Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-09-2008, 14:37   #201
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Miała nadzieję, że to zrobisz. Momentalnie błysnęło lewe ostrze. Ale co dziwne, nie zaatakowała twojego wyeksponowanego lewego boku, tylko sunąc ostrze po ostrzu, przygwoździła twój miecz do kamiennej podłogi. Jednocześnie, korzystając z twojego zaskoczenia, lewą nogą dźwignęła się na oparcie fotela, a prawą (obecnie na wysokości twojej twarzy) mocno zdzieliła cię kopniakiem w głowę. Poleciałaś na lustro, a to zachybotało się od siły, z jaką się na nim wsparłaś. Przez moment widziałaś tylko przerażonego ducha Celestina ("Nic ci nie jest?" pytał z przestrachem, przykładając dłonie do szkła), obicie błysku ostrza Franceschi w źrenicy monteńczyka i czerwone krople krwi. Natychmiast odwróciłaś się z powrotem do służki. Ale jej już nie było na fotelu. Myślałaś "Zabiła go". Zapadła cisza. I wtedy z cienia wyłoniła się Francesca. Stała kilka kroków od fotela. Trzymała się za zraniony bok. Jasna krew barwiła jej ramię i twarz. Jej własna krew. Coś ją "zdmuchnęło" z oparć fotela i rzuciło w głąb pomieszczenia. Spojrzałaś w stronę drzwi, skąd zapewne nadleciały strzały.

Białowłosa, co cię tak tropiła. O tak, tej ci tu tylko brakowało! Gdzieś po drodze zgubiła płaszcz, na sobie miała tylko źle zapięty kubrak i zabrudzone krwią spodnie. Odrzuciła z pogardą kuszę.
- Odsuń się od tego lustra, do diabła! - rzuciła do ciebie wściekle sycząc. W jej dłoni zamajaczyła krótka kitajska szabla. Francesca już ruszyła w kierunku ciała Celestina, ale białowłosa była szybsza. Kilkoma ruchami odsunęła ją od krzesła.
- Theusie... - usłyszałaś niewyraźny szept Celestina. - Margot.
Najważniejsze, że to sojusznik, prawda?
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 01-09-2008, 22:29   #202
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
Nie wiem dlaczego ale jakoś bez zastanowienia posłuchałam jej. Odepchnęłam się od lustra i ruszyłam w stronę ciała Celestina. Głowa bolała jak diabli. Francesca miała naprawdę mocny wykop. Dodatkowo widziałam tylko na jedno oko. Drugie niestety za sprawą rozwalonego łuku brwiowego, odbierało świat na czerwono. Przetarłam wierzchem dłoni ranę ale niewiele to pomogło, wystarczyło 20 sekund i świat znowu stawał się czerwony. Nic przyjemnego. Spojrzałam na białowłosą. Nie wiedziałam czy jest moim sojusznikiem czy wrogiem, w końcu na dobrą sprawę nawet jej nie znałam, ale jakoś nie miałam siły pytać. Jeżeli mnie zaatakuje, będę sie po prostu bronić. Oddech znowu stał się zauważalnie cięższy. Niech to szlag, kondycja już nie to co za akademickich czasów. Wzięłam dwa głębsze oddechy i zaczęłam rozluźniać powoli więzy którymi mężczyzna był przywiązany do fotela. Szarpałam się tak przez minutę aż zdenerwowana rozcięłam liny mieczem. Tak było o wiele prościej a ja na chwilę obecną nie miałam w sobie ani krzty cierpliwości.

Ciało Celestina było zupełnie bezwładne. Ale w tym miejscu, tuż obok walczących kobiet - złe miejsce. Niechcący on lub nawet ty sama, możecie dostać rykoszetem.
- Moira! Przynieś mnie tu. - zaproponował głos z lustra.

Obejrzałam się. Prosto z lustra spoglądał na mnie Celestin. Dopiero teraz powoli docierało do mnie co widziałam. Otworzyłam usta bo chciałam coś powiedzieć ale jakoś nie wiedziałam od czego zacząć więc bez słowa je zamknęłam. Podeszłam do ciała mężczyzny i wzięłam je pod pachy. Ściągnięcie go z krzesła prawie zwaliło mnie z nóg, a i trwało wieki. Kiedy podparłam się dłonią o podłogę, tuż nad uchem usłyszałam świst metalu. A nie zamawiałam strzyżenia. Kiedy udało mi się już jakimś cudem ściągnąć go z krzesła, a ciężki był jak diabli (bezwładne ciało zawsze waży najwięcej) obeszłam go i znowu chwytając pod pachy tylko tym razem od tyłu, prześcignęłam do przed lustro. Złapałam oddech i popatrzyłam na ducha Celestina.
- No fajnie... i co teraz?
- Nie wiem. - powiedział cicho, jak gdyby chciał już się poddać. Rzucił okiem na swoje ciało. -Naprawdę wyglądam aż tak źle? Zostało mi niewiele czasu. W takim razie, przepraszam, że cię fatygowałem. - westchnął głęboko i oparł się plecami o taflę lustra. Teraz zdawało ci się, że to okno, szyba w oknie. Tylko jak to coś się otwiera?

- Tylko mi sie tu teraz nie poddawaj! - rzuciła Miora i uderzyła w tafle lustra dokładnie w miejsce gdzie znajdowała się głowa mężczyzny - nie po to tyle tu lazłam i przechodziłam przez to piekło żebyś tak łatwo rezygnował!
Celestin spojrzał na ciebie zaskoczony. Nie spodziewał się, że podniesiesz na niego głos.
Miałam zaciętą i lekko zirytowaną minę.
-skoro da się "wejść do środka to musi się też dać stamtąd wyjść. Logiczne - nie do końca, cała sytuacja była nielogiczna ale jakoś nie zawracałam sobie tym głowy. Zagryzłam wargi i ze skupieniem oglądałam ramę lustra.
-powinni dołączać do takich rzeczy jakąś instrukcje obsługi - dodałam z niezadowoleniem wciąż szukając jakichkolwiek wskazówek.

- Masz rację. Muszę wziąc się w garść, tutaj dziwnie się myśli. Już mi się miesza, co jest naprawdę, a co jest iluzją. - wykonał zamaszysty ruch rękami, pełen rozpaczy, dezorientacji, próby wyjaśnienia. - Za każdym razem, kiedy otworzę oczy, krajobraz wokół mnie zmienia się. O czym to mówiliśmy...? A tak, mówisz "logiczne". Tylko, że to jest artefakt syrnecki. One nie działają na prawach logiki. - zamilkł na chwilę. - Wejście polegało na rodzaju hipnozy. Oparł głowę o taflę lustra. Przyjemnie grzała jego głowę... grzała?! Dotknął szyby w innym miejscu. Była lodowato zimna. Spojrzał na Moirę.
- Dotknij - wskazał miejsce, w które wcześniej uderzyłaś. - Jest ciepłe prawda?

Z zaciekawieniem przyłożyłam dłoń dokładnie w miejscu gdzie Celestin po drugiej stronie lustra. W całości nasze dłonie wyglądały prawie jak wzajemne odbicie. Faktycznie, była ciepła.
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez alathriel : 02-09-2008 o 19:57.
alathriel jest offline  
Stary 01-09-2008, 23:22   #203
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
- Czyli jest jeszcze szansa. - uśmiechnął się do ciebie. Zgiął palce, jakby chciał wziąć twoją dłoń w swoją, ale bariera nie puszczała. Wstał i odsunął się o krok od lustra.
Twoja noga zaczęła śmiesznie mrowić, w miejscu, gdzie miałaś bransoletę.

- Co do..? - spojrzałam na swoją lewą nogę - Chyba noga mi zasnęła. - tupnęłam mocno w ziemię, ale mrowienie nie ustało.

Bransoleta zdawała się świecić i dzwonić delikatnie. Cichutko pobrzękiwać. Ale przecież to niemożliwe?
- Moira... - Celestin zwrócił twoją uwagę na taflę lustra, która zaczęła wyraźnie falować, jak wzburzona woda.

Ze zdziwieniem spojrzałam na Celestina.
- Nie wiesz czasem co się dzieje? - spytałam niepewnie. Przyłożyłam dłoń do tafli lustra. Powierzchnia była jak guma. Kiedy jej dotykałam to oblepiała mi palce i ciągnęła się, ale po odsunięci ręka nie była klejąca. Spojrzałam na bezwładne ciało mężczyzny. Z niejakim wysiłkiem przesunęłam je na przeciwko lustra.
-hmm.. - stanęłam za materialną częścią Celestina i przeplatając przyłożyłam jego dłoń do tafli.

