Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2008, 13:59   #693
Markus
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Bagna Zapomnianego Boga
“Ruiny twierdzy”

Srebrne oczy rozpaczliwie poruszały się pod powiekami, starając się nie patrzyć na obrazy przemykające tuż przed nimi. Jaskinia i strugi deszczu wybijające własną melodie na liściach drzew, które tak naprawdę wcale nie istniały. Nie tu... i nie teraz. A później ten głos... Nie! Dwa kobiece głosy! I coś jeszcze...

Pomiędzy dźwięk spadających kropel wody wdarł się inny odgłos. Szelest kartek...Wpierw tak niewyraźny i ledwo słyszalny, by po chwili, na krotki moment, przyćmić wszystko inne.

Szczupła, męska dłoń przewróciła stronę księgi...

Gdzieś wielka liczba okutych żelazem butów uderzyła o kamienny bruk. Kolejne kroki i kolejne uderzenia... miarowe i rytmiczne, w jednakowym tempie i sile. Było w tym coś zarazem strasznego, jak i pięknego. Tysiące istot, tysiące złączonych przeznaczeniem dusz i tysiące ciał tworzących jeden organizm. Armia... Armia zmierzająca po zwycięstwo... lub klęskę.

Szelest kolejnej przewracanej strony...

Znów te głosy? Czyje? O czym mówią? Magowie! To ich wina! Oby byli po stokroć przeklęci! Oby stracili całą swą moc i na własnej skórze przekonali się, czego dokonała ich magia!

Kolejne karty księgi, zapisane niezrozumiałymi, zamazanymi słowami, przemykały przed jej oczami. Ale tam było coś więcej! Obrazy, wyraźne i doskonale widoczne na tle pozbawionego sensu tekstu. Ciało, które starannie opatulono całunem, będące jedynie pustą powłoką. Ale to nie był koniec rysunku... Tam było coś więcej... Niewyraźny, mglista dusza oddzielona od ciała barierą, ścianą nie do przebicia.

Głośny huk brutalnie zamykanej księgi...

I znów głos tej kobiety. Erilet... Znachorka, akuszerka, zielarka, wróżbitka... Wiedźma! Jednak jej głos cichnie, zastąpiony przez odgłos nerwowych kroków. To ten mężczyzna, odziany w szaty godne czarodzieja, krząta się wokoło czegoś... Masywny, pięknie rzeźbiony w krysztale sarkofag stoi pośrodku pomieszczenia. A w nim zamknięta piękna kobieta, o bladej, spokojnej twarzy. Jakby zwyczajnie spała...

Wszystko się rozmazało i zaczęło wirować, przeobrażając w niepojęty wir barw. Jednak całość trwała tylko krótką chwilę, tak krótką jak mgnienie oka. A potem nastąpił gwałtowny błysk i dziwaczny zgrzyt. Przed zamykającymi się drzwiami stał zakrwawiony rycerz, z mieczem skierowanym na zbliżające się do niego bestie.

Wszystko ogarnęła czerwień, której nie dało się dostrzec, lecz czuło się całym sobą. I te stworzenie, olbrzymie niby jakaś dziwaczna, burzowa chmura, wypełniona paszczami i mackami. Czuła go w sobie i dookoła siebie, wypełniając ją przerażeniem i obrzydzeniem.

Serce dziewczyny waliło tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć jej z piersi. Palce wbiły się w szpary pomiędzy zniszczonymi płytami podłogi, zaciskając na zimnym kamieniu. I właśnie wtedy nimfa gwałtownie otworzyła oczy i przerażonym spojrzeniem zlustrowała sale. Z początku do jej umysłu nie docierały żadne inne bodźce, poza dźwiękiem jej własnego, szaleńczo bijącego serca. Dopiero po dłuższej chwili jej oddech zaczął się wyrównywać, a myśl o tym, że to wszystko było jedynie snem, przebiła się do świadomości niosąc ulgę i ukojenie.

Powoli wzrok Aeterveris przyzwyczaił się do panującej ciemności tak, że mogła dostrzec sylwetki leżących towarzyszy i postać Liirchy klęczącej przed ołtarzem Jaśniejącego. Miarowe, spokojne oddechy upewniły nimfę w przekonaniu, że wszystko jest w porządku. I dopiero po dłuższej chwili, Aeterveris zauważyła ślady sporych łap prowadzące z pomieszczenia w labirynt korytarzy. Czyli nie wszyscy byli na swoich miejscach, a po śladach nie trudno było się domyślić, że brakowało Ilmaxi.

Aeterveris podniosła się z miejsca i najciszej, jak tylko potrafiła, zbliżyła się do staruszki.

- Liircho?- spytała szeptem, na co staruszka spojrzała na nimfę i odpowiedziała spokojnym głosem.
- Coś cię niepokoi? Jesteś trochę blada, może powinnaś dłużej odpocząć?
- Nie, zemną wszystko w porządku. Ale... nie wiesz może, gdzie znikła Ilmaxi?
- Mówiła, że chce zaczerpnąć świeżego powietrza, więc wskazałam jej najkrótszą drogę na zewnątrz.
- Świetnie. Mi też chyba przyda się odrobina oddechu, więc może pójdę zobaczyć, czy z nią wszystko w porządku.
- to mówiąc, nimfa podniosła się na nogi i skinieniem głowy pożegnała staruszkę.

Aeterveris po cichu wymknęła się z obozowiska, starając się nie zbudzić nikogo więcej, poczym ruszyła po śladach niebiańskiej lamii. Tak naprawdę nimfa nie martwiła się o nowopoznaną towarzyszkę, która z pewnością potrafiła świetnie dać sobie rade sama. Najzwyczajniej w świecie dziewczyna wiedziała, że tej nocy już nie zaśnie i zamiast tracić czas na leżenie, postanowiła się przejść. No i liczyła, że przy odrobinie szczęścia zdoła nawiązać bliższą znajomość z małomówną Ilmaxi.
 
Markus jest offline