Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2008, 16:02   #45
Salazar
 
Salazar's Avatar
 
Reputacja: 1 Salazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumny
[MEDIA]http://pulpa1.googlepages.com/GraphicNovel.mp3[/MEDIA]



Wilhelm von Richtenstein:

Kolejna noc warszawskiego nieżycia. Od wczorajszej różniła się tym, że była niepewna, niebezpieczna. Sam nie wiesz jak to określić. Nad twoją nieśmiertelnością wisi katowski topór i tylko los rozsądzi czy dzierżą go pewne i władcze ręce, czy może zwykłe, śmiertelne trzęsące się członki.
Zagrożenie jednym, a potrzeby drugim. Czujesz głód. Zarówno ten krwi jak i wiedzy. Wiedzy o tym na czym dziś się zarabia. To uczucie jest drugą naturą twego jestestwa jako Kainity. Ventrue wypadałoby powiedzieć. Wypadałoby się czymś zainteresować w tej materii zanim znów pochłoną cię sprawy doczesno-polityczno-warszawskie.
Telefon odłożony na nocną szafkę zaczął wibrować.
“1 odebrana wiadomość”, tak oznajmił ci wyświetlacz, machinalnie przeszedłeś do skrzynki odbiorczej. Sms od Szeryfa następującej treści:
“Zamówienie wykonane. Proszę o odbiór i spotkanie. Elizjum, godzina 00.00.” Enigmatyczny wydźwięk, ale też lekki podmuch profesjonalizmu.
Zegarek wskazywał ledwie 21.40.
Przez okno sypialni widać wspaniałą panoramę nocnego miasta. Słychać tramwaje, autobusy, samochody. Noc jeszcze młoda i nie zapowiada się najgorzej.
Przed wyjściem na spotkanie należało się doprowadzić do porządku nocnego.
Ubrałeś się jak na Ventrue przystało, przejrzałeś newsy gospodarcze w gazetach, które ci zostawiano popijając jednocześnie słodką niewieścią krew. Cała scena mogła wyglądać niczym groteskowe odbicie poranka biznesmena.


Mimo pozornego spokoju, gdzieś na dnie umysłu dalej jednak walczy o swoje pomięty kawałek papieru, który wczoraj otrzymałeś, a który teraz pewnie leży w koszu na śmieci. Mimowolnie pojawia się przestrach o następną noc.
Kątem oka cały czas widziałeś przedmiot dający ci tyle razy odwagę. Kochany i ratujący z tylu opresji rapier. Prawdziwy skarb i zabytek.


Czy nic nie może być takie jak dawniej? Tylko podchody i podstępy?
Zamówiłeś taksówkę i zjechałeś na dół do recepcji. Tu też odbywały się części twej nocnej rutyny. Po kilku chwilach wyszedłeś przed główne wejście, taksówka już czekała. Mercedes. Dobrze utrzymany, ale i taryfa za jazdę nie była niska, więc coś za coś.
Droga do Elizjum zleciała szybko, choć znów w oczy rzucił się zaniedbany wieżowiec, o świetnej lokalizacji. Smakowity kąsek i pewnie równie drogi. Miasto powoli udawało się na spoczynek, aby podołać kolejnym trudom nadchodzącego tygodnia. Gdzieniegdzie było widać jakiś przechodniów, którzy wracali ze sklepów nocnych lub od znajomych. Wracali do swoich gniazd, pełnych ciepła i spokoju.
Zatrzymaliście się przed hotelem Sheraton. Taksówkarz zarobił na tobie zwyczajową dniówkę i pożyczył dobrej nocy.
Idąc w stronę wejścia zauważyłeś znajomą postać.

[MEDIA]http://pulpa1.googlepages.com/VampireBloodlines-27-MoldyOldWorld.mp3[/MEDIA]


Vincent:

