Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-08-2008, 08:07   #51
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Posłusznie schował dodatkowe magazynki i granaty. By zbytnio się nie obciążać nie mógł wziąć wiele więcej niż posiadał. Pamiętał ze szkolenia, że dwudziestonabojowy magazynek do FN FAL ważył 810 gram. Zatem zabranie dziesięciu to dodatkowe 8 kg do dźwigania. Z żalem dobrał jeszcze tylko jedną konserwę, czekoladę i kilka paczek papierosów. Choć prawdę powiedziawszy w tropikach nie bardzo chciało mu się palić.
Jakoś nie zaskoczyło go,że Polak nie wziął maczety. Halder wyciągnął narzędzie i zaczął torować drogę przez gęsty gąszcz roślin.
Parł do przodu niczym niemiecki czołg. Jakby chciał pokazać Polakom jak się pracuje. Jednak po chwili musiał zwolnić. Coraz trudniej oddychał. Lepkie, wilgotne powietrze przy każdym wdechu wypełniało jego płuca dając zbyt mało tlenu, a zbyt wiele wody. Czuł się jakby był w tureckiej łaźni. Tym bardziej, że zalewał go pot. Pracował jednak dalej nie chcąc okazać słabości. Po pewnym czasie rozsądek wspomagany przez zmęczone ciało zwyciężył nad siłą jego woli i Halder zatrzymał się bez słowa przekazując maczetę Wilkowi.
Otarł wyczerpany pot z czoła chowając beret i zawiązując sobie na głowie zieloną chustę, która znacznie lepiej wchłaniała pot. Wykorzystał chwilę odpoczynku, by napić się wody i zjeść trochę czekolady. Ku jego satysfakcji Polak zmęczył się znacznie szybciej od niego, a może tylko udawał cwaniak ?
Jakkolwiek by nie było Marcus wziął na siebie główny ciężar wycinania ścieżki. Po pewnym czasie radził sobie znacznie lepiej niż na początku i pomimo coraz większego znużenia ich zmiany nie były częstsze, bo i Wilk machał sprawniej.
Akurat Halder był na przedzie, gdy na miejscu osadził ich drżący kobiecy głos i widok wystającej z listowia dwururki.
Marcus zatrzymał się natychmiast powoli opuszczając maczetę i próbując dostrzec z kim ma do czynienia. Chwilę milczał zastanawiając się.
Najwyraźniej kobieta pochodziła z misji i wyszła im na spotkanie. To oznaczało, że w misji nie było mężczyzn zdolnych podjąć taki marsz, albo to była pułapka i ktoś się czaił za nią. Na wszelki wypadek postanowił nie mówić więcej niż sama się mogła domyśleć. Widziała samolot lecący z kierunku Leopoldville, więc domyślała się, że nie są buntownikami.
- Proszę opuścić broń. – starał się mówić spokojnie łapiąc hausty powietrza po każdym słowie. - Jesteśmy z rozbitego samolotu. Wieźliśmy żywność i leki dla uchodźców. Nie musi się Pani obawiać. Jesteśmy przyjaciółmi i potrzebujemy pomocy.
Marcus mówił cały czas mając nadzieję, że Wilk będzie na tyle przytomny, by odbezpieczać karabin i ubezpieczać go.
Czekał w napięciu na reakcję kobiety. Jeśli to była pułapka zaatakują ich, jeśli nie to …
W tym momencie rozległ się przeraźliwy krzyk i Halder nie czekając na dalszy rozwój wypadków padł na czworaka. Podparł się lewą ręką, prawą nogę podkurczając do skoku. Nasłuchiwał wystrzału, by rzucić się z maczetą na kobietę.

W pewnym momencie usłyszał za sobą trzask. Napięty niczym struna skoczył do przodu atakując z dołu i rzucając się tam gdzie powinny być nogi. Chciał przede wszystkim podbić ostrzem maczety lufę strzelby i obalić przeciwnika na ziemię. W walce wręcz nie spodziewał się większych problemów.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 25-08-2008 o 10:32. Powód: Zniecierpliwienie.
Tom Atos jest offline  
Stary 25-08-2008, 17:13   #52
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ernesto Silva

Niezbyt uśmiechało mu się zostawanie przy samolocie jedynie z tą pokraką. Owszem, zawsze było kogo rzucić rebeliantom do zabawy, ale kurwa jak się okaże, że to od tego gnoja będzie zależało jego życie, to miał na prawdę przesrane. Cóż, nie należało mu na to pozwolić, to pewne. Gdy w puszczy rozległ się ryk, Jurij zatrząsł się nieco, lecz szybko wrócił do normy. Wygrzebał z zakamarków pamięci to co go wydawało, lecz nie podzielił się swą wiedzą z młodym. Pokręcił tylko głową z niedowierzaniem, gdy ten zaczął lamentować.
-Stul pysk i weź się do roboty.
Jak ten młody kretyn przeszedł przez biuro werbunkowe? Ci Belgowie to już zupełnie na ryj upadli, że biorą to do wojska i to jeszcze dają stopień kaprala. Biedny szeregowy, który znajdzie się pod rozkazami takiego tchórza, który o wojnie wie tyle, że polega na zabijaniu. Widział na obrazkach. Splunął na ziemię z obrzydzeniem i politowaniem i odszedł w stronę ściany lasu, nie zwracając przez chwilę uwagi na Podkarpackiego.

Sprawdził kompas, przypominając sobie z mapy skąd nadlecieli i skąd do nich strzelali. Wychodziło mu, że tamci i tak mogą zahaczyć o misję idąc w kierunku wraku, bardziej więc byli narażeni ci, którzy tam poszli. Ale pewności nie miał, więc wolał się nieco zabezpieczyć. Wyciągnął z krzaków trochę gałęzi, rozkładając je na skraju polany. Dżungla była głośna i mokra, więc nadepnięcia gałązki słychać raczej nie będzie, ale liczył chociaż na jakieś przekleństwa, gdy któryś wpakuje się w gałęzie. Nic więcej zrobić w tych warunkach nie mógł, więc wrócił do samolotu, stając nagle jak wryty.
"Kapral" Podkarpacki właśnie chrapnął cicho, mrucząc coś przez sen. Ten chory na umyśle dzieciak właśnie zasnął w środku dżungli, przy rozbitym samolocie! Pietrolenko nawet się nie zastanawiał, tylko podszedł i nie zwalniając kopnął polaczka prosto w brzuch. Solidny bucior wbił się całkiem mocno, tak, że chłopak aż wrzasnął i zabulgotał, gdy Jurij mu poprawił. Dopiero, gdy zwinął się w kłębek, ukucnął nad nim, przykładając mu nóż do szyi.
-Jesteś już martwy. Bum.
Wściekły grymas przeszedł po twarzy Rosjanina.
-Wstawaj. Od teraz jeśli mrugniesz bez mojego pozwolenia, to cię z miejsca zastrzelę. Paniał?
Mówił do niego w całkiem dobrym polskim, jedynie ostatnie słowo wypowiadając w ojczystym języku. Chłopak musiał go dobrze zrozumieć, a Pietrolenko nie wyglądał na takiego, który by żartował. Ale mówił cicho, spokojnie, żadnej tyrady nie zamierzał urządzać. Dobrze wiedział, że spokój bardziej jest w stanie podporządkować sobie ludzi niż wrzaski w stylu tego Duszczyka. Wstał i wyprostował się, rozglądając na boki z przyzwyczajenia.
-Zabieraj się za rozładowywanie samolotu. Wszystko na jedną stertę.