Natrafiłaś na opór. "Nie uda się" przemknęło ci przez myśl. I już chciałaś posadzić ciało z powrotem (ciężki był niemiłosiernie i nie wygodny do przenoszenia) na posadzce, kiedy usłyszałaś kolejne brzdąknięcie i ręka swobodnie przeszła na drugą stronę. Co więcej lustro jakby wessało ciało do środka, ciebie odepchnęło a tafla uspokoiła się.
Celestin przyglądał się sobie z mieszanką zainteresowania, nadziei i niedowierzania. Czy to dzieje się naprawdę? Zdążył jeszcze raz na ciebie spojrzeć i nagle duch został wciągnięty przez ciało. No teraz przynajmniej był jeden. Tylko że jakoś się nie poruszał. Ciężko stwierdzić, czy oddychał. Chwila przeciągała się.

Podbiegłam do lustra i położyłam na nim dłonie patrząc jakby oprzez szybę na leżącego po drugiej stronie mężczyznę.

Ten jęknął, przyciągnął kolana do siebie i otworzył w końcu oczy.

Rana na brzuchu paprała się coraz bardziej, czuł to. Nieprzyjemna wilgoć, słabość i brak czucia w boku. Tylko raz w życiu był w takich opałach i nie miał ochoty tego powtarzać, a tu jak się ładnie układa. Starał się usiąść. Całe jego ciało słuchało go ze strasznym opóźnieniem. Co więcej wydawało mu się, że to wcale nie jego ciało. I jeszcze to uczucie, że otacza go galareta. Ba!, on oddycha galaretą. Otarł usta. Wsparty o ramę lustra, wstał w końcu na nogi i uśmiechnął się do Moiry.
- Dziękuję. - położył swoją dłoń na tafli tak, żeby pokrywała się z dłonią dziewczyny.
Nagły niepokojący dźwięk odrzucił was od lustra. Patrzyliście jak zahipnotyzowani, jak tafla zamarza. Jakby zamieniła się w kawał lodu.
- Co się dzieje?
Miałaś złe przeczucie. Coś ci mówiło, że jeśli to się skruszy...
I nagle usłyszałaś ciężko wyobrażalny chrzęst od strony dwóch pozostałych kobiet. Zdążyłaś zapomnieć, że one w ogóle tutaj są i walczą. Chrzęst od razu skojarzył ci się negatywnie, z krzesłem. Niestety miałaś rację. Francesca, poirytowana sztuczkami Margot po prostu wyrzuciła krzesło ze swojej drogi. Jego nogi zachrzęściły o kamienną podłogę i całe uniosło się siłą wyrzutu w powietrze. Zdążyłaś tylko odwrócić się w połowie i jakby ktoś zwolnił czas, zobaczyłaś jak powoli płynie w stronę lustra. Twoje ręce samowolnie uniosły się w górę, aby je zatrzymać, ale niewiele to dało. Metalowa ram uderzyła w lodową powierzchnię, a ta natychmiast rozbryzgała się w tysiące mały kawałków. Kilka poraniło ci twarz i dłonie, kilka utkwiło w skórze. W uszach grzmiał potężny krzyk Margot pełen przerażenia, furii i nieszczęścia. Z wściekłością tak potężną, iż w jej oczach obudziła się chęć mordu, uderzała raz po raz na Francescę. W końcu z niespodziewaną siłą ramieniem (nadziewając się na sztylet) pchnęła służkę i przygwoździła ją do ściany i cięła na wysokości brzucha, głęboko.
Zrozpaczona podbiegła do resztek lustra i nie wiedziała co ma zrobić. Bezwładnie brała je do rąk, tępo się im przyglądając i starała się jakoś je do siebie przypasować.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 02-09-2008, 00:42   #204
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
Zrobiło mi się słabo i coś jakby podcięło mi nogi. Upadłam na ziemię. Nie wiedziałam co się stało. Na chwilę mnie zamroczyło. Czy on...? nie chciałam skończyć postawionego samej sobie pytania. Z wysiłkiem wstałam ponieważ nogi zaczęły mi odmawiać posłuszeństwa. rozejrzałam sie bezradnie dookoła.

Celestin poczuł jakby ktoś go podciął. Rana zaczęła boleć tak mocno, że stracił możliwość myślenia. Kiedy znów otworzył oczy, stał nad nim jego Ojciec.
- Czy ja... nie żyję? - zapytał łamanym głosem.
- I tak i nie. - usiadł obok syna - widzisz, dla tamtego świata przestałeś istnieć, bo twoje ciało jest tutaj. Tyle że to nie stan naturalny, tutaj mogą przebywać jedynie dusze. Dlatego spodziewam się problemów. - uśmiechnął się jak dziecko, które oczekuję prezentu urodzinowego.
- Problemów? - Celestin ułożył się na plecach. - Zresztą nie, nie mów mi. Nie chcę wiedzieć. - Obaj milczący wpatrywali się w zachód słońca. - Czy istnieje szansa, żebym się stąd wydostał?
Ojciec nawet nie niego nie spojrzał.
- jeśli ktoś otworzy ci bramę. Ale do tego potrzeba maga o wielkiej mocy. Który umiałby kontrolować zarówno żywioły zewnętrzne jak i musiałby go słuchać duchy tutaj. Ciężko będzie kogoś takiego znaleźć.
Celestin zamknął oczy. "Czyli zostałem pogrzebany żywcem. Róża się ucieszy. Dopięła swego."
- Ale możesz się skontaktować ze światem zewnętrznym.
- I dopiero teraz mi mówisz?!? - młodzieniec starał się poderwać, ale po kolejnej fali rwącego bólu w boku zrezygnował. - Jak?
Ojciec uśmiechnął się półgębkiem i przytulił syna, klepiąc go o wiele za mocno w plecy.
- No w końcu mówisz jak moje dziecko!
- Nie ma na to czasu! - wyobraził sobie siostrę zupełnie załamaną i Moirę... jego serce lekko się ścisnęło, znał ją tak krótko, może wcale się nie przejmie? - Z drugiej strony myślą, że ja...
- No już, już. - Ojciec przerwał mu i wyjął coś okrągłego z kieszeni.

- Jeśli będziesz patrzył wystarczająco głęboko i długo...

Francesca siedziała oparta o ścianę. Właściwie nie bolała jej ani rana (zapewne śmiertelna), ani świadomość tego, że umiera. Tylko tak ciężko było wziąć porządny oddech. Powieki mocno jej ciążyły. Stopy powoli stawały się coraz chłodniejsze. Dreszcz przeszedł jej po plecach. Czyli tak to wygląda? Nic wielkiego. Zresztą. Zemściła się za całe swoje nieszczęśliwe i połamane życie na mordercach jej rodziny. Literalnie mówiąc wypruła im flaki. Wywiązała się też z obietnicy względem Róży. Wierna do śmierci, w ostatnim pojedynku przegrała, a to że stawką było jej życie... No cóż. Niczego nie żałowała. Właściwie liczyła, że przyjdzie ona szybciej. Zamknęła oczy. Z jej ust wydobył się słaby jęk. Ręce przestały słuchać jej poleceń i stały się zupełnie bezwładne. Znów wpatrzyła się w ścianę naprzeciwko niknącą w mroku. Najpierw mrok nabrał barw, ciemnych. Barwne plamy przelewały się przed jej oczami, rękopensując coraz częstsze dreszcze i ogarniające ją zimno. Obraz klarował się z wolna aż...

- Słoneczniki. - wyszeptała i uśmiechnęła się tracąc przytomność.

Poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Teraz były już pełne nie tylko krwi ale i płynów ustrojowych. Przetarłam oczy ale to nic nie dało. W gardle urosła mi gula i co jakiś czas nie mogłam do końca złapać oddechu. Łkałam. Wtedy mój wzrok spoczął na pokiereszowanej Francesce. Wyglądała marnie, podeszłam do niej i obejrzałam jej rany. Nie było najlepiej, właściwie było beznadziejnie. Dziewczyna straciła przytomność. Powinnam jej nienawidzić i z satysfakcją patrzeć jak cierpi umierając, ale nie potrafiłam. Nigdy nie potrafiłam patrzeć spokojnie jak ktoś umiera, zwłaszcza jeśli istniał chociaż cień szansy że mogę mu pomóc. Miałam jeszcze jeden bandaż, ten ostatni który ściskał moją klatkę piersiową. Nie miałam go wcześniej czasu ściągnąć a teraz był jak znalazł. Ściągnęłam go z siebie i wciąż łkając z zapłakanymi oczami zaczęłam pobandażowywać ranną. Najważniejsze było zatamowanie krwawienia. Większej utraty krwi nie mogłaby przeżyć. Bandaże natychmiast przesiąkły więc podarłam suknię którą do tej pory miałam na sobie zostawiając z niej zaledwie koszulkę na ramiączkach. Obandażowałam dziewczyną jeszcze raz po czym usiadłam obok niej i oparłam się o ścianę. Nic więcej na razie nie mogłam zrobić. Musiałam ochłonąć, chociaż przez chwilę ogarnąć to co się do tej pory wydarzyło.
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez alathriel : 02-09-2008 o 19:50.
alathriel jest offline  
Stary 02-09-2008, 01:07   #205
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Margot nagle wstała i nienawistnie spojrzała na nieprzytomną Francescę.
- To ty... to przez ciebie - zazgrzytała zębami. Patrzyła jakimś pustym, zdeterminowanym wzrokiem na służkę i ruszyła do niej, dalej przytulając do siebie trzy większe kawałki lustra. Podeszła do niej i ściskając (aż za mocno, gdyż poranił jej dłoń, a krew kapała dookoła) kawałek szkła uniosła całe ramię do góry, ewidentnie chcąc wbić je w ciało bezbronnej Francesci.
- Margot! Margot słyszysz mnie? - głos Celestina zdawał się przytłumiony.
- Braciszku? - białowłosa rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem dookoła siebie dalej trzymając rękę w górze.
- Margot! Spójrz na szkło.
- Ale go tu tyle...
- Na największy kawałek, jaki znajdziesz.

Margot rozejrzała się ponownie, niewiele dostrzegając. Natomiast ty zauważyłaś, że trzy największe są w jej objęciach.

Z lekkim nie dowierzaniem, nie do końca wiedząc co się właściwie dzieje słabym głosem rzuciłam :
- Masz je w rękach!
Dziewczyna była tak roztrzęsiona że nie do końca to do niej dotarło. Poderwałam się szybko i prawie wyrywając jej szkoło z ręki obróciłam je taflą do niej (praktycznie przed jej oczami) Mogłam jej wyrwać lustro ale Celestin wyraźnie wołał ją.

- Margot. - na chwilę jego głos stał się tak ciepły i przyjemny. - Tak się cieszę, że żyjesz. Ależ ci urosły te twoje włosy.
Dziewczyna nieprzytomnie starała się dłonią obetrzeć krew z lusterka, żeby widzieć Celestina wyraźniej. Jednak krwawiąca dłoń średnio się do tego nadawała - smugi robiły się jeszcze większe i większe. Widząc, że to nie wiele daje, bo dlaczego to do niej nie docierało, zaczęła chlipać i dodatkowo zrosiła powierzchnię łzami.

Żal mi jej. Może się nie lubimy, ale to nie zmienia niczego. Chcąc jej pomóc rąbkiem sukni sama spróbowałam przetrzeć szkło. Troszkę przejrzało. I nawet wyraźnie dało się dostrzec Celestina. Przynajmniej zarys jego twarzy.

W tym momencie Margot zawyła i dławiąc się płaczem upadła na kolana, opierając się o twoje nogi. Zostałaś stojąc z lustrem w dłoniach.
- Moira? - w jego głosie słychać było autentyczną radość, tego nie da się udawać - Dzięki Theusowi! Myślałem, że może... - chciał powiedzieć "odeszłaś", ale nie przeszło mu to przez gardło. - ...że możesz nie słyszeć. Ja się czujesz, nic ci nie jest? - niepokój wyraźnie odbił się na jego twarzy. - Stąd niewiele widzę.

Byłam lekko oszołomiona. Potem do oczu znowu napłynęły łzy i dwie wielkie krople wyglądające niczym perły rozbiły sie o moje dłonie. Otarłam wierzchem dłoni oczy.
- Przepraszam - dodałam, zupełnie pomijając jego wcześniejsze pytanie jednak po chwili postanowiłam do niego nawiązać - to nie ważne, gdzie ty jesteś? Jak twoje rany?
Uśmiechnął się pocieszająco.
- W tym momencie to nie ma większego znaczenia. Żyję. Ale będę cię musiał prosić o przysługę. - zrobił pauzę, jakby nie mógł znaleźć odpowiednich słów. - Margot to moja rodzona siostra. Ma dopiero szesnaście lat, niezależnie od tego, jak wygląda. Mogłabyś się nią zająć, dopóki... nie dojdzie do siebie?

Mówiłam że nic mnie już w Voddacce nie zaskoczy? Przyjęłam wszystko nad wyraz spokojnie jakby wszystkie te gmatwaniny były dla mnie szarą codziennością. Zaczynałam się przystosowywać? Nieważne.
Spojrzałam na białowłosą. Była roztrzęsiona i opierała się o moje nogi choć mnie samej ciężko było ustać. No nic. Było mi jej naprawdę szkoda.
- Nie ma problemu - odpowiedziałam spokojnie i z delikatnym uśmiechem który jednak szybko stężał - ale powiesz mi co się dzieje?

Westchnął.
- Jeśli to cię uspokoi. Jestem zamknięty w jakimś -
jego uśmiech wykrzywił się nieprzyjemnie, ale tylko na moment. Znów stał się taki, jakim pierwszy raz go spotkałaś. Spokojny, dobrze ułożony młody szlachcic. - co zdaje się innym wymiarem. Może inna rzeczywistość? Ciężko mi powiedzieć. Jedyna brama została zniszczona. Potrzebuję jakiegoś bożka i cudu, żeby się stąd wydostać. - jego twarz powiększyła się, musiał się przysunąć. - Widzisz, mówiłem, że na razie nic się z tym nie da zrobić. - jego głos był wesoły, mimo beznadziei całej sytuacji. - Co z tą trzecią?
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 02-09-2008 o 13:58.
Latilen jest offline  
Stary 02-09-2008, 19:40   #206
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
Odruchowo spojrzałam na Francece.
-Nie jest z nią najlepiej, właściwie jest bardzo źle - nie byłam zadowolona z tego faktu. Na mojej twarzy pojawiło sie ledwo dostrzegalne strapienie - jeśli szybko nie otrzyma fachowej pomocy, nie ma szans na przeżycie. Dosłownie w momencie kiedy kończyłam to zdanie przypomniało mi się co ona właściwie zrobiła i z lekkim przerażeniem połączonym z buntem patrząc spowrotem w odłamek lustra dodałam:
- nie zabiję jej, i nie pozwolę tez tego zrobić twojej siostrze - nie podejrzewałam go o takie życzenia ale wolałam w razie czego jasno postawić sprawę. -Tylko ostrzegam, gdyby przyszło ci coś takiego do głowy.

Celestin spoważniał.
- Nigdy bym cię o coś takiego nie poprosił. Nikogo bym nie poprosił. - Poprawił włosy i delikatny uśmiech ponownie zaczął błąkać się w kącikach jego ust. - Dobrze, nadal nie mamy za wiele czasu. Margot przybyła tu z ludźmi Lucianiego, nie mam pojęcia, co mu za to obiecała - westchnął - ale oni wam pomogą. Przynajmniej w tej chwili. Gdzie Margot? Nic jej nie jest? - zaniepokoił się zbyt długim nie oglądaniem siostry.

Spojrzałam w dół na roztrzęsioną białowłosą, wyglądała jak dziecko.
-fizycznie ma się najlepiej z nas trzech czyli nie jest źle. Jedynie trochę się rozkleiła - obróciłam w rękach lustro tak że teraz tafla skierowana była na Margot. Po chwili znowu odwróciłam odłamek do siebie - musisz jej dać chwilę żeby sie pozbierała.
Byłam zmęczona i , z czego właśnie zdałam sobie sprawę, niektóre informacje docierały do mnie z lekkim opóźnieniem. W lekkim osłupieniu spojrzałam w lustro - zaraz, czy ty powiedziałeś że przyszła tutaj z ludźmi Luccianiego? -zapytałam z lekkim niedowierzaniem

Monteńczyk kiwnął potwierdzająco głową. Zmarkotniał, kiedy zobaczył siostrzyczkę w takim stanie. Theusie, ile by dał, żeby być teraz z drugiej strony i mocno przytulić ją do serca.
- Ojciec widział ich przez lustro w holu. A! - uderzył pięścią w otwartą dłoń, jakby sobie właśnie coś przypomniał. - Słuchaj, dałabyś radę wziąć ten odłamek lustra ze sobą? Inaczej, kiedy opuścisz posesję Róży... - na chwilę zamilkł - to już się raczej nie zobaczymy. Możemy kontaktować się jedynie przez ten kawałek szkła.

"Więcej nie zobaczymy". To zdanie rozbrzmiewało mi w głowie jeszcze przez minutę. Normalnie słysząc taką wypowiedź spojrzałabym "głęboko" w sufit i śmiejąc się oraz udając że staram się zachować powagę, odpowiedziałabym : "kuszące, muszę się zastanowić". Ale nie był to ani czas ani miejsce na żarty. Zamiast tego uśmiechnęłam się delikatnie i odparłam - wiesz, od pięciu minut zastanawiam się w co zawinąć ten odłamek żeby się nie stłukł kiedy będziemy stąd uciekać - co było zgodne z prawdą.

Celestin zaśmiał się.
- Proponuję wykorzystać jeden z worków rzuconych bezwładnie pod ścianą naprzeciw drzwi. Pewnie są trochę "skopane" i śmierdzące, ale powinny wystarczyć. - po chwili, kiedy w końcu zdecydował się coś jeszcze dodać. - Cieszę się, że się tak dobrze trzymasz.
Po czym do głowy mu przyszło, że dlaczego właściwie miałabyś się trzymać źle?, ale oczywiście szybciej powiedział niż pomyślał.
- Uważajcie na Różę, - stwierdził, że jedynym sposobem zakrycia zakłopotania będzie zmiana tematu. -ojciec wyglądając przez różne lustra nigdzie jej nie zauważył. Nie wiem, co o tym myśleć. Ważne że tu jej nie ma.

- o tak, nie wiem czy wytrzymałabym kolejne spotkanie z nią - uśmiechnęłam się choć miałam z tym lekki problem bo każda myśl o Róży sprawiała że przechodziły mnie dreszcze. - no nic, musimy się zbierać, Francesce nie zostało zbyt wiele czasu - Spojrzałam na nieprzytomną dziewczynę - a teraz musisz mi na chwile wybaczyć - to mówiąc położyłam odłamek na ziemi, a łatwo nie było bo Margot wciąż opierała się o moje nogi i podarłam resztę ronda sukni, zahaczając też o materiał z pasa. Teraz z kreacji ostał się jedynie naprawdę krótki top na ramiączkach. Nie miałam innego wyboru. Worki o których wspominał Celestin były zbyt sztywne i istniała szansa że mogły bardziej zaszkodzić szkłu niż je ochronić. Czułam się dość .. naga Kto to widział latać z gołym brzuchem? Nie miałam jednak czasu na takie błahostki. Dłuższe pasma szybko zwinęłam w prowizoryczną rolkę i na chwilę schowałam do kieszeni. Pozostałe części, (mające długość taką jak mój obwód w pasie) chwyciłam w zęby i schyliłam się, na wciąż wyprostowanych nogach, aby podnieść lustro. Trzymając odłamek w jednej ręce wyciągnęłam materiał z ust i powiedziałam z uśmiechem do spoglądającego na mnie Celestina - no to do zobaczenia.

Mężczyzna z początku nie wiedział co robisz, ale kiedy twoja "suknia" zaczęła skracać się i w końcu odsłoniła skórę na brzuchu, odwrócił wzrok. Zrobiłby to szybciej, ale był tak zaskoczony i zadziwiony jednocześnie, że szybkość reakcji trochę opadła. I zdawało ci się, ale czy on się przypadkiem nie zarumienił? Kiedy zwróciłaś się do niego, znów spojrzał w twoim kierunku i uśmiechnął się.
- Szczęścia.

Owinęłam lusterko szczelnie dwa razy żeby na pewno nic mu się nie stało. Nie chciałam przecież stracić jedynego kontaktu z Celestinem. Po raz pierwszy od jakichś 10 minut ruszyłam wreszcie nogami. Nie zrobiłam tego gwałtownie żeby Margot która do tej pory się o nie opierała nie poleciała do tyłu. Białowłosa przechyliła się do przodu i kucała teraz z twarzą schowaną w ramionach, cicho pochlipując. Było mi jej naprawdę szkoda. Młodziutka dziewczyna a pewnością nie jedno już przeszła. Obeszłam ją i kucnęłam prosto przed nią. Nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego co robię ale jakoś instynktownie wsunęłam delikatnie ręce między jej ramiona a boki. Była strasznie spięta, jednak w momencie kiedy wykonałam ten manewr, rozluźniła się lekko jakby zaskoczona tym co się dzieje. Wtedy mocno ją przytuliłam. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz- szepnęłam jej do ucha. - najważniejsze że on żyje
Ludzie zawsze twierdzą że nie cierpią kiedy wmawia sie im "wszystko będzie dobrze", ale to nie prawda. Każdy potrzebuje czasem przytulenia i usłyszenia tych kilku prostych słów. To działa na podświadomość, człowiek wtedy czuje że nie jest do końca sam w swoim nieszczęściu. Odczekałyśmy tak jakieś dwie minuty a kiedy przestała chlipać odsunęłam ją od siebie. Wyciągnęłam z kieszeni materiał który wcześniej do niej schowałam i obandażowałam nim poranione ręce Margot. Dwa pasma wystarczyły idealnie. Wstałam i spoglądając teraz na Francesce powiedziałam:
-teraz najważniejsze to się z tąd wydostać.
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline  
Stary 02-09-2008, 20:57   #207
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Margot jakby stała się trochę bardziej kontaktowa. Cały czas chlipała, wyglądała strasznie (dopiero z bliska zobaczyłaś, jakie ma podkrążone oczy i cała była w krwi, brudzie i pocie), ale jej oczy zdawały się mniej puste. Otarła łzy bandażami i sięgnęła po zawinięte lusterko. Zagryzła dolną wargę i wstała.
- Wydostać się? - powtórzyła za tobą jak echo.
Raptem podeszła do drzwi i szarpnęła je mocno. Z jej ust wydobył się przeciągły gwizd. Przez moment nic się nie działo, po czym usłyszałaś przyspieszone kroki, ba! hałas wskazywał na co najmniej pięć osób. Jakbyś zgadła. Nagle w drzwiach pojawili się mężczyźni, którzy odziani byli jak Straż Miejska.
- Szukaliśmy cię. - jeden rzucił w stronę Margot ze złością. Po czym przeniósł wzrok na ciebie i (podejrzewam widząc spojrzenia swoich podwładnych, gdyż na kapeluszu miał o purpurowe pióro, a wg słów Simone której w zasadzie nigdy nie słuchałaś, to symbol porucznika) zdjął z siebie płaszcz i szybko zarzucił ci na ramiona.
- Znaleźliście Różę? - głos Margot stał się beznamiętny, raczej jej nie interesowała odpowiedź, ale dla zasady zapytała.
- Nie, nigdzie jej nie ma.
Margot wzruszyła ramionami w geście "patałachy".
- Ale znaleźliśmy liczne artefakty. - dalej relacjonował sytuację.
- Lucciani się ucieszy. - skwitowała jego wypowiedź.
- Co dalej, madame du Pount?

W międzyczasie poprawiłam płaszcz, o wiele za duży i zapięłam cztery górne guziki, aby zasłoniły, to co powinny.

- Nic. Możemy wracać. - wzruszyła ramionami i skierowała się do drzwi.
Porucznik niepewnie spojrzał na ciebie i w końcu zauważył Francescę.
- A co z tą ranną?
- Niech zdycha.
- rzuciła przez ramię Moira i nawet się nie odwróciła, znikając w korytarzu.

Spojrzałam na opuszczającą pokój Margot a potem na nieprzytomną Francesce. Nie mogłam jej tak zostawić. Może zrobiła co zrobiła ale działała pod przymusem. Wtedy, podczas walki w jej oczach nie było ani krzty determinacji. W jakiś dziwny sposób czułam sie z nią związana. Od momentu kiedy weszłam na statek Róży działałam pod przymusem, po prostu nie miałam innego wyjścia. Zresztą tak czy inaczej nie zostawiłabym umierającej osoby na pastwę losu. Podeszłam do dziewczyny i kucnęłam tyłem do niej. Najpierw przerzuciłam jej prawą na swoje ramię, a potem lewą. Złapałam za obie ręce i naciągnęłam sobie na plecy. Teraz należało wstać. Mówiłam już jak ciężkie sa bezwładne ciała? Tak, bardzo ciężkie. Odliczyłam do trzech i ze sporym wysiłkiem podniosłam się razem z Francescą na swoich plecach. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że gdybym miała tak tachać o głowę wyższego ode mnie celestina byłoby krucho. Zaplotłam ręce z tyłu żeby mi "nie zjeżdżała" i ruszyłam ku wyjściu. Chwała theusowi że to jednak była kobieta.

Porucznik patrzył na to, co robisz, z szeroko otwartymi oczami. Kiedy chwiejnym krokiem ruszyłaś w kierunku korytarza, nie wytrzymał i zaczął śmiać.
- Patrzcie Panowie, trafiła nam się kolejna Zosia-Samosia. - zatrzymał cię w drzwiach. - Dajcie spokój panienko. Pablo weź tę ranną, nieprzytomną damę, a ty Marco leć po lekarza, żeby już był, kiedy znajdziemy się na posterunku.
Wydał dyspozycje, które natychmiast, bez szemrania zostały wykonane. Od razu lżej ci było na plecach.
- Może panienka chcę się na mnie wesprzeć? - zaoferował ci swoje ramię.