Dzień minął spokojnie. Noc objęła świat w swe władanie. Otworzyłeś oczy nie zauważając poważnych zmian w otoczeniu. Dobry znak. Przynajmniej na razie. Wydarzenie z poprzedniego wieczoru dalej daje ci się we znaki. Jesteś mocno zaniepokojony, bo ktoś naruszył twoje sanktuarium, twoją enklawę. Zrobił to raz, może zrobić i drugi. Nie, nie, nie. Nikt nie ma prawa, aby zakłócać twą egzystencję w tak agresywny i… subtelny jednocześnie sposób. Kartki, karteczki, karteluszki. Miały w sobie coś intymnego. Spojrzenie na zegarek: 22.05. Wskazówki poruszają się tak wolno, tak wolno, że chciałoby się żeby całkowicie stanęły.
Pomruk twych myśli, to Nestor budził się do kolejnej nocy pełnej wrażeń.
Dźwięk szurania plastiku po szafce, dźwięk wibrującej komórki.
Sms, treść jak ostatnio można się było przyzwyczaić mało optymistyczna i nie zachęcająca do wychodzenia z domu: “Zamówienie wykonane. Proszę o odbiór i spotkanie. Elizjum, godzina 00.00.”
Poprzednia noc mogła dać w kość ilością wrażeń i nowych faktów, ale dziś trzeba zapisać nową kartę malkaviańskiej historii, historii Vincenta, no i Nestora, drugi osobowość dodała zdenerwowana, że się ją pomija.
Po dokonaniu cowieczornej toalety i paru codziennych zajęć, które wykonujesz przed wyjściem. Drogę do Elizjum można pominąć milczeniem, bo cóż jest ciekawego w jeździe komunikacją miejską przez mało przyjazne miasto o mało przyjaznych dla większości porach.
Ważniejsze było to kto czekał przed drzwiami centrum kainickiej społeczności.


Czarnowłosa piękność, Natasza. Była ubrana w ciemnoczerwoną marynarkę, pod którą miała głęboko wydekoltowaną bluzkę. Do tego luźne spodnie w takim samym odcieniu szkarłatu i buty na płaskim obcasie.
- Długo kazałeś na siebie czekać. - mruknęła ci do ucha, gdy tylko podszedłeś, a potem nie bacząc na to co powiesz, co zrobisz lub chciałbyś powiedzieć czy zrobić, zaciągnęła cię do środka. Nie brutalnie, raczej jak rozochocona nastolatka, która wreszcie umówiła się na randkę.
Najpierw przywitało was przyjemnie oświetlone i stylowe lobby.


Po niedługiej wędrówce korytarzami hotelowymi trafiliście na główną salę spotkań wampirzego rodu. Niedziela, nie było hucznej imprezy, tylko stonowana muzyka, lecąca z głośników, podkreślająca atmosferę tego mrocznego i tajemniczego miejsca. Zupełnie inny nastrój, a sala ta sama.
Kilku innych spokrewnionych, głównie Toreadorzy, siedziało przy stolikach lub na wygodnych pufach i cieszyło się nocnym życiem towarzyskim, gdzieniegdzie przemknął kelner z tacą pełną Vitae. No i Stanisław Kruk, zawsze obecny i zawsze dbający o wygodę swych gości.
Twoja towarzyszka zarzuciła ci ręce na ramiona, trzymała lekki dystans.
- Zatańczmy i poznajmy się lepiej.
Obydwu osobowościom rozwój sytuacji był trochę nie w smak. Nestor wolałby ją wyobracać w jakiejś wygodnej pościeli, a nie na parkiecie. Na dobrą sprawę Vincentowi też wydawało się to zabawniejszą alternatywą.
Za jej plecami widziałeś lożę VIP-ów. Siedział tam Książe, Szeryf i primogen Brujah. Rozprawiali o czymś żarliwie, jednak nie dane ci było usłyszeć o czym. Tuż przed wejściem do strzeżonej strefy stało dwóch Assamitów, w swych zwyczajowych strojach i rynsztunku. Specjalne kombinezony, katany, noże, karabiny, pistolety. Wyglądali jak mała armia, jak maszyny zniszczenia. Patrzenie na nich wyraźnie podjudzało twoją drugą jaźń.


Batory najwyraźniej zauważył cię i pokazywał wyraźnie na zegarek. Najwyraźniej dzisiejsza randka miała ograniczenia czasowe.

[MEDIA]http://pulpa1.googlepages.com/04-Marv.mp3[/MEDIA]


Kamil "Kimi" Kmielik i Zbyszek:

Ciemność, która nagle została rozświetlona mdłym światłem jarzeniówek. Ciężkie stalowe drzwi waszego schronu otworzyły się i stanął przed wami gospodarz tego miejsca, Wasilij.


