Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2008, 22:16   #39
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Nocą port jakby śmierdział mniej, przykre zapachy zostały przytłumione chłodnym nocnym powietrzem, niemniej jednak gdzieś we tle dało się wyczuć smary, oleje, ryby i całą gamę negatywnych woni towarzyszących portowi. Parne powietrze powodowało, że koszule po kilku chwilach niemile przywierały do ciała, a Tim wątpił by na „Katandze” były klimatyzatory.

- Oto nasz transport droga Narindo - z uśmiechem wskazał na statek.


- Doprawdy Tim oferujesz mi podróż prawdziwą "Qeens Mary" - w głosie dziewczyny dała się wyczuć lekka kpina.

- Transatlantyk to nie jest, ale na teraz musi wystarczyć, tylko ten statek płynie w górę rzeki… a i to nie z własnej woli. – odpowiedział nie reagując na sarkazm w głosie.

Przepuścił ją przy trapie na pokład… tam przywitał ich oderwany na chwilę od swoich zajęć kapitan statku.

- Witam na pokładzie mademoiselle - towarzyszył tym słowom ukłon - i oczywiście pana, panie Pyton. Proszę do mnie mówić Kapitanie Katanga, lub po prostu Kapitanie, przywykłem.

- Zapewniam pana że ładunek znajduje się na najszybszym statku pływającym po Rzece – kapitan przeniósł swoje zainteresowanie z ponętnej Narindry na Tima. Przemytnik spojrzał z powątpiewaniem za reling statku.

- Skoro tak mówisz kapitanie to widocznie tak jest, ale mi oprócz szybkości zależy na bezpieczeństwie.

Czarnoskóry szyper zawołał na swojego pomocnika: - Mojżeszu pozwól do nas. Po chwili zjawił wysoki i chudy osobnik w kombinezonie mechanika, solidnie poplamionym smarem.
- Mojżeszu pozwól do nas.
- To mój zastępca, pierwszy oficer i główny mechanik w jednej osobie.
- Ile wyciągniemy na naszej łajbie ?
- Najmniej 20 węzłów, ale przez chwilę możemy więcej.
- Mojżesz skończył wydział mechaniki silników morskich w Antwerpii -
rzucił tonem wyjaśnienia - i jeśli mówi że tyle to znaczy że możemy więcej - roześmiał się ukazując rząd białych zębów.

Tim nie miał zamiaru dyskutować z Katangą i jego pomocnikiem, widać było bijącą od nich obu pewność siebie, mężczyzna nie miał zamiaru z nimi dyskutować. Byli na siebie skazani, on na nich i oni na niego, nie było sensu potęgować niepotrzebnych spięć.

Kapitan zwrócił się ponownie do jego towarzyszki podróży: - Pani mademoiselle ofiaruję oczywiście jedną z kapitańskich kabin, te mniejsza są niezbyt odpowiednie dla lady. Odwracając się do Pytona rzekł:
- Mojżeszu pan Pyton zapewne chciałby zobaczyć swój ładunek, ja niestety muszę doglądnąć spraw statku...

- To nie będzie konieczne, towar możemy obejrzeć za chwilę, najpierw dopilnuję, by pani Africia dostała odpowiednią kabinę.

Ruszyli we trójkę wąskim korytarzem, po którego obu stronach były kajuty. Pierwsze dwie były zdecydowanie większe i lepiej wyposażone niż pozostałe. Odprowadzili Narindrę do jej kajuty, a swój bagaż zrzucił w kajucie nr 6. Ze sobą zabrał tylko kaburę z Coletem 1911i ruszył wraz z kapitanem i Mojżeszem w kierunku ładowni.

Schodzili po małych wąskich, stromych schodkach w dół, nad głowami jarzyły się im małe, dające migoczące, blade światło żarówki. Pomieszczenie ładowni cuchnęło stęchłym zapachem wilgotnego drewna. Z zadowoleniem zauważył, że skrzynie ze sprzętem są ułożone równo i zabezpieczone przed uszkodzeniem, w końcu to był bardzo delikatny i bardzo niebezpieczny towar. Granatniki – bazooki i pociski do nich, głównie odłamkowe i zapalające, choć było też kilka skrzyń z przeciwpancernymi, choć Tim za cholerę nie mógł dość po co im one, skąd w dżungli miały by być czołgi?. Wielkokalibrowe karabiny maszynowe Browninga w wersji M2, które mogły być montowane na przenośnym trójnogu lub pojazdach i kilkanaście skrzyni ciężkiej amunicji do nich, poukładanej w charakterystyczne skrzynki amunicyjne.



