- Jestem za odpoczynkiem. Osobiście ja też nie jestem zmęczony. - Jego Bantha usiadła obok Asantira. Kelt dał jej trochę jedzenia a sam usiadł i oparł się o nią. Wyciągnął swój flet poprzeczny i zaczął grać cichą i kojącą melodię.
"Hmm...Dawno nie byłem w domu...Od tygodni nie miałem od nich żadnych wieści...może coś sie stało?...Ciekawe co u nich..." Kelt przestał grać poklepał Ledę i osunął się na ziemie. Zasnął.
"Kelt pojawił sie na środku jakiegoś pola. Był wieczór jednk było ciemniej niż zwykle. nagle usłysał jakiś bieg obu jego stron. Rozejżał się. Z lewej biegła armia ludzi z muszkitami i szablami. Z prawej zaś Wataha Indian i przeróżnego zwieżyńca, z Jego ojcem na czele w wojennym stroju wodza plemienia. Zaczeli krzyczeć. - Co do ? - powiedizął kelt(Powiedział to również na jawie). Nagle się przemieśćił jak gdyby był zwyklym duchem obserwatorem i zaczął oglądać to z lotu ptaka. Dopiero teraz spostrzegł że wszystko jest czarno-białe. Nagle pojawił się na polu bitwy u boku swego ojca i razme z nim zaczął biec na żołnieży. Juz miał zadać pierwszy cios gdy..."
...Obudził go Orzeł. - Cześć Helius - To był ożeł jego ojca, który przyniósł mu list od matki."No nareście" Pomyślał Kelt i odwiązał list od rodziny.
"Drogi Kelcie, Strażniku Banthy, Synu Wolnego Kondora...