Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2008, 00:38   #89
TwoHandedSword
 
TwoHandedSword's Avatar
 
Reputacja: 1 TwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodze
"A już myślałem... No ale co ja bym sam zdziałał... Przecież musiał nam uwierzyć, inaczej nie sprowadzilibyśmy pewnie nikogo. Jakiś obcy elf, pewnie z resztą w pojedynkę, bo w końcu po nich niewiele można się spodziewać, nawołujący do walki w Maerstar? Przecież to lepsze od tych wszystkich błaznów wyginających się na targu. Ech, co za ludzie, co za czasy..." Belegris nie ukrywał ulgi, którą poczuł po zapewnieniu przez burmistrza, że wyśle do wioski swoje wojska, ale równie dobrze mógł schować ją sobie głęboko pod płaszczem; raczej nie było nikogo, kto zauważyłby zmianę zachowania elfa. Na jego przysłoniętej srebrzystymi kosmykami twarzy ciężko było dostrzec jakiekolwiek emocje, szczególnie kiedy pochylił głowę. Złoto Thultyrla przyjął siląc się na coś w rodzaju ukłonu, ale wykonany ruch był na tyle nerwowy i niezgrabny, że mógł być odebrany jako próba złapania równowagi po nieznacznym potknięciu, czemu jednak przeczyła nieprzeciętna sprawność fizyczna elfa. Nie zaprzątając sobie głowy interpretacją wyrazu wdzięczności, jaki okazał w momencie otrzymania monet, Belegris skierował swoje szybkie kroki ku wyjściu. Będąc już na zewnątrz, stwierdził, że musi przekazać coś Brogowi i Elranowi.
- Nasze... zadanie... prawie wykonane. - zwrócił się do towarzyszy. - Bądźcie jutro o świcie w tym miejscu... albo przynajmniej w okolicy. Wyruszymy do Maerstar razem z wojskiem.
Nie czekając na odpowiedź, a tym bardziej nie czując potrzeby poinformowania półelfa i krasnoluda o swoich planach, Belegris odszedł pospiesznie i ruszył w stronę przeciwną, niż ta, z której przyszli do dworu. Chciał być teraz sam, co jednak w zatłoczonym mieście stanowiło pewien problem, ale po prostu nie potrzebował towarzystwa nikogo znajomego. Kroczył nieznanymi uliczkami przez kilka minut bez wyraźnego celu, aż wreszcie zaczął szukać jakiejś gospody. Rozglądał się uważnie za szyldem, który oznajmiałby obcym, że w danym miejscu można się i napić, i przenocować. Pierwszym okazał się być ten z napisem "Oko Cyklonu". Jako że Belegris pierwszy raz był w Procambur, skierował się w stronę wejścia do napotkanego budynku nie mając żadnego wyobrażenia o jego reputacji, ani o reputacji jego bywalców. Było mu to całkowicie obojętne, chociaż najbardziej odpowiadałaby mu zatłoczona karczma z masą nieprzytomnych z pijaństwa mieszkańców "miasta kolorowych dachów", którzy przynajmniej by nie przeszkadzali. Obojętnie jednak nie mógł przejść obok hałaśliwego tłumu, ciągle z resztą powiększającego się i robiącego większą wrzawę. Z tego co widział z daleka, poprzez luki w zacieśniającym się kręgu gapiów, czwórka jakichś obdartusów, najpewniej miejscowych, tłukła niemiłosiernie piątego. Tak, ta scena nie mogła pozostać niezauważona przez Belegrisa. Dlatego stał jeszcze przez chwilę przed drzwiami wejściowymi gospody i przyglądał się, a kiedy tłum całkowicie zasłonił mu widok, wzruszył ramionami i zawitał do przybytku właściciela "Oka Cyklonu". "Nienawidzę takich drani... czterech na jednego. No ale równie dobrze można próbować coś zrobić z nimi i im podobnymi, jak starać się biegać wkoło słupa tak szybko, żeby widzieć własny tyłek. Zaraza..." Belegris najpierw zapytał o wolne pokoje i ewentualnie zapłacił za jeden nocleg. Chciał mieć to już