Praca szła całkiem sprawnie, ale tylko przez pierwszy jej etap Jurij pomagał Polakowi. Uznał, że jeśli temu chce się spać, to lepiej będzie, jak się rozrusza. Ciągły ruch uniemożliwiał spanie. Sam rozstawił kanistry z benzyną przy coraz większej stercie zapasów, jeden wsadzając mniej więcej w jej środek. Ze swojego FAL-a wyjął magazynek i zaczął wyciągać z niego naboje, zastępując je smugowymi. Ogień i iskry jakie wytwarzały wystarczały by zapalić kanistry z odległości, bez narażania się. A z dwudziestu naboi smugowych któryś trafić po prostu musiał. Po tym całym zabiegu zaczął ładować swój plecak. Wziął trochę leków i dużo amunicji. Granaty sobie odpuścił, zastępując konserwami. Nie wiadomo co ich czekało w najbliższej przyszłości, a misja mogła być w każdej chwili spacyfikowana przez rebeliantów. Gdy skończył, spojrzał na Podkarpackiego.
-Pakuj się, odejdziemy trochę od samolotu.
Dakota była już praktycznie rozpakowana, resztę najwyżej wyładuje się po powrocie pozostałych. Teraz Jurij, biorąc w ostatniej chwili jeszcze jednego FAL-a, oddalał się na skraj "lądowiska", skraj najmniej prawdopodobny, jeśli chodzi o szanse pojawienia się przy nim rebeliantów. Tam przykucnął w trawach, nasłuchując i wytężając wzrok.
 
Sekal jest offline  
Stary 25-08-2008, 22:06   #53
 
Gruby95's Avatar
 
Reputacja: 1 Gruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemu
Podkarpacki spał sobie na trawię, coś do siebie mrucząc, do czasu póki nie obudziło go kopnięcie Pietrolenki.Co jest kurwa? – Popatrzył się ze zdziwieniem na niego. Mariusz totalnie zjeżył się jego zachowaniem. – Ten kutas ma czelność mnie kopnąć, przykładać mi nóż do szyi i jeszcze rozkazywać? Nie doczekanie! – Pomyślał, po czym trzymając się za brzuch wstał.

Mariusza już prawię przestało boleć, podszedł do Jurija, łapiąc go za ramię. – Od trzynastego roku życia pracowałem jako górnik. Najwyraźniej nie doceniasz, górnickiej krzepy, kacapie! – Powiedziawszy to Mariusz, rąbnął z pięści w zęby. Pietrolenko zachybotał się w tył, ale zachował równowagę, jakby był na to przygotowany.

- No co, chcesz się bić? – Zapytał wyzywającym i buntowniczym tonem, Mariusz. – Myślisz, że przestraszysz mnie przystawiając mi nóż? Nie dam się nikomu zastraszyć, a szczególnie Ruskowi! – Mariusz rozpiął kamizelkę i staną przed nim. Stał pewny siebie, zapominając o zmęczeniu, oburzony taką zniewagą.
 
Gruby95 jest offline  
Stary 29-08-2008, 14:23   #54
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
Dzik zabrał z sobą granaty i amunicje, jak przykazał podporucznik. Szli przez dżunglę w niezwykle ślamazarnym tempie. Było ciemno, byli zmęczeni, a przede wszystkim byli obciążeni ładunkiem. Dzik nie rozglądał się dookoła, rąbał każdą gałązkę która stanęła mu na drodze. Gdy prawe ramię mu ścierpło, przełożył maczetę do drugiej ręki, tak też zresztą robił wielokrotnie. Jedyną ulgą jaka ich spotykała na tą chwilę, była chłodna noc, która była czymś kojącym po upalnym dniu.

W pewnym momencie do ich uszu doszedł przeraźliwy dźwięk. Dzik słyszał to już, gdzieś kiedyś. Szybkim ruchem wyciągnął swojego VISa i stanął, czekając na coś co ich najwyraźniej otoczyło. Nagle poczuł coś wilgotnego pomiędzy łopatkami. Znieruchomiał na myśl, ze mógł właśnie oberwać jakimś pociskiem, a ta wilgoć to jego krew. Jednak fakt, ze nie słyszał wystrzału, ani nie poczuł bólu, przekonał go do tego by jednak sprawdzić, co też ma na plecach. Schował broń i maczetę, po czym ściągnął z siebie koszulę. Na koszuli była czarna plama. Plama z małpiego gówna.
- Szlak by to - zaklnął pod nosem, po czym maczetą ściągając czarną papkę z koszuli i założył ja z powrotem na siebie.
- Idziemy dalej. - zawołał an resztę, nie czekając na ich docinki.

