Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2008, 19:00   #26
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Zszokowany Rodecki słuchał wywodu Mirka. Chłopak mówił wiele rzeczy, nie do końca zrozumiałych dla Pawła.

Po pierwsze, bredził od rzeczy. Coś o „statycznej rzeczywistości”, cokolwiek miałoby to znaczyć. Chodziło mu o technokratyczne sterylne laboratorium? Jakiś rodzaj oporności atomowej uniemożliwiającej transmutację? Zbyt mało zmiennych w procesie?

Drugą wielką niewiadomą było tajemnicze określenie „paradygmat technokratyczny”. Po głowie Pawła obiło się to i owo. Paradygmat- czy to nie ten rodzaj prostego wzoru przyjętego w naukach ścisłych? Nawet jeśli tak, to wymysły technokratów nijak miały się do odwiecznych praw fizyki. Ludzie mogli wierzyć w co tylko chcieli- i tak nie zmienią rzeczywistości. Co najwyżej opóźnią epokowe odkrycia. Konserwatyści…

Rodecki podrapał się po głowie, i mimo hałasującej maszynerii starał się pomyśleć nad zimną fuzją. Już parę razy modyfikował materię na poziomie atomowym, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się „wyprodukować” energię.

Otworzył szeroko usta i chwycił się za głowę.

Jaki był głupi!

Zawsze wszystko upraszczał. Zawsze. Wiedział, że nawet skomplikowane prawa da się przedstawić jako proste, tylko trzeba się postarać. Patrzył na wszystko oczami dziecka, chcąc odkryć uniwersalną prawdę, jasna i klarowną jak woda w strumyku.

Nie inaczej było z atomami. Ignorując wszelkie prawa fizyki falowej, potraktował je jak zamki z klocków. Ale nie mógł zmienić zasad rządzących światem- czy tego chciał czy nie, rzeczywistość dopominała się o swoje.

Na szczęście Mirek wykazał się refleksem i uziemił maszynę, odprowadzając energię za pomocą jakiegoś żelastwa. Aż strach pomyśleć co by się stało, gdyby wskutek procesu powstało ciepło zamiast elektryczności…

- Ufff- Paweł odetchnął z ulga, ścierając pot z czoła. Mimo swoich wcześniejszych doświadczeń z Modyfikatorem, bał się tego, co może nastąpić. Bez powodu, jak się okazało. Fizyka kwantowa okazała się być kolejnym kłamstwem.

- Gratulacje, misja zakończona sukcesem- zażartował, klepiąc Mirka przyjacielsko po plecach. Następnie podszedł do wynalazku i wyjął z niego puszki z chemicznie czystą wodą. Podał jedną chłopakowi, a sam pociągnął spory łyk. Była pyszna, po prostu pyszna.

Pozostało zrobić tylko jedno.

- Bardzo Ci dziękuję za pomoc, panie Mirku- rzekł eteryta, akcentując przedostatnie słowo i chichocąc pod nosem. Bez przesady- był starszy od swego podopiecznego, ale nie aż tak, żeby zwracać się do niego per „pan”. Nie popadajmy w szaleństwo.

Niestety, miłą rozmowę przerwała awaria. Dopiero teraz Rodecki zauważył, ze na dworze panuje okropna wichura. W małe okienko, doprowadzające do piwnicy minimum światła i świeżego powietrza, uderzały gigantyczne krople deszczu, zalewając wręcz całą jego powierzchnię. Zimny wiatr dmuchał na zewnątrz, obnosząc się wszem i wobec ze swym upiornym wyciem. Ciemność rozjaśniana z rzadka przez pioruny potęgowała tylko mroczną, „emowatą”, jak mówiło najnowsze pokolenie, atmosferę.

A jeszcze przed chwilą było tak słonecznie. Lokalne skutki globalnej pychy i głupoty. Spuścizna ludzkości, jej dar dla planety, która karmiła swe dzieci przez milenia.

Rodecki nagle zdał sobie z czegoś sprawę- w pomieszczeniu byli tylko we dwoje, on i Mirek.

- Daria, Szymon! Gdzie oni?!- krzyknął przerażony, biegnąc po schodach na górę. Wparadował do kuchni i na chybił-trafił otworzył najbliżej stojącą szafkę. Na szczęście znajdowały się tam latarki. Modląc się, by miały w sobie nowe baterie, Paweł wybiegł z kuchni niczym wicher, w biegu rzucając jedną z latarek Mirkowi i otwierając drzwi wejściowe.

Wiatr zwalał z nóg. Ściana wody lała się z nieba, a błyskawice śmigały po nieboskłonie, szukając rozpaczliwie miejsca, gdzie mogłyby wyładować swój śmiercionośny ładunek.

Na ziemi, nie tak daleko od eterytów, leżała biedna Daria, przygniatana przez nieprzytomnego Szymona. Nie myśląc wiele, Paweł kucnął i zaczął mozolnie posuwać się w stronę ludzi. Nigdy nie był specjalnie wysportowany, ale wiedział jedno- zanim doczołgałby się do rannych, minąłby wiek. Aby im pomóc w porę, musiał kucać. Nie miał wyboru.

- DARIA!- krzyknął, starając się byś słyszalnym mimo gromów. Był już tuż-tuż. Musiał tylko doczłapać się do kobiety, ściągnąć z niej Szymona i zaprowadzić oboje do bezpiecznego domu.

- ŚCIĄGNĘ... Z CIEBIE... SZYMONA... POMOŻESZ MI... Z CHŁOPEM... DOBRA?- wykrzyczał, nabierając tchu przed każdym słowem.

Musiał im pomóc. Musiał.

Wszystko przez to cholerne ocieplenie!
 
Kaworu jest offline