Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-09-2008, 19:20   #91
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Valar ruszył pochodnią, która ku jego zdziwieniu została mu w dłoni razem z uchwytem. Mężczyzna zmarszczył brwi spoglądając na przedmiot trzymany w ręce, a następnie na ścianę, gdzie jeszcze przed chwilą był przymocowany. Z początku nic nie rzuciło mu się w oczy, lecz po chwili zwrócił uwagę na wgłębienie wielkości monety. Ku jego uciesze spostrzegł też wypalony symbol, dokładnie taki jak na kartce, z tym, że odwrócony, jakby lustrzane odbicie.

-Spójrzcie!- powiedział do towarzyszy- Chyba znalazłem coś co pozwoli nam dostać się do wnętrza ładowni- powiedział pokazując znalezisko- wydaje mi się, że trzeba tu przyłożyć jakiś krążek z tym symbolem, tylko gdzie go szukać…- w tym momencie poczuł, że statkiem mocno szarpnęło.
W pierwszej chwili przez myśl przeszło mu jedno- statek wpadł na rafę lub mieliznę. Jednak po chwili domyślił się, że ten szalony kapitan po prostu zarządził przerwę!
Valar w życiu nie spotkał się z tak nienormalną osobą…

Kolejna myśl sprawiła, że na jego twarzy zawitało nie lada zmartwienie.
-Coś mi się wydaje, że zaraz możemy mieć tutaj gości… Nie mam ochoty wdawać się w potyczkę z Minotaurami, więc się pospieszmy- rzekł ponuro- macie jakiś pomysł gdzie może być to coś?- wskazał ręką na otwór w ścianie.
 
Zak jest offline  
Stary 08-09-2008, 20:24   #92
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Blacker przeszedł kilka kroków po ładowni i ponownie pojawiła się wokół niego aura samozadowolenia. Wspaniała złota siła zwana szczęściem ponownie mu sprzyjała, wypełniając całe jego jestestwo. Radość była drogą do sukcesu, a ci których poszukiwał wreszcie zostali odnalezieni. Niezbyt to przyjemne nie posiadać własnego celu, do którego można dążyć, a ci poszukiwacze przygód właśnie dali mu nowe zadanie. Pomoże im, nawet jeśli oni sami tej pomocy nie będą chętni. Pomagał już wielu istotom i choć wszystkie okazały się niegodnie marnując roskosznie słodkie owoce szczęścia to właśnie podejmował kolejną próbę.

Blacker sięgnął pod swoją togę i wyciągnął talię kart do tarota. Przetasował je przez chwilę, podniósł pierwszą do góry i zachichotał cicho na widok głupca. No taaak... Nadchodzą dobre zmiany. Pytanie tylko, co może zmienić? Podniósł dwie kolejne karty, by się tego przekonać. Słońce i Koło Fortuny. Ma szukać szczęścia? Podniósł wzrok i rozejrzał się po ładowni. Wtedy zrozumiał, co karty chciały mu podpowiedzieć. Sam był głupcem, który nie dostrzegał szczęścia mając je pod nosem! Beczki w ładowni ułożone były dokładnie w znak Sylliny, uważany powrzechnie za symbol szczęścia! Miał szczerą ochotę się roześmiać, jednak mogłoby to zwrócić niepotrzebną uwagę na ich obecność w ładowni

Gdy jeden z mężczyzn zademonstrował swoje odkrycie Blacker po raz kolejny omal nie wybuchnął śmiechem. Dwie karty szczęścia i dwa jego symbole. Gdy ma się szczęście czyż wszystko nie staje się wręcz zbyt proste? Przykucnął tak, by jego twarz znalazła się na poziomie twarzy mężczyzny i odpowiedział na jego pytanie

- Nie mam pojęcia gdzie czegoś takiego szukać i to właśnie jest piękne! Ale wystarczy zaufać dobremu losowi i samo się znajdzie, nie sądzisz? Ot, sprawdzę pełen dobrej wiary jedno miejsce i jeśli los pozwoli kłopoty rozwiążą się same! Choć najpierw... znasz moje imię. Możesz mi podać swoje? Nie chcę się zwracać do ciebie ,,hej ty"

Gdy uzyskał (lub nie) odpowiedź ruszył szybkim krokiem w stronę ciemniejszej beczki
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 09-09-2008, 18:29   #93
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Minotaury kroczyły powoli. Powoli wedle ich miary, lecz miarą człowieka można by było to określić jako szybki chód. W tym tempie mogły dojść do ładowni za najwyżej pięć minut, gdyż schody z pomieszczenia wioślarskiego prowadziły do korytarza niedaleko drzwi ładowni.
Zostało jeszcze pięć minut... życia?

Valar:
Nie przyjemnym jest stwierdzenie, że lada chwila znajdzie się tu grupa Minotaurów i jakby tego było mało, przewyższająca was liczebnie! Wszystko przez porąbanego kapitana, który najpierw ledwo pozwala wam oddychać, potem każe zasiadać wszystkim do wioseł na ogromnym siedmiomasztowcu i do tego podczas sztormu, zaś teraz zrobił sobie przerwę! O ironio, wejście nie znalezione, a Minotaury mogły się zjawić lada chwila!

Blacker:
Ruszyłeś w stronę ciemnej beczki. Odsunąłeś te, stojące ci na drodze i spojrzałeś do wnętrza beczki z ryżem. Ryż jak ryż. Włożyłeś rękę do baryłki, grzebiąc w niej. Próbowałeś wyczuć coś dotykiem, ale nie wiedziałeś co. Wiedziałeś jednak, że to musi być w środku. Przynajmniej wszystko na to wskazywało. Nagle twoja dłoń natknęła się na coś okrągłego. Wyciągnąłeś to i stwierdziłeś, że jest to złota moneta z jednej strony jest pusta, zaś z drugiej widniał tam symbol Sylliny! To chyba tego szukaliście!

Wszyscy:
-Idą!-powiedziała szybko Paks. Najwyraźniej usłyszała stukot ciężkich kroków należących do ciał. Półelfka obracała się z kryształem Wisiora Prawdy, mamrocząc pod nosem, gdy nagle zatrzymała się.
-Mam! Wejście jest ta...-nie zdążyła dokończyć, gdyż... Zniknęła! Wisior Prawdy głucho o drewnianą podłogę.

Valar:
Zwrócony w stronę ściany z wgłębieniem, usłyszałeś ostrzeżenie Paks i jej wiadomość, lecz kiedy odwróciłeś się, zobaczyłeś, że jej nie ma! Wisior leżał na podłodze.

Blacker:
Oglądałeś monetę, słuchając co ma do powiedzenia Paks, ale kiedy odwróciłeś się, żeby zobaczyć umiejscowienie wejścia, Paks już nie było!

Wszyscy:
Teraz już każdy z was słyszał kroki zbliżających się strażników, wydających nieziemski hałas. Została wam najwyżej minuta. Minuta, tak mało czasu...
 
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 11-09-2008, 20:21   #94
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Kroki zmierzające do ładowni zwiastowały bliskie nadejście minotaurów, gdy przepełniony ufnością w los Blacker w ciemniejszej beczce z ryżem znalazł to, czego poszukiwał. Wiedział o tym, zanim zauważył czym to tak naprawdę jest i wiedział, do czego posłuży zanim jego palce zacisnęły się na tym przedmiocie. Pewność, granicząca z obłędem znalazła swoje potwierdzenie w rzeczywistości, gdy tylko moneta z wybitym symbolem Sylliny znalazła się w jego otwartej dłoni. Maska, zakrywająca twarz zdawałaby się uniemożliwiać mu okazywanie uczuć, ale jak zwykle w podobnych sytuacjach zamiast tego pojawiła się wokół niego wyraźnie wyczuwalna aura samozadowolenia i triumfu. Mężczyzna obrócił się gwałtownie i ruszył w stronę odchylonej pochodni.

Głos kroków narastał, upewniając Blackera że może być za późno. W tym samym czasie półelfia łowczyni, która nie przedstawiła mu się wciąż z imienia wykrzyknęła coś o wejściu i zniknęła. Słyszał co prawda o takich, którzy zniknęli po wygłoszeniu sentencji ,,myślę, więc jestem", ale to było coś całkiem innego. Po drodze zabrał pozostały po niej medalion w trosce, by nie zaginął w nadchodzącym zamieszaniu i założył go sobie na szyje. Później zajmie się zbadaniem jego mocy i w miarę możliwości odszukaniem łowczyni.

Minotaury zdawały się być coraz bliżej, gdy Blacker umieścił monetę w jej miejscu przeznaczenia i odwrócił się w kierunku wejścia do ładowni. Chwilę wcześniej wyczuwalna aura poczciwości i dobrych zamiarów ustąpiła momentalnie krystalizującemu się w powietrzu gniewowi. Mężczyzna potrząsnął lekko lewą ręką z której wysunęła się niewielka figurka czarnego kota. Gdy satuetka z cichym stuknięciem wylądowała na czterech łapach na podłodze po raz kolejny poruszył lekko ręką, tym razem prawą. Delikatne wybrzuszenie przemieściło się wzdłuż jego rękawa i w dłoń wsunął mu się złocisty bumerang. Nie było to co prawda pomieszczenie przystosowane do walki nim, ale zawsze... Gdy chował talię wypadła z niej jedna karta ukazując szyderczo uśmiechnięty szkielet, z wzrokiem skierowanym w stronę nadchodzących. Śmierć oczekiwała na tych, którzy staną przeciwko losowi. Blacker pochylił się i troskliwie podniósł kartę, chowając ją wraz z resztą talii. Jego maska, zwykle wyglądająca jak komiczna, teraz przybrała wyraz odpowiedni do sztuki tragicznej. Odwrócił się na chwilę do stojącego za sobą

- Wciąż nie podałeś mi swojego imienia... mam nadzieję, że choć w walce będę mógł liczyć na twoje wsparcie?

Następnie zwrócil się do rosnącej gwałtownie figurki

- Einejoru, wiesz co masz robić, prawda?

Na końcu skierował wzrok w miejsce, gdzie za chwilę mieli się pojawić przeciwnicy. Aura gniewu wciąż narastała, odzwierciedlając jego zamiary.

- Nadeszliście zbyt wcześnie przyjaciele... i niestety, będziecie musieli trochę pocierpieć. Nikomu nie pozwolę sobie przeszkodzić. - powiedział, jakby starając się usprawiedliwić to, co nadejdzie - Tempus fugit moi przyjaciele... - dodał po chwili, zatykając za swoją maskę czterolistną kończynę
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 13-09-2008, 14:28   #95
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
-Idą!- słowa Paks przeszyły Valara. Z każdą sekundą byli coraz bliżej śmiertelnie niebezpiecznej walki z nadchodzącym wrogiem. Echo kroków było coraz wyraźniejsze, a ziemia zdawała się jakby drżeć pod wpływem ciężkiego chodu Minotaurów. Redslingerowi nie trzeba było przypominać- wyciągnął błyskawicznie miecz i skierował ostrze w stronę odgłosów.
Chwilę później obok niego stanął Blacker.

-Jeżeli masz coś, co może otworzyć ładownię to proszę cię, użyj tego teraz- powiedział patrząc na zasłoniętą maską twarz nieznajomego.

W tym samym momencie do uszu łowcy dotarła urwana wiadomość Paks. Gdy się odwrócił, żeby zobaczyć, co się stało jej już nie było!

-Co ta za cholerne sztuczki!- warknął pod nosem. Po chwili zobaczył jak Blacker podnosi wisior z ziemi. Nie był pewien czy to właśnie on, nieznajomy powinien go nosić, lecz nie było teraz czasu na kłótnie i rozważania. Wróg się zbliżał.

Kiedy olbrzym umieścił monetę w szczelinie, Valar rozejrzał się dookoła, w poszukiwaniu wejścia, lecz jego uwagę znów przykuł nowy towarzysz, a raczej jego przygotowania do nadchodzącej walki. Figurka kota, rosnąca w oczach, oraz jego broń- bumerang. Z każdą chwilą, Valar był coraz bardziej rozbity i nie wiedział co o nim myśleć
- Wciąż nie podałeś mi swojego imienia... mam nadzieję, że choć w walce będę mógł liczyć na twoje wsparcie?

-Wybacz, zwą mnie Valar Redslinger. Mam nadzieję, że to nie będzie ostatni raz gdy się przedstawiam- powiedział spoglądając na niego- Dopóki nam pomagasz możesz liczyć na moje wsparcie.- następnie zwrócił się do reszty towarzyszy stojących z tyłu- przygotujcie się, to nie będzie walka z naszymi prześladowcami w czerni…- powiedział posępnie.
 
Zak jest offline  
Stary 13-09-2008, 20:31   #96
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Blacker:
Umieściłeś szybko monetę w gnieździe, lecz... nic się nie działo!

Valar:
Blacker włożył monetę w wybrane miejsce, ale po rozejrzeniu się, stwierdziłeś, że nie ma tu żadnych drzwi! Ale przecież Paks mówiła, że je znalazła! Jak ona je zobaczyła?!

Wszyscy:
Głos ciężkich kroków zbliżał się nieuchronnie. Blacker wyrzucił figurkę kota, która powiększyła się i stała się żywa. Ponadto zatknął sobie koniczynkę za maskę oraz chwycił swoją broń... bumerang?!
Valar dobył swego miecza, co również uczynił Avarin i Miya. Revan dalej stał z kartką w ręku.
Kroki rozbrzmiewały już coraz bliżej, a wy dzielnie postanowiliście sprzeciwić się sile sześciu lub siedmiu Minotaurów. Nawet przez myśl wam nie przeszło, żeby jakkolwiek poszukać ukrytych drzwi lub chociażby spróbować się schować. Były tuż tuż za drzwiami...

Valar:
Nagle zrozumiałeś czemu Paks znalazła wejście. Wisior Prawdy. On ukazał jej prawdę. Ukazał jej wejście, jednakże teraz było już za późno.

Wszyscy:
Drzwi otworzyły się z impetem, a w wejściu stanęło sześciu potężnych przeciwników. Zauważyliście, że nie mięli broni, co mogło przedłużyć wasz żywot, jednakże to, co zobaczyliście w ich oczach, rozwiało wasze wszelkie nadzieje.
Malowało się w nich zaskoczenie, które szybko ustąpiło bezgranicznej furii.
Wiedzieliście, że zobaczyli otwarte beczki, skrzynie i worki, których nawet nie staraliście się zamaskować. Pochodnia z uchwytem dalej spoczywała w rękach Valara, razem z mieczem, zaś na ścianie nie dało się ukryć monety błyszczącej we wgłębieniu.

Valar, Blacker, Revan:
Nagle, ku waszemu zdziwieniu i innym gwałtownym emocjom, nagle Avarin i Miya... zniknęli! Zniknęli tak jak Paks i Fillin, zostawiając waszą trójkę samą.
Jakby tego było mało, Minotaury uznały to za ucieczkę i ryknęły w furii.

