Francesca odbiła się od ściany i wygodniej ułożyła broń w dłoniach. Jej oczy zdawały się puste i zmęczone. Gdzie zniknęła ta radosna rozgadana służka?
Nawet się nie ruszyłam. Spokojnym wzrokiem śledziłam każdy krok dziewczyny gdyby chciała zaatakować. Jednak ona nie atakowała a ja bynajmniej nie miałam zamiaru niczego zaczynać. Na pierwszy rzut oka widać było że poprzednik jej do pięt nie dorastał.
-Atakuj - powiedziałam spokojnie-
a nie chcę z tobą walczyć, ale będę się bronić.
- Nic do ciebie nie mam. - rzuciła cicho wyzuta z wszelkich emocji. I zbliżyła się do ciebie. Najpierw przykucnęła na jednej nodze i zrobiła półkole prawym mieczem, aby cię podciąć.
Podskoczyłam i opierając ręce na jej ramionach zrobiłam pół śruby lądując bezpośrednio za nią.
Francesca zrobiła salto w kierunku Celestina i zamachnęła się, aby wbić mu miecz w serce, w ten sposób szybko likwidując jeden z celów, kiedy nagle rozległ się krzyk. Zatrzymała się. To nie Celestin, jego ciało nadal tkwiło w tej samej pozycji. Spojrzała na ciebie, szukając źródła dźwięku. To też nie było to.
- Ani się waż.
I wtedy kątem oka ogarnęła lustro.
Celestin cały i zdrowy. A właściwie jego duch.
To było dziwne, ale nie miałam czasu na zastanawianie się o co w tym wszystkim chodzi. W tym momencie moim priorytetem było obronić Celestina, a w każdym razie to co za niego uważałam. Podbiegłam do służki i korzystając z chwili zdziwienia dziewczyny, mocnym kopnięciem "odsunęłam" ją od ciała mężczyzny.
-Ze mną walczysz, jego zostaw w spokoju, raczej nigdzie ci nie ucieknie - obrzuciłam ją mrożącym spojrzeniem.
Zdawała się nawet nie czuć bólu. Machnęła, jakby jej nie zależało, prawym mieczem, abyś musiała sparować. Metal spotkał metal.
-
Niezupełnie. Widzisz - teraz ciebie odepchnęła. Obie stałyście na wyciągnięcie ręki od ciała Celestina.
- Dostałam polecenie zabić ciebie i jego. W tym momencie to on jest twoim słabym punktem.
Co więcej zdawała się nie mieć oporów, żeby go wykorzystać.