Liczne skrzynie z niezawodnymi FN FAL, produkcji belgijskiej, oraz kilkanaście skrzyń z mundurami, oprzyrządowaniem, żywnością i podstawowymi lekami. Słowem wszystko co potrzeba by sporo ludzi zamienić w skuteczną armię.

- Wiem kapitanie Katanga, że droga w górę rzeki jest niebezpieczna i możemy mieć kłopoty. Czy jest pan pewnie swoich ludzi?

- Jak siebie samego… - odpowiedział bez zająknięcia.

- To dobrze, każcie zanieść do sterówki dwie skrzynie z granatnikami a na dziób jedną z cekaemem, tylko niech ich nie otwierają, nich jakiś zaufany człowiek ma na nie oko, w razie potrzeby będą pod ręką.. Nawiasem mówiąc chylę czoła, ładunek zabezpieczony nienagannie kapitanie.

Wyszedł na pokład spacerowy. Nie miał ochoty iść do swojej kabiny, która zresztą jak zdążył zauważyć była bardzo obskurna, ale nie mógł się spodziewać tutaj innych warunków.

Oparł się o reling spoglądając na malowniczy widok oświetlonego, nocnego Leopoldville, dopiero z tej perspektywy odpływającego okrętu potrafił docenić piękno tego miasta. Wcześniej widział w nim tylko negatywne cechy.

Gdzieś w ciemności usłyszał kroki i dojrzał w półmroku jakąś postać. Ciche syknięcie, odgłosy szperania po kieszeniach i słowa: - Cholera, zostawiłam w kurtce. Zdradziły mu płeć postaci.

Podszedł bliżej, w ciemności zabrzmiał charakterystyczny brzdęk odpalanej zapalniczki i po chwili nikłe światło padło na jego twarz i twarz nieznajomej kobiety.

-Nie chce pani ognia mademoiselle? – wyciągnął rękę z zapalniczką w jej stronę, widząc nie odpalonego papierosa w ustach nieznajomej.

- Przepraszam za mój brak manier, pani pozwoli że się przedstawię Timothy Payton. – kontynuował rozmowę, starając się w półmroku przyjrzeć tajemniczej blondynce.

- Simone von Strachwitz. Ale może mi pan po prostu mówić Simone – odpaliła sobie papierosa i zaciągnęła się namiętnie dymem tytoniowym, po chwili upiła solidny łyk ze szklanki trzymanej w ręce. Payton sądząc po kolorze napoju stwierdził, że to whiskey. To przypomniało mu o dwóch butelkach tego złocistego napoju, które czekały na niego w pokoju.

- Miło mi Cię poznać Simone, mam nadzieję, że nie obrazisz się na mnie za to pytanie. Ale co sprowadza tak piękną kobietę w taką parszywą okolicę, parszywą i niebezpieczną w dodatku?

Spojrzała na niego zdezorientowana, ściągnęła brwi i przyglądała mu się badawczo.- Jest pan księdzem?zapytała nagle i wypuściła w jego stronę chmurę tytoniowego dymu, a Tima zamurowało.Spojrzał na nią lekko zbity z tropu i uniósł brwi dając do zrozumienia, że nie do końca podąża za jej tokiem rozumowania.
- Pytam czy jest pan księdzempowtórzyła sztywno.
- Nieodparł krótko Payton.


- To dlaczego do cholery mam się przed panem spowiadać?– wzburzenie zaskoczyło anglika, ale nie dał tego po sobie poznać tym razem.


- Nie nazwał bym tego spowiedzią, raczej towarzyską rozmową... ale jak wolisz.


- Widzi pan, to dla mnie wyjątkowo nieprzyjemna sprawa więc zwyczajnie nie chce o tym mówić. Nie przyjechałam do Kongo w celach turystycznych. W zasadzie najchętniej siedziałabym teraz w paryskiej knajpce nad szklanką whisky i miała głęboko w dupie cały ten pieprzony konflikt. Ale życie bywa wyjątkowo wredne panie Payton. Dlatego jestem tutaj i zarabiam tak jak potrafię. Ratuję ludziom życia. Szkoda tylko, że muszę robić to w cholernym Kongo a nie w przytulnym okręgowym szpitalu w Paryżu.



