Gdy Mariusz wstał z ziemi, po podduszeniu przez Jurija, starając się zachować honor, zagadał w ten sposób – Eh, postarałbym się bardziej, ale nie mam zamiaru się bić w środku dżungli. – Mariusz, uciążliwym krokiem, szedł razem z Jurijem rozpakować rzeczy, zagadując go dalej – Dobra, dobra, nie będę cię bił. – Po czym gdy już był w trakcie rozpakunku dodał – Wybaczam ci, że mnie zaatakowałeś i wyzwałeś do tak nierozsądnej walki.
Gdy razem z Ruskiem zajęli miejsce w trawie, Mariusz znowu zaczął gadkę – Wiesz co? Nie myśl sobie że się ciebie boję jasne? Poszedłem z tobą to rozładować bo taki miałem rozkaz, nie dlatego że ty na mnie nasko... – W tedy Mariusz zamilkł, słysząc z dżungli tam tamy.- No i co żeś zrobił? – Powiedział Mariusz, który nie spał już od kilku dni, a leżenie na trawie dobijało go coraz bardziej. – Oparł głowę o trawę, nie zamykając oczu i leżał tak, leżał. – Jak teraz zasnę, a ty mnie obudzisz, to stąd pójdę i zostaniesz tu sam, a ja przy pierwszej lepszej okazji wpierdolę tobie, albo sobie kulkę w łeb – Mówił szeptem, sam nie wiedząc czy mówi poważnie, martwiąc się sytuacją obecną. |