***

Nagle kapitan usłyszał ryk wściekłości pozostałych Minotaurów. Ruszył biegiem ze swojej kajuty, prosto w stronę ładowni.

Wszyscy:
Szlag by...! Usłyszeliście dudniące kroki kolejnego Minoraura, którym niewątpliwie musiał być... kapitan!
Cała szóstka napastników ruszyła na was, lecz nagle drogę przeciął im Einejoru, zaś wszystkie Minotaury zatrzymały się gwałtownie. Spojrzały po sobie i prychnęły pogardliwie, ponownie idąc w waszą stronę wolnym krokiem.
Były wielkie w swych dwumetrowych postaciach i nie górowały jedynie nad Blackerem, lecz zdecydowanie przewyższały go szerokością oraz muskulaturą, tak jak was wszystkich.
Bycze rogi na ich łbach miały około czterdziestu centymetrów. Ubrani byli jedynie w przepaski, co nadawało im dzikiego wyglądu.

http://jordanhoffman.com/wp-content/...s/minotaur.jpg

Jeden z nich, zamachnął się na Valara długą, potężną łapę, a ten jedynie cudem uniknął ciosu, który z pewnością złamałby mu czaszkę. Zamiast tego trafił w beczkę z ryżem, a ta pękła, jakby trwała tu nie ruszana od początku świata!
Blacker miał szczęście, jeżeli tak można było to nazwać. Czterech Minotaurów uznało go za największe zagrożenie, jednakże bumerang już leciał, trafiając w pysk jednego z napastników. Jego szczęka wyraźnie odskoczyła, zaś bumerang wskoczył ponownie do jego ręki. Nie zdążył jednak rzucić drugi raz, ponieważ musiał uchylić się przed łapą wymierzoną w twarz Blackera. Tan zdążył się uchylić, co również zakrawało na cud.
Revan nie miał tyle szczęścia, gdyż trafiony potężną łapą w brzuch odleciał do tyłu... otwierając tajne wejście! Okazało się, że wystarczyło tylko pchnąć część ściany z właściwą pochodnią, a tam ściana otwierała się do wewnątrz. Gdyby nie było tam wejścia, ściana z pewnością byłaby pogruchotana tak jak żebra i kręgosłup Mrocznego Elfa.
Nagle rozległ się głuchy łoskot. To zapewne ciało Drowa uderzyło w ścianę równocześnie z wejściem kapitana.
-Hahverg'um varreh!-krzyknął, dołączając się do bitwy.
Trzech chwyciło Blackera, uniemożliwiając ruszanie się, zaś czwarty uderzył go w brzuch tak, że trzasnęły kości niczym zapałki.
Valara spotkał ten sam los, jednakże jego podtrzymywało dwóch, zaś kapitan uderzał.
Wszyscy puścili was, a wy upadliście po potężnych uderzeniach.
-Macie szczęście. Wspaniałomyślny kapitan postanowił was nie uśmiercać-odezwał się jeden z Minotaurów, ale jego uśmiech bardzo wam się nie podobał.
-Nie wiem skąd wiecie o tajnym pomieszczeniu, ale skoro tak bardzo chcieliście do niego wejść, proszę bardzo. Wejdziecie-warknął kapitan, chwytając za kołnierze i ciągnąc samemu do wejścia. Nagle tępy ból rozsadził wam czaszki, a wokół zgasło światło, pogrążając was w bezkresnych ciemnościach.

Valar:
Obudziłeś się w ciemnym pomieszczeniu. Przez pierwsze chwile nie wiedziałeś gdzie jesteś, kim jest ten nieprzytomny olbrzym przykuty kajdanami do ściany. Prawie leżał twarzą w stronę podłogi, a jego ręce wyciągnięte były do tyłu i do góry wraz z napiętymi, krótkimi łańcuchami. Wisiał na nich całym ciężarem.
Przez pierwszy moment nie wiedziałeś nawet kim jesteś, lecz po chwili wspomnienia powróciły do ciebie.
Walka z Minotaurami, które wyjątkowo szybko was obezwładniły. Drzwi, które wystarczyło odkryć i popchnąć, by dostać się do środka. Uderzenie w brzuch. Ból połamanych żeber. Kapitan, oszczędzający im życie. Niepokojący uśmieszek jednego z napastników. Zaciągnięcie do wewnątrz. Uderzenie i utrata przytomności. Uderzenie w Revana.
Wspomnienia z pewnością nie napływały zgodnie z kolejnością chronologiczną, więc chwilę czasu zajęło uporządkowanie ich.
Nagle stwierdziłeś, że również twoje ręce zakute w kajdany sprawiają, że wisisz na nich. Sprawiło ci to natychmiastowy ból. Poczułeś, że twoje dłonie są kompletnie zdrętwiałe, więc z trudem podniosłeś się na nogi, podciągając się na zbolałych rękach.
Wcale nie dziwne było, że nie miałeś niczego, co należało do twojego ekwipunku. Zostawili ci tylko ubranie.
Nagle doszło do ciebie, że twoje żebra są całe, zaś jedynym uszczerbkiem na zdrowiu jest krew spływająca strużką z głowy tuż powyżej linii włosów, zakrywających ci część twarzy.
Rozejrzałeś się i zobaczyłeś Revana leżącego bezwładnie, lecz nie byłeś w stanie ocenić czy żyje.
Rozejrzałeś się ponownie i stwierdziłeś z zaskoczeniem, że jest tu ktoś jeszcze...

Blacker:
Kiedy się obudziłeś, zobaczyłeś, że Valar zakuty w kajdany jest już na nogach, stojąc na przeciwległej ścianie. Okowy uniemożliwiały jakikolwiek ruch po płaszczyźnie poziomej. Stwierdziłeś po chwili, że ty również jesteś w podobnej, lecz nieco bardziej komfortowej sytuacji, gdyż mogłeś sobie spokojnie usiąść.
Nie zdziwiło cię to, że nie miałeś niczego z twojego ekwipunku oprócz ubrania.
Ze zdziwieniem stwierdziłeś, że nie boli cię nic oprócz tyłu głowy.
Rozejrzałeś się i zobaczyłeś po twojej lewej stronie nieznajomego...

Wszyscy:
Zobaczyliście, że nieznajomy był cieniem człowieka. Jego długie, czarne, tłuste włosy opadały na brudną, brodatą twarz mężczyzny około czterdziestki. Ubranie miał podarte prawie całkowicie, zaś na jego ciele widniały blizny oraz świeże rany, jednakże patrzyły na was bystre, czarne oczy.
Rozejrzeliście się dokładniej. Zobaczyliście, że jesteście w ciemnym pomieszczeniu bardziej przypominającym loch niż ładownię z owymi skarbami, które mieliście tu ujrzeć.
Były tu rozmaite rurki, kijki i strzępy worków, lecz również piękna, dębowa szafa, stojąca na lewej ścianie, dla Blackera, zaś na prawej dla Valara. Zdarzyło się także dziurawe wiadro oraz jedno szczelne z wodą w środku. To przypomniało wam jak bardzo chce wam się pić. Czuliście się jak na kacu. Łeb bolał, a pić chciało się niemiłosiernie. Valar znał to uczucie lepiej niż Blacker, zaś wiadro ustawione było tak złośliwie, że cała Valar i nieznajomy, a nawet Blacker, mogli je dosięgnąć jedynie palcami stóp. O rękach nie było mowy.
Jedyną personą nie zakutą w kajdany był Ravan dalej ściskający w ręku kartkę, lecz on albo nie żył albo nigdy się nie poruszy z powodu złamanego kręgosłupa.
-Nie ciekawi was ile czasu tu jesteście?-odezwał się nieznajomy słabym, zbolałym głosem, w której pobrzmiewała jednak nuta szyderstwa.
-I tak wam powiem. Jesteście już tutaj dwa dni, a ja dwadzieścia lat. To czeka również was-oznajmił wam, wstając powoli z grymasem niewysłowionego bólu na twarzy.
-Jesteśmy na siebie skazani do końca życia, więc opowiem wam o kilku sprawach. Na początek co się z wami stało, potem co się z wami stanie, a na końcu kilka słów o mnie. Musicie tego słuchać, bo przez dwadzieścia lat nie miałem okazji z nikim porozmawiać oprócz Cernesa-na to imię wzdrygnął się.
-Być może zastanawialiście się czemu was nic lub prawie nic nie boli? Otóż podali wam eliksir leczący, byście lepiej znieśli swoją karę, czyli spotkanie z Nim....-ponownie się wzdrygnął.
-Tamten tam nie żyje. Nawet, jeżeli żył, wpadając tutaj, po kopnięciu Minotaura, jego linia życia pękła. Została wasza dwójka. Pewnie spodziewaliście się skarbów? Przykro mi, że się zawiedliście-w jego głosie zabrzmiał sarkazm.
-Teraz powiem wam co was czeka. Spotkania z Cernesem do końca waszego życia, a ile spotkań przeżyjecie... Zależy od waszej siły i woli życia-oznajmił wam nie pocieszająco, a wy zobaczyliście, że jego bystre oczy błądzą w trawiącej go gorączce.
-Teraz coś o mnie. Od dwudziestu lat spotykam się z Cernesem i każde spotkanie daję radę przeżyć, ale czuję, że długo już nie wytrzymam, więc nie długo będziemy się widzieć. Dlatego chcę się wygadać, będzie mi lżej i nic mnie nie obchodzi, że wam będzie ciężej, bo będzie, ale zrozumiecie, że wam pomagam dopiero po pierwszym spotkaniu z Nim. Przynajmniej sobie pogadam-mówił zasępiony.
-Cernes jest Cieniem i specjalizuje się w torturach. Podła szmata, ale niczego jeszcze ode mnie nie wyciągnął i nie wyciągnie. Wy też mu nic nie mówcie, jeżeli chcecie dłużej pożyć, chociaż takie życie jest tak parszywe, że możecie nawet pragnąć śmierci-zrozumieliście dlaczego Minotaur tak się uśmiechał.
-On też o tym wie, że nic mu nie powiem, dlatego może mnie w każdej chwili zabić. Znam jego wszystkie narzędzia na pamięć. Pięć cholernie ostrych nożyków różnej wielkości, z których najbardziej przeklinam ten najmniejszy. Ból po nim jest tak upierdliwy i męczący, że poddajesz się mu bez walki, przez co boli jeszcze bardziej. Mała i duża siekierka. Tym obcina palce-na potwierdzenie pokazał kikut drugiego od najmniejszych palców u nogi oraz drugiego od największych u drugiej.
-Tu repertuar kończy się. Za każdym razem nasącza ostrza trucizną, która utrudnia gojenie ran, sprawia, że pieką jak przypalane ogniem, a kiedy zaczną się goić, paprzą się niemiłosiernie. Ponadto trucizna osłabia organizm, czyniąc podatnym na choroby, ale również utrzymuje przy życiu i uzależnia. Przed każdym spotkaniem nie wiem czy mam się cieszyć na spotkanie z nożykami czy je przeklinać. Kiedy nie dostaniesz porcji trucizny, zabijającej cię powoli, popadasz w obłęd-mówił.
-Mówiłem, że repertuar mu się kończy. To prawda, ale tylko, jeżeli chodzi o ostrza. On bladysyn, specjalizuje się w naparach. Jeden powoduje paraliżujący, przenikający wszystko ból tak wielki, że mógłbyś bez trudu zemdleć, gdyby nie składnik uniemożliwiający przejście w ten błogostan. Ma jeszcze napój powodujący paraliż oraz zaszczepiający w was chorobę trwającą aż do podania odtrutki. Choroba polega na tym, że nabawiacie się skrajnej hipertermii przechodzącą w skrajną hipotermię i tak przez cały czas-mówił z wyraźnym bólem w głosie, przeżywając wszystko jeszcze raz.
-Nie mam pojęcia czemu nie powiem im tego, co chcą. Po co ja go kryję? Teraz pewnie siedzi w swojej karczmie... Nawet po mnie nie przyszedł. Nie próbował mnie stąd wyciągnąć. Kazał tylko odnaleźć Księgę i kilka innych artefaktów. Namierzyłem je, wszedłem do kajuty na innym, mniejszym okręcie i co? Gówno... Nie znalazłem nic oprócz śmiejącego się szyderczo Cernesa i dwóch Minotaurów. Byli zaskoczeni moją obecnością w równym stopniu co ja ich. Zamknęli mnie w lochu pokładowym, zaś po wykonaniu tego okrętu, przenieśli mnie, ale spotkania się nie skończyły.
Pewnie ten oficerek śmieje się do swojego przepięknego mieczyka... Ale ja mu nic nie powiem. Nic. Ja nie zdradzam swoich przyjaciół, nawet byłych. On, jego najlepszy przyjaciel i ona...
-mówił na poły do was, na poły do siebie, ale jego głos przeszedł w niezrozumiałe dla was mamrotanie.
Nagle drzwi otworzyły się, zaś w nich stanął Cień! Postać była dosłownie cieniem o kształcie człowieka, zaś w cienistych oczodołach płonęły czerwone szparki, mające być oczami. Niósł ze sobą ładnie ozdobiony woreczek.
-Witamy na pierwszym spotkaniu-mruknął współwięzień, który za chwilę dodał szybko.
-Zapomniałem się przedstawić! Jestem Reyal Averton z rodu...-im więcej słów on wypowiadał, tym bardziej ogarniała was senność, która zawładnęła wami przed zakończeniem przedstawiania się.

Valar:
coś uderzyło cię pięścią w twarz. Szybko otworzyłeś oczy i zobaczyłeś Cienia pochylającego się nad tobą.
-Porozmawiajmy-zaproponował.
-Powiedz mi, kim jesteś? Skąd dowiedziałeś się o tym pomieszczeniu? Skąd dowiedzieliście się jak się tu dostać? Co stało się z czwórką tych, którzy uciekli? Bo była ich czwórka, prawda? Co to jest i do czego służy-zapytał łagodnie, pokazując Wisior Prawdy, a ty zobaczyłeś, że Blacker jeszcze nie był torturowany, zaś Reyal tak.
-Czuję ogromną, potężną moc emanującą z tego przedmiotu, ale nie mogę jej zgłębić. Powiesz mi wszystko prędzej czy później-powiedział przesłodzonym tonem, a ty zdałeś sobie sprawę z tego, że Paks miała drugi wisior, który mógł zawiadomić Alarona, by przyszedł na pomoc... Wszyscy spali oprócz ciebie i Cienia...

***

Blacker:
Obudziłeś się od kopnięcia i zobaczyłeś nad sobą twarz Cienia. Rozejrzałeś się i zauważyłeś, że Reyal i Valar już są po torturach. Zostałeś tylko ty.
-Porozmawiajmy sobie-rzekł obłudnie, wcale nie starając się tego ukryć.
-Kim jesteś? Jak skąd dowiedziałeś się o tym pomieszczeniu? Jak dowiedziałeś się jak tu wejść? Co się stało z czwórką towarzyszy, którzy uciekli? Po co ci takie rzeczy jak królicze łapki? I w końcu co to jest i do czego służy?-zapytał, pokazując Wisior Prawdy.
-Wyczuwam od tego ogromną i potężną moc, lecz nie potrafię poznać na czym ona polega. Powiesz mi to, ale decyzja należy do ciebie, od razu czy przez drogę bólu?-uśmiechnął się w połowie szyderczo, w połowie pogardliwie.
Ciekawe gdzie jest Einejoru i jak się ma...
 