- Życie nie zawsze układa się tak jakbyśmy chcieli... - zrobił krótką przerwę - ...nie będę naciskał jeśli nie chcesz o tym mówić Simone, co do mienia wszystkiego w dupie i picia whiskey, to sobie życzył bym tego samego tyle, że w jakimś przyjemnym pubie w Londynie - zaśmiał się cicho. - Ale noc jeszcze młoda może znajdziemy inny przyjemniejszy temat do rozmów? - Zapytał wyciągając paczkę Cameli i częstując ją papierosem.
Chętnie przyjęła ofiarowanego papierosa i zaczekała aż jej towarzysz poczęstuje ją ogniem.


- W porządku panie Payton. Przepraszam za impertynencję. Chyba nie pokazałam się z najlepszej strony. Miewałam lepsze dni – pociągnęła łyk whiskey z trzymanej w dłoni szklanki Przyjemniejszy temat do rozmów... Jakieś sugestie?


- Sugestie? Hmm... jak Ci się podoba w Afryce? Skoro jesteś tu niedługo to pewnie nie masz jeszcze wyrobionego zdania o Kongo, ale pierwsze wrażenia są zawsze najciekawsze. - odpalił sobie papierosa.


- Przyleciałam dzisiaj ale w Kongo nie jestem bynajmniej po raz pierwszy. Mieszkałam tutaj dość długo - Zamilkła i posłała mu podejrzliwy uśmiech – Wiesz co, masz naturalny talent wyciągania z ludzi informacji, którymi nie chcą się dzielić. Jesteś pewien, że nie jesteś księdzem? - pociągnęła kolejny solidny łyk opróżniając szklankę aż po samo dno.


- Księdzem... ja? Dobre sobie... nie miałem powołania... że tak powiem. - zażartował. - Za dużo pięknych kobiet na świecie, żeby żyć w celibacie. Zawsze ciągnęło mnie w stronę przygody, akcji... nie znoszę monotonii... w sutannie bym chyba oszalał. A jeśli Ci chodzi o wyciąganie informacji... to bardzo przydatne w moim zawodzie. Mówisz, że mieszkałaś w Kongo, czyli znasz ten kraj sto razy lepiej ode mnie. Może opowiesz mi coś ciekawego o nim?


- W pańskim zawodzie? A czym się pan zajmuje panie Payton?


- Handlem..., choć ostatnio w tym chaosie trudno prowadzi się interesy. Ta rebelia komplikuje wiele spraw...


- Handlem?... - powtórzyła za nim i oblizała wargi spijając ostatnią kroplę whiskey ze ścianki szklanki – zważając na bieżące okoliczności, wybaczy pan, panie Payton, ale handel nie kojarzy mi się z niczym do końca legalnym. Szczególnie jeśli zmierza pan do Stanleyville, w dodatku na łodzi przemytnika. Chyba nie sprzedaje pan batatów, prawda?– zaśmiała się. Zdaje się, że nie była do końca trzeźwa –Zresztą, prawdę mówiąc, to nie mój cholerny interes. Wybaczy pan panie Payton ale chyba pójdę się położyć. Ta rozmowa zbacza na niebezpieczny grunt. - zgasiła papierosa na metalowej barierce i wrzuciła go do rzeki- Poza tym trochę się wstawiłam więc to odpowiedni moment aby się grzecznie pożegnać. Dobrej nocy panie Payton. - Uścisnęła jego dłoń, obróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku swojej kabiny.


Tim nie odpowiedział nic na słowa blondynki... "bystra jesteś i wiesz jakich pytań nie powinno się zadawać" - pomyślał z zadowoleniem, uścisnął jej dłoń i obserwował odchodzącą w mrok korytarza prowadzącego do kajut.

Skończył papierosa i chwilę jeszcze podziwiał czyste pełne gwiazd niebo i ruszył na spacer wokół statku. Chciał poznać rozkład pomieszczeń i poobserwować ludzi kapitana. Miał spędzić na tej łajbie kilka najbliższych dni, więc lepiej wiedzieć jak najwięcej.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline