Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2008, 07:19   #40
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Stała na środku polany i wpatrywała się uporczywie w mleczną mgłę, która zaczęła się niespodziewanie podnosić sięgając im już teraz prawie do pasa. Coś znów otarło się o jej łydkę i podskoczyła jak oparzona. Mgła zdawała się tętnić życiem. W jej wnętrzu kłębiło się coś żywego i niezwykle ruchliwego. Od czasu do czasu nad jej spiętrzoną powierzchnię wyskoczyło jakieś niewielkie czarne stworzenie żeby zaraz zanurkować ponownie w odmęty oparu. Wyglądem przypominało nieco przerośniętego oślizgłego karalucha wyposażonego w ostre jak brzytwy miniaturowe szczypce.

- Co to do cholery było? - wrzasnęła Kornelia i zaczęła podskakiwać jakby wykonywała jakiś zmyślny szamański taniec. Może chciała je strzepnąć ze swoich spodni lub najzwyczajniej w świecie je zadeptać?

Mirela już miała coś odpowiedzieć gdy nagle zachwiała się i zupełnie zapadła we mgle znikając Kornelii całkowicie z oczu. Jakby ktoś wbrew jej woli szarpnął ją za nogę wciągając pionowo w dół, wprost do wnętrza ziemi. W jednej sekundzie stała tuż obok niej a w kolejnej po prostu zniknęła w odmętach trupiej mgły. Kornelia jęknęła w wyrazie paniki.
- Mira? Mirela? Odezwij się, błagam...

Ale nie doczekała się odpowiedzi. Coraz więcej tych dziwnych stworzeń zaczęło pełzać jej po stopach. Czuła je dokładnie. Obłaziły ją niczym rój gigantycznych mrówek. Chciała ratować się ucieczką ale pomyślała o przyjaciółce. Nie może zostawić jej na pastwę losu.

Runęła na klęczki wprost w gęstą jak wata cukrowa mgłę. Jej dłonie zanurzyły się w miękkim błocie a palce napotkały na swojej drodze coraz to kolejne pełzające mikropotworki. Były obrzydliwe w dotyku, wilgotne i śliskie, z powodu dziwnego śluzu pokrywającego ich giętkie ciałka. Przełamała swój wstręt i po omacku badała teren szepcząc raz za razem imię zaginionej.

- Mira, odezwij się...Mirela? Proszę, nie zostawiaj mnie tu samej... - poczuła łzy spływające po policzkach.

I wtedy nagle coś złapało ją za nogę. Czyjaś masywna i potężna dłoń zacisnęła się na jej kostce i pociągnęła ku sobie. Opadła brzuchem na ziemię przygniatając przy tym kilka makabrycznych robaków i zaczęła bezradnie ślizgać się po chłodnym lepkim błocie. Teren opadał chyba ku dołowi. Ten szaleńczy rajd przypominał opadanie z niekończącej się zjeżdżalni.

Upiorne małe stworzonka zaczęły ją obłazić. Pełzały po jej plecach, rękach, wpychały się do uszu i oczu. Krzyknęła przerażona i kilka z nich korzystając z okazji zaczęło wciskać się wprost do jej otwartych ust. Niby ogniwa długiego łańcucha, zespolone ze sobą jakąś dziwną siłą, jeden za drugim wchodziły do jej wnętrza. Wypełniły usta a później przez gardło i przełyk podążały dalej pomagając sobie swoimi szczypcami, szatkując jej ciało. Przeszył ją niewyobrażalny ból. Chciała krzyczeć lecz żaden dźwięk nie wydobył się na zewnątrz. Próbowała palcami wyciągać z ust upiorne stworzenia ale na na niewiele się to zdało. Chyba w całości pokryły już jej ciało niby szczelny kokon. Nic nie widziała, czuła tylko przejmujący ból, który palił ją od środka żywym ogniem.

I wtedy usłyszała głos. Odcinający się pośród śmiertelnej mrocznej ciszy tego miejsca.
- ... Bo ta idiotka wlazła do przewód kominowego! Obie tam lazłyście nie wiadomo po co...

Spróbowała na powrót otworzyć oczy i zdała sobie sprawę, że jakimś cudem znów znalazła się w starej graciarni. Leżała na łóżku a nad nią stał Adam. Kątem oka dostrzegła też Mirelę. Przytomną i bezpieczną.

Spanikowana zaczęła się szarpać strzepując z siebie jakieś wyimaginowane potwory. Już ich nie było ale skóra nadal swędziała ją i smyrała jakby coś wciąż się o nią ocierało, coś dreptało po niej małymi paskudnymi nóżkami. Lecz to tylko skórcze mięśni płatały jej figle. Albo jej własna wybujała wyobraźnia?

Oczy miała ogromne i przepełnione strachem. Jakby wciąż nie umiała uwierzyć, że nic już jej nie grozi, że stwory zniknęły wraz z tą dramatyczną wizją. Coś jednak nadal zalegało w płucach, utrudniało oddychanie.
- Są tam? - pomyślała spanikowana – Boże, wlazły mi do płuc! Zjedzą mnie od środka!

Zaniosła się opętańczym kaszlem drżąc na całym ciele i drapiąc się aż do krwi. Wciąż pamiętała to uczucie jak pełzały po niej, jak wchodziły brutalnie w jej ciało. Zachciało jej się płakać. Wepchała palce do ust by upewnić się, że nic tam nie ma a później znów wróciła do rozdrapywania skóry.

- Su-kin-syny – jej słowa przerywały kolejne ataki spazmatycznego kaszlu – wpełzły we mnie. Wyjmij je ze mnie, Mirela! Wyciągnij je zanim całkiem się uduszę! - i znów zaniosła się gwałtownym kaszlem.
 
liliel jest offline