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 14-09-2008, 09:15   #97
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Minotaury które wpadły do ładowni były świetnymi przedstawicielami swojej rasy. Wcielenie brutalnej siły zamkniętej w dwumetrowym cielsku humanoidalnego byka z ogromnymi rogami. Siły były wyrównanie, sześć minotaurów przeciwko siedmiu... i kotu. Nigdy nie należy lekceważyć czarnego kota, wcielonego omenu dobrego i złego losu. Walka byłaby zacięta, jednak szanse byłyby duże, gdyby czwórka towarzyszy nagle nie rozpłynęła się w nicości. Dodatkowo na zewnątrz zabrzmiały ciężkie kroki zwiastujące nadejście kolejnego przeciwnika, najpewniej kapitana. Cóż w takim razie chciałaś mi przekazać, karto śmierci? Mógłby spytać o to kart, jednak w tej chwili nie było na to czasu. Teraz nadchodził czas rozlewu krwi, czas tańca śmierci, ciszy pokonanych i radości zwycięsców. Jednak bitwa wyglądała na przesądzoną w momencie rozpoczęcia

Czterech minotaurów, najpewniej zaalarmowanych przez swoje pierwotne instynkty reagujące na wzrost Blackera, wybrało go na przeciwnika. Być może na otwartej przestrzeni miałby z nimi szanse, wykorzystując wszystkie swoje atuty, jednak w zamkniętym pomieszczeniu jego broń była praktycznie bezużyteczna przeciwko gruboskórnym przeciwnikom. Potrzebował słońca, jego pięknych refleksów rzucanych wokół przez lecącą broń... Tutaj jednak słońce nie dochodziło. Rzucony bumerang trafił jednego z przeciwników w twarz, jednak nie uczynił mu większej krzywdy. Choć broń wróciła mu posłusznie do ręki nie miał okazji zaatakować pownownie, szczęśliwie o włos unikając ciosu w twarz. Z tyłu rozległ się łoskot wiastujący, że ktoś solidnie oberwał. Minotaur czy któryś z towarzyszy? Nie poznał odpowiedzi na to pytanie, gdy trzy silne pary rąk unieruchomiły go, a na jego brzuch spadł cios (czyli najwyższe miejsce, gdzie dosięgał). Suchy trzask zwiastował, że coś pękło - jednak nie był w stanie zidentyfikować co. Niedługo potem otoczyła go ciemność

Ocknął się, najpewniej gdzieś w ładowni przykuty do ściany. Miał tyle szczęścia, że uchwyty na okowy przewidziano dla kogoś o normalnym wzroście... więc mógł sobie spokojnie usiąść po turecku. Ktoś najwyraźniej przetrząsnął mu kieszenie, zabierając wszystko poza ubraniem i maską na twarzy. W ładowni był jeszcze jeden więzień, który widząc że się ocknęli zaczął mówić. Blacker pozwolił słowom płynąć swobodnie gdyż doskonale rozumiał jego potrzebę porozmawiania z innym człowiekiem po takim czasie nam na sam z bólem. Przygotowywał się na to, co nadchodziło

Obudził go ból płynący od kopnięcia. Pierwszą rzeczą jaką zobaczył po obudzeniu się była twarz cienia. Chwilę potem zobaczył pozostałą dwójkę, już po torturach. Oho... to się szanowny oprawca zdziwi. Na początek spróbuje trochę pokłamać

-Porozmawiajmy sobie-rzekł obłudnie, wcale nie starając się tego ukryć
- Ależ chętnie, nic złego nie ma przecież w kulturalnej rozmowie. Jak to mawiają w królowej języków Derec eris felix multos numerabis amicos
-Kim jesteś?
- Jestem Blacker, podróżnik
- Jak skąd dowiedziałeś się o tym pomieszczeniu? Jak dowiedziałeś się jak tu wejść?
- Nie dowiedziałem się, dlatego nie próbowałem nawet uciekać
- Co się stało z czwórką towarzyszy, którzy uciekli?
- To trochę bardziej skomplikowana sprawa. Zszedłem do ładowni wraz z tamtą czwórką, zaciekawiony ich zachowaniem. Przyglądałem się ich działaniom, gdy majstrowali przy beczkach i pochodni, gdy jeden zaoferował mi pokaźną sumkę jeżeli pomogę im się gdzieś włamać. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie wystawili mnie i nie uciekli teleportem. Ot, niesłowność ludzka
- Po co ci takie rzeczy jak królicze łapki?
- Kolekcjonuję. Czyż nie są fascynujące? Ludzie wierzą że te przedmioty przynoszą szczęście. Co prawda mnie go nie przyniosły, ale skąd mogłem o tym wiedzieć?
- I w końcu co to jest i do czego służy?
- Zgubiła to jedna z osób które mnie wynajęły, więc na wszelki wypadek postanowiłem to sobie... przywłaszczyć