W momencie kiedy ściągnięto mi ranną z barków poczułam się nagle niesamowicie lekko, jakbym straciła jakieś 40 kilo. Czułam jakbym nagle nic nie ważyła. Wzięłam głęboki oddech, bo jednak taszczenie ciał bezwładnych jest strasznie męczące i promiennie odpowiedziałam - dziękuję - Chwilę potem wyprostowałam się jak gdyby nigdy nic i ruszyłam samodzielnie przed siebie.

Usłyszałaś za sobą dobroduszny śmiech.
- A nie mówiłem wam chłopcy? - rzucił, pokazując ci drogę na zewnątrz.
Pierwszy raz skorzystałaś z drzwi w tym domu. Niesamowite, że takie nudne i nieciekawe były w porównaniu do widoku, który rozpościerał się za nimi.

Korytarz wyprowadzający z posiadłości Róży. Na Theusa, tutaj chyba każdy kąt jest inny. I w końcu uliczka,

i wolność. Porucznik wpakował cię, Francescę i Margot wraz z dwoma strażnikami na wóz i samodzielnie powożąc szybko dowiózł na posterunek. Tam czekał już doktor. Strasznie sarkał na to, czym zrobiłaś opatrunki, ale podobało mu się jak je zrobiłaś.
Potem porucznik zaproponował tobie i Margot herbatę w jego biurze - czyli małym pokoiku. Ale chodziło przecież o prywatność.
- Dobrze, tak więc...
- Jesteśmy kwita tak?
- Margot przerwała mężczyźnie i wpatrywała się w niego nieprzyjemnym wzrokiem.
Porucznik westchnął.
- Tak jesteśmy. Twój ojciec uratował mi życie, a teraz ja pomogłem tobie.
- To mogę iść?
- Nie zabronię ci, tylko powiedź mi, co dalej zamierzasz?
- To nie twoja sprawa.

Zapadła cisza.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 03-09-2008, 00:12   #208
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
Do tej pory siedziałam i trzymając w palcach obu dłoni kubek herbaty (bo tylko taka część moich rąk wystawała spod gigantycznego paszcza) wpatrywałam się w taflę naparu. Irytował mnie opatrunek na skroni. Niby niewielka rana a opatrunek zajmował 1/4 głowy. Dodatkowo przyplątywała się z włosami więc nie istniała możliwość spięcia ich w żaden możliwy sposób.
Nie słuchałam dokładnie tego co mówią ale docierał do mnie ogólny sens wypowiedzi. Dopiero kiedy Margot wspomniała o wyjściu skoncentrowałam się na ich rozmowie.
-ja bym jednak wolała wiedzieć co zamierzasz - wtrąciłam się spokojnie. Z początku patrzyłam na twarz dziewczyny jednak po chwili wymownie przeniosłam wzrok na szczelnie owinięty pozostałością po żółtej sukni, kawałek lustra.


Wbiła w ciebie ciężkie spojrzenie.
- Nie masz z tym nic wspólnego. Od początku tylko sprawiasz problemy. - powiedziała i wstała z krzesła kierując się do wyjścia. Nawet nie tknęła swojej herbaty.

Miała rację. Nie było ze mnie żadnego pożytku. W dodatku ona była jego siostrą. Właściwie nie miałam prawa się wtrącać. Przygryzłam wargi i odwróciłam wzrok wbijając go w podłogę.

- Ty to potrafisz zjednywać sobie ludzi. - porucznik napił się swojej herbaty.
Odpowiedziało mu trzaśniecie drzwiami. Zostali we dwoje.
- A ty młoda damo, co teraz zamierzasz? - zwrócił się do ciebie.

Wiedziałam ze nie powinnam była za nią iść. Nie miałam żadnych racji aby się w to mieszać a mimo wszystko czułam że nie mogę tego po prostu tak odpuścić. Coś nie pozwalało mi siedzieć na miejscu i czekać bezczynnie na efekt końcowy. Zresztą tak na dobrą sprawę to byłam w to wszystko już tak zamieszana że bardziej się chyba nie dało. Nie odpowiedziałam porucznikowi. Wstałam bez słowa i podbiegłam do wyjścia. Zatrzymałam się i z lekkim zakłopotaniem uśmiechnęłam się do mężczyzny. Nie wiedziałam gdzie podziać wzrok - przepraszam ale -podniosłam rękę trzymając za opadający rękaw - pożyczę to na trochę - wydusiłam z siebie - ale oddam na pewno - dodałam entuzjastycznie tym razem patrząc prosto na porucznika, po czym wybiegłam za Margot. Zlokalizowałam ją jakieś sto metrów od posterunku na samym środku uliczki. Pobiegłam za nią i kiedy osiągnęłam już swój cel, złapałam ją lekko za rękę -poczekaj.
Wyrwała ci się i spojrzała spde łba.
- Czemu niby?
Otworzyłam usta i nabrałam oddechu. Dobre pytanie. Właściwie sama nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Zamknęłam usta i znowu je otworzyłam.
- ja wiem że nie jestem może najlepszym materiałem na sojusznika ani pomoc. I faktycznie do tej pory raczej tylko pogarszałam sytuację, ale - zapaliły mi się oczy i zmieniałam ton z obwiniającego na przekonujący - ale tkwię w tym od początku i nie potrafię tak ego wszystkiego zostawić. Zresztą nie możesz wszystkiego zrobić sama! Zwłaszcza że czasu jest bardzo mało. Jeśli będziesz taka zawzięta i nie przyjmiesz od nikogo pomocy to doprowadzisz do tego że w końcu Celestin umrze. Naprawdę tego chcesz?! - Wyrzuciłam z siebie to wszystko z taką prędkością że dopiero teraz złapałam oddech i zrobiłam pauzę. Dopiero teraz coś mi przyszło do głowy. Wyprostowałam się i lekko odsunęłam - chyba że dokładnie wiesz co robić, to bardzo przepraszam - podniosłam ręce w geście poddania się - w takim wypadku wystarczy ze zobaczę Celestina całego i zdrowego w rzeczywistym świecie, a postaram się zniknąć z twojego życia - dodałam z przekonaniem. Byłam gotowa to zrobić byleby mieć świadomość że mężczyzna jest bezpieczny.

- A kim ty do diabła jesteś?! - oczy zapaliły jej się gniewem, widocznie dotknęłaś jej słabego punktu - Co cię obchodzi moja rodzina? Czemu się nami interesujesz, co?!
I nie czekając na twoją odpowiedź ruszyła w kierunku portu.

W sumie nie miałam pojęcia dlaczego aż tak cała ta sprawa nie dawała mi spokoju. To znaczy, na pewno fakt że Celestin pomógł mi w posesji róży, obronił mnie przed nią i jeszcze nieświadomie ściągną ze mnie klątwę na to wpływał, ale to jeszcze nie było to. W każdym razie nie mogłam sobie odpuścić bo na samą myśl coś zaczynało mi wiercić dziury w żołądku. Zacisnęłam pieści i pomaszerowałam za Margot. Doszłam do wniosku że choćby nie wiem co będę za nią podążać dopóki nie zobaczę materialnego Celestina. Ni doganiałam jej ale szłam o kilka kroków za nią z zaciętą miną pt" tak łatwo sie mnie nie pozbędziesz"

Margot najpierw starała sie nie zauważać tego, że za nią podążasz. Ale irytowałaś ją coraz bardziej.
- ZOSTAW NAS W SPOKOJU! - wydarła się na ciebie, odwracając z nienacka. - Jakoś do tej pory radziłam sobie bez twojej pomocy to i teraz dam sobie radę!

Zatrzymałam się niecałe pół metra przed nią i założyłam ręce na piersiach. Byłam już w całkowitym nastawieniu bojowym.
-Nie! -rzuciłam ostro - jak zobaczę że nic mu nie jest to się odczepię! Już ci mówiłam.

Popatrzyła na ciebie podejrzliwie.
- Jesteś jego żoną?

Zamrugałam z zaskoczenia i chyba się minimalnie zaczerwieniłam.
- ja? - spytałam z niedowierzaniem zastanawiając się czy na pewno dobrze usłyszałam. Zaśmiałam się nerwowo - chyba nie podejrzewasz swojego brata o tak koszmarny gust? -prawda? Z logicznego punktu widzenia już jakiś czas temu doszłam do wniosku ze chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie mógłby ze mną wytrzymać. Ja sama z sobą nie wytrzymywaam a co dopiero inna osoba

Margot spojrzała na ciebie ponuro.
- Kiepsko kłamiesz. - obejrzała cię od stóp do głów. - Mój brat nigdy nie miał gustu. Nie odpłyną bez ciebie, ta twoja łajba? Mandragora tak?

Mandragora... Mandragora! Zupełnie wyleciało mi z głowy! Właściwie powinnam się była zerwać w tym momencie do szaleńczego biegu ale myślało mi się chwilowo wybitnie trzeźwo
-prawdopodobnie już dawno odpłynęli - odpowiedziałam spokojnie, tonem niezbyt zadowolonym - a jeśli nie odpłynęli to znaczy że zatrzymało ich coś bardzo ważnego z czym na pewno zbyt szybko sobie nie poradzą. - jak na przykład brak zastępczego sternika którego o tej godzinie już raczej dzisiaj nie znajdą.

- I masz się zamiar za mną tak włóczyć? - prawa brew Margot uniosła się do góry.

- skoro zamierzasz sama wszystkiemu sprostać to znaczy że dokładnie wiesz co robić, czyli długo to nie potrwa - uśmiechnęłam się nie do końca sympatycznie.

Margot wzruszyła ramionami i skierowała się do pierwszej lepszej gospody. Ta akurat nazywała się "Dziurawa Kieszeń". Bez zbędnych ceregieli podeszła do służki i zażyczyła sobie pokój. Z kluczem w dłoni skierowała się na pięterko, otworzyła drzwi i zamknęła ci je przed nosem.

Co ona robi? Przecież ... walnęłam dwa razy pięścią
-oszalałaś?! nie ma czasu na.. ! - urwałam w połowie, moja ręka która miała uderzyć po raz trzeci zatrzymała sie w połowie. Nie, przecież nie ryzykowałaby życia własnego brata na odpoczynek. Wybiegłam jak poparzona na ulicę i jakimś cudem przedarłam się na tył budynku gdzie według moich obliczeń, wychodziło okno pokoju w którym się zamknęła.

Pośród hałasu, który jej zupełnie nie obchodził, rozwinęła szmaty i spojrzała w lustro.
- Braciszku? - w napięciu oczekiwała odpowiedzi.
Tafla zamajaczyła i powoli coraz czytelniej dało się ujrzeć twarz Celestina.
- Margot? Słyszysz mnie?
- Tak. - zapadła cisza. - Jak ja mam cię stamtąd wydostać?
Celestin zmarszczył brwi.
- Co to za hałas?
- Nie ważne, odpowiedz!
- Gdzie jest Moira? - zaczynał powoli podejrzewać, co się dzieje. Dwie uparte...
- Co za Moira. - dziewczynka zmarszczyła czoło. - A, twoja żona?
- Co? - Celestin popatrzył na nią i westchnął. Istnieje tylko jeden sposób na pacyfikację jego siostry, jeśli wrodziła się w niego. Ale skoro nawet kolor włosów ma tera taki jak on... - Tak to moja żona. Masz jej słuchać tak, jakbym to był ja, rozumiesz?
Odpowiedziało mu zgrzytanie zębów.
- Rozumiesz? - jego głos stał się stanowczy i zimny.
- Niech ci będzie. - odpowiedziała z ociąganiem.
- Dobrze, a teraz ją wpuść, bo zapewne łupie w drzwi tak?
- Już nie.
Celestin westchnął i oparł brodę na zaciśniętej pięści.
- Idź sprawdź, czy jej nie ma za drzwiami.
MArgot po chwili wróciła, przecząco kręcąc głową.
- Ani śladu. Niezłą masz żonkę, co cię tak zostawia w potrzebie.
Celestin zgromił siostrę wzrokiem, ta się lekko skuliła. W jego towarzystwie już nie była taka harda.

Spojrzałam w górę. Przede mną widniała płaska ściana z kilkoma wnękami okiennymi. Moim punktem docelowym było okienko na pierwszym piętrze. Z ustawienia pokoi wynikało ze dokładnie drugie od lewej strony. Podwinęłam sporo za długie rękawy. Miałam do pokonania tylko dwa poziomy. Przy pracy na statku i ostatnich wydarzeniach to zadanie wydawało się banalnie proste. Wzięłam rozbieg i podskoczyłam na tyle wysoko żeby złapać się parapetu na pierwszym poziomie. Theusowi dzięki za parapety. Bez nich byłoby krucho. Dołożyłam druga rękę i podciągnęłam się. Nie było to jednak aż tak łatwe. Po dzisiejszych wydarzeniach byłam zmęczona ale za to bardzo zdeterminowana. Było mało miejsca ale udało mi się stanąć prosto. Odetchnęłam dwa razy i postanowiłam się zmierzyć z drugim poziomem. Wyciągnęłam ręce do góry ale niestety nie dosięgałam parapetu, stanęłam na palcach i .. brakowało naprawdę niewiele ale i tak nie mogłam sięgnąć. Jakby zapominając na jakiej wysokości się znajdowałam bez większego zastanowienia poskoczyłam żeby chwycić za wysunięcie . Ręka którą starałam się złapać lekko mi się ześlizgnęła na szczęście zdążyłam złapać się drugą. Przez jakąś minutę zwisałam bezwładnie z parapetu upragnionego okna, po czym zebrałam się w sobie i podciągnęłam znowu na rękach. Kiedy się podciągałam widziałam białowłosą stojącą przy drzwiach. Niech to szlag! che teraz wyjść? Kiedy już stałam stabilnie na parapecie chwyciłam za załamanie wieńczące wnękę okienną i z całej siły kopnęłam we framugę. Specjalnie celowałam w miejsce gdzie powinien znajdować się zatrzask zamykający okno aby nie wybić szyby a tylko wyłamać zamek.
weszłam do środka i lekko dysząc usiadłam na wewnętrznej stronie parapetu.
-ależ ty jesteś uparta! - rzuciłam łapiąc oddech - prawie jak ja, a to już naprawę przerażające.


Margot spojrzała na ciebie niezadowolona. Już myślała, że się ciebie pozbyła.]
- O! Bratowa. Normalnie wyrzucić cię drzwiami, oknem wróci.
- Margot, stłamś swój język! - z odkrytego lustra patrzył na was Celestin. Uśmiechnął się do ciebie. - Jak byś jeszcze chwilę poczekała, to by cie drzwiami wpuściła.
- Ja za to okno płacić nie będę. - powiedziała beznamiętnie dziewczyna i oparła się plecami o ścianę tuż obok drzwi. Skrzyżowała ramiona i czekała na obrót wydarzeń.


Wzięłam głęboki wdech i zatrzymałam powietrze w płucach. Tym sposobem odzyskiwałam normalny spokojny tryb oddychania.
-Weszłam tu oknem bo mnie zdenerwowałaś - zaczęła spokojnie ale dość ostro - nie chodzi już o to że nie chciałaś przyjąć mojej pomocy, ale o to jak paskudnie mnie zignorowałaś i jeszcze te drzwi. - wygięłam ręce jakbym dusiła niewidoczną osobę po czym jakby zmieniając temat dodałam - A oknem się nie przejmuj, pewnie nawet nie zauważą, zamek jest wyważony ale nie wyrwa...

Zapamiętać. Zmęczenie powoduje wolniejsze przetwarzanie informacji.

-bratową?! - prawie krzyknęłam jakby nie wierząc w to co słyszę po czym sojrzałam na odbicie Celestina i spłonęłam rumieńcem - odwróciłam wzrok i zaśmiałam sięn nerwowo - taak , mój voddaccianski wciąż wymaga doszlifowania... chyba wciąż jeszcze mieszam wyrazy - nie wiedziałam gdzie podziać wzrok. Zawstydzał mnie fakt że mogłam nawet pomyśleć "bratowa". I co oni sobie teraz pomyślą? Niby nigdy nie obchodziło mnie zdanie innych ale z niewyjaśnionych powodów tym razem poczułam się naprawdę zażenowana. Coś mi się musiało poplątać.. tylko z czym?
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez alathriel : 03-09-2008 o 00:36.
alathriel jest offline  
Stary 07-09-2008, 21:32   #209
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
- @$#^%&%^* (Co ona taka nieśmiała)? - Margot powiedziała to w ojczystym języku, monteskim, a ty nic nie zrozumiałaś. Zresztą pewnie zrobiła to specjalnie. - &$%^* &^ $%& $^&#& $% &*^$ %* (Zapewne jeszcze jesteście przed nocą poślubną)?
Co nie zmieniało faktu, że nie podobał ci się ten jej złośliwy półuśmiech, który wykwitł na jej twarzy.
- To nie twoja sprawa. - zimno odpowiedział jej Celestin. - I przestaw się na voddacciański. Musicie sobie ufać.
Wydęła wargi, niezadowolona.
- Co niby bez tajemnic? A czy ona wie, że masz...
- MARGOT!

Dziewczyna odwróciła wzrok od was. Miałaś wrażenie, że zaraz się popłacze.
- To jak mamy cię stamtąd wydostać?
Może się myliłaś? Jej głos był zimny i stanowczy. Cień łez gdzieś znikł.
Celestin westchnął.
- Jedyna brama została roztrzaskana, trzeba więc bramę odtworzyć lub stworzyć. A do tego potrzebny jest mag, który by miał moc nad żywiołami na zewnątrz i potrafił rozmawiać z duchami wewnątrz.
- No to mamy przesolone.
- beznamiętnie skomentowała "siostrzyczka" wzruszając ramionami.
- To mogą być dwie osoby. - kontynuował monteńczyk. - Choć i tak będzie trudno.
Zapadła cisza.

Podniosłam głowę i teraz już tylko z delikatnie zaróżowionymi policzkami (jak w zimie kiedy wchodzi się z zewnątrz do ciepłego pomieszczenia, spojrzałam na prawie Celestina. Przez kilka sekund musiałam się mocno koncentrować żeby nie odwrócić wzroku gdyż wspomnienie poprzednich 2 minut wciąż jeszcze majaczyło mi w głowie, jednak szybko się uspokoiłam. Zdałam sobie sprawę że oni nie wiedzieli o czym myślałam i że zrozumiałam bratowa zamiast tego co miała na myśli Margot.
- Kto konkretnie? - dodałam po chwili.

Celestin milczał.
- Podejrzewam, że na tym polega nasz pierwszy problem. - krzywo uśmiechnęła się Margot. - On nie wie.
- Znam wyłącznie magów porte.
- wzruszył ramionami monteńczyk. - Ja niszczę rzeczywistość. Ci, którzy jednoczą się z naturą omijają mnie dużym łukiem.
- Jak już tu jesteś "siostrzyczko"
- dawno nikt nie obdarował cię taką ilością jadu w jednym słowie - to może ty masz jakąś propozycję?

Postanowiłam nie przejmować się tonem Margot. O matko - nastolatka, w tym wieku są najgorsze. Ja taka nie... I nagle dreszcz przebiegł mi po plecach, czy ja byłam taka sama? ... NIE! byłam gorsza, małolata która stwierdziła że zostanie żeglarzem po czym zwiała z domu. Poczułam nieprzyjemny skurcz w żołądku. Skrzywiłam się minimalnie ale natychmiast się otrząsnęłam. Muszę się z nią jakoś dogadać, przynajmniej na chwilę az mnie wyciągniemy Celestina z tego piekielnego lustra. Tylko gdzie znaleźć...
I wtedy doznałam olśnienia, mag który "ma moc nad żywiołami na zewnątrz i potrafi rozmawiać z duchami wewnątrz". Taka osoba musi na 100% pochodzić z Vendel, a nasza Pogodynka .. tak ! Ucieszyłam się, poczułam się lekka od braku zmartwień (chwilowo) i szczęśliwa że ,że ktoś kogo zam może mi pom... i wtedy potwornie wielki tytanowy blok zwany "rzeczywistość", spadł mi na głowę. Czy Mandragora czasem nie ...? Zbladłam. Osoby postronne oglądające ewolucję ekspresji na mojej twarzy musieli poczuć się przerażeni na widok miny jaką w tej chwili zrobiłam.
- Mam ale nie wiem czy nie jest za późno, musimy się pospieszyć może jeszcze nie odpłynęli - to mówiąc prawie wybiegłam z pokoju, zatrzymałam się tylko na chwilę żeby się odwrócić i krzyknąć - idziesz czy nie?

Margot niezbyt chętnie ruszyła się z miejsca. No cóż, widocznie nie wierzyła w ciebie. Kiedy ty zbiegałaś ze schodów, ona majstrowała przy drzwiach do pokoju. Krzyknęłaś jeszcze, żeby się pospieszyła i ruszyłaś przodem. Dobrze, że tak blisko portu postawili tę gospodę. Oddech ci przyspieszył, rany dawały o sobie znać pod wpływem słonego powietrza. W końcu dobiegłaś do nabrzeża. Stanęłaś na chwilę, żeby złapać oddech i rzuciłaś okiem na statki. Kilka slupów, dwa szkunery i jakieś coś strasznie duże, przesłaniającego dalsze keje. Kilka kroków za sobą słyszałaś zwalniające kroki. To Margot, która kurczowo trzymała lustro. Jej wyraz twarzy mówił wyraźnie "Przecież go nie zostawię." Powróciłaś do szukania Mandragory. Nie było dobrze, jak na dłoni cały port, a tu jej nie ma. Zwłaszcza, że jak ją ostatnio opuszczałaś, to stała właśnie tutaj.
- I co dalej? - Margot szła ci prawie po piętach, jakby specjalnie cię denerwując. Nie, ona była o wiele gorsza niż ty w jej wieku.
Z drżącym serce minęłyście to duże coś (widocznie wojskowe, bo obwieszone banderami, że ho ho!) i dalej nic. Traciłaś nadzieję. Nie ma. Odpłynęli. I zabrali Pogodynkę. Żeby ich szkorbut...
- AAAAAAAAAAAAA - usłyszałaś trudny do opisania, przerażający krzyk. Na środku pomostu stała Gunrud. Owoce wysypały się z jej podwiniętej sukni. Wyglądała, jakby zobaczyła diabła. Zbladła, a wątpiłaś, że da się bardziej. Jej cera przybrała odcień jasnej zieleni. Zaraz obok niej, zaalarmowana wrzaskiem, pojawiła się Elena. Gunrud wczepiła się w jej ramię, chowając za nią i wyszeptała kilka słów, wskazując was palcem.

Oddychając ciężko spojrzałam ze zdziwieniem na współzałogantki. Nie wiedziałam o co im chodziło ale dziwnie się zachowywały. Przymrużyłam oczy
- Zostań tu - powiedziałam do Margot jednocześnie machając lekko dłonią co miało wzmocnić oświadczenie. Ruszyłam w stronę znajomych kobiet. kiedy dotarłam na pomost musiałam złapać oddech. Podparłam ręce na kolanach i starałam się uspokoić. Co za dziwne uczucie. Już dawno nie byłam tak wykończona, czego bym nie oddała żeby móc się wygodnie położyć i spać? Otrząsnęłam się i spojrzałam na Guurund oraz na Elene za którą się chowała. zaczełam z niesamowitą ulgą w głosie
- Jak się cieszę że jeszcze tu jesteście - ale od razu przeszłam do rzeczy - Mam do ciebie pytanie. - teraz patrzyłam już wyłącznie na Gurund - a i co z waszymi minami?

- Odejdź. - rzuciła chłodno i powoli wychyliła głowę zza Eleny.

- Śmierdzisz śmiercią. Ona ciągnie się za Tobą jak cień o zachodzie słońca. - potrząsnęła głową i ruszyła trapem na Mandragorę.
Elena popatrzyła na ciebie i wzruszyła ramionami.
- Sama wiesz, że ona bywa dziwna. Ale ty nam rzeczywiście ostatnio pecha przynosisz. - zebrała owoce i ruszyła za Gunrud. - Dzisiaj na kolację kura, idziesz?
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 07-09-2008 o 21:39. Powód: literówki
Latilen jest offline  
Stary 07-09-2008, 23:54   #210
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
- Odejdź. - rzuciła chłodno i powoli wychyliła głowę zza Eleny.
- Śmierdzisz śmiercią. Ona ciągnie się za Tobą jak cień o zachodzie słońca. - potrząsnęła głową i ruszyła trapem na Mandragorę.
Elena popatrzyła na ciebie i wzruszyła ramionami.
- Sama wiesz, że ona bywa dziwna. Ale ty nam rzeczywiście ostatnio pecha przynosisz. - zebrała owoce i ruszyła za Gunrud. - Dzisiaj na kolację kura, idziesz?

- Kura? - spytałam bezmyślnie a mój żołądek który nie dostał od wczoraj nic do jedzenia mi zawtórował głębokim burknięciem. Natychmiast się otrząsnęłam, nie miałam na to czasu
- na razie nie wiem, przepraszam - obeszłam Elenę i pobiegłam za pogodynką łapiąc ją za ramię - posłuchaj, wiem, że nie wygląda to najlepiej - czyli mój wygląd + jej, niestety, słuszne przeczucia - ale naprawdę potrzebuję twojej pomocy - wyrzuciłam z siebie błagalnym tonem. Takim jakim jeszcze nigdy się do niej, a właściwie prawie do nikogo, nie zwracałam

- To boli. - zupełnie bez emocji powiedziała Vendelka i spojrzała na ciebie hardym wzrokiem. Kiedy już jej ramię było wolne, masowała je długo i z namaszczeniem, zapewne myślała nad odpowiedzią. - Słuchaj, nie wiem w co się wpakowałaś, ale ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Zresztą spójrz - wskazała ruchem głowy na Margot, która stała przy trapie - jak ona wygląda. Jest na granicy, a za nią panuje już tylko mrok.
Rzeczywiście Margot nie wyglądała najlepiej. Brudna, z zakrwawionymi włosami, zdeterminowaną miną i niebezpieczną iskierką w oku.

