Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2008, 19:29   #30
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Gelimycetes, Chatka Pana Kapelusznika, 1 dzień do osiągnięcia pełnego wzrostu.


Poranieni i wyczerpani nie mieli innego wyboru jak zaufać sobie nawzajem i przyjąć oferowaną pomoc…

Karolinka skinęła głową słysząc prośbę Lorelei i powtórzyła jej słowa już zrozumiałe dla wszystkich. Najwyraźniej mówiła jakimś tajemniczym wspólnym językiem. – Pani Róża powiedziała, że nazywa się Lorelei Lodowa Róża i jeśli jesteście ranni, może opatrzyć i wyleczyć wasze rany. Możecie jej zaufać, zna się na tym, jest Obdarzoną czy jakoś tak.

Odmówienie pomocy, w stanie, w jakim się znajdowali było co najmniej głupie tak, więc nikt nie oponował, kiedy Obdarzona zaczęła zajmować się rannymi. O wiele większą nieufność wywoływała Kocica, która ucieszona ze swej przydatności zaczęła stosować okłady z grzybków. Nie dało się nie zauważyć, iż ją również mógł zrozumieć każdy. Najważniejsze było, że naturalne opatrunki jak i czary Lorelei działały. Wszyscy mało mówili, głównie przez uciążliwy problem bariery językowej jak i przez nienajlepsze humory. Dagata, Thimoty i Nigel już po chwili nie wyglądali jak siedem nieszczęść, choć ciężko było mówić o znaczącym polepszeniu.

Karolinki zajmowały się tymczasem sobą, tym razem nie kwapiąc się do połączenia, lecz wszyscy byli zbyt zajęci żeby zwrócić na to większą uwagę.

Wtedy pojawił się Acheont i wywołał niemałe zamieszanie paplając bez umiaru. Szczególnie upodobał sobie Obdarzoną, jednak nim ta zdążyła zareagować na zadziwiającego natręta, Świetlisty porwał zmizerowaną dziewczynkę i odleciał z nią wprost do chatki.

-Eeee wolałam Pana Świetlika jak smacznie spał i mało mówił. – podsumowała to co się wydarzyło Karolinka. – Jeśli wszyscy mają siłę iść to proponuje to samo, Pan Kapelusznik na pewno na nas już czeka.

Wszyscy byli ciekawi tajemniczej postaci, która wreszcie miała im wytłumaczyć wszystko co się do tej pory wydarzyło. Powoli zaczęli zbierać się drogi.

W tym samym momencie Acheont i Karolinka byli już w ogródku. Marudzenie świecącej kulki o mdłościach, przeraziło dziewczynkę i ta zrobiła parę kroków w bok automatycznie, tak na wszelki wypadek.

-Panie Kapeluszniku, przyprowadziłam ich. – pisnęła wyraźnie wyczerpana. Nie minęły dwie sekundy, a do Świetlistego dotarło czyjeś nucenie. Drzwi chatki otwarły się a w nich pojawił się wysoki, przystojny mężczyzna o ciemnych włosach, ubrany w biały fartuszek w czerwone kropeczki, za którego można było dostrzec wytarte już mocno jeansy i brunatny gruby sweter. Był oczywiście jeszcze kapelusz, niepasujący już kompletnie do całości. Niósł on tackę, na której ułożone były filiżanki, talerzyk z ciastkami i mały czajniczek, z którego unosiła się biała para.

Acheontowi wydawało się przez chwile, że, gdy mężczyzna zerknął na niego usta wykrzywiły mu się w grymasie niezadowolenia. Trwało to jednak zbyt krótko, bowiem uśmiech szybko odmalował się na jego twarzy.

- Idealnie, właśnie zaparzyłem cudowną herbatkę. – Jego głos był niezwykle miękki i czuły, mimo to nawet nie zapytał o zdrowie dziewczynki. Zamiast tego rozstawił filiżanki i zaczął nalewać aromatyczny wywar. Choć czajniczek był bardzo mały, naparu wystarczyło dla wszystkich. Zwrócił się wreszcie do lewitującej kulki, nie przerywając zajęcia. – Proszę spocząć i częstuj się.

- O nareszcie i reszta się zjawiła, w samą porę! – zakrzyknął, kiedy pozostali zbliżyli się do jego posiadłości i machnięciem ręki zaprosił wszystkich do środka.– Proszę, proszę siadajcie i skosztujcie mojej przepysznej herbatki. Gwarantuje, że postawi was na nogi.

Cóż był to dosyć niespodziewany widok po tym co przeżyli, ale przeszli już tak wiele, że chwila odpoczynku była niezwykle kusząca.

