- Czyli jest jeszcze szansa. - uśmiechnął się do ciebie. Zgiął palce, jakby chciał wziąć twoją dłoń w swoją, ale bariera nie puszczała. Wstał i odsunął się o krok od lustra.
Twoja noga zaczęła śmiesznie mrowić, w miejscu, gdzie miałaś bransoletę.
- Co do..? - spojrzałam na swoją lewą nogę
- Chyba noga mi zasnęła. - tupnęłam mocno w ziemię, ale mrowienie nie ustało.
Bransoleta zdawała się świecić i dzwonić delikatnie. Cichutko pobrzękiwać. Ale przecież to niemożliwe?
- Moira... - Celestin zwrócił twoją uwagę na taflę lustra, która zaczęła wyraźnie falować, jak wzburzona woda.
Ze zdziwieniem spojrzałam na Celestina.
- Nie wiesz czasem co się dzieje? - spytałam niepewnie. Przyłożyłam dłoń do tafli lustra. Powierzchnia była jak guma. Kiedy jej dotykałam to oblepiała mi palce i ciągnęła się, ale po odsunięci ręka nie była klejąca. Spojrzałam na bezwładne ciało mężczyzny. Z niejakim wysiłkiem przesunęłam je na przeciwko lustra.
-hmm.. - stanęłam za materialną częścią Celestina i przeplatając przyłożyłam jego dłoń do tafli.
Natrafiłaś na opór. "Nie uda się" przemknęło ci przez myśl. I już chciałaś posadzić ciało z powrotem (ciężki był niemiłosiernie i nie wygodny do przenoszenia) na posadzce, kiedy usłyszałaś kolejne brzdąknięcie i ręka swobodnie przeszła na drugą stronę. Co więcej lustro jakby wessało ciało do środka, ciebie odepchnęło a tafla uspokoiła się.
Celestin przyglądał się sobie z mieszanką zainteresowania, nadziei i niedowierzania. Czy to dzieje się naprawdę? Zdążył jeszcze raz na ciebie spojrzeć i nagle duch został wciągnięty przez ciało. No teraz przynajmniej był jeden. Tylko że jakoś się nie poruszał. Ciężko stwierdzić, czy oddychał. Chwila przeciągała się.
Podbiegłam do lustra i położyłam na nim dłonie patrząc jakby oprzez szybę na leżącego po drugiej stronie mężczyznę.
Ten jęknął, przyciągnął kolana do siebie i otworzył w końcu oczy.
Rana na brzuchu paprała się coraz bardziej, czuł to. Nieprzyjemna wilgoć, słabość i brak czucia w boku. Tylko raz w życiu był w takich opałach i nie miał ochoty tego powtarzać, a tu jak się ładnie układa. Starał się usiąść. Całe jego ciało słuchało go ze strasznym opóźnieniem. Co więcej wydawało mu się, że to wcale nie jego ciało. I jeszcze to uczucie, że otacza go galareta. Ba!, on oddycha galaretą. Otarł usta. Wsparty o ramę lustra, wstał w końcu na nogi i uśmiechnął się do Moiry.
-
Dziękuję. - położył swoją dłoń na tafli tak, żeby pokrywała się z dłonią dziewczyny.
Nagły niepokojący dźwięk odrzucił was od lustra. Patrzyliście jak zahipnotyzowani, jak tafla zamarza. Jakby zamieniła się w kawał lodu.
- Co się dzieje?
Miałaś złe przeczucie. Coś ci mówiło, że jeśli to się skruszy...
I nagle usłyszałaś ciężko wyobrażalny chrzęst od strony dwóch pozostałych kobiet. Zdążyłaś zapomnieć, że one w ogóle tutaj są i walczą. Chrzęst od razu skojarzył ci się negatywnie, z krzesłem. Niestety miałaś rację. Francesca, poirytowana sztuczkami Margot po prostu wyrzuciła krzesło ze swojej drogi. Jego nogi zachrzęściły o kamienną podłogę i całe uniosło się siłą wyrzutu w powietrze. Zdążyłaś tylko odwrócić się w połowie i jakby ktoś zwolnił czas, zobaczyłaś jak powoli płynie w stronę lustra. Twoje ręce samowolnie uniosły się w górę, aby je zatrzymać, ale niewiele to dało. Metalowa ram uderzyła w lodową powierzchnię, a ta natychmiast rozbryzgała się w tysiące mały kawałków. Kilka poraniło ci twarz i dłonie, kilka utkwiło w skórze. W uszach grzmiał potężny krzyk Margot pełen przerażenia, furii i nieszczęścia. Z wściekłością tak potężną, iż w jej oczach obudziła się chęć mordu, uderzała raz po raz na Francescę. W końcu z niespodziewaną siłą ramieniem (nadziewając się na sztylet) pchnęła służkę i przygwoździła ją do ściany i cięła na wysokości brzucha, głęboko.
Zrozpaczona podbiegła do resztek lustra i nie wiedziała co ma zrobić. Bezwładnie brała je do rąk, tępo się im przyglądając i starała się jakoś je do siebie przypasować.