- Jutro z samego rana możemy ruszać. Pojadę z tobą niziołku, chociaż myślałam, że wszyscy się na to porwiemy. W końcu lepiej, aby ktoś budował umocnienia, kiedy będziemy odprowadzać kobiety i starców. Po drodze można się nieco rozejrzeć… – odparła Natasza, mówiąc głównie do Alfreda. „… Albo zostać napadniętym” dodała w myślach
Rozejrzała się po izbie, do której właśnie wchodził Południowiec. Nie zauważyła nawet, kiedy wyszedł.
- Ubiegłeś nas. – skwitowała z uśmiechem na jego odpowiedź.
- W trójkę będzie raźniej, chociaż będzie trzeba się uważniej rozglądać. – w zdaniu uwzględniła swoją chęć wyprawy, niziołka jak i południowca. Dziewczyna nie opuściłaby takiej okazji. Zresztą, sama wolała widzieć na własne oczy, z czym ma do czynienia. Przynajmniej w tej kwestii była rzeczowa.
Kislevitka wstała. Założyła kapelusz na głowę, poprawiła pochwę z mieczem przy pasie i zawiązała chustę wokół szyi.
- A teraz, jeśli pozwolicie, udam się w swoją stronę. Kto chce iść ze mną, niech czeka przy bramie za kwadrans..
Wyszła na zewnątrz, i udała się prosto do swojego konia, który stał w stajence przy karczmie. Z juków wyjęła dwie skórzane kabury, z których wystawały rękojeści pistoletów ze srebrnymi motywami. Widać było robotę rzemieślnika. Pistolety wsadziła do olster umieszczonych przy siodle, a dwie puste kabury przywiązała do ud, gdzie potem mogłaby trzymać pistolety, w razie pieszej wędrówki. Odpięła konia, i prowadząc go za uzdę, wyszła na środek wioski, czekając na innych. Jej uwagę przykuło pojawienie się dwóch jeźdźców. Powoli się do nich zbliżała. |