Złapał za maczetę i z podwójną siłą, powodowaną irytacją, ciął zielony gąszcz.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"

Ostatnio edytowane przez sante : 29-08-2008 o 14:26.
sante jest offline  
Stary 29-08-2008, 20:13   #55
 
Rainrir's Avatar
 
Reputacja: 1 Rainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputację
Wycinka szlaku do misji trwała dość mozolnie, z powodu wilgoci, upału oraz gęstości cholernej flory, przez co maczeta co chwile zmieniała właściciela.

Wilkowi robota szła nieco wolniej niż Halderowi, gdyż miał do dyspozycji jedynie jedną sprawną rękę, ale nie chcąc wyjść na nieroba albo kogoś podobnego, machał za dwóch.
Gdy warta się zmieniała, odbezpieczał broń, i sunął powoli za Marcusem, uważając aby nikt lub nic ich nie zaatakowało. I zjadło.

To stało się gdy odbezpieczał broń.
Głos kobiecy, wyraźnie wyczuwalny akcent.
Wycelowana w nich broń.
To trwało dosłownie chwilkę. Karabin momentalnie wycelowany został w postać, stojącą przed nimi. Nie strzelił, czekał na dalszy rozwój wydarzeń, skoro oni nie zostali wcześniej zaatakowani, Piotr też może poczekać.
Nie odwrócił wzroku nawet wtedy, gdy usłyszał za ich plecami krzyk.
Sierżant Dzik
Miał nadzieje, że to nie ci, którzy ich zestrzelili. Wtedy nie mieliby szans na przeżycie.
 
Rainrir jest offline  
Stary 29-08-2008, 21:33   #56
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Anka nie czuła się niezadowolona w czasie tej mozolnej wędrówki. Trochę jej było głupio, że zgubiła swoją maczetę, choć miało to ten niewątpliwy plus, że nie uczestniczyła w żmudnym wycinaniu gąszczu. Cały swój dobytek niosła w niewielkim plecaku. Dopakowała kilka czekolad. Na ramieniu dodatkowo dźwigała sterlinga od wuja. Duszczyk proponujący jej bonusowy ciężki karabin rozbawił ja nieproporcjonalnie do sytuacji. Ale pozwoliła sobie tylko na szeroki uśmiech i grzecznie odmówiła, po polsku.
- Dziękuję sierżancie, jest Pan ujmująco troskliwy. Doprawdy proszę się mną tak nie przejmować.
Bo już drugi raz w ciągu kilku godzin ktoś wieszczył jej śmierć w dżungli. Faceci. Wydaje im się, że mają jakiś monopol na przeżycie w trudnych warunkach. Dlatego, że sami są tu dla pieniędzy i adrenaliny? Ale czy ona wygląda na taką, co ma zamiar zginąć? Czy mówienie komuś, że może niedługo umrzeć, nie jest nieco… nieuprzejme? Może im się wydaje, że niezaangażowanie jest kluczem do przetrwania, więc zaangażowana osobiście Anka ma małe szanse?
Tak oto w czasie drogi panna Bielańska próbowała skupić myśli na głupstwach, bo wspomnienie będącej celem wędrówki misji leżało jej kamieniem w żołądku. Zbyt żarliwie wysłuchiwała w Leopoldville wieści z terenów okupowanych i zasadniczo tylko tego się naprawdę bała, spotkania z pierwszymi ofiarami wojny. Bo człowiek nigdy nie wie do końca, co w nim w środku siedzi, jak zareaguje na sytuację ekstremalną, czy się nie ugnie pod ciężarem niewiadomego losu bliskich.
Obserwowała zmęczonych najemników, w duchu składając trudną obietnicę, że następnym razem przypomni, że też może uczestniczyć w fizycznych zmaganiach z dżunglą.
Kiedy powietrze rozdarł przeraźliwy krzyk, Anka drgnęła, mimo że świetnie znała jego źródło. Do tego jeszcze starszy sierżant dostał kupą, złośliwe małpy chyba rozróżniały dystynkcje. Dziewczyna znowu w nieodpowiednim momencie miała ochotę się roześmiać. Nie chciała jednak zrazić do siebie sierżanta. Dzik dostał od małpy. „Głupieję od stresu, śmieszą mnie nawet nazwiska.”
 
