Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-08-2008, 19:53   #191
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Ruszyłyście obie zdecydowanie do przodu, ale tak naprawdę to "przód" przybył do was. Zza wyłomu pojawiło się dwóch strażników i już bez żadnego zdziwienia wyciągnęli szpady. Dwóch na jedną trochę to niesprawiedliwe, można by rzec. Francesca może cię zaskakiwała, ale bronią to się posługiwać nie potrafiła. Ale od kiedy to życie bywa sprawiedliwe? Zanim strażnicy do was dobiegli usłyszałyście łomot i z metalowych drzwi, przy których do tej pory stałyście, ktoś od środka ściągnął sztaby. Drzwi uchyliły się, robiąc łomotu tyle, co by umarłego obudziło. Szkoda, że pod tym kątem nie dało się zajrzeć, co też ten gruby metal odsłonił.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 22-08-2008, 19:21   #192
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
Sytuacja wyglądała naprawdę nieciekawie. Potrafiłam walczyć, ba nawet całkiem nieźle. Kilka ostatnich lat spędzonych na statku rozwinęło mój refleks i zwinność, jednak bądźmy szczerzy, walka nie należała do moich ulubionych rozrywek. Zawsze istniało ryzyko bolesnej, niesympatycznej śmierci. To nie było miłe. Na szczęście odganianie tego uczucia także stopniowo opanowałam i jeśli istniała taka konieczność, stawałam do walki. Najgorzej było zacząć potem już jakoś szło. Jedyny problem polegał na tym, że tym razem nie miałam współtowarzysza broni a co za tym szło, żadnego ewentualnego wsparcia. Francesca w każdym razie nie wyglądała na osobę, która mogłaby mi takowego udzielić. Odsunęłam się instynktownie od sekundę wcześniej otwartych drzwi. Niepewność powoli, ale za to bardzo skrupulatnie wierciła mi dziury w brzuchu. Nie miałam pojęcia, co mogło się zza owych drzwi wyłonić. W najlepszym wypadku będzie to jeden ze strażników, w najgorszym (w każdym razie najgorszym, jaki mi w tej chwili do głowy przychodził) będzie to białowłosa z polową armii. Rzucać się samemu na dwóch przeciętnych strażników, to jeszcze nic strasznego. Porywać się na grupę ponad 5 osobową to głupota (chyba, że strażnicy to straszne łajzy jednak takich róża raczej nie najmuje), ale walczyć z całą strażą w pojedynkę to szaleństwo! Właściwie szaleństwem było przyjście tutaj. Ja nawet nie wiem czy Celestin jeszcze żyje. A co jak zginął na miejscu?! Potrząsnęłam głową odpędzając od siebie nieprzyjemne, zupełnie mi w tej chwili nie potrzebne, myśli. „Nie! on musi żyć!” Problem polegał na tym jak długo JA jeszcze pożyję żeby się o tym przekonać... Odsunęłam się jeszcze trochę od drzwi, aby zwiększając kąt widzenia, móc lepiej oceniać bieżącą sytuację i w razie, czego lepiej się zorientować w walce. Odsunęłam prawą nogę do tyłu i ściskając mocniej miecz przyjęłam pozycję gotowości do ataku.
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline  
Stary 31-08-2008, 00:15   #193
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
W lustrzanym odbiciu...

Celestin oparł głowę na ramieniu siostry.
- Przepraszam. - wyszeptał i przymknął oczy - Obiecałem Ci, że przyprowadzę Go z powrotem. Teraz już raczej... - zaschło mu w gardle - to znaczy... Chyba mi się już nie uda.
"Co ja do diabła robię? Do reszty zwariowałem. Rozmawiam z marą przeszłości. Umieram, sam na własne życzenie. A raczej pozwalam się zabić, utopić w przeszłości, we wspomnieniach, utraconych nadziejach, słowach teraz zbędnych." Płynnym ruchem przesunął głowę z ramienia "siostrzyczki" na jej kolana.
Słońce z wolna żegnało się z doliną.

- Co mi po twoich przeprosinach? - smutek głęboko przesiąkł jej głos. - Gonisz za nieuchwytnym duchem, latawcem porwanym przez wiatr, a ja? Co ja z tego mam? Nie dość, że straciłam ojca, to jeszcze odebrał mi brata.
- To nie miało być tak. -
starał się oponować, słysząc słowa pełne goryczy - Myślałem, że...
Ale cóż mógł jej odpowiedzieć? Celestin wziął głęboki wdech. Chciał to jej wyjaśnić, pokazać, że to ona się myli, że to wszystko ma głębszy sens. Ale myśli rozpierzchły się, rozmyły, sam nie potrafił sobie jasno uzmysłowić prawdy, a co dopiero... Prawdy?
Na jego policzek kapnęło coś mokrego. Otarł twarz dłonią i spojrzał na dziewczynkę. Oczy pełne łez.
- Cóż mi po twoich wyjaśnieniach? - ranił jak nóż przecina cienką tkaninę. Widok łez w jej oczach. - Sama potrafię wymyślić wymówki. Karmię nimi matkę i codziennie modlę się do Theusa, żeby nam Cię zwrócił.
Jej widok przywoływał wspomnienia. Tak samo lały się łzy po jej policzkach, kiedy opuszczał dom. Wczepiła się w jego płaszcz. Nie chciała puścić. Żadne słowa nie działały. Żadne pocieszenie. Żadne zapewnienie. Wtedy Celestin zaślepiony zemstą, nic nie dostrzegł. A ona wiedziała. Wiedziała, że już nie wróci. Ta straszna prawda dotarła do niego i zmroziła serce. Na całym świecie miał tylko je dwie i porzucił je dla ducha. Celestin otarł łzy siostrzyczki.
- Jak matka? Dobrze się ma?
Dziewczynka uśmiechnęła się delikatnie i założyła włosy za uszy.
- Matula codziennie zostawia lampę w oknie.
"Poczciwa matula. Czeka.
" Odkąd pamiętał, zawsze czekała. Lampa co noc oświetlała drogę wędrowcom. Miała pomóc temu, jedynemu, zaginionemu. "Teraz jest nas dwóch". Uśmiechnął się kwaśno do siebie. Nie dość, że słuchał i rozmawiał z duchem to jeszcze mu wierzył.
- Wybacz. - otarł ponownie jej łzy, które wyglądały jak małe perełki. Nieskończenie spadały. Ciągle i ciągle. Pojawiały się na jej policzkach wytyczając szlak ku krągłemu podbródkowi. Usiadł i wziął jej dłonie w swoje.
- Wybacz mi.
- Za późno. -
uśmiechnęła się blado. Wstała i ruszyła wolno ścieżką, która pięła w górę wzgórza obsadzonego zbożem.

- Margot! - zawołał za znikającą postacią w złotych łanach.
- Znajdź mnie! Teraz twoja kolej! Ja ciebie ciągle szukam!
Celestin ruszył biegiem za siostrą, która znikała po drugiej stornie wzgórka. Za cieniem sprzed lat. Zwolnił. Ciągle zapominał, że przecież jest wewnątrz lustra. Iluzja realności oparta na jego wspomnieniach. Przecież siostra pisała do niego. Zmieniła się. Urosła. Musiała zmienić się, skoro zaczęła matce przypominać jego samego prawda? Stanął. Wstrętna, nic nie warta magia. Westchnął i spojrzał na pole pszenicy. Zupełnie jakby znów miał 10 lat. Koło domu pola co roku obsadzono złotymi kłosami, a on co roku biegał i chował się tam przed rodzicami. Zamknął oczy. "Jak mogłem do tego dopuścić? Jak mogłem dopuścić do tego, że jakaś rzecz wtargnęła do moich wspomnień i tak bezczelnie je bezcześci?"
- Nasunęło mi się to samo pytanie. - Celestin nie mógł uwierzyć własnych uszom. Otworzył oczy. Znów znajdował się zupełnie w innym miejscu.

Przed nim, jak żywy, siedział ojciec. Zatrzasnął trzymaną książkę (zapewne oderwał się dopiero co od lektury) i odłożył ją na bok.
- Musimy porozmawiać, Celestinie.

...i po drugiej stronie

-...i czemu Jej jeszcze TU nie ma? - ta irytacja w tym charakterystycznym głosie, dochodzącym zza dopiero co otwartych drzwi. To musi być...
- Róża - szepnęła lekko przerażona Francesca.
Strażnicy od strony załomu zbliżali się szybkim krokiem.
- Ja się nimi zajmę, a Ty idź!! - pchnęła cię w stronę otwartych drzwi. Widząc twoją niepewność, dodała jeszcze jedno "No idź!" i ruszyła odważnie w stronę strażników.

Gdzieś, gdzie sięga tylko pamięć.



Bywa tak, że wszędzie dociera się zbyt późno. Bywa tak, że kiedy w końcu odnajdzie się to, czego szuka się przez całe życie, i jeden ruch skrzydeł motyla odbiera nam to bezpowrotnie.

Say hello to death

Czasem uświadamiamy sobie własne pragnienia i nadzieje, dopiero gdy zabiera nam się coś, bez czego nie można się obejść. Dopiero gdy mocne dłonie zaciskają się na twej szyi, i brakuje tchu, wtedy okazuje się, jak bardzo potrzebujemy powietrza do życia.

Słonecznik.

Tak jej mówili. Gdy jeszcze rosły i pokrywały pola słoneczniki. Wyglądała zupełnie jak słonecznik, gdy biegała pomiędzy nimi. Zwinnie, śmiejąc się, ukazując białe ząbki, podtrzymując swój słomkowy kapelusz, śledząc uważnie swoimi czarnymi węgielkami wszystkich dorosłych z wioski.

Teraz jest tu tylko pył.

Kiedy w końcu, po latach bez-pamięci, wspomnienia wróciły (gdy tylko zobaczyła ponownie pola słoneczników) i nie zwlekając podążyła tam, skąd przywoływał ją wiatr, zastała tylko pył.

I kilkadziesiąt czaszek.

Ostrzegające wszystkich zbyt odważnych, aby nie próbowali ponownie sadzić słoneczników. Tutaj. Nigdy więcej.
I wtedy poznała Ją. Ona dała jej siłę. Możliwości. Dała wiedzę, narzędzie i sposobność. Aby się zemścić. Ona wymagała doprawdy niewiele w zamian.

Wierność aż do śmierci.

Cóż to jest w obliczu spełnionej zemsty?
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 31-08-2008, 16:10   #194
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
Róża. Poczułam niemiłe ukłucie w żołądku. Myśl o spotkaniu z tą konkretnie kobietą nigdy nie należała do najmilszych, ale teraz, kiedy perspektywa stanięcia z nią twarzą w twarz stała sie tak niesympatycznie realna, zrobiło mi się niedobrze. "spokojnie, dasz radę, bo w końcu jak nie ty o kto?" zacisnęłam ręce w pięści i szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Nie było czasu na zastanawianie się. Zmrużyłam oczy, spuściłam głowę i parłam przed siebie z determinacją mogącą miażdżyć mury. Przekraczając próg przymknęłam oczy i nagle.. poczułam przed sobą opór. Definitywnie wpadłam na jakiś obiekt. Twardy obiekt jak wywnioskowałam po nowo narastającym guzie. Otworzyłam oczy i spojrzałam .. na siebie. Miałam lekko zdezorientowaną minę. Podniosłam wzrok do góry i jak się okazało widok zirytowanej, lekko zdziwionej twarzy strażnika okazał się mniej przyjemny. Serce mi na chwilę stanęło ale natychmiast odskoczyłam do tyłu. Odwróciłam wzrok i szybko omijając towarzystwo mruknęłam pod nosem
- ja tu tylko zwiedzam - Niestety ich zdziwienie spowodowane dość nietypową sytuacją trwało bardzo krótko, bo dosłownie sekundę później poczułam mocny, zacieśniający się uścisk na lewym nadgarstku.
-zaraz, a ty.. - Strażnik nie skończyły zdania gdyż jego twarz spotkała się z moim butem. "Nie mam na to czasu!" przemknęło mi przez myśl.


Mężczyzna zachwiał się do tyłu, ale nie upadł. W tym czasie drugi obnażył szablę. Gdzieś pomiędzy zgrzytaniem zbroi usłyszałaś jęk pełen wyrzutu przechodzący w krzyk Furii.
- TO TY?!?
Celestin siedział nieruchomo na krześle, nie widziałaś, czy jeszcze żyje. Czyżbyś się spóźniła?


- nie, to nie ja - odparałam bez większego namysłu z takim przekonaniem jakby to była najświętsza prawda. Normalnie używając takiego tonu ludzie zaczynali się zastanawiać czy woda aby na pewno jest mokra czy może tak jak starasz się im wmówić - sucha. Spojrzałam na Celestina i serce mi zamarło. Wyglądał tragicznie. Musiał przejść przez piekło. Chciałam do niego podejść ale chwilowo strażnik postanowił skupić na sobie całą moją uwagę. Swoją drogą zdziwiło mnie że się nawet nie przewrócił. Nie jestem może najsilniejszą osobą ale przeważnie od takiego kopnięcia ludzie padali nieprzytomni. Ten tutaj tylko się zachwiał. Stawiając dotychczas uniesioną kończynę na ziemi obróciłam się i drugą nogą uderzyłam w brzuch. Praktycznie bez reakcji. Jedynie podparł nogą się robiąc lekki wykrok do tyłu. Z zestresowaną lekko przerażoną miną spojrzałam na Różę:
-Nieźli są, skąd ty ich bierzesz?
To było stresujące. W dodatku drugi strażnik postanowił pomóc koledze. Sekundę późniejsza reakcja z mojej strony i byłoby nieciekawie. W ostatnim momencie zdążyłam się uchylić. Chwyciłam mocniej miecz i ustawiając ostrze poziomo wykonałam pierwsze pchnięcie.
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline  
Stary 31-08-2008, 18:59   #195
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
- Nie będzie ci dane się przekonać. - słowa Róży z trudnością opuściły jej zaciśnięte szczęki.
Podczas walki nie miałaś czasu na podzielność uwagi. Dlatego tylko z niezadowolonej minie właścicielki "Domu Uciech" mogłaś stwierdzić, że bynajmniej nie jest zadowolona z obrotu spraw. Kto inny by się raczej cieszył, że jego nawiększy wróg wkracza do jego domu i daje pratekst, żeby się go pozbyć z czystym sumieniem. Czyżby chodziło jej o Celestina? Wyglądał smętnie, ale nie zauważyłaś jakichś śladów po szczypcach, kopniakach czy czymś bardziej wymyślnym. O co tu chodzi? I po co w takim miejscu lustro? Zawsze mogłabyś zapytać Róży. Na razie problem raczej stanowili ci dwaj. I to do tego, ten w zbroi jak dąb. Co tu zrobić? Mimo iż drasnęłaś tego drugiego, to i tak jedynym wyjściem było przemieścić się trochę dalej od framugi. Ona ci tu przeszkadzała. Kto teraz takie wąskie drzwi robi? Powinien się wstydzić. No cóż. Bywa różnie.

Starłam się przesunąć do przodu ale było ciężko. Dwu chłopa przeciwko jednaj mnie. Dlaczego ja zawsze muszę się pakować w kłopoty? Dlaczego jak każdy normalny człowiek nie mogę się trzymać od takich sytuacji z daleka? Cholerny ojciec i jego cholerna klątwa. W dodatku strażnicy nie chcieli dać się ruszyć. Powoli ogarniała mnie irytacja. Zerknęłam na Celestina "Nie mam na to czasu!" Teraz byłam już konkretnie zdenerwowana. Postanowiłam za wszelką cenę przesunąć się z framugi i jakimś cudem skopać obu osiłkom tyłki. W każdym razie na chwilę obecną złość ogarnęła mnie do tego stopnia że wydawało mi się to jak najbardziej możliwe. Może tylko mnie? Zacisnęłam mocniej ręce na klindze i zaatakowałam najbliżej stojącego mężczyznę robiąc w międzyczasie unik przed drugim. Żeby uniknąć ciosu strażnik musiałby sie cofnąć i miałam nadzieję że właśnie to zrobi. Swoją drogą kto to widział żeby dwóch facetów atakowało na raz jedną, bezbronną (powiedzmy) dziewczynę! Niech ich szlag!

I rzeczywiście cofnął się. Ale co z tego, kiedy ten w zbroi zablokował ci przejście (jednocześnie parując cios)? A drugi już mu wtórował kolejnym pchnięciem w twoją stronę?
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 31-08-2008 o 22:41.
Latilen jest offline  
Stary 31-08-2008, 22:26   #196
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
Wkurzyłam się. Dlaczego oni do cholery nie mogą się przesunąć. Źle mi się walczy w takich warunkach. Odepchnęłam miecz parującego i tym razem zamiast zrobić unik sama sparowałam kolejny cios. Nie będę przed nikim uciekać! Tak mi się przynajmniej wydawało ale nie zawsze jest inne wyjście. Nie miałam większej możliwości ruchu więc kiedy drugi ze strażników wykonywał cięcie musiałam się odchylić do tyłu. Jednak nie zmarnowałam ani sekundy. W momencie odchylania zrobiłam wykop do przodu z całej siły uderzając w krocze drugiego mężczyznę. Wyprostowałam się i momentalnie zaatakowałam strażnika przed którym wcześniej musiałam się uchylić. Zrobił unik a na tym mi właśnie zależało. Strażnik który dostał wcześniej w genitalia zgiął się z bólu, ale na tym jego cierpienia się nie skończyły gdyż sekundę później z całej siły wtuliłam kolano w jego twarz. Upadł na ziemię. Jeden z głowy przeleciało mi przez myśl.

Upadł i już nie wstał. Ale krwi się lało jak ze świniaka. Rozkwasiłaś mu nos, nie ma co. Spodnie na kolanie zaczęły być nieprzyjemnie wilgotne. No i zniszczył ci spodnie. Bo wypadałoby je od razu zaprać, zanim krew na powietrzu zbrązowieje, bo potem już nic się z tym nie da zrobić. Za dużo przebywasz z Simone, że takie myśli nawiedzają cię w takiej chwili. Pod Twoim kolejnym ciosem strażnik w zbroi cofnął się. W końcu koniec z brakiem miejsca! Wpadłaś do pomieszczenia, a Róża tylko zaciskała coraz mocniej palce na ramie lustra, aż jej kostki pobielały. Usta w linijkę. Gdyby nie purpurowa suknia z głębokim dekoltem, można by rzec , że jej ziemista cera wtapia się w cień i półmrok pomieszczenia.
Ten ze zbroją zaczął machać jakoś bardziej energicznie szablą. Zrobiłaś jeszcze jeden krok do przodu i drzwi głucho się za tobą zatrzasnęły.

Moja złość osiągnęła punkt krytyczny. Co dziwne zupełnie się przy tym wewnętrznie wyciszyłam. Czysta, chłodna analiza. odwróciłam się i spojrzałam na zamknięte drzwi.
-hmpf- rzuciłam jakby mnie to w ogóle nie obeszło bo istotnie miałam to gdzieś. Zrobiło się co prawda ciemniej ale nie jakoś przesadnie ciemno. Wszystko jedno, tak długo jak widziałam swojego przeciwnika nic mnie nie obchodziło. Podczas gdy mężczyzna wykonywał kolejny bezsensowny młynek mieczem ja jedynie przecięłam bronią powietrze, jakby strząsając z niej niewidoczną wodę. Beznamiętnie, z lekko opuszczonymi powiekami obserwowałam strażnika. Cały świat na tą konkretnie chwilę przestał istnieć. Nie liczyło się nic, chciałam po prostu skopć jego cholerny tyłek. Trzymałam miecz w jednej ręce. Był ciężki, ale mój. Przyzwyczaiłam się do jego ciężaru. Uśmiechnęłam się przerażająco.
3,2,1.. Ruszyłam na mężczyznę błyskawicznie zadając pierwszy cios. Tego się najwyraźniej nie spodziewał. Na szczęście dla niego, udało mu się w ostatnim momencie zmienić tor właśnie wykonywanego młynka i sparować mój cios. Miecze skrzyżowały się w powietrzu nad naszymi głowami. Strażnik zrobił krok do tyłu ale ja nie zamierzałam się cofać. Przeciwnie, natychmiast wykonałam obrót i zaatakowałam od drugiej strony. Głuchy odgłos niezbicie oznaczał że trafiłam w zbroję. To nic. Wolną ręką uderzyłam z łokcia w twarz mężczyzny. Odsunął się, ale nie przewrócił, zupełnie jakby go na sekundę zamroczyło. Na jakich witaminach oni go hodowali? Nie czekałam aż się ocknie. Zaatakowałam z dołu celując w bok. Chciałam aby ostrze weszło od spodu pod zbroję. Niestety szybko oprzytomniał i sparował cios. Uderzył z góry jednak byłam na to przygotowana i bez problemu sie obroniłam. W momencie gdy miecze były skrzyżowane zdobiłam krok w jego kierunku, siłą rzeczy zmuszając go do uniesienia broni wyżej. Oczywiście ruch był w pełni przemyślany. Zanim Zdążył nawet pomyśleć o wykonaniu obrotu, bezlitośnie wbiłam kolano w jego podbrzusze. Zbroja mu nie pomogła. Zgiął się z bólu w pół jedną ręką podpierając się o ziemię. Spokojnie zwiększyłam dzielącą nas odległość i obserwowałam jak dyszy.
- wstawaj - rzuciłam beznamiętnie - to jeszcze nie koniec.
Wyraźnie go to rozdrażniło. Wyglądał jak zraniona bestia. Ba, wściekła zraniona bestia z rządzą mordu w oczach. Uśmiechnęłam się. A więc to był koniec. Zaślepieni gniewam nigdy długo nie wytrzymują.
Strażnik rzucił się na mnie prawie z rykiem. Zaatakował z boku z olbrzymią siłą. Sparowałam ten cios chociaż musiałam równocześnie odskoczyć kawałek bo bądźmy szczerzy chłop jak dąb był ode mnie przynajmniej dwa razy silniejszy.
Mimo że odskoczyłam, pół sekundy później byłam znowu przy nim. Zaraz po ataku napastnik traci na sekundę równowagę. Bez problemu wykorzystałam ten moment. Wykonałam obrót i zadałam łokciem cios z góry prosto w jego pustą głowę. Ziemia dokończyła dzieła.
Skończyło się. Dopiero teraz powoli docierała do mnie rzeczywistość. Zdałam sobie sprawę że dość ciężko mi się oddycha. Walka mnie wciągnęła i nawet nie zauważyłam zmęczenia. Dopiero po stanie w jakim znajdowało się moje zmęczone ciało, zdałam sobie sprawę że było naprawdę ciężko pokonać teraz już nieprzytomnego osiłka. oparłam ręce na kolanach i oddychając ze zmęczeniem spojrzałam na Różę.
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline  
Stary 31-08-2008, 23:09   #197
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Róża nie poruszała się. Zastygła w pozycji stojącej. Może trochę bardziej zbladła, jej usta zwęziły się. Tylko te oczy. Ta gorejąca nienawiść. Nigdy jeszcze nikt tak na ciebie nie patrzył. W normalnej sytuacji, pewnie byś popatrzyła w inną stronę, w końcu to męczące walczyć na spojrzenia z kimkolwiek, ale w obecnej sytuacji. Zapewne wyglądałaś tak samo.
- yua...- Celestin wydał z siebie jakieś niesprecyzowane mruknięcie.
Obie z Róża powoli przeniosłyście wzrok na jego mizerną figurę. Nie miał na sobie koszuli, bandaże zdążyły już zbrązowieć i całkowicie przesiąknąć krwią. Ale jeszcze żył. To już coś. Tak na początek...


Nie zapominając o wnętrzu lustra.

Celestin zrezygnował z jakiegokolwiek oporu. Usiadł prosto na trawie i przyjrzał się ojcu. Właśnie tak go zapamiętał. To jego zawsze zamknięte, chłodne i zawzięte spojrzenie. Czarne włosy opadające falą na ramiona. Półuśmiech, w którym odzwierciedlała się cała niewiara w świat. Tak, to ten którego szukał aż do śmierci. Celestin sam się uśmiechnął. Jakież myśli stały się gorzkie.
- Nie mam zamiaru z Tobą rozmawiać. - wzruszył ramionami. Zmęczyła go rozmowa z duchem siostry, ba!, z iluzją siostry. Nic nowego nie wnoszą.
- Tak uważasz? - głos ojca, lekko kpiący nie poruszył wcale Celestina. Powoli dopadał go marazm. Już mu wszystko jedno.
- Synu, myślałem, że jednak nerwy masz mocniejsze. Kiedy udawałem się na spacery po najróżniejszych lustrach w tym domu, zdawałeś się bardziej uparty.
Celestin zmarszczył czoło.
- Spacery?
Mężczyzna pochylił się w stronę rozmówcy.
- A jakże by inaczej? Nie jest możliwym, aby siedzieć to przez 15 i zupełnie nic nie robić. Są tu też inni budowniczowie, ale nie przepadam za nimi. Zapewne wyglądałbym tak samo - pustym wzrokiem gapiłbym się w niebo - gdybym nie zauważył ciebie. - mówił spokojnym głosem, starając się, aby syn jak najwięcej zrozumiał. Obawiał się, że nie zostało mu za wiele czasu, a jeśli zapadnie w zupełną obojętność to też zrobi się z niego roślinka. Jak z pozostałych. - Wszedłeś do posesji Róży, w kremowych rękawiczkach ze wzorem ze starego babcinego obrusu - kwiaty tworzące misterną mozaikę wyobrażającą twarz kobiety.
Celestin, wbrew oczekiwaniom ojca, słuchał go z rosnącym zainteresowaniem. I przestrachem. On wyjechał, zanim matka zrobiła mu te rękawiczki ze starego obrusu. Żadnym sposobem nie mógł o nich wiedzieć.
- Czerwony płaszcz, zapewne mój przerobiony, spinki od rękawów z różami, odświętna koszula, kapelusz kupiony na ulicy obok (jedno z okien wychodzi na uliczkę targową, a widziałem tam identyczne)...
- To dlaczego TAK wyglądasz? - Celetin przerwał ojcu. A jeśli rzeczywiście istnieje szansa na wydostanie się?
- TAK czyli jak?
- Młodo.
- A to, żeby cię kochany nie wystraszyć. Tutaj możliwości (magiczne) są o wiele szersze. Szkoda, że nie ma z kim rozmawiać.
- wzruszył ramionami.
- Skoro możesz "zwiedzać" lustra, to czemu nie uciekłeś, czemu mi się wcześniej nie pokazałeś?
Wątpliwości, rozum, wątpliwości, i ta łaskocząca myśli nadzieja.
- Mogę ci to rozrysować ze szczegółami i pokazać na kilku manuskryptach, ale raczej nie masz tyle czasu, prawda? Twoje ciało powoli umiera.
Celestin wstał.
- To co mam zrobić?
Ojciec uśmiechnął się cierpko, przez co jego usta wykrzywiły się w nieprzyjemny grymas. Oczy zapłonęły.
- Jak tam Twoje dłonie, kochany?
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 01-09-2008, 00:26   #198
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
Mój gniew który na sekundę przygasł, teraz zapłonął na nowo. Chłodno stwierdziłam że właściwie powinnam się bać Róży tak jak przedtem, ale mój umysł funkcjonował chwilowo na trochę innym poziomie. Podeszłam do Celestina i dotknęłam dłonią jego twarzy. Bez reakcji. jego oczy były zupełnie puste, nie było w nich żadnego życia. Tak jakby jego ciało było pustą skorupą. Zmrużyłam oczy i wzrokiem mogącym miażdżyć najtwardsze skały spojrzałam Róży prosto w oczy.
-Coś ty mu zrobiła?
Spojrzałam na przesiąknięte bandaże. Nie mogłam mu zmienić opatrunku, w każdym razie nie w tej chwili. Takie rzeczy należy robić na spokojnie. Emanowała ze mnie przerażająca aura która zagęszczała atmosferę i jednocześnie ostrzegała każdego byłby na tyle głupi żeby się zbliżyć. Zupełnie ignorując Różę wyciągnęłam pozostałe dwa bandaże (jeden niestety poszedł się paść kiedy udawałam mężczyznę) i obandażowałam istniejące już opatrunki. Przynajmniej nie straci więcej krwi.

Róża nie poruszała się. Tylko spoglądała na ciebie coraz bardziej nienawistnie. I pewnie byś nawet poluzowała sznury, którymi był przywiązany do krzesła, ale oderwały cię od tego słowa Róży.
- Ty? - popatrzyłaś w jej kierunku, a tuż przy drzwiach stała Francesca. Nie wychwyciłaś momentu, kiedy weszła do pomieszczenia. Zdziwił cię zupełnie jej strój.

Kiedy zdążyła się przebrać? Na ramieniu majaczył tatuaż w kształcie kwiatu. Czyżby to był... Słonecznik?
- W końcu. Ileż można na ciebie czekać? - rzuciła chłodno Róża. - Zajmij się nią. I nim. Żegnam cię.
Rzuciła na odchodnym w twoim kierunku i wyszła, zamykając za sobą szczelnie drzwi.Francesca stała nieruchomo plecami do ściany. Po wydanym poleceniu przytaknęła głową. Dopiero po chwili spojrzała bezpośrednio na ciebie.

Spokojnie, beznamiętnie spojrzałam na dziewczynę. Nawet nie byłam zdziwiona, w końcu to voddacce. Czyżbym się przyzwyczajała? Prawdopodobnie w normalnych warunkach zaczęłabym litanię pod tytułem: "oby nie" ale jakoś chwilowo nie miałam na to ochoty. Wyprostowałam się i podnosząc miecz stanęłam na przeciwko dziewczyny. W takim ustawieniu zasłaniałam sobą Celestina. To dobrze, on nie był w stanie się bronić. Właściwie to ciężko powiedzieć czy był w stanie cokolwiek zrobić. Znowu wykonałam gest jakby otrzepywała miecz z wody. Bez słowa, spoglądając na nią lodowatym do szpiku kości wzrokiem, czekałam.
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline  
Stary 01-09-2008, 02:20   #199
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Francesca odbiła się od ściany i wygodniej ułożyła broń w dłoniach. Jej oczy zdawały się puste i zmęczone. Gdzie zniknęła ta radosna rozgadana służka?
Nawet się nie ruszyłam. Spokojnym wzrokiem śledziłam każdy krok dziewczyny gdyby chciała zaatakować. Jednak ona nie atakowała a ja bynajmniej nie miałam zamiaru niczego zaczynać. Na pierwszy rzut oka widać było że poprzednik jej do pięt nie dorastał.
-Atakuj - powiedziałam spokojnie- a nie chcę z tobą walczyć, ale będę się bronić.
- Nic do ciebie nie mam.
- rzuciła cicho wyzuta z wszelkich emocji. I zbliżyła się do ciebie. Najpierw przykucnęła na jednej nodze i zrobiła półkole prawym mieczem, aby cię podciąć.
Podskoczyłam i opierając ręce na jej ramionach zrobiłam pół śruby lądując bezpośrednio za nią.
Francesca zrobiła salto w kierunku Celestina i zamachnęła się, aby wbić mu miecz w serce, w ten sposób szybko likwidując jeden z celów, kiedy nagle rozległ się krzyk. Zatrzymała się. To nie Celestin, jego ciało nadal tkwiło w tej samej pozycji. Spojrzała na ciebie, szukając źródła dźwięku. To też nie było to.
- Ani się waż.
I wtedy kątem oka ogarnęła lustro.

Celestin cały i zdrowy. A właściwie jego duch.

To było dziwne, ale nie miałam czasu na zastanawianie się o co w tym wszystkim chodzi. W tym momencie moim priorytetem było obronić Celestina, a w każdym razie to co za niego uważałam. Podbiegłam do służki i korzystając z chwili zdziwienia dziewczyny, mocnym kopnięciem "odsunęłam" ją od ciała mężczyzny.
-Ze mną walczysz, jego zostaw w spokoju, raczej nigdzie ci nie ucieknie - obrzuciłam ją mrożącym spojrzeniem.

Zdawała się nawet nie czuć bólu. Machnęła, jakby jej nie zależało, prawym mieczem, abyś musiała sparować. Metal spotkał metal.
- Niezupełnie. Widzisz - teraz ciebie odepchnęła. Obie stałyście na wyciągnięcie ręki od ciała Celestina. - Dostałam polecenie zabić ciebie i jego. W tym momencie to on jest twoim słabym punktem.
Co więcej zdawała się nie mieć oporów, żeby go wykorzystać.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 01-09-2008, 14:04   #200
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
- coś w tym jest- nie odrywałam wzroku od dziewczyny. Miała racje. Walka z silnym przeciwnikiem nigdy nie była łatwa, ale walka z silnym przeciwnikiem i jednoczesna obrona nieprzytomnej osoby to najgorszą z możliwych konfiguracji. Gdyby Celestin był chociaż przytomny mógłby sam się czasem odsunąć przed atakiem, jednak na to nie mogłam liczyć. Za wszelką cenę musiałam ją jakoś odciągnąć od ciała mężczyzny. Tylko jak? Na razie nie mogłam się ruszyć bo przeciwniczka mogła sparować cios i w kontrataku wymierzyć w Celestina. Więc czekałam.

Było źle. Celestin o tym wiedział. Uwierzył w niemożliwe - że jego ojciec rzeczywiście żyje wewnątrz lustra. Jak istniała szansa, że to prawda? Ale teraz stał tu, za grubą ścianą ze szkła, widząc swoje nieprzytomne ciało i Moirę stojącą tuż obok. Nie pamiętał, co dokładnie zrobił, żeby znów być tak blisko rzeczywistość. Ale co ona tu robi? Czyli nie udało jej się uciec? Był pewny, że wybrał dobry kamień z własną krwią - ten w porcie. To dlaczego znów jest tu? I co tu robi Francesca.
- Przepraszam, ale nie mam na to czasu. - wzruszyła ramionami była służka i machnęła prawym mieczem tak, aby trafić w twoją szyję. A najlepiej pozbawić cię od razu szyi.

Odchyliłam do tyłu jednocześnie szybko znajdując wzrokiem lewy miecz. Skoro walczy na dwa miecze z pewnością zaraz będzie go chciała użyć. Złapałam ją lewą ręką za prawy nadgarstek który w tym momencie znajdował się nade mną i nie czekając aż wykona ruch lewym mieczem, zaatakowałam jej lewy bok. W tym momencie aby nie dać się zranić musiała sparować mój atak wolną ręką. Na to czekałam . W tym ustawieniu miała odsłonięty brzuch w który z całej siły postanowiłam kopnąć.

Niestety ona chyba przewidziała twój ruch i twój cios spłynął po jej kolanie. Po czym powtórzyła twoje kopnięcie, tyle że prawą nogą.
Nie dostałaś mocno, pchnęła cię tylko o krok do tyłu. Rozwarłyście uścisk i nadal stałyście o krok od fotela Celestina.
Franceska zmierzyła cię wzrokiem.
- Co, dalej tylko się bronisz? - rzuciła cicho, beznamiętnie. Spojrzałyście sobie w oczy. Już znała odpowiedź. Zwinnie zrobiła krok prawą nogą i poprowadziła lewy miecz po półkolu w twoją stronę.

Przerzuciłam momentalnie miecz lewej ręki i sparowałam jej cios. Nie miałam wyboru. gdybym miała parować prawą stroną prawdopodobnie zahaczyłabym o nieprzytomnego mężczyznę.
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172