej kobiety.

Aeterveris wciąż przyjaźnie się uśmiechając, po udzieleniu żartobliwego ostrzeżenia, odsunęła się od mężczyzny i znów podjęła wątek, tym razem jednak już całkowicie poważnym głosem, pozbawionym choćby cienia dawnej wesołości. Co innego żartować z drobnego konfliktu, który mógł zostać szybko zażegnany, a co innego naśmiewać się z poważnej wojny.

- Niestety, sytuacja pomiędzy tymi dwoma potęgami, księciem królestwa Joarchem, a królem – czarodziejem Naeberiusem, znacznie wpłynął na inne państwa naszego świata. W Katharsos, siedzibie Zakonu Mistyków Szmaragdu, powstało spore, polityczne zamieszanie, Chodzą słuchy jakoby obojętność Zakonu na nową wojnę, wcale nie była podyktowana ich doktryną, lecz przekupstwem kilku z członków Wewnętrznej Rady. Smutne to czasy, gdy ostrzegawczy głos mędrców, którzy swą magią poznają sekrety przyszłości, ginie zagłuszony przez brzdęk złotych monet. A najgorsze jest to, że jak zwykle największą cenę zapłacą prości ludzie, których w rzeczywistości cała ta wojna nie obchodzi.- Aeterveris urwała na moment, by złapać oddech i dać słuchaczom czas na przemyślenie jej słów. A gdy uznała, że może kontynuować podjęła dalej swoją opowieść o świecie.- Niestety, nie jest to koniec konfliktów, które wybuchły ostatnimi czasy. Zdaje się, że jakaś nowa klątwa zaciążyła nad Tais, ponieważ już chyba nikt nie myśli o niczym innym, poza wojną i niszczeniem rywali. Gorączka wymachiwania orężem dopadła nawet Imperium Młota, o którym mówi się, że zdecydowało o ostatecznym rozwiązaniu problemu Ligi Południa. Chyba nie dziwi nikogo fakt, że nie przy użyciu słów, lecz oręża i magii. Całe pogranicza tych królestw zostały zrównane z ziemią, a mimo to nikt nie osiągnął przewagi. Jedynie kwestią czasu jest dołączenie do tej, kolejnej już wojny, innych sił, liczących na korzystne traktaty i zajęcie nowych terenów.

Aeterveris spojrzała po słuchaczach. Pamiętała jeszcze kilka zasłyszanych plotek, ale już sama miała dość gadania o tych wszystkich okropieństwach. Na dziś wystarczyło opowieści o przelewaniu krwi i mordowaniu. Nimfa po prostu miała dość.

- A teraz wybaczcie mi, ale na tym najlepiej będzie, jeżeli zakończę. Zdaje mi się, że dość nasłuchaliście się o tych smutnych wydarzeniach, a i okolica nie sprzyja wesołym opowieściom. Darujmy więc sobie katowanie naszych uszu kolejnymi okropieństwami i wypocznijmy. W końcu ten dzień był ciężki dla nas wszystkich.

Dziewczyna nie czekając na odpowiedź ze strony słuchaczy, wróciła na swoje miejsce i tam usiadła z zamkniętymi oczami. Czuła dotyk zimnego kamienia na plecach, a zarazem dziwny spokój ogarniający jej serce. Tak, jakby wyduszenie tego wszystkiego, przyniosło nimfie niemałą ulgę.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 23-08-2008 o 13:20.
Markus jest offline