Adam miał sporo pewności, że nie warto rozglądać się, co ciekawego znajduje się na zapleczu kawiarni, dlatego nawet nie ruszył w tamtą stronę. Siedział teraz niezbyt wygodnie w krześle przy jednym ze stolików i popijał słabą kawkę. Starał się na chwilę zapomnieć o tych wszystkich trupach na zewnątrz i rozmyślał jak się stąd wyrwać. "Znajdę jakieś lotnisko..." - myślał - "...tam też prawdopodobnie nie będzie ani jednej żywej duszy, więc po prostu uruchomię jakiś mały samolot odrzutowy i polecę nim w kierunku Polski. Jeśli i tam dzieją się niesamowite rzeczy, to po prostu trzeba będzie walczyć...nie ma innej rady." - zamyślał się coraz bardziej nad rodzinnym krajem. W jego umyśle pojawiały się obrazy domu, żony, smacznego obiadu przygotowanego przez teściową. Gdy z przerażeniem rozmyślał, co w tym czasie tam w Polsce robi jego mała córeczka, znów przemknęło mu przez myśl, że może jakieś olbrzymy rozdeptują właśnie jego rodzinę. Łyknął kawę zły na siebie i na swoje myśli. Teraz wyobrażał sobie, jak układa swoją córkę do snu i zasypia w fotelu czuwając przy niej. W rzeczywistości Adam nie wiedzieć kiedy zasnął w kawiarni na krześle położywszy twarz na stoliku.
W sklepie z bronią tymczasem pozostał tylko nieprzytomny dziadek leżący na podłodze pośród rozsypanych naboi i połamanych desek od lady sklepowej, oraz Mikołaj, który zajrzał na zaplecze. Pozostali ruszyli piechotą w dół ulicy w kierunku portu. Światła latarni ulicznych, które włączyły się automatycznie, rozświetlały im drogę.
Ostatnio edytowane przez PonuryByk : 03-09-2008 o 19:57.
|