Jego wygląd mógł zmylić, ale tak naprawdę był twardym sukinkotem. Ubrany jak na jego zawód przystało, ciemna marynarka i markowe buty Gucciego lub innego Prady. Dbał o to jak go postrzegają. Twarz zbira, ale ubiór biznesmana. Komponowało się to w obraz twardego przywódcy.
- Pobudka panowie. Kto rano wstaje temu Lilith daje… - uśmiechnął się. - Dobra towarzyszu Kmielik, twoja dzielnia jest już bezpieczna. - odwrócił się i przez ramię rzucił. - Za mną, bo się zgubicie. No i śniadanko. - odwrócił się podając butelkę Vitae. Sam zapach rozchodzący się wokół wskazywał, że nie jest to byle juha z pijaka, a najprzedniejsza krew.
Szliście ciemnym, podziemnym korytarzem, częścią całego labiryntu jaki mieściła w sobie siedziba Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.


Gdy szliście komórka Kimiego cicho zabrzęczała:
“Zamówienie wykonane. Proszę o odbiór i spotkanie. Elizjum, godzina 00.00.”
Sms takiej treści ukazał się na wyświetlaczu.
Po drodze na zewnątrz było trochę czasu na omówienie całej sytuacji.
Na parkingu przed budynkiem czekały cierpliwie wasze maszyny, gotowe do drogi. Całe miasto i jego drogi stały otworem.
Sytuacja była trochę niejasna, bo czy Zbyszek może dołączyć do ekipy? Na to pytanie Kimi nie mógł sam odpowiedzieć z braku uprawnień. Wypadało, więc działać według planu i najpierw go przedstawić. Krzyżanowski raczej nie będzie miał pretensji, a Książe dostanie kolejną rybkę do swego akwarium.
Nie to jednak było ważne. Nareszcie nastała pora na odrobinę adrenaliny jaka obydwu wam się udziela podczas szybkiej i karkołomnej jazdy.
Mijacie budynki z dużą prędkością, migają wam jedynie gdzieś z boku, patrząc przed siebie nie czujecie tej prędkości. Większość pojazdów jedzie z normalną prędkością, więc przeganiacie je bez problemu. Ulice Warszawy w nocy to prawdziwy poligon motorowych wyzwań. Jadąc rozpryskujecie wodę z licznych kałuży, pozostałości po wczorajszej burzy. Usłyszeliście za sobą sygnał policyjnego radiowozu, ale w dość gęstym warszawskim ruchu ulicznym nie mieli szans was dogonić.
Zbyszek jako wolny strzelec nie musiał się wcale podporządkować działaniom, których częścią był Kimi.
Tak czy siak, Kmielik musiał w końcu trafić pod Elizjum, w końcu odpowiedzialność za to zadanie jakoś go obarczała i chciał zrobić coś dla tej coraz bardziej skorumpowanej i bezlitosnej społeczności.

Zbyszek:

Można zadać sobie pytanie. Czy chcesz być częścią jakiegoś powalonego wampirzego komanda do spraw azjatów? Powód do zemsty już masz. Przykładem niech będzie ta nieszczęsna wczorajsza noc, pełna wstydu dla takiego Brujaha jak ty. Lecz twoja rola wśród Kainitów podpowiadała, żebyś wziął sprawę w swoje ręce, choć alternatywa była równie kusząco. Pozostawało tylko dokonać wyboru.
Wychodziło też na to, że Kimi ani Wasilij nie żądają niczego w zamian za pomoc, ot prosty przykład wampirzej solidarności.
Ta noc stanęła przed tobą otworem i tylko od ciebie zależało, którą ścieżką podążać.

Kamil "Kimi" Kmielik:

Niezależnie od decyzji Zbyszka w końcu trafiłeś pod Elizjum. Miałeś trochę czasu wolnego, więc można go było wykorzystać stosownie do swoich potrzeb. Teraz zdejmujesz kask i schodzisz z motoru, twoje spostrzegawcze oczy dostrzegły znajomą sylwetkę Wilhelma wysiadającą z taksówki przed hotelowym wejściem. Niewzruszony i poważny jak zawsze. Aż płakać się chciało.
 
__________________
Oto pięść moja. Zna ją świata ćwierć...
Kto ją ujrzy, ujrzy swoją... śmierć...

GG: 953253

Ostatnio edytowane przez Salazar : 11-09-2008 o 22:14.
Salazar jest offline