Hellian jest offline  
Stary 30-08-2008, 16:00   #57
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ktokolwiek przedzierał się przez skąpany w wieczornym mroku gąszcz w kierunku Sophie, musiał być pechowcem.

Nawet przed rokiem, kiedy jeszcze nie mieszkała w zapomnianej przez Boga i, na szczęście, ludzi dżungli, uchodziła za kobietę samodzielną i potrafiącą doskonale zadbać o swoje sprawy. Teraz jednak, zahartowana wieloma miesiącami spędzonymi w misji, doktor Torecci bardziej przypominała żołnierza niż pannę z dobrego domu, którą de facto była.

- Stać! Ani kroku! Kim jesteście? - rozedrgany, zdradzający strach głos brzmiał dziwnie obco. Zupełnie, jakby na gardle przysiadło jej coś cieżkiego. Spocone w kontakcie z bronią ręce drżały nieznacznie.

- Proszę opuścić broń. […] i potrzebujemy pomocy – twarda angielszczyzna mężczyzny zdradzała wyraźne niemieckie naleciałości.

Ponad nocne odgłosy dżungli, zupełnie nieoczekiwanie, przedarł się przerażający jazgot małpy. Sfrustrowanego samca, próbując krzykiem przepłoszyć intruzów.

Napięte do granic wytrzymałości nerwy Soph puściły i palec, do tej pory trwożnie pieszczący spust, nacisnął go niemal niezależnie od woli kobiety.

Broń wystrzeliła. Obcy długim susem rzucił się kierunku kobiety, bez większego problemu powalając ją na ziemię i przygniatając swoim ciężarem. Z drzewa za nimi spadła trafiona pociskiem zdolnym powalić słonia, małpa.

- RA… – jedna tylko sylaba zdążyła wydostać się z jej gardła, nim ciężka dłoń napastnika spadła na twarz doktor Torecci, zasłaniając jej usta. Ze wszystkich sił zaciskała palce na kolbie broni, modląc się, by jeszcze jeden możliwy strzał pomógł jej w szamotaninie.

Nie poddawała się. Nie ona. Sophie należała do osób, którym pojęcie kapitulacji było obce.

Wijąc się niczym piskorz, próbowała wyrwać się uzbrojonemu w maczetę agresorowi. Przez głowę przelatywały jej straszliwe myśli. Panika. Wszystkie pogłoski o bestialstwie Simba odżyły w jej pamięci budząc zgrozę. Jeśli … jeśli ten mężczyzna był jednym z nich, jeśli kłamał mówiąc, że przewoził żywność i broń, to… Nim zdążyła to dobrze przemyśleć, uniosła kolbę strzelby i na oślep zdzieliła nią napastnika w łeb.

~~Boże, pomóż...~
 
hija jest offline  
Stary 03-09-2008, 17:20   #58
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Droga przez dżungle nie była z kategorii "spacerów", na szczęście poruszali sie względnie oczyszczoną trasą, gdzie w poszyciu widać było ślady działania maczety Haldera.

Piękno i majestat lasów podzwrotnikowych potrafiły urzec i oczarować, jednak było to piękno pozorne. Okropny upał i wilgotność wyciągały siódme poty, a "muzyka" dżungli złożona z nieprzerwanego staccato jej mieszkańców, zapowiadała wieczne zagrożenie.
De Werve przypomniał sobie pierwszą wędrówkę przez taki nieprzebyty las i skrzywił się, dżungla zawsze kazała płacić sobie trybut z sił i zdrowia wędrowców, za pierwszymi razami wyciągała jeszcze daninę strachu i onieśmielenia. Teraz było jeszcze nie najgorzej i wystarczyły czujne spojrzenia i widok towarzyszy, aby Ci którzy nie mieli za sobą podobnych wędrówek, czuli się w miarę pewnie..., jednak gdy błyskawicznie zapadająca w takich warunkach noc otuli ich swym mrokiem i nocne zwierzęta rozpoczną swoiste détaché...
Lambert wzdrygnął się na wspomnienie.
* Miejmy nadzieję iż najemnicy są doświadczeni, lub twardzi. * pomyślał, w nocy wszystko wygląda inaczej, a dżungla zmienia nerwy w napięte postronki, wystarczy czasem o jeden trzask, lub krzyk nocnego ptaka za wiele, jeden więcej z dziwnie układających się cieni... i palce na spustach zaczynają szaleć.