Cień spojrzał na Blackera podejrzliwie, po czym podniósł z czarnej płachty, największy nożyk, który przetarł szmatką nasączoną zgniłozieloną substancją. Najpewniej oprawcy wcale nie chodziło o odpowiedzi, co o przyjemność zadawania bólu. Więc teraz pozadają sobie ból nawzajem, on fizyczny a Blacker umysłowy. Cień z sadystycznym uśmiechem powiedział:

-Łżesz! Powiedz prawdę, a zakończy się to!
- Prawdę skrywają maski, lecz czy one są naprawdę od niej mniej realne? Co ma nadejść już jest zapisane, więc rób to co robić musisz. Ty i ja nie mamy wpływu na przyszłość, choć każdy z nas inaczej stara się to ukrywać. Teraz przyjacielu, zaczynaj

W oczach Cienia zapłonęła bezgraniczna wściekłość. Podszedł i delikatnie przeciął Blackerowi skórę na ramionach. Nie poczuł bólu, lecz po chwili zdał sobie sprawę, ze właśnie ta substancja powoduje paraliż. Cień wyciągnął klucz, uwolnił go z okowów i zaczął układać tak, żeby było mu jak najwygodniej. Następnie wziął najmniejszy z nożyków i ten przetarł kolejną szmatką, cuchnącą jak beczka zgniłych ryb, po czym zaczął robić precyzyjne, małe nacięcia

- Czymże jest chwila cierpień w porównaniu do wieczności w bólu? Współczuję ci mój przyjacielu jak i współczuję sobie, który zaznał pustki

Cień spojrzał wzrokiem pełnym nienawiści i jeszcze gorliwiej zabrał się do pracy. Najwidoczniej plan Blackera działał! Miał zamiar jak najbardziej rozzłościć oprawcę, by zajmował się nim zamiast pozostałymi. Ból fizyczny nie miał na niego wielkiego wpływu w przeciwieństwie do normalnych istot. W końcu obiecał im pomoc, choć z tych którym pomagał został tylko jeden

Nie wiedział czy trwało to godzinę czy trzy, ale w końcu Cień przestał, ponownie zakładając kajdany, po czym niechętnie podał odtrutkę na środek paraliżujący

- Dziękuję przyjacielu i do następnego razu - odpowiedział Blacker

Ponownie w cieniu odżyła furia, prowokując go do kopnięcia go w brzuch.

-Powiem ci jeszcze jedno. Tamten, tam -wskazał na Reyala-Niedługo umrze, a wy będziecie na to patrzeć. On też. Zdejmę z niego skórę płat po płacie, a potem nakarmię nią was. To będzie zaledwie początek
Groźby, wściekłość i nienawiść... To starcie wygrał Blacker. Nie mógł jednak na tym poprzestać, więc zaatakował ponownie

- A czym jest życie wobec wieczności? Wszyscy odchodzimy, czy to w śmierć czy w nicość i nikt nie może tego powstrzymać. On nie umrze sam... a ty?

Po tych słowach Cień wściekł się jeszcze bardziej. Kipiał bezsilną złością, a Blacker mogłby przysiąc, że przyżekał sobie coś gorszego na następny raz

-Mógłbym cię uśpić tak jak poprzednio, ale tego nie zrobię -warknął, ogłuszając go ciosem w tył głowy

Nim jednak zapadły ciemności w szparze, która powstała w drzwiach szafy błysnęły kocie oczy. Oczy Einejoru... Czarnego kota nigdy nie należy lekceważyć
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 15-09-2008 o 20:58.
Blacker jest offline  
Stary 14-09-2008, 14:16   #98
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
W końcu stało się- u wejścia stanęło sześć, widocznie wściekłych Minotaurów, gotowych roznieść całą drużynę na strzępy. Kiedy Valar obejrzał się za siebie, aby ostrzec resztę towarzyszy, zauważył, że zniknęli tak jak Paks! Zniknęli właśnie teraz, kiedy mieli przed sobą zagrożenie równające się z tym, przed którym stanął kilka lat temu, z piętnastką towarzyszy, kiedy mieszkał jeszcze w bractwie. Tym razem jednak miał stawić czoła silnym niczym górskie olbrzymy i wytrzymałymi jak najtwardsze skały Minotaurami.

Przeciwnicy widząc zniknięcie dwójki towarzyszy ryknęli i ruszyli w furii na towarzyszy. Jakby tego było mało, w oddali zabrzmiały kolejne ciężkie kroki, które niewątpliwie należały do ostatniego Minotaura, kapitana. Szóstka olbrzymów górowała na Redslingerem, przez co łowcę ogarnęło poczucie mniejszości, dosłownie.

Valar cudem uniknął ciosu łapą Minotaura, który rozbił stojącą obok beczkę z ryżem. Przez głowę łowcy przemknęła myśl