Padwen szybko chwycił kulkę w locie i odrzucił do kaleki.
- Uważaj troszkę! - Spróbował wstać. Nierozruszane mięśnie przez chwilę odmawiały posłuszeństwa, ale potem zaczęły działać normalnie. Rozejrzał się. Był ubrany w swoją białą szatę. O łoże z którego przed chwilą wstał był oparty nowiutki miecz. Podniósł go i wsunął do pochwy. Wyszedł z namiotu szukając Andreasa. Chyba jeszcze mu nic nie zrobili... Nic trwałego. Szukał innego pomieszczenia z zaznaczeniem o tym, że jest to siedziba rady. Znalazł go szybko. Przeszedł przez szmatę zasłaniającą wejście. - Nie wiem kim jesteś, jednak wiedz ,że zanim zdążysz pomyśleć o wydaniu tego obozu utnę Ci łeb tym mieczem. - Andreas wyglądał na bardzo hm... zdenerwowanego.
-Zostaw go Deren, on mi pomógł. - Szybko powiedział Padwen zapobiegając zrobieniu z towarzysz krwawej miazgi.
__________________ Skoro jest dobrze, to później musi być źle. A jak jest wspaniale, to będą wieszać.
(Z dzieła Sarturusa z Szopinberga „O rozkoszy bycia obywatelem Imperium”) |