Po powaleniu Kapłana przerzucił sztylet do lewej ręki, by prawą dobyć miecza i skierować jego ostrze w kierunku Arihana. Wątpił, żeby nerwis dalej się buntował. Oznaczałoby to jego śmierć, czy to z ręki Beleheziego, czy kogoś innego.
Przeszklone od impetu uderzenia oczy Kapłana wpatrywały się teraz w Fahryda w jakiś karcący i krępujący sposób. Wzruszył ramionami. Po raz kolejny tego dnia.
- Honor? A co to? – Mruknął pod nosem, sam do siebie.
Nie spodobała mu się reakcja Nerwi. W końcu mógł użyć ostrza.
- Ja tylko do reszty rozwiązałem problem. Zresztą na twój sygnał…
Przycupnął przy Kapłanie i lekko klepnął go w ramię. – Nic osobistego. Tylko rozwiązanie problemu... – Po czym odezwał się głośniej, do wszystkich. – Co teraz? Będziemy wpatrywać się w siebie nienawistnymi spojrzeniami, czy wreszcie zrobimy, co trzeba zrobić? Mówcie co chcecie o upadku zakonu. Mnie nie obchodzi władza, czy pierścienie. Zamierzam dalej wykonywać polecenia.
Fanatyk? Tak, to dobre słowo...
Ostatnio edytowane przez Keth : 28-08-2008 o 23:00.
|