Roman wracał do sklepu wężykiem...
Mikołaj uruchomił furgonetkę...
Pozostali dotarli do portu. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach wody śmierdzącej ludzką krwią. Nie był to zapach, który można było łatwo rozpoznać, bo nie często czuje się w powietrzu taką woń. Statki, łodzie podwodne, ulica ciągnąca się wzdłuż linii brzegowej a po jej jednej stronie pozamykane sklepy i ciemność rozświetlona światłem latarni ulicznych - to wszystko, co was otacza.
Cóż na to poradzę, że na razie nic więcej tutaj dodać nie mogę. Musicie wreszcie wykonać jakiś ruch... nie wiem... chociażby coś zjeść. Na razie to wszystko wygląda tak, jakby się wam podobała ta sytuacja. Nie chcecie się wyrwać z tego miasta, w którym oprócz przemykających (powiedzmy że zwierząt) nie ma ani jednej żywej duszy? Napili się i teraz łażą po ciemku...