Gdy ktokolwiek chciał coś powiedzieć, Kapelusznik gestem uciszał go i dalej nalegał. –Najpierw herbatka, potem rozmowa a i proszę zaparkuj to coś blaszanego za domem. Nie chcemy przecież zniszczyć trawnika prawda?. – w jego głosie było coś, co nie pozwalało na sprzeciw. Gdy Thimoty wrócił z powrotem, wszyscy jak zaczarowani zabrali się za poczęstunek. Herbatka była wyborna, choć jej smak był ciężki do określenia. Dopiero po chwili wszyscy wiedzieli, czemu gospodarz tak nalegał na jej spożycie. Ciepło, jakie dostarczała, rozchodziło się po całym ciele i przynosiło przyjemną ulgę. Miała najwyraźniej cudowne właściwości lecznicze.

Mężczyzna jako jedyny nic nie pił i przyglądał się każdemu po kolei. Jego wzrok, choć pozornie sympatyczny, wwiercał się w zebranych. W końcu przerwał milczenie.

- Karolinko możesz podać listę? – jedna z dziewczynek posłusznie podała mu swój notatniczek.

-Lorelei Lodowa Róża, Dagata, Niaa–zaczął czytać listę a futerko na całym ciele Kocicy zjeżyło się, kiedy doszedł do niej. – Thimoty Payton, Acheont i Nigel Summers. Taak zapewnie macie wiele pytań, pozwólcie najpierw, że się przedstawię. Możecie mówić na mnie Kapelusznik bądź krótko, K. – Złapał za kapelusz wstając i już miał go najwyraźniej zdjąć i skłonić się uprzejmie, lecz rozmyślił się widocznie i jedynie przejechał palcami po jego rondzie.

Przez to całe przestawienie nie zauważył, jak Karolinka uśmiechnęła się łobuzersko i puściła oko do Dagaty. Tylko one dwie wiedziały, iż Nigela nie było pierwotnie na tej liście, którego dziewczynka kierując się swoim dobrym serduszkiem do niej dopisała. Kto wie ile zawdzięczał tej małej.

-Ekhm taak, jesteśmy prawie w komplecie, ale możemy zaczynać. Sprowadziłem was… – podjął przemowę i nagle zmarszczył, po czym zwrócił uwagę najbliższej dziewczynce. – Karolinko, miałaś to wcześniej załatwić eh. Moi drodzy, obdarzam was, darem mowy. Będziecie sobie mogli teraz pogadać między sobą do woli i poplotkować o głupotkach.

Troszkę poirytowany tym, że wciąż musiał zmieniać temat a co gorsza nikt nie zrozumiał jego żartu, podrapał się po kapeluszu i zjadł jedno maślane ciastko zanim ponownie przemówił.

-Wreszcie. Sprowadziłem was tutaj w jednym celu. Uśmiejecie się, ale zostaliście wybrani do uratowania wszechświata przed zbliżającą się zagładą. Jeszcze herbatki? – zaproponował nieoczekiwanie szczerząc się do gości . – Herbatka w takich chwilach jest nieoceniona. Nie? Trudno…A co do tej zagłady, to nic takiego naprawdę. Takie tam naruszenie serca wszechświata, które zaczęło wariować i pewnie niektórzy z was już zaobserwowali dziwne rzeczy w waszych światach.

Trzeba mu było przyznać jedno, miał fatalne poczucie humoru i aż prosił się o pieprznięcie w twarz.

-Zaczynacie od jutra, dzisiaj będziecie się mogli zdrzemnąć u mnie w domku. – i choć wszyscy wpatrywali się w niego oczekując dalszych wyjaśnień, Kapelusznik najwyraźniej skończył.

Zakłopotany faktem, że zebrani ciągle się na niego gapili obejrzał się za siebie i nie dostrzegając nic dziwnego zapytał. – Mam coś na twarzy, tak? Ludzie zawsze są tacy niemili, nie powiedzą człowiekowi tylko będą wytrzeszczać ślepia.

-Panie Kapeluszniku, pewnie chcieliby się dowiedzieć co będą robić. – Karolinka pośpieszyła mu z pomocą.

-A taak. Taka drobnostka, odnalezienie i zdobycie czterech przedmiotów: grzebienia, lustra, szkatułki i pierścienia. Jak nic stworzyciel musi być kobietą skoro wybrał takie przedmioty jako manifestację swojej mocy hahahaha. – Widząc, że nikt się nie śmieje, spochmurniał i robiąc wielce urażoną minę dokończył. – Straszne mi się ponuraki trafiły. To macie jakieś pytania?

 
mataichi jest offline