Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2008, 20:16   #7
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Marek Karman

-Ech, zawsze coś, zawsze musi się coś spieprzyć, gdy pije ciepłą herbatkę. – Uczony marudził pod nosem, tak, żeby nawet dziewczynka, która nie odstępowała go ani na krok, nie dosłyszała przekleństwa. Mała wyrobiła u siebie paskudny zwyczaj zwracania mu uwagi, gdy tylko używał niecenzuralnego słowa co zdarzało mu się niezwykle często a było to wynikiem przyzwyczajenia ze studiów. Było to tanie zagranie, ale nic lepiej nie zjednywało sobie studentów jak soczysta wiązanka w kierunku władz uczelni.

Będzie mnie siedmiolatka odchamiać, mamuśce oczywiście paskudo nic nie powiesz, kiedy przeklina jak szewc.” – szybkim ruchem trącił palcem jej mały nosek, czym wywołał na jej buźce śliczny uśmiech. Uwielbiała, gdy zaczepiał ją łobuzersko, co często kończyło się albo fochami albo najczęściej długimi szalonymi zabawami, po których oboje byli wykończeni.

-Pupa zbita, coś się musiało popsuć na zewnątrz. Będę musiał to sprawdzić, podaj mi kurtkę proszę. – Cierpliwie poczekał aż Nadzieja, upora się z powierzonym zadaniem. Nie było to takie łatwe jak się pozornie mogło wydawać, gdyż kurtka najwyraźniej leżała głęboko zagrzebana w stercie ubrań. Dziewczynka stękała i tupała ze złości, lecz nie dając za wygraną wreszcie wyciągnęła ubranie Marka. Z triumfalną miną i wielką gracją zarazem, wręczyła mu ładunek i zasalutowała na zakończenie misji.

- Proszę bardzo, ja z tobą. – W drugiej rączce trzymała własną kurteczkę i czapeczkę. Oczywiście nie poczekała na odpowiedź i zaczęła własne przygotowania do „wielkiej wyprawy.”

-NadiaaaNadia odbiór. Nie tym razem, ja szybko sprawdzę co się stało a ty na mnie grzecznie poczekasz.

Wiedział doskonale, jak zareaguje, nie musiał nawet na nią spojrzeć, żeby zdawać sobie doskonale sprawę, że robi w tym momencie minkę pokrzywdzonego dziecka, które za moment się rozbeczy. Pociągnęła parę razy noskiem, żeby zaznaczyć swoją obecność, o której zdawał się zapomnieć Marek i spróbowała swego ostatniego chwytu głośno wzdychając.

- Już dobrze? Oj mała, mała, marudka z ciebie wyrośnie. Nie będzie mnie góra 15 min, więc cichutko. Potem się pobawimy w co będziesz chciała.

-W domek. – stwierdziła dziewczynka dobijając targu.

-Dobrze w domek, ale klawiatura to nie stolnica, na której robi się ciasto, pamiętaj! – Przypomniał o tym małym szczególiku uśmiechając się i gdy wychodził oprócz paru narzędzi wziął ze sobą siekierę.

„Tak na wszelki wypadek” – Powtarzał w duchu, co prawda Irmina co nieco go próbowała nauczyć robiąc domowy kurs samoobrony, lecz nie czarował się. Gdy zjawią się szczury, nawet broń palna może nie wystarczyć.

Powolutku otworzył wejście do schronienia a gdy upewnił się, że nikogo nie ma w pobliżu szybko wypadł na zewnątrz zamykając za sobą wrota. Przy awarii systemu pozyskiwania prądu nie mógł sobie pozwolić na wyziębienie „domu”. Dopiero po chwili okropny mróz zaczął doskwierać doktorowi, który nie omieszkał przywitać się z niezwykle przyjazną metodą zawsze dobrym „kurwa mać!”.

Musiał pracować szybko, nie ubrał się należycie ciepło i chcąc nie chcąc narzucił sobie tym samym szybkie tempo. Żałował tego, mógł się przynajmniej dłużej oszukiwać, że awaria nie jest poważna a tak prawie od razu odkrył, iż to przeklęta przetwornica się zepsuła. Wymontował element i biegiem wrócił do kanciapy.

- Nie dobrze, bardzo nie dobrze. – Kręcił głową zdenerwowany. – Choć daj mi buziaka po prawie zamarzłem na polu.

-Na dworze. – poprawiła go Nadia i pocałowała w nieogolony policzek. Podała Markowi filiżankę herbaty, wiedziała co robić, tak często zostawali razem.

-Na zewnątrz, pójdźmy na taki kompromis. Popsuła się rzecz, która pamiętasz jak ci tłumaczyłem, zmienia energie z naszych wiatraczków na prąd. Teraz jesteśmy w kropce, nie mam części żeby to naprawić. Będziemy musieli poczekać na powrót twojej mamy….oby nie zwlekała za długo. A teraz chodźmy się pobawić. – wymuszony uśmiech pojawił się na obliczu mężczyzny.

Czekały ich długie godziny spędzone w ciemności, rozświetlonej jedynie malutkim płomieniem świecy.
 
mataichi jest offline