„Czy musi być tak kurewsko zimno? Niech to...”
Ledwo moment przyczajenia kosztował jej ciało ból od razu zastygłych mięśni, napiętych do granic możliwości ze zmęczenia i stresu ostatnich dni.
Irmina trwała jednak w swej pozycji, oceniając kierunek z którego padł strzał. Było blisko. Już od pewnego czasu bała się o kryjówkę, w której mieszkała wraz z córka i starszawym już naukowcem - Markiem Karmanem.
Miasto zostało spenetrowane, wobec czego ludzkie szczury – zbieracze, coraz częściej wychodzili poza obręb murów, penetrując ruiny pobliskich wiosek w poszukiwaniu złomu i zapasów pożywienia.
Czyżby jej obawy się spełniły? A może to tylko jakieś najemnicze mendy urządziły tu cicha egzekucję?
To również było możliwe, bowiem dla takich o ile zabijanie wszystkich poza własną organizacją było w porządku, o tyle nikt nie poważył się na zabicie swego „brata” wśród innych, nawet jeśli ten był zdradliwym kundlem. To niosło ze sobą groźbę, że morderstwo w obrębie grupy się powtórzy. A jak wiadomo: najgroźniejszy pies, to zaszczuty pies, który gryzie na oślep, bo wie, że prócz własnego życia nie ma nic do stracenia. "Życie... jakże marna jest teraz jego wartość. "
Niemniej Irmina miała dla kogo żyć i dlatego nie zamierzała odpuść.
Skradając się pod osłoną skamieniałego lasu w stronę, skąd padły strzały, przyciskała karabin do odzianej w prowizoryczny pancerz piersi, gotowa zareagować na każdy szmer. Tak, jak ją uczyli.
Miała nadzieję, że pierwszej uda jej się dostrzec intruzów i ocenić ich zamiary. Jeśli wykonywali tylko egzekucje – zostawi ich w spokoju, bowiem na takie miejsca psy raczej nie wracają, jeśli jednak byli to zbieracze... Wybije ich wszystkich, choćby miała zadusić własnymi rękoma, a potem nabije na pale jakiś kilometr (może dalej) stąd, by inne szczury miały sie na baczności. „Zaraz mama wróci Nadio, jeszcze tylko kilka śmieci zostało do posprzątania...”
__________________ Konto zawieszone. |