Gdzieś w Kongu około 21.00 Zmierzch
Szamotanina z szaleńcem uzbrojonym w maczetę trwała dalej i przerażenie dziewczyny sięgało zenitu, gdy usłyszała
-
Ostrożnie Marcus, to nie nosorożec - wypowiedziane w niezłej angielszczyznie.
Zbyt dobrej jak na Simba.
Nie zdołała już jednak powstrzymać ruchu ręki i przeciwnik trafiony kolbą ciężkiej strzelby w głowę wrzasnął
-
Himmellgot, - po czym stoczył się z niej i trzymając za obolałą na pewno czaszkę powtarzał przekleństwa w trzech przynajmniej znanych jej językach : hiszpańskim, francuskim i angielskim.
-
RATUNKU !!! - krzyknęła dla odmiany po włosku kobieta, a zorientowawszy się po językach w jakich klął napastnik, że ów nie jest może mu znany powtórzyła dla pewności
-
Ratunku, ratunku, ratunku ! - tym razem po francusku, hiszpańsku i angielsku.
Miała nadzieję, że przybysz za mocno nie oberwał i jest w stanie zrozumieć tak proste i znane słowa.
Po czym siadła i spytała
-
Chyba panu nic nie zrobiłam ? - po włosku.
Gdy padł strzał
Lambert jako pierwszy przybiegł na miejsce i teraz wymienili z
Wilkiem trzymającym wciąż dziewczynę na muszce niemy gest bezradności jaki często wykonują mężczyzni spotykając się z logiką kobiecą.
Po prostu podnieśli oczy do granatowego już nieba i bezradnie wzruszyli ramionami.
W tym momencie reszta dobiegła do miejsca "bitwy". Teraz pytali się co też się wydarzyło. Zapanowała chwilowy gwar i zamieszanie, ale wszystko nagle się uspokoiło. Z daleka dobiegał dzwięk tam - tamów. Większość z nich wiedziała co to znaczy...
ścieżka w dżungli Przy samolocie około 21.00
Podkarpacki stanął przed
Jurijem
-
No co, chcesz się bić? – Zapytał wyzywającym i buntowniczym tonem, Mariusz. –
Myślisz, że przestraszysz mnie przystawiając mi nóż? Nie dam się nikomu zastraszyć, a szczególnie Ruskowi! – Mariusz rozpiął kamizelkę i staną przed nim. Stał pewny siebie, zapominając o zmęczeniu, oburzony taką zniewagą.
Pietrolenko stał przed
Polakiem patrząc na niego zmrużonymi oczami. Gdy ten wyprowadził cios złapał jego rękę, wykręcił i zmusił
Mariusza do uklęknięcia. Coś cienkiego zacisnęło się na jego szyi dławiąc oddech i pozbawiając szansy na jakiekolwiek działanie. Powoli jego twarz zaczęła sinieć.
Wtedy
Rosjanin go puścił i
Podkarpacki opadł na trawę spazmatycznie łapiąc kolejne hausty powietrza.
-Zabieraj się za rozładowywanie samolotu. Wszystko na jedną stertę - usłyszał.
Po opróżnieniu z towarów odeszli od Dakoty zajmując stanowiska w trawie. Zmrok już na dobre zapadał i zapewne niedługo niewiele już będą mogli dojrzeć.
Gdzieś z dżungli dobiegł ich dzwięk tam - tamów.
Mariuszowi włosy podniosły sie na karku, wiedział co to może oznaczać.