Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2008, 17:04   #19
WieszKto
 
WieszKto's Avatar
 
Reputacja: 1 WieszKto nie jest za bardzo znanyWieszKto nie jest za bardzo znanyWieszKto nie jest za bardzo znany

Dzień wstawał powoli, jednak już od pierwszego promienia wiedziałeś o tym. I to nie bynajmniej dlatego, że chciałeś wstać dziś o poranku. Ktoś tak feralnie ustawił łóżko względem okna, że inaczej się nie dało. Kiedy już przytomność wróciła zupełnie, okazało się, że inaczej łóżko by się w tym pokoju nie zmieściło. Dzień rozpoczynał się uroczo.

Spotkanie miałem wyznaczone na wieczór więc nic nie zmusiło mnie do pośpiechu. Wstałem powoli nie spiesząc się przy porannej toalecie. Jeszcze raz sprawdziłem czy mam wszystkie koperty łącznie z tą z listem dla wszystkich zainteresowanych. Ciekawy byłem kogo tak naprawdę ściągnięto na tę wyprawę. Zerknąłem na emblematy: "Towarzystwo odkrywców - tak to oczywiste że jakiś archeologista powinien pojawić się aby zebrać właściwe syrneckie zabawki, Różokrzyżowcy - hmm nie znam ich ponoć honorowi dżentelmani - uśmiechnąłem się pod nosem, Cyganie - tu kompletnie nie wiadomo czego się spodziewać?...
Wspólny list rozbudzał moją ciekawość. Mógłbym otworzyć go wcześniej ale prawdopodobnie straciłbym zaufanie w oczach ewentualnej drużyny. Musiałem się pilnować.
Na koniec poszedł list w czerwonej kopercie. Nie miałem pojęcia kim jest założyciel i czemu akurat ktoś do niego ma jakieś wytyczne skoro był oficjalny list do Cyganerii wśród poprzednich... Nic to dowiem się wszystkiego wieczorem. Zapakowałem wszystko do sakwy łącznie z listami polecającymi i udałem się do pobliskiej tawerny na śniadanie jak karze zwyczaj w Vodacce. Liczyłem na jeden z zamorskich specjałów - caffe oraz miejscowego croissanta...

Najpierw była ciemność. Mimo tego, że dzień już wstał, na korytarzu i schodach, prowadzących na wąską uliczkę, panował mrok i przyjemny chłód. Ludzie jednak nie spali. Słyszałeś zaspane głosy tych, którzy dopiero co podnosili się z łóżek, kszątaninę kobiet w kuchni, stuk naczyń, rozlewanie kawy.
Na uliczkach powoli unosiły się cienie. Ludzie spieszyli się, kobiety zapewne na targ, mężczyźni do własnych zajęć, tylko dzieci biegały radośnie bawiąc się w berka. Ulice zaludniały się z chwili na chwilę. Za tobą turkotał wóz. Konie parskały. Ktoś smagał upartego osła, który nie chciał ruszyć się z miejsca.

Jeszcze chwila i trafisz do tej tawerny, gdzie wczoraj zjadłeś śniadanie. Przed wejściem do środka stanąłeś jeszcze, by porozkoszować się słonecznym blaskiem. W uliczce naprzeciwko ciebie dostrzegłeś jakiś ruch. Ktoś przepychał się szybko i nieuważnie. Jakby przerażony, chciał się z stamtąd wydostać jak najszybciej. Wypadł całym pędem zza wyłomu, jakimś cudem udało mu się ominąć kobietę idącą z rybami na targ, ale przed wozem jadącym z góry potknął się, a jego dobytek rozsypał się dokoła. Nie było tego dużo. Jakaś niewielka książka w czarnej obwolucie, czarne drewniane korale, ogarek świecy, kilka papierków i krzesiwo. Mężczyzna na kolanach, zamiast ratować skórę przed stającym dęba koniem, starał się pozbierać to, co mu wypadło. Jego dłonie drżały, szło mu opornie, ale chyba w czepku się urodził, gdyż zdążył zgarnąć wszystko na swoją długą szatę i wstać. Koń uderzył kopytami tuż przy jego stopach i masywnym karkiem dał mu kuksańca w bok, przez co wpadł wprost na ciebie. Ważył niewiele, toteż, aby nie upaść, wystarczyło, że cofnąłeś się o dwa kroki.
On odwrócił się do ciebie, uśmiechnął przepraszająco, a w jego oczach czaił się strach i chęć ucieczki.

- Ja... ja strasznie przepraszam - starał się jednocześnie schować swój dobytek i otrzepać twój kubrak z nieistniejącego brudu, który mógłby sam tam nanieść. - Ja... - obrzucił cię ukradkowym spojrzeniem. - Przepraszam strasznie, panie. Może... mógłbym się zrewanżować? Może śniadanie?
Nerwowo spojrzał za siebie, a potem ze słabo skrywaną nadzieją znów na ciebie.

Spojrzałem na niego zdziwiony. Mężczyzna wyglądał na zastraszonego i nie groźnego. Wiedziałem że to może być mylące ale zbraku innego zajęcia postanowiłem zgodzić się. Wykonując nienaganny ukłon odparłem...
- Dlaczego by nie jeśli waść nalega... To nieostrożne tak wychodzić wprost pod konie... i ruszyłem w stronę drzwi tawerny zerkając na przybysza. Ciekawe przed czym ucieka...
 
WieszKto jest offline