Faktycznie, nie zauważałam tego ale Margot wyglądała naprawdę koszmarnie. Poza miną, cholerna smarkula, szkoda że nie może dorosnąć w 3 minuty. Ale i tak było mi jej żal. Spojrzałam z powrotem na Gunrud:
- ja właśnie nie chce żeby ta granicę przekroczyła, zresztą nie tylko ona... - nie będę ci bardzo zawracać głowy, jeśli to możliwe nie chce cibie w to mieszać, chce tylko żebyś powiedziała mi czy znasz maga, który miałby moc nad żywiołami na zewnątrz i potrafił rozmawiać z duchami wewnątrz - zacytowałam Celestina po raz drugi. Aż dziwne, że to zdanie tak utkwiło mi w pamięci. Spojrzałam błagalnie na pogodynkę. Przeważnie się kłóciłyśmy i godziłyśmy, jak w normalnej rodzinie, ale nigdy jej o nic nie błagałam, a już na pewno nie z taką intensywnością.

- Wyglądasz nie lepiej niż ona. - powiedziała monotonnym głosem i złapała cię za dłoń. Przyglądała jej się chwilę. - Masz zamiar dalej trzymać się tego mężczyzny?

Nie zastanawiałam się dlaczego wiedziała , ale fakt, że wiedziała tym razem przemawiał na jej korzyść
- dopóki go stamtąd nie wyciągnę, tak - powiedziałam na wpół zdeterminowana na wpół zmartwiona

Gunrud westchnęła.
- Na razie Mandragora się stąd nie rusza. Kapitan jest na kolacji u Luccianiego. - ruszyła pod pokład. - Umyjcie się, zjemy i wtedy porozmawiamy. Góry Kirk są wieczne.

Ulżyło mi. Spojżałam na Margot i skinęłam na nią żeby tutaj podeszła. Nie była zbytnio zachwycona, ale przyszła.
- Musimy się umyć i coś zjeść a wtedy nam pomoże- powiedziałam spokojnie. Nie parzyłam na dziewczynę, aż za dobrze wiedziałam jaki miała wyraz twarzy
-Nie ma mowy! Nie mam na to czasu! Ja to nie zostanę! - wykrzyknęła białowłosa i odwróciła się napięcie. Złapałam ją za kołnierz jak łapie się niesforne dziecko i zatrzymałam. Odwróciła się odpychając przy okazji moją rękę
-posłuchaj, ona ma informacje, których nam potrzeba a co za tym idzie to ona dyktuje warunki. Poza tym skoro wydała takie polecenie to znaczy, że możemy sobie na to pozwolić. Gunrud nie pozwoliłaby nikomu umrzeć przez brak działań. Dlatego przestań się zachowywać jak smarkula i choć raz posłuchaj kogoś, kto wie lepiej!- rzuciłam do niej lekko zirytowana.
Białowłosa zmrużyła oczy i z głośnym "hmpf" minęła mnie wchodząc na statek. Zasłoniłam sobie dłonią oczy - to będzie ciężkie starcie.
Miałam rację, a najgorsza okazała kąpiel. Kiedy skończyłam się myć i owinęłam się szczelnie ręcznikiem postanowiłam zawołać Margot, okazało się że ta nie miała najmniejszego zamiaru być czystą. A było tak:
Otworzyłam drzwi do łazienki i spojrzałam na białowłosą siedzącą naprzeciwko:
-możesz iść się kąpać
-nie mam zamiaru
-nie możesz chodzić taka brudna -
próbowałam ją przekonać
-to nie twoja sprawa - burknęła na mnie
-czy możesz mnie posłuchać i wziąć kąpiel? -traciłam cierpliwość - proszę - dodałam przez zaciśnięte zęby
-nie
-dobra, dosyć tego! - nie wytrzymałam, chwyciłam dziewczyną za rękę i wciągnęłam do .. "łazienki", po czym zamknęłam drzwi na klucz. Wyrwałam jej z rąk lusterko które cały czas trzymała przy sobie i obróciłam je taflą do stolika na którym chwilę później spoczęło
-rozbieraj się!
-nie! nie będziesz mi rozkazywać!
Nie chciało mi się z nią dyskutować. Siłą po dziesięciu minutach szarpaniny, udało mi się pozbawić ją ubrań.
-ty głupia małolato w tej chwili do balii!! już!!
-jak do mnie mówisz? co takiego? - oburzyła się Margot ale nie miała czasu dłuższą ripostę bo wepchnęłam ja do wody i zanurzyłam jej głowę pod wodą. Wierzgała nogami i chlapała naokoło. Znowu byłam cała mokra. Pozwoliłam dziewczynie się wynurzyć
-no dobra, dobra! Sama sie umyje!
-tak lepiej - puściłam ją i usiadłam pod balą. Minutę później, kiedy Margot, prawdopodobnie specjalnie, mocniej się okręciła i woda wylała się dokładnie na mnie, wstałam.
- No świetnie - prawie warknęłam, walka z nastką mnie wykończyła. Margot ledwo dostrzegalnie się uśmiechnęła. Otrzepałam się s lekka i poszłam wymienić ręcznik. Tan właściwie bardziej mnie już moczył niż suszył. Kiedy owinęłam się suchą tkaniną i wykręciłam włosy, do drzwi zapukała Elena. Kiedy jej otworzyłam przekazała nam suche ubrania i bandaże po czym poszła zająć się własnymi sprawami. Podeszłam do białowłosej i podałam jej ręcznik. Miała nadąsaną i lekko obrażona minę. Wzięła okrycie i bez żadnego, nawet najmniejszego "dziękuję", wyszła z wody. Nie mogła się ubrać, w każdym razie jeszcze nie. Należało jej wymienić bandaże które przemokły w trakcie kąpieli, a biorąc pod uwagę że jedna z ran znajdowała się na udzie, założenie spodni chwilowo odpadało.
-Musisz iść do naszego lekarza żeby zmienił ci opatrunek - powiedziałam spokojnie do dziewczyny.
-nie ma potrzeby - odpowiedziała wciąż obrażona. Spojrzałam na materiał, który pod wpływem sporej ilości wody prawie całkiem się rozjechał i nie zupełnie przestał spełniać swoją funkcję.
-daj spokój przecież te bandaże już się do niczego nie nadają, musisz je wymienić - próbowałam ją przekonać ... po dobroci ...
-obejdzie się - burknęła pod nosem
Uniosłam ręce do góry jakbym chciała ją udusić. Próbowałam po dobroci ale z niektórymi po prostu się nie da.
-o Theusie, jaka ty jesteś uparta! Dobrze, nie to nie, sama ci zmienię te opatrunki! - złapałam bandaże które przyniosła Gunrud i zbliżyłam się do dziewczyny. Ta natychmiast odskoczyła.
-chyba powiedziałam że nie chce!
-nie obchodzi mnie to! - rzuciłam do niej zirytowana po czym udało mi się ją złapać. A właściwie, ponieważ było ślisko (nawiasem mówiąc dzięki niej i jej chlapaniu) obie wylądowałyśmy na ziemi i generalnie fakt jej uchwycenia polegał na tym że na niej siadłam. Udało mi się ściągnąć jej bandaż z nogi, ale białowłosa wyrwała się zrzucając mnie na podłogę. Nie wytrzymałam. Chwyciłam lustro i prawie syknęłam do biednego, Theusowi ducha winnego Celestina;
-czy mógłbyś jej coś powiedzieć!? Nie chce dać sobie zmienić opatrunku!
Mężczyzna był zaskoczony i szybko odwrócił wzrok, nie wiedziałam, dlaczego dopiero jakieś pięć minut później zdałam sobie sprawę że byłam AŻ w ręczniku, ale wtedy było już sporo za późno.
-Margot! Co ja ci mówiłem? Masz jej słuchać! - Odpowiedział mężczyzna ani zrazu nie podnosząc na mnie wzroku
-dziękuję - odpowiedziałam zadowolona i znowu odłożyłam lustro spodem do stolika.
Białowłosa nie była zachwycona, ba była wściekła! Tylko, dlaczego sprawiało mi to taką satysfakcję?
-chodź tu - rozkazałam
Dziewczyna burcząc coś pod nosem i z zaciśniętymi pięściami podeszła do mnie.
Zmieniłam jej opatrunki. Miałam w tym wprawę a teraz także i odpowiedni ekwipunek w postaci czystych, mocnych bandaży.
Na tym rewelacje się skończyły. Prawie. Ubrałyśmy się. Pokłóciłyśmy. Poszłyśmy na kolację. W trakcie prawie nie doszło do bójki. Zjadłyśmy posiłek. O tak, to było to. Wreszcie nie byłam głodna. Jakie to piękne uczucie. Człowiek na codzień nie docenia takich małych przyjemności. Kiedy skończyłyśmy jeść podeszłam do Gunrud. Mimo że pozornie się rozluźniłam ani na chwilę nie zapominałam co mnie jeszcze, w najbliższej przyszłości, czeka
-czy teraz możemy porozmawiać? - spytałam prawie błagalnym tonem.
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172