Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2008, 18:36   #22
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
- Nie pijemy, nie palimy. Tego nauczyła nas mama.- powiedział Rodecki celując wciąż tlącym się papierosem do kosza.
Trajektoria lotu niedopałka do złudzenia przypominała wykres funkcji f(x)=-x^2+2x+12. Dagmara z pewnością zainteresowałaby się faktem jak doskonałe matematycznie kształty potrafi stworzyć natura, gdyby nie była noga z matematyki i gdyby wkurzająco roztrzepany Eteryta właśnie nie wyrwał jej z ust ulubionego Davidoff’a i nie potraktował go w tak bestialski sposób wyrzucając do kosza. Już miała wszczynać dziką awanturę, kiedy przypomniała sobie, że jest poważną panią adwokat, a szanujący się prawnicy nie powinni zniżać się do takiego poziomu. Zmełła w ustach przekleństwo odnoszące się do właściciela tego „domostwa”, a kiedy ten ruszył do kuchni, bez jakiegokolwiek skrępowania wyciągnęła z paczki następnego papierosa, zapaliła go, wygodnie oparła się o zakurzony parapet i delektując się smakiem tytoniowego dymu delikatnie drapiącego gdzieś w gardle czekała na coś, co miało być herbatą.
Rodecki właśnie wracał z kuchni niosąc herbatę i ogórki, gdy zobaczył jak kobieta po raz kolejny bezcześci jego krzew róży. Już miał coś powiedzieć, jednak Dagmara była szybsza. Zanim mężczyzna podszedł do niej, by kolejny raz zabrać jej to toksyczne świństwo, ona zdarzyła zmrużyć oczy w minie wyrażającej najprawdopodobniej zadowolenie z samej siebie, zaciągnąć się mocno dymem i buchnąć nim prosto w twarz Eteryty, gdy ten otwierał właśnie usta, by po raz kolejny zwrócić jej uwagę.
- O! Przepraszam – rzuciła kobieta ze słabo udawanym żalem, gdy otworzyła oczy i zobaczyła jak mężczyzna zamiera w bezradności. – Nie zauważyłam cię.
Zanim Rodecki zdążył cokolwiek powiedzieć Dagmara zgasiła papierosa, a peta wrzuciła do kosza. W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Niebawem we wnętrzu kawalerki znalazło się jeszcze troje ludzi.
Pierwsza weszła młoda dziewczyna z niesforną burzą długich włosów opadających na kark i zasłaniających niemal całą szyję i prawie połowę nienaturalnie bladej twarzy. Wyglądała na niezwykle zniecierpliwioną, a stan jej wkurzenia pogłębił się jeszcze, gdy ujrzała towarzyszącego im Kultystę. Z jej ust popłynął rwący potok wyzwisk i obelg, których nie powstydziłby się szewc, czy marynarz.
Za nią wkroczyło dwóch mężczyzn. Pierwszy był młodszy, ubrany w sposób, który Dagmarze przypominał swobodny zlepek w pośpiechu znalezionych ubrań. Drugi z mężczyzn był nieco starszy i dobrze zbudowany. Jako jedna z nielicznych osób z całego tego towarzystwa był w miarę przyzwoitym człowiekiem, a przynajmniej na takiego wyglądał.
Pierwszy z mężczyzn wyraźnie nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Stał obok młodej dziewczyny słuchając jak ta oblewa swego rozmówcę kolejną falą wyzwisk i wydawał się być tylko dodatkiem do jej nieprzeciętnej osobowości. Drugi zaczął od rozliczania się z Rodeckim co do kosztów związanych z zakupami, po czym przedstawił się wszystkim.
Stanisław” – pomyślała Dagmara, – „ Tak miał na imię dziadek. Całkiem niezłe imię tylko trochę przestarzałe. Przynajmniej nie brzmi tak idiotycznie jak Delfin, czy inna Paloma.
- Jestem Dagmara – odezwała się podając nowo przybyłemu rękę do uścisku. – Miło mi.
Niebawem Chris (Czy nie tak mu było na imię?) i młoda dziewczyna wyszli na podwórko, by kontynuować „konwersację”. Za nimi podążył równie młody chłopak o nieciekawej aparycji.
W tym czasie Rodecki zdążył już wrócić do kuchni, by przygotować resztę poczęstunku. Gdy tylko zauważył dwa sześciopaki piwa leżące na dnie reklamówek, zaczął coś biadolić o demoralizacji społeczeństwa, ale Dagmara już go nie słuchała. Pogrążyła się we własnych myślach i nic poza nimi już nie istniało.
Nie dziwię się, że Rodecki to stary kawaler. Która kobieta wytrzymałaby z mężczyzną z tak ciasnym umysłem, nastawionym tylko na kwanty, równania różniczkowe, oscylatory harmoniczne i inne niewiele mówiące normalnym ludziom hasła?! Przecież każda zanudziłaby się na śmierć w jego towarzystwie! A gdyby była wyjątkowo odporna, lub wyjątkowo zakochana, niechybnie umarłaby na coś zaraźliwego w całym tym brudzie i syfie.
Z zamyślenia wyrwało ją skrzypienie otwieranej klapy w podłodze – bram do naukowego raju Rodeckiego. Dagmara przez chwilę zastanawiała się jak by tu wykręcić się sianem od oglądania złomu konstrukcji szalonego naukowca, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Nie miała wyboru. W swoich butach na wyjątkowo wysokim i cienkim obcasie zeszła do piwnicy uważając, by przy okazji nie powinęła jej się noga i nie połamała sobie wszystkich kości zleciwszy na dół. Udało się.
Niebawem całe towarzystwo znalazło się w dusznym i zakurzonym pomieszczeniu, a Dagmara znów mogła się wyłączyć. Jej myśli powędrowały bardzo daleko; do urzędu skarbowego, który będzie musiała jeszcze raz odwiedzić; do jej biura, w którym czekała na nią sterta pism do wypełnienia, podpisania i odesłania do sądu czy prokuratury; wreszcie do zacisznego wnętrza mieszkania, które nieprędko miała zobaczyć.
Znów została wyrwana ze świata swoich myśli. Tym razem to Stanisław zakłócił jej spokój proponując papierosa. Z początku nie bardzo wiedziała co powiedzieć. Dopiero po chwili dotarł do niej sens słów mężczyzny. Uśmiechnęła się łagodnie i odpowiedziała:
- Z przyjemnością.
Nie czekając na reakcję reszty oboje wyszli do brudnego pokoju, a następnie na zewnątrz budynku. Młoda dziewczyna wciąż wypluwała z siebie lawinę obelg, a Dagmara była pełna uznania dla jej bogatego repertuaru, bo miała wrażenie, że żadne z wyzwisk nie powtórzyło się dwa razy.
- Jesteś z Wrocławia? – zagadnęła, gdy Staś zapalił jej papierosa.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 31-08-2008 o 20:18.
echidna jest offline