Padwen oraz Andreas Drinius
Kilka minut i byli już przy wrotach, cała brama była zniszczona, wokół palące się drewniane części, przewrócony wóz z sianem, na którym leżał martwy strażnik, drugi strażnik wisiał przy murze, do góry nogami, nogami zaplątanymi w linę, biedaczysko musiał w pośpiechu uciekać przez co się zahaczył, z kolei robiąc z siebie łatwy cel dla rebeliantów. Cywile krzątają się wszędzie opłakując zabitych i wynosząc swój dobytek uciekając w stronę lasu. Gdy Padwen wraz z Andreasem opuszczali miasto, zawaliła się jedna z wież świątynnych, a dach świątyni ogarnęły płomienie. Mimo ,że rebelia zmierzała ku końcowi to jednak stworzyła takie zniszczenia, jakie od kilkuset lat nie wytworzyła żadna klęska żywiołowa.
Będąc już głęboko w lesie, Andreas wychwycił podejrzany dźwięk
-
Trrryyyy, trrryyyy - rozległ się takowy odgłos po całym lesie. Padwen, już ledwo żywy, wziął powietrze w usta i wydobył głos:
-
Siiieee Siiieee - po chwili z krzaków wyszło kilkunastu ludzi ubranych w białe szaty, wyglądali jak "Biali Mędrcy" Bez żadnych rozmów podeszli do Padwena, wzięli go na prowizoryczne nosze i ponieśli jeszcze bardziej w głąb lasu. Reszta ruszyła za nimi. Andreas lekko zdziwiony także wyruszył wraz z nimi.
Po kilku chwilach znaleźli się w małej wiosce otoczonej bujną roślinnością, Andreas wiedział ,że gdyby był sam nigdy by tutaj nie trafił. Padwena zaniesiono do jednego z namiotów, wyglądający na "szpital polowy". Sam został gestem dłoni skierowany do innego troszkę mniejszego. Wewnątrz, zauważył dobrze zbudowanego mężczyznę, dzierżącego miecz w swoich dłoniach, jedną rękę miał zabandażowaną. Obok niego stało kilku osobników wyglądających jak rebelianci, było pewne ,że z tego miejsca rozpoczął się atak. Przemyślenia Andreasa przerwał głos, głos zmęczony, wydobywający się z ust, trzymającego miecz:
-
Nie wiem kim jesteś, jednak wiedz ,że zanim zdążysz pomyśleć o wydaniu tego obozu utnę Ci łeb - robiąc piruet -
tym mieczem.
Padwen, dostał wody, tracił przytomność co chwilę, gdy się budził widział biegających medyków. Po jakimś czasie, obudził się już w pełni zdrów, nie miał żadnych ran, i czuł się jak nowo narodzony. Rozglądnął się i zobaczył trzech rannych, jednego śpiącego - wiedział o tym gdyż chrapał - drugi cały obandażowany i śmierdzący mocno różnymi wywarami alchemicznymi, trzeci natomiast bez nogi, podbijający metalową kuleczkę w górę. Nagle kuleczka poleciała i spadła na Padwena...
Remus Lucius Nex
Po chwili biegu ujrzeli plac, na którym nie było żywej duszy - oczywiście oprócz ciał - ciała strażników i rebeliantów. Nagle ktoś wszyscy usłyszeli cieniutki głos:
-
Pomocy! K***a Pomocy! - wydobywający się z jednego z mieszkań.
Dowódca, rozkazał oddziałowi iść dalej, Remusowi wskazał źródło głosu. Oznaczało to oczywiście ,że Rem ma sprawdzić co się stało.
W mieszkaniu ujrzał leżącego dowódce straży w kałuży krwi. Nex próbował zlokalizować rany, po krótkiej chwili zrozumiał ,że kochany dowódca został wykastrowany, lekki uśmieszek zagościł na jego twarzy, po chwili znikł i powiedział:
-
Chcesz jeszcze żyć? Gadaj co się tutaj stało!
-
To ,no ten napadli na nas rebelianci, wśród nich był jakiś alchemik zakonny i ten cholerny bibliotekarz świątynny! Tylko tych dwóch przeżyło, przed kilkunastoma minutami wyruszyli w stronę bramy! - odpowiedział cieniutko dowódca...
Gregory Kildare
Przypadkowa strzała trafiła prosto w szyję Gregory`ego, upadł i zaczął krwawić, nie miał mu kto pomóc gdyż nikogo tutaj nie było. Umarł, wielki inkwizytor, nic nie robiąc!