Ucieszony swoim nowym zakupem i odświeżony po ciepłej kąpieli Elran siedział, w milczeniu jedząc zamówiony posiłek. Znajdujące się w karczmie towarzystwo innym razem zapewne wzbudziłoby niechęć półelfa, ale tym razem był on w doskonałym humorze, więc nawet nie zwracał uwagi na pijackie przyśpiewki grupy krasnoludów. Dodatkowo nastrój poprawiał mu przyjemny ciężar srebrnego łańcuszka, o który wzbogacił się w domu rządcy, a który teraz bezpiecznie spoczywał w jednej z kieszeni. W kieszeni, gdyż rozsądniejszym wydawało się nie zakładać go, zanim nie upewni się czy nie jest obłożony jakimiś niebezpiecznymi zaklęciami.
Tymczasem do karczmy wszedł Brog razem z czarodziejem napadniętym niedawno na ulicy. Zgodnie z oczekiwaniami Elrana, krasnoludowi udało się nawiązać znajomość z mężczyzną.
- Witajcie, panie Elendilu. Jak widzę, pomoc mojego kompana oszczędziła wam problemów z tymi osiłkami na zewnątrz - rzekł wyciągając rękę na powitanie. - Muszę przyznać, że choć słynne ze swojej gościnności, Procambur nie było dla was szczególnie miłe - tu wymownie spojrzał na krew cieknącą z nosa rozmówcy. - Nie chcę mówić za moich przyjaciół, ale myślę, że moglibyście się do nas przyłączyć w naszej podróży. Broga, szacownego kapłana Moradnia, już znacie, wędruje z nami jeszcze elf Belegris, który teraz przesiaduje w jakiejś karczmie, ale spotkamy go niechybnie rano, kiedy będziemy wyruszać. A musicie wiedzieć, że ruszamy, że się tak wyrażę, w misji państwowej. Nic wielkiego, ot na pewną wioskę w okolicy mają zamiar napaść gobliny, ale już wcześniej zobowiązaliśmy się pomóc mieszkańcom i teraz mamy tam się udać razem z oddziałem wojska. A może tak wy byście do nas przystali? W Procambur pewnie nie będziecie chcieli póki co pozostać, więc ruszajcie z nami. |