załatwione przed rozpoczęciem picia, żeby nie zapomnieć, i żeby litościwy gospodarz zawlókł go do pokoju, jeżeli sam nie będzie w stanie tego zrobić. Gdyby wcześniej nie zapłacił i nie dorzucił kilku monet więcej, niż wynosiła cena pojedynczego noclegu, w takiej sytuacji noc musiałby najprawdopodobniej spędzić na zewnątrz. Jeżeli wszystkie pokoje były zajęte, elf poprosił o wskazanie jakiegoś miejsca, gdzie jest jeszcze kilka wolnych. Chciał odreagować cały dzień: podróż do Procambur, walkę z goblinami, rozmowę z burmistrzem. To ostatnie najbardziej go zdenerwowało, nie cierpiał przekomarzań z osobnikami pokroju Thultyrla. Jego głowę zaczęły zaprzątać myśli o jutrzejszym powrocie do Maerstar i nieuchronnej walce z goblinami. Tylu ludzi, uzbrojonych w narzędzia rolnicze i własny strach, przeciwko bandzie dzikich zielonoskórych. Belegris nie mógłby pozostawić ich samych sobie, nie zniósłby tego. Po chwili przypomniała mu się bójka przed karczmą. "To nie to samo. Ci czterej... to zupełnie inny typ człowieka. Może nawet są gorsi od tych goblinów..." Elf nie zastanawiał się jednak nad losem bitego piątego mężczyzny. Biedak mógł być przecież niewinny, a jego oprawcy mogli chcieć wydusić od niego coś wartościowego. Mógł też zadawać się z niewłaściwymi ludźmi, zaleźć komuś za skórę i "dostać nauczkę". Z doświadczenia Belegrisa wynikało jednak, że ta pierwsza możliwość była raczej mało prawdopodobna. Procambur nie słynęło z bezprawia, a więc tego typu incydenty nie mogły mieć miejsca zbyt często, a jeżeli już coś takiego się zdarzało, to raczej nie uchodziło uwadze straży. Niewielu też ludzi bezpodstawnie atakowałoby kogoś w takim miejscu. Elf nie miał tych czterech na zewnątrz za aż takich kretynów, którzy byliby zdolni do wszczęcia nieuzasadnionej burdy, narażając się tym samym na pełne tego konsekwencje. Z resztą zbyt wiele myślał o planowanym ataku na Maerstar, żeby przejmować się najzwyklejszą bójką. Były one, są, i będą na tym świecie, póki każdy nie będzie uważał swojego żywota za najlepszy z możliwych. Było dość wcześnie, do wioski elf miał zamiar ruszyć razem z wojskiem, następnego dnia, a w związku z tym miał masę czasu, który mógł dowolnie zagospodarować. Jego plany nie były zbyt skomplikowane: pić do upadłego, a przez resztę dnia, całą noc i drogę do Maerstar trzeźwieć, pokutując morderczym kacem. Czasu miał wystarczająco dużo, żeby nie martwić się o swój stan przed walką. Rozejrzał się za wolnym stolikiem, nie chciał towarzystwa. "Z Brogiem mógłbym się napić, to w miarę porządny gość, ale Elran... <<Wybaczcie panie mojemu towarzyszowi jego reakcję>> Bla bla bla... Taki sam jak te wszystkie dworskie ścierwa u Thultyrla. Za bardzo się wywyższa, za bardzo jest obeznany z etykietą i za bardzo pasuje mu towarzystwo tych wszystkich arystokratów i ich pieprzonych bogactw, żeby mu ufać. Żeby mi tylko nie wywinął jakiegoś numeru... Do tego nie mam zielonego pojęcia skąd on jest... i dlaczego podróżuje ze mną. Będę musiał na niego uważać i to bardzo." Belegris zamówił najmocniejsze wino ze sprzedawanych w karczmie, dokładniej dwie butelki. Dostał w końcu pieniądze od burmistrza i miał co z nimi zrobić. "Taaak... dzień należy do mnie. Noc też pewnie nie zgłosi sprzeciwu jak i ją sobie przywłaszczę. Zaczynamy..."
 
__________________
"Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą
Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą"
TwoHandedSword jest offline