Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2008, 00:12   #208
alathriel
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
Do tej pory siedziałam i trzymając w palcach obu dłoni kubek herbaty (bo tylko taka część moich rąk wystawała spod gigantycznego paszcza) wpatrywałam się w taflę naparu. Irytował mnie opatrunek na skroni. Niby niewielka rana a opatrunek zajmował 1/4 głowy. Dodatkowo przyplątywała się z włosami więc nie istniała możliwość spięcia ich w żaden możliwy sposób.
Nie słuchałam dokładnie tego co mówią ale docierał do mnie ogólny sens wypowiedzi. Dopiero kiedy Margot wspomniała o wyjściu skoncentrowałam się na ich rozmowie.
-ja bym jednak wolała wiedzieć co zamierzasz - wtrąciłam się spokojnie. Z początku patrzyłam na twarz dziewczyny jednak po chwili wymownie przeniosłam wzrok na szczelnie owinięty pozostałością po żółtej sukni, kawałek lustra.


Wbiła w ciebie ciężkie spojrzenie.
- Nie masz z tym nic wspólnego. Od początku tylko sprawiasz problemy. - powiedziała i wstała z krzesła kierując się do wyjścia. Nawet nie tknęła swojej herbaty.

Miała rację. Nie było ze mnie żadnego pożytku. W dodatku ona była jego siostrą. Właściwie nie miałam prawa się wtrącać. Przygryzłam wargi i odwróciłam wzrok wbijając go w podłogę.

- Ty to potrafisz zjednywać sobie ludzi. - porucznik napił się swojej herbaty.
Odpowiedziało mu trzaśniecie drzwiami. Zostali we dwoje.
- A ty młoda damo, co teraz zamierzasz? - zwrócił się do ciebie.

Wiedziałam ze nie powinnam była za nią iść. Nie miałam żadnych racji aby się w to mieszać a mimo wszystko czułam że nie mogę tego po prostu tak odpuścić. Coś nie pozwalało mi siedzieć na miejscu i czekać bezczynnie na efekt końcowy. Zresztą tak na dobrą sprawę to byłam w to wszystko już tak zamieszana że bardziej się chyba nie dało. Nie odpowiedziałam porucznikowi. Wstałam bez słowa i podbiegłam do wyjścia. Zatrzymałam się i z lekkim zakłopotaniem uśmiechnęłam się do mężczyzny. Nie wiedziałam gdzie podziać wzrok - przepraszam ale -podniosłam rękę trzymając za opadający rękaw - pożyczę to na trochę - wydusiłam z siebie - ale oddam na pewno - dodałam entuzjastycznie tym razem patrząc prosto na porucznika, po czym wybiegłam za Margot. Zlokalizowałam ją jakieś sto metrów od posterunku na samym środku uliczki. Pobiegłam za nią i kiedy osiągnęłam już swój cel, złapałam ją lekko za rękę -poczekaj.
Wyrwała ci się i spojrzała spde łba.
- Czemu niby?
Otworzyłam usta i nabrałam oddechu. Dobre pytanie. Właściwie sama nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Zamknęłam usta i znowu je otworzyłam.
- ja wiem że nie jestem może najlepszym materiałem na sojusznika ani pomoc. I faktycznie do tej pory raczej tylko pogarszałam sytuację, ale - zapaliły mi się oczy i zmieniałam ton z obwiniającego na przekonujący - ale tkwię w tym od początku i nie potrafię tak ego wszystkiego zostawić. Zresztą nie możesz wszystkiego zrobić sama! Zwłaszcza że czasu jest bardzo mało. Jeśli będziesz taka zawzięta i nie przyjmiesz od nikogo pomocy to doprowadzisz do tego że w końcu Celestin umrze. Naprawdę tego chcesz?! - Wyrzuciłam z siebie to wszystko z taką prędkością że dopiero teraz złapałam oddech i zrobiłam pauzę. Dopiero teraz coś mi przyszło do głowy. Wyprostowałam się i lekko odsunęłam - chyba że dokładnie wiesz co robić, to bardzo przepraszam - podniosłam ręce w geście poddania się - w takim wypadku wystarczy ze zobaczę Celestina całego i zdrowego w rzeczywistym świecie, a postaram się zniknąć z twojego życia - dodałam z przekonaniem. Byłam gotowa to zrobić byleby mieć świadomość że mężczyzna jest bezpieczny.

- A kim ty do diabła jesteś?! - oczy zapaliły jej się gniewem, widocznie dotknęłaś jej słabego punktu - Co cię obchodzi moja rodzina? Czemu się nami interesujesz, co?!
I nie czekając na twoją odpowiedź ruszyła w kierunku portu.

W sumie nie miałam pojęcia dlaczego aż tak cała ta sprawa nie dawała mi spokoju. To znaczy, na pewno fakt że Celestin pomógł mi w posesji róży, obronił mnie przed nią i jeszcze nieświadomie ściągną ze mnie klątwę na to wpływał, ale to jeszcze nie było to. W każdym razie nie mogłam sobie odpuścić bo na samą myśl coś zaczynało mi wiercić dziury w żołądku. Zacisnęłam pieści i pomaszerowałam za Margot. Doszłam do wniosku że choćby nie wiem co będę za nią podążać dopóki nie zobaczę materialnego Celestina. Ni doganiałam jej ale szłam o kilka kroków za nią z zaciętą miną pt" tak łatwo sie mnie nie pozbędziesz"

Margot najpierw starała sie nie zauważać tego, że za nią podążasz. Ale irytowałaś ją coraz bardziej.
- ZOSTAW NAS W SPOKOJU! - wydarła się na ciebie, odwracając z nienacka. - Jakoś do tej pory radziłam sobie bez twojej pomocy to i teraz dam sobie radę!

Zatrzymałam się niecałe pół metra przed nią i założyłam ręce na piersiach. Byłam już w całkowitym nastawieniu bojowym.
-Nie! -rzuciłam ostro - jak zobaczę że nic mu nie jest to się odczepię! Już ci mówiłam.

Popatrzyła na ciebie podejrzliwie.
- Jesteś jego żoną?

Zamrugałam z zaskoczenia i chyba się minimalnie zaczerwieniłam.
- ja? - spytałam z niedowierzaniem zastanawiając się czy na pewno dobrze usłyszałam. Zaśmiałam się nerwowo - chyba nie podejrzewasz swojego brata o tak koszmarny gust? -prawda? Z logicznego punktu widzenia już jakiś czas temu doszłam do wniosku ze chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie mógłby ze mną wytrzymać. Ja sama z sobą nie wytrzymywaam a co dopiero inna osoba

Margot spojrzała na ciebie ponuro.
- Kiepsko kłamiesz. - obejrzała cię od stóp do głów. - Mój brat nigdy nie miał gustu. Nie odpłyną bez ciebie, ta twoja łajba? Mandragora tak?

Mandragora... Mandragora! Zupełnie wyleciało mi z głowy! Właściwie powinnam się była zerwać w tym momencie do szaleńczego biegu ale myślało mi się chwilowo wybitnie trzeźwo
-prawdopodobnie już dawno odpłynęli - odpowiedziałam spokojnie, tonem niezbyt zadowolonym - a jeśli nie odpłynęli to znaczy że zatrzymało ich coś bardzo ważnego z czym na pewno zbyt szybko sobie nie poradzą. - jak na przykład brak zastępczego sternika którego o tej godzinie już raczej dzisiaj nie znajdą.

- I masz się zamiar za mną tak włóczyć? - prawa brew Margot uniosła się do góry.

- skoro zamierzasz sama wszystkiemu sprostać to znaczy że dokładnie wiesz co robić, czyli długo to nie potrwa - uśmiechnęłam się nie do końca sympatycznie.

Margot wzruszyła ramionami i skierowała się do pierwszej lepszej gospody. Ta akurat nazywała się "Dziurawa Kieszeń". Bez zbędnych ceregieli podeszła do służki i zażyczyła sobie pokój. Z kluczem w dłoni skierowała się na pięterko, otworzyła drzwi i zamknęła ci je przed nosem.

Co ona robi? Przecież ... walnęłam dwa razy pięścią
-oszalałaś?! nie ma czasu na.. ! - urwałam w połowie, moja ręka która miała uderzyć po raz trzeci zatrzymała sie w połowie. Nie, przecież nie ryzykowałaby życia własnego brata na odpoczynek. Wybiegłam jak poparzona na ulicę i jakimś cudem przedarłam się na tył budynku gdzie według moich obliczeń, wychodziło okno pokoju w którym się zamknęła.

Pośród hałasu, który jej zupełnie nie obchodził, rozwinęła szmaty i spojrzała w lustro.
- Braciszku? - w napięciu oczekiwała odpowiedzi.
Tafla zamajaczyła i powoli coraz czytelniej dało się ujrzeć twarz Celestina.
- Margot? Słyszysz mnie?
- Tak. - zapadła cisza. - Jak ja mam cię stamtąd wydostać?
Celestin zmarszczył brwi.
- Co to za hałas?
- Nie ważne, odpowiedz!
- Gdzie jest Moira? - zaczynał powoli podejrzewać, co się dzieje. Dwie uparte...
- Co za Moira. - dziewczynka zmarszczyła czoło. - A, twoja żona?
- Co? - Celestin popatrzył na nią i westchnął. Istnieje tylko jeden sposób na pacyfikację jego siostry, jeśli wrodziła się w niego. Ale skoro nawet kolor włosów ma tera taki jak on... - Tak to moja żona. Masz jej słuchać tak, jakbym to był ja, rozumiesz?
Odpowiedziało mu zgrzytanie zębów.
- Rozumiesz? - jego głos stał się stanowczy i zimny.
- Niech ci będzie. - odpowiedziała z ociąganiem.
- Dobrze, a teraz ją wpuść, bo zapewne łupie w drzwi tak?
- Już nie.
Celestin westchnął i oparł brodę na zaciśniętej pięści.
- Idź sprawdź, czy jej nie ma za drzwiami.
MArgot po chwili wróciła, przecząco kręcąc głową.
- Ani śladu. Niezłą masz żonkę, co cię tak zostawia w potrzebie.
Celestin zgromił siostrę wzrokiem, ta się lekko skuliła. W jego towarzystwie już nie była taka harda.

Spojrzałam w górę. Przede mną widniała płaska ściana z kilkoma wnękami okiennymi. Moim punktem docelowym było okienko na pierwszym piętrze. Z ustawienia pokoi wynikało ze dokładnie drugie od lewej strony. Podwinęłam sporo za długie rękawy. Miałam do pokonania tylko dwa poziomy. Przy pracy na statku i ostatnich wydarzeniach to zadanie wydawało się banalnie proste. Wzięłam rozbieg i podskoczyłam na tyle wysoko żeby złapać się parapetu na pierwszym poziomie. Theusowi dzięki za parapety. Bez nich byłoby krucho. Dołożyłam druga rękę i podciągnęłam się. Nie było to jednak aż tak łatwe. Po dzisiejszych wydarzeniach byłam zmęczona ale za to bardzo zdeterminowana. Było mało miejsca ale udało mi się stanąć prosto. Odetchnęłam dwa razy i postanowiłam się zmierzyć z drugim poziomem. Wyciągnęłam ręce do góry ale niestety nie dosięgałam parapetu, stanęłam na palcach i .. brakowało naprawdę niewiele ale i tak nie mogłam sięgnąć. Jakby zapominając na jakiej wysokości się znajdowałam bez większego zastanowienia poskoczyłam żeby chwycić za wysunięcie . Ręka którą starałam się złapać lekko mi się ześlizgnęła na szczęście zdążyłam złapać się drugą. Przez jakąś minutę zwisałam bezwładnie z parapetu upragnionego okna, po czym zebrałam się w sobie i podciągnęłam znowu na rękach. Kiedy się podciągałam widziałam białowłosą stojącą przy drzwiach. Niech to szlag! che teraz wyjść? Kiedy już stałam stabilnie na parapecie chwyciłam za załamanie wieńczące wnękę okienną i z całej siły kopnęłam we framugę. Specjalnie celowałam w miejsce gdzie powinien znajdować się zatrzask zamykający okno aby nie wybić szyby a tylko wyłamać zamek.
weszłam do środka i lekko dysząc usiadłam na wewnętrznej stronie parapetu.
-ależ ty jesteś uparta! - rzuciłam łapiąc oddech - prawie jak ja, a to już naprawę przerażające.


Margot spojrzała na ciebie niezadowolona. Już myślała, że się ciebie pozbyła.]
- O! Bratowa. Normalnie wyrzucić cię drzwiami, oknem wróci.
- Margot, stłamś swój język! - z odkrytego lustra patrzył na was Celestin. Uśmiechnął się do ciebie. - Jak byś jeszcze chwilę poczekała, to by cie drzwiami wpuściła.
- Ja za to okno płacić nie będę. - powiedziała beznamiętnie dziewczyna i oparła się plecami o ścianę tuż obok drzwi. Skrzyżowała ramiona i czekała na obrót wydarzeń.


Wzięłam głęboki wdech i zatrzymałam powietrze w płucach. Tym sposobem odzyskiwałam normalny spokojny tryb oddychania.
-Weszłam tu oknem bo mnie zdenerwowałaś - zaczęła spokojnie ale dość ostro - nie chodzi już o to że nie chciałaś przyjąć mojej pomocy, ale o to jak paskudnie mnie zignorowałaś i jeszcze te drzwi. - wygięłam ręce jakbym dusiła niewidoczną osobę po czym jakby zmieniając temat dodałam - A oknem się nie przejmuj, pewnie nawet nie zauważą, zamek jest wyważony ale nie wyrwa...

Zapamiętać. Zmęczenie powoduje wolniejsze przetwarzanie informacji.

-bratową?! - prawie krzyknęłam jakby nie wierząc w to co słyszę po czym sojrzałam na odbicie Celestina i spłonęłam rumieńcem - odwróciłam wzrok i zaśmiałam sięn nerwowo - taak , mój voddaccianski wciąż wymaga doszlifowania... chyba wciąż jeszcze mieszam wyrazy - nie wiedziałam gdzie podziać wzrok. Zawstydzał mnie fakt że mogłam nawet pomyśleć "bratowa". I co oni sobie teraz pomyślą? Niby nigdy nie obchodziło mnie zdanie innych ale z niewyjaśnionych powodów tym razem poczułam się naprawdę zażenowana. Coś mi się musiało poplątać.. tylko z czym?
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez alathriel : 03-09-2008 o 00:36.
alathriel jest offline