Kroki zmierzające do ładowni zwiastowały bliskie nadejście minotaurów, gdy przepełniony ufnością w los Blacker w ciemniejszej beczce z ryżem znalazł to, czego poszukiwał. Wiedział o tym, zanim zauważył czym to tak naprawdę jest i wiedział, do czego posłuży zanim jego palce zacisnęły się na tym przedmiocie. Pewność, granicząca z obłędem znalazła swoje potwierdzenie w rzeczywistości, gdy tylko moneta z wybitym symbolem Sylliny znalazła się w jego otwartej dłoni. Maska, zakrywająca twarz zdawałaby się uniemożliwiać mu okazywanie uczuć, ale jak zwykle w podobnych sytuacjach zamiast tego pojawiła się wokół niego wyraźnie wyczuwalna aura samozadowolenia i triumfu. Mężczyzna obrócił się gwałtownie i ruszył w stronę odchylonej pochodni.
Głos kroków narastał, upewniając Blackera że może być za późno. W tym samym czasie półelfia łowczyni, która nie przedstawiła mu się wciąż z imienia wykrzyknęła coś o wejściu i zniknęła. Słyszał co prawda o takich, którzy zniknęli po wygłoszeniu sentencji ,,myślę, więc jestem", ale to było coś całkiem innego. Po drodze zabrał pozostały po niej medalion w trosce, by nie zaginął w nadchodzącym zamieszaniu i założył go sobie na szyje. Później zajmie się zbadaniem jego mocy i w miarę możliwości odszukaniem łowczyni.
Minotaury zdawały się być coraz bliżej, gdy Blacker umieścił monetę w jej miejscu przeznaczenia i odwrócił się w kierunku wejścia do ładowni. Chwilę wcześniej wyczuwalna aura poczciwości i dobrych zamiarów ustąpiła momentalnie krystalizującemu się w powietrzu gniewowi. Mężczyzna potrząsnął lekko lewą ręką z której wysunęła się niewielka figurka czarnego kota. Gdy satuetka z cichym stuknięciem wylądowała na czterech łapach na podłodze po raz kolejny poruszył lekko ręką, tym razem prawą. Delikatne wybrzuszenie przemieściło się wzdłuż jego rękawa i w dłoń wsunął mu się złocisty bumerang. Nie było to co prawda pomieszczenie przystosowane do walki nim, ale zawsze... Gdy chował talię wypadła z niej jedna karta ukazując szyderczo uśmiechnięty szkielet, z wzrokiem skierowanym w stronę nadchodzących. Śmierć oczekiwała na tych, którzy staną przeciwko losowi. Blacker pochylił się i troskliwie podniósł kartę, chowając ją wraz z resztą talii. Jego maska, zwykle wyglądająca jak komiczna, teraz przybrała wyraz odpowiedni do sztuki tragicznej. Odwrócił się na chwilę do stojącego za sobą - Wciąż nie podałeś mi swojego imienia... mam nadzieję, że choć w walce będę mógł liczyć na twoje wsparcie?
Następnie zwrócil się do rosnącej gwałtownie figurki - Einejoru, wiesz co masz robić, prawda?
Na końcu skierował wzrok w miejsce, gdzie za chwilę mieli się pojawić przeciwnicy. Aura gniewu wciąż narastała, odzwierciedlając jego zamiary.
- Nadeszliście zbyt wcześnie przyjaciele... i niestety, będziecie musieli trochę pocierpieć. Nikomu nie pozwolę sobie przeszkodzić. - powiedział, jakby starając się usprawiedliwić to, co nadejdzie - Tempus fugit moi przyjaciele... - dodał po chwili, zatykając za swoją maskę czterolistną kończynę
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett |