Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2008, 18:20   #68
wojto16
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Pieprzony bohater. Tak mówili o nim wszyscy, których znał. Nikt nie śmiał mu tego powiedzieć prosto w twarz. Słyszał jednak te słowa za swoimi plecami. Normalnie mógłby poczuć się dumny, ale słowa te były wymawiane z ironią, co tylko go drażniło. W dzisiejszym świecie niewiele wysiłku wymagało zasłużenie sobie na przydomek bohatera. Wystarczyło czynić to, co kiedyś zrobiłby każdy porządny człowiek. Teraz wszyscy porządni ludzie zostali stłumieni przez chorobę narodów. Tą chorobą nie była żadna ptasia grypa czy AIDS. Ta choroba została stworzona przez człowieka i dotyka głównie ludzi. Tą chorobą jest oczywiście obojętność. Porządni ludzie w dzisiejszych czasach stali się rzadkością, ponieważ stanęli z boku, kiedy nieporządni przejmowali władzę i rozmnażali się zasiedlając cały świat. Obojętność porządnych ludzi sprawiła, że ten świat upadł, wytarzał się w gnoju i powstał ponownie cały upaćkany. W tym świecie jeszcze łatwiej było się poślizgnąć, upaść i nie powstać nigdy. Większość ludzi trzyma się w jednym szeregu myśląc „Niech ktoś inny to zrobi. Nie muszę się tym przejmować”. Frank nigdy nie stał w szeregu z takimi ludźmi starając się za wszelką cenę wystąpić przed szereg i rzec: „Zajmę się tym”. W bazie rebeliantów mógł olać całą sytuację. Trzymać się na odległość i podobnie jak towarzysze ostrożnie dobierać słowa tak by nie urazić trzymającej zakładniczkę. Ponownie wystąpił z szeregu nazywając rzeczy po imieniu i przeciwstawiając się wszechobecnemu porządkowi rzeczy. Słowo „dziękuję” było dla niego wystarczającą nagrodą. Mimo tego większość ludzi nie śmiała obdarzyć go zaufaniem. Ci ludzie stracili wiarę w to, że można być po prostu porządnym człowiekiem na tym świecie. Tacy porządni ludzie i „pieprzeni bohaterowie” jak Frank Malak byli niekiedy, jeśli nie niezbędni to przynajmniej potrzebni. Zupełnie jak w tej chwili.

Wbrew temu, co powinien podpowiadać w tym momencie zdrowy rozsądek napastnik nie przestraszył się broni dzierżonej przez Franka. Frank przez moment próbował dopatrzeć się jakiejś odrobiny logiki w zachowaniu tego człowieka. Próby te spełzły na niczym. Los nie sprzyjał temu człowiekowi. Sprzyjał za to detektywowi wyrzuconemu z policji za „posiadanie”. Los skazał „brudasa” na utratę sprawności w jednej nodze przestrzelonej przez byłego policjanta. „Brudas” runął na ziemię i począł łykać piach niczym nieuświadomiony berbeć. Piach skutecznie hamował potok słów, więc Frank nie dowiedział się nic nowego na temat swojej matki. Malakowi w tym momencie przypomniał się pewien stary dowcip:

- Wiesz? Musiałem zastrzelić Burka.
- A co? Wściekł się?
- No, szczęśliwy to nie był.

Nie miał pojęcia, dlaczego ten dowcip pasował do tej sytuacji. Gdyby ta sytuacja była normalna zapewne by się uśmiechnął, ale daleko jej było do normalności. Patrzył na szamoczącego się człowieka wciąż trzymając pistolet w dłoni wycelowany tam gdzie znajdowało się wcześnie kolano „brudasa”. Nie słyszał nawet podziękowań Johna Sainta. Popatrzył na Yseult i nie wiedział, co ona myślała o tym wszystkim. Jak zwykle pozostało mu domyślać się. Na razie jego głowa była zaprzątnięta myślami na temat biczowników tudzież innych włóczęgów, których huk wystrzału mógł zarówno zwabić w to miejsce bądź spłoszyć. Bardziej liczył na drugą możliwość, co oznaczało, że prawdopodobnie sprawdzi się pierwsza. Zastanawiał się, co uczynić z „brudasem” aż postanowił nic z nim nie robić. Były małe szanse, że ucieknie z przestrzelonym kolanem, a dobicie go byłoby poniżej godności „pieprzonego bohatera”. Schował broń do kieszeni.
- Znalazłem wejście i otworzyłem je specjalnie dla was. Nie będę się wypytywał o to, co zaszło, bo nietrudno się domyślić.
Odwrócił się i z niechęcią wrócił do ciemnego magazynu popełniając grzech obojętności wobec „brudasa”. Los ponownie zmuszony będzie rozsądzić czy postąpił słusznie. Malak ponownie uruchomił latarkę. Otwarte drzwi wprowadzały do środka nieco światła, ale i tak było dość ciemno. Minął zawaloną platformę na widok, której ponownie odezwał się ból w plecach. Razem z towarzyszami dość szybko odnalazł kolejny trop w postaci niewiele mówiącego listu. Autor nie ufał ani rebeliantom, ani Barkowi przy okazji twierdząc, że ten ostatni jest jednym z „Nich”. Kogo określił tym enigmatycznym przydomkiem nie wyjaśnił, jako, że pisał do osoby wyraźnie zorientowanej w temacie. Frank próbował cokolwiek odczytać z innych dokumentów na biurku, ale były kompletnie nieczytelne. Możliwe, że to były dokumenty z teczki, o której wspominał autor. Możliwe było jednak, że teczka ta wciąż gdzieś była przechowywana i mogłaby dostarczyć wielu nowych informacji. Tyle, że ten list był pisany dość dawno temu, więc nie mógł być pewny, że teczka gdzieś tu jest. Właściwie to był tylko kolejny punkt na liście rzeczy, których nie mógł być pewien. Obecnie ta lista miała długość rolki papieru toaletowego i wcale się nie skracała. Odszedł od biurka i zaczął przechadzać się po okolicy w poszukiwaniu drzwi które zdołałby otworzyć by móc ruszyć do następnego pomieszczenia. Nie byłby sobą gdyby nie rzucił do Johna:
- Jeśli tylko spróbujesz coś stamtąd podwędzić osobiście zrobię ci to czego nie zdążył zrobić tamten gość.
 
wojto16 jest offline