Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2008, 23:23   #209
Keth
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://boxstr.com/files/3428576_qntvz/03%20-%20Swordplay.mp3[/MEDIA]

Las
Zdzielony lagą ork zamrugał i postąpił niemrawo dwa kroczki. Haerthe doskoczył do włóczni, lecz nim dopadł orka, ten już zreflektował, co się stało. Zawył niczym wściekły pies, a raczej warg, którego bohaterowie niedawno mieli okazję spotkać i rzucił się w pogoń za biednym Olegardem. Hobbit, nie czekając na reakcję towarzyszy, czmychnął między krzaki, a następnie slalomem między drzewami, dookoła polanki, a Ork pędził za nim!



Most


Zniekształcony przez szczęk oręża okrzyk:

- HOBBICI WZIĘCI! NIZIOŁKI PORWANE!

niczym skrzeczące wrony, zwiastunki nieszczęść, niósł się nad polem bitwy. Wieść ta zagłuszyła nawet desperackie ryki Valina. Wpadł on między orków i jak żniwiarz w czasie gdy pola zdobią złote kolby zboża zaczął zbierać obfity plon swojej pracy. Kolejne okrwawione ciała padały pod jego nogi. Nie wszystkie były martwe. Część traciła palce, nogi, czy inne kończyny i organy, również wewnętrzne, lecz nadal zachowywała świadomość. Nie było czasu na precyzję. Jeden z takich półżywych orków ucapił się nogi wojownika. Inny dźgnął go w bok ułamanym czubkiem halabardy. Valin solidnie im się odpłacał, jednak krwawił z coraz większej ilości ran. Kilka pocisków świsnęło tuż przy nim. Pojedynczy bełt utkwił w jego ramieniu, a kamień wyrzucony z procy rozbił mu policzek. Siła uderzenia cisnęła go na barierkę mostu i wytrąciła miecz. Dopadł go najbliższy ork. Kreatura zamachnęła się pordzewiałym nożem. Valin przyjął atak przedramieniem i wyszarpnął broń z oślizgłej ręki. Ciął paskudnie, przez całą gębę. Krew plugastwa, lepka i cuchnąca, trysnęła mu na oczy. Chciał wytrzeć ją wierzchem ręki, lecz tu też pełno było szkarłatnej cieczy. Wtedy zrozumiał…
Zrozumiał to co każdy, kto do pewnego momentu miał się za bohatera. Niezwyciężonego i nieśmiertelnego. Takiego bohatera który walczy z uśmiechem na ustach, by po wielu latach opowiadać wnukom o swoich licznych bataliach. Niestety w takim momencie, często w pierwszej większej potyczce, okazuje się, że świat nie ma dla nikogo specjalnych zasad. Jest tylko beznadziejna walka i paskudna śmierć…

Orkowie stłoczyli się dookoła Valina. Narfin w galopie usiekła kilka z nich. To na nic. Miejsce każdego zajęło dwóch następnych. Stłoczona człekokształtna masa całkiem przysłoniła Valina. Strażniczka straciła go z oczu.

- HOBBICI WZIĘCI! NIZIOŁKI PORWANE!

Haerthe popędził z odsieczą. Reszta zebrała się przy wozie. Widzieli jak fala orków wlewa się na most.

- Won z wozu! – Zawołał Valamar. Krasnolud podwinął rękawy i zaczął spychać skrzynki na tył wehikułu.

- Uciekajcie! – To Magnus, który właśnie rozbił toporkiem jedną ze skrzynek. Wysypał się z niej ciemny proszek. Utworzył z niego charakterystyczną ścieżkę, biegnącą przez całą długość wozu..


Valamar zeskoczył z pojazdu, uchwycił się dyszla i powoli, na dwóch pozostałych kołach, obrócił go przodem w kierunku wschodu. Magnus w tym czasie wyciągnął skądś pochodnię i nerwowymi zgrzytami począł krzesać na nią iskry krzesiwem. Nikt niczego z tej sceny nie rozumiał, nawet zdawałoby się wszechwiedzący Galdor. Wrogowie byli coraz bliżej.

- Precz! – Zawył Magnus. Było w jego głosie coś, co rozwiewało wątpliwości. Rzucił pochodnię na początek ścieżki prochu, ta zaczęła się dymić i iskrzyć. Brodaci krewniacy chwycili dyszel i z trudem utrzymując wóz w poziomie, zaczęli pchać go w stronę orków. Czego by nie mówiono o krasnoludach, zawsze zgadzano się co do jednego. Mieli krzepę. Pojazd zdecydowanie nabierał prędkości. Najbliżsi orkowie zostali dosłownie wymiecieni do rzeki. Reszta stanęła jak wryta i ze zdumieniem wpatrywała się w pędzące w ich kierunku okopcone palenisko.

Świat zwolnił na chwilę…
 
Keth jest offline