Upiorny wrzask wzdrygnął nim nie mniej niż pozostałymi, lecz pierwszy zamęt myślowy i rosnącą falę adrenaliny powstrzymało przypomnienie.
Lambert przystanął uważnie wypatrując czegoś pomiędzy gałęziami, a po chwili uśmiechnął się lekko wskazując na coś ręką.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=rC5hPzonErs&feature=related[/media]

- Uważajcie na tego świra - powiedział poprawiając ciężar i sięgając do manierki. Łyk orzeźwiającej wody był niczym nektar bogów - Prócz dzikich wrzasków, lubi obrzucać... - nie dokończył widząc chmurną minę Dzika oglądającego koszulę ze złym błyskiem w oku.
Chowając pojemnik ruszył dalej bez zaufania zerkając na człekokształtnego dowcipnisia.

Ranny Wilk i przecinający maczetą dogodniejsze przejście Halder, poruszali się nieznacznie wolniej od ich grupy, dlatego lada chwile mogli sie na nich natknąć... *byle przed zmrokiem*
Bardzo bliski wystrzał, z początku wmurował Lamberta w ziemię, lecz spadająca małpa uświadomiła mu, że to nie Simba.
Simba nie waliliby do zwierząt mając na dłoni ich grupę.
Wyrwał pistolet z kabury i zarepetował przyklękając rozglądając się uważnie na boki.
- RAAA... - stłumiony okrzyk dobiegł sprzed nich i urwał się ucięty niczym nożem. Tonowi głosu daleko było do osoby Wilka, lub Haldera, De Werve rzucił się do przodu w przetarty przez zwiadowców szlak sycząc z bólu i przeklinając stłuczone kolano.

Szamotanina....
Wilk z wycelowaną bronią...
Strzelba zdolna powalić słonia...

Pozory mylą, Rosjanie potrafili wysyłać śliczne aktywistki w każdy rejon świata, które z uporem godnym lepszej sprawy uparły się budować komunizm razem z mężczyznami, tak jak oni latać z kałasznikowami i strzelać do wszystkiego co sie rusza, za wolność klasową, zwykle nawet bardziej fanatyczne. W Kongo tez byli wysłannicy i ochotnicy. Telegrafiści, specjaliści, szkoleniowcy - tacy jak ci Polacy i Niemiec... tylko z drugiej strony.
Gdyby ta śliczna panna należała do bojówki Simba i wyrwała się, trzeba byłoby ją zastrzelić, toteż Lambert nie reagował, ograniczając się do wycelowania Browninga w wielce ruchliwą głowę dziewczyny.
Pomaganie Halderowi w obezwładnianiu jednej wystraszonej niewiasty , jakośnawet nie przemknęło mu przez myśl.
- Ostrożnie Markus - mruknął tylko - To nie nosorożec.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 03-09-2008 o 18:03.
Leoncoeur jest offline  
Stary 06-09-2008, 11:09   #59
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Gdzieś w Kongu około 21.00 Zmierzch


Szamotanina z szaleńcem uzbrojonym w maczetę trwała dalej i przerażenie dziewczyny sięgało zenitu, gdy usłyszała
- Ostrożnie Marcus, to nie nosorożec - wypowiedziane w niezłej angielszczyznie.
Zbyt dobrej jak na Simba.

Nie zdołała już jednak powstrzymać ruchu ręki i przeciwnik trafiony kolbą ciężkiej strzelby w głowę wrzasnął
- Himmellgot, - po czym stoczył się z niej i trzymając za obolałą na pewno czaszkę powtarzał przekleństwa w trzech przynajmniej znanych jej językach : hiszpańskim, francuskim i angielskim.

- RATUNKU !!! - krzyknęła dla odmiany po włosku kobieta, a zorientowawszy się po językach w jakich klął napastnik, że ów nie jest może mu znany powtórzyła dla pewności
- Ratunku, ratunku, ratunku ! - tym razem po francusku, hiszpańsku i angielsku.

Miała nadzieję, że przybysz za mocno nie oberwał i jest w stanie zrozumieć tak proste i znane słowa.
Po czym siadła i spytała
- Chyba panu nic nie zrobiłam ? - po włosku.
Gdy padł strzał Lambert jako pierwszy przybiegł na miejsce i teraz wymienili z Wilkiem trzymającym wciąż dziewczynę na muszce niemy gest bezradności jaki często wykonują mężczyzni spotykając się z logiką kobiecą.
Po prostu podnieśli oczy do granatowego już nieba i bezradnie wzruszyli ramionami.

W tym momencie reszta dobiegła do miejsca "bitwy". Teraz pytali się co też się wydarzyło. Zapanowała chwilowy gwar i zamieszanie, ale wszystko nagle się uspokoiło. Z daleka dobiegał dzwięk tam - tamów. Większość z nich wiedziała co to znaczy...




ścieżka w dżungli



Przy samolocie około 21.00


Podkarpacki stanął przed Jurijem
- No co, chcesz się bić? – Zapytał wyzywającym i buntowniczym tonem, Mariusz. – Myślisz, że przestraszysz mnie przystawiając mi nóż? Nie dam się nikomu zastraszyć, a szczególnie Ruskowi! – Mariusz rozpiął kamizelkę i staną przed nim. Stał pewny siebie, zapominając o zmęczeniu, oburzony taką zniewagą.

Pietrolenko stał przed Polakiem patrząc na niego zmrużonymi oczami. Gdy ten wyprowadził cios złapał jego rękę, wykręcił i zmusił Mariusza do uklęknięcia. Coś cienkiego zacisnęło się na jego szyi dławiąc oddech i pozbawiając szansy na jakiekolwiek działanie. Powoli jego twarz zaczęła sinieć.

Wtedy Rosjanin go puścił i Podkarpacki opadł na trawę spazmatycznie łapiąc kolejne hausty powietrza.
-Zabieraj się za rozładowywanie samolotu. Wszystko na jedną stertę - usłyszał.

Po opróżnieniu z towarów odeszli od Dakoty zajmując stanowiska w trawie. Zmrok już na dobre zapadał i zapewne niedługo niewiele już będą mogli dojrzeć.
Gdzieś z dżungli dobiegł ich dzwięk tam - tamów. Mariuszowi włosy podniosły sie na karku, wiedział co to może oznaczać.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 07-09-2008 o 13:43.
Arango jest offline  
Stary 06-09-2008, 19:00   #60
 
Gruby95's Avatar
 
Reputacja: 1 Gruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemu
Gdy Mariusz wstał z ziemi, po podduszeniu przez Jurija, starając się zachować honor, zagadał w ten sposób – Eh, postarałbym się bardziej, ale nie mam zamiaru się bić w środku dżungli. – Mariusz, uciążliwym krokiem, szedł razem z Jurijem rozpakować rzeczy, zagadując go dalej – Dobra, dobra, nie będę cię bił. – Po czym gdy już był w trakcie rozpakunku dodał – Wybaczam ci, że mnie zaatakowałeś i wyzwałeś do tak nierozsądnej walki.

Gdy razem z Ruskiem zajęli miejsce w trawie, Mariusz znowu zaczął gadkę – Wiesz co? Nie myśl sobie że się ciebie boję jasne? Poszedłem z tobą to rozładować bo taki miałem rozkaz, nie dlatego że ty na mnie nasko... – W tedy Mariusz zamilkł, słysząc z dżungli tam tamy.- No i co żeś zrobił? – Powiedział Mariusz, który nie spał już od kilku dni, a leżenie na trawie dobijało go coraz bardziej. – Oparł głowę o trawę, nie zamykając oczu i leżał tak, leżał. – Jak teraz zasnę, a ty mnie obudzisz, to stąd pójdę i zostaniesz tu sam, a ja przy pierwszej lepszej okazji wpierdolę tobie, albo sobie kulkę w łeb – Mówił szeptem, sam nie wiedząc czy mówi poważnie, martwiąc się sytuacją obecną.
 
Gruby95 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172