Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2008, 00:46   #153
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
11 września 2007; dochodzi ósma rano (Caern)

Wataha zdecydowała, że tę noc spędzą jednak wspólnie w niewielkim pokoju na zapleczu „Lokalu”. Liczyła się każda cenna chwila, którą po odpoczynku będą musieli przeznaczyć na dalsze poszukiwania, a nie na dojazdy i szukanie siebie wzajemnie. Jedynie N'sakla, w towarzystwie swego przyjaciela Wilka, wyruszył poza miasto, by dokonać rytuału wezwania Ducha. Wszyscy mieli nadzieję, że podążając ścieżkami Umbry, ustrzeże się niebezpieczeństw czyhających na ulicach. Sytuacja w Krakowie nie była bowiem najlepsza. Jeśli dojdzie do wojny z kainitami, na dodatek z winy Tancerzy, miasto stanie się jednym wielkim polem bitwy, po którym ciężko będzie się poruszać.


Garou tej nocy mieli myśli zaprzątnięte nie tylko dramatyczną sytuacją w mieście. Myśleli przede wszystkim o tym, czego świadkami byli tej nocy. Jak to wszystko poskładać w jedną całość? Kim jest ten, który nazywa siebie Quintusem? Czym jest magia żywiołów, którą wszyscy tak dobrze wyczuwają, lecz nie potrafią zidentyfikować? Co wydarzyło się w tym ponurym dworku i dlaczego w jego ścianach mieszkają... no właśnie – kto? Duchy? Ludzie? Magiczne istoty? Może to ma coś wspólnego z UFO?


Faktów było doprawdy niewiele. Zdążyli się zorientować, że w „Dębach” prawdopodobnie przebywali ludzie umysłowo chorzy. Oficjalnie lub nieoficjalnie. Józef Tarnowski wspomniał zdaje się coś o pensjonariuszach. Czyżby ktoś robił na nich eksperymenty, które źle się skończyły? Mieli rachunki i wyciągi z konta starego stróża, które wskazywały na to, że opiekował się tym miejscem co najmniej 15 lat, a wszelkimi finansami zajmowała się kancelaria prawnicza Jana Praissa z Katowic. Pan Tarnowski również wspominał coś o pannie Korzeniowskiej, córce poprzedniego właściciela, której dzieci czy wnuki chcą się pozbyć posiadłości. Wreszcie mają nazwisko księdza Korwina Piotrowskiego, który w jakiś sposób jest zamieszany w całą sytuację. Być może już rano okaże się kim jest ten człowiek i gdzie przebywa. No i są chyba jeszcze bardziej tajemnicze linie Ley, które krzyżują się w „Dębach” i prawdopodobnie nadają temu miejscu, albo jego mieszkańcom, nieznaną moc. Istoty te jednak nie mogą opuścić domu, choć w jego wnętrzu mają wyraźną przewagę i liczebną i siłową. Oraz posiadają wiedzę, której garou nie mają. Jeszcze.


Dziwne wypadki ostatniego wieczora i krążące po głowach pytania sprawiły, że każdy z członków watahy miał tej nocy dziwne sny. Jedni je zapamiętali, inni wręcz przeciwnie. Tylko jeden z nich nie spał, pracując tej nocy wytrwale i ciężko. N'sakla wrócił do „Lokalu” tuż przed szóstą rano, budząc resztę przyjaciół. Wyglądał na wyczerpanego, a minę miał poważną. Wszyscy zebrali się wokół przywódcy i czekali na jakieś wieści.


N'sakla powoli przypominał sobie wydarzenia tej nocy. Rytuał był wyczerpujący i bardzo trudny. Mistrz Rytuału bez wsparcia innych garou zwykle ma dużo cięższe zadanie do wykonania, przejmując cały ciężar poważnego obrzędu na siebie. Jednak Skaczący w Mrok był na to przygotowany. Manifestacja Ducha Sowy wkrótce pojawiła się w materialnym świecie – dostojna, dumna i wyniosła. Nie była w najlepszym humorze, jednak Teurg wiedział jak wkraść się w łaski Duchów. Mimo to, Sowa zażądała zapłaty. Duchy nie lubią, gdy niepokoi się je zupełnie za darmo, a jeszcze bardziej nie lubią zdradzać swoich tajemnic. Łase są na przysługi, czasem lubią robić drobne złośliwości, ale najbardziej lubią Moc. Sowa zażyczyła sobie od N'sakli jego duchową siłę. Składaną jej w hołdzie przez trzy pełnie księżyca.


Wezwany Duch na początku zdawał się nie wiedzieć o co chodzi. Ludzkie nazwy najwyraźniej nie funkcjonowały tak samo w świecie duchów. Dopiero, gdy N'sakla opowiedział całą historię ze wszystkimi szczegółami, Sowa zdawała się coś sobie przypomnieć. Opowiedziała N'sakli o tajemniczym świecie Anght – świecie, do którego nie mają wstępu Duchy, ni garou. Wydartym Gai, którym rządzą ludzcy czarownicy, zwani druidami. Jest to mroczne miejsce, we wnętrzu ziemi, do którego dostępu broni sekretny rytuał. Lecz kto posiądzie tajemną wiedzę ludzkich czarowników i okiełzna żywioły, będzie mógł wedrzeć się w głąb Matki Ziemi i władać mocą Piątego Żywiołu. Stać się Piątym Żywiołem i władcą Anght, przemieszczać się w czasie i przestrzeni po pajęczynie mocy – sieci rozpostartej wzdłuż i wszerz całej Gai. Czym dokładnie był ów żywioł, Sowa nie wiedziała, lub nie chciała powiedzieć. Twierdziła tylko, że to KWINTESENCJA żywiołów. Nie wiedziała nic konkretnego na temat rytuału, który nie przynależał do jej świata. Niewiele również wiedziała o mieszkańcach świata Anght. Jedno było pewne – był to teren wydarty Gai przez ludzi.


Duch Sowy nie wiedział więcej, lecz jeśli jego przypuszczenia co do tajemniczego świata Anght były słuszne, Szpony Gai wreszcie mogły oprzeć na czymś swoją wiedzę. N'sakla wyjawił reszcie watahy to, co udało mu się dowiedzieć ze strony duchów. Teraz pozostało poskładać tę historię w świecie materialnym, w czym muszą się teraz wykazać Marek, Tiba, Tomek i Trzeci. Budzący się dzień należał do nich.
 

Ostatnio edytowane przez Milly : 04-09-2008 o 15:53.
Milly jest offline