Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2008, 16:00   #57
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ktokolwiek przedzierał się przez skąpany w wieczornym mroku gąszcz w kierunku Sophie, musiał być pechowcem.

Nawet przed rokiem, kiedy jeszcze nie mieszkała w zapomnianej przez Boga i, na szczęście, ludzi dżungli, uchodziła za kobietę samodzielną i potrafiącą doskonale zadbać o swoje sprawy. Teraz jednak, zahartowana wieloma miesiącami spędzonymi w misji, doktor Torecci bardziej przypominała żołnierza niż pannę z dobrego domu, którą de facto była.

- Stać! Ani kroku! Kim jesteście? - rozedrgany, zdradzający strach głos brzmiał dziwnie obco. Zupełnie, jakby na gardle przysiadło jej coś cieżkiego. Spocone w kontakcie z bronią ręce drżały nieznacznie.

- Proszę opuścić broń. […] i potrzebujemy pomocy – twarda angielszczyzna mężczyzny zdradzała wyraźne niemieckie naleciałości.

Ponad nocne odgłosy dżungli, zupełnie nieoczekiwanie, przedarł się przerażający jazgot małpy. Sfrustrowanego samca, próbując krzykiem przepłoszyć intruzów.

Napięte do granic wytrzymałości nerwy Soph puściły i palec, do tej pory trwożnie pieszczący spust, nacisnął go niemal niezależnie od woli kobiety.

Broń wystrzeliła. Obcy długim susem rzucił się kierunku kobiety, bez większego problemu powalając ją na ziemię i przygniatając swoim ciężarem. Z drzewa za nimi spadła trafiona pociskiem zdolnym powalić słonia, małpa.

- RA… – jedna tylko sylaba zdążyła wydostać się z jej gardła, nim ciężka dłoń napastnika spadła na twarz doktor Torecci, zasłaniając jej usta. Ze wszystkich sił zaciskała palce na kolbie broni, modląc się, by jeszcze jeden możliwy strzał pomógł jej w szamotaninie.

Nie poddawała się. Nie ona. Sophie należała do osób, którym pojęcie kapitulacji było obce.

Wijąc się niczym piskorz, próbowała wyrwać się uzbrojonemu w maczetę agresorowi. Przez głowę przelatywały jej straszliwe myśli. Panika. Wszystkie pogłoski o bestialstwie Simba odżyły w jej pamięci budząc zgrozę. Jeśli … jeśli ten mężczyzna był jednym z nich, jeśli kłamał mówiąc, że przewoził żywność i broń, to… Nim zdążyła to dobrze przemyśleć, uniosła kolbę strzelby i na oślep zdzieliła nią napastnika w łeb.

~~Boże, pomóż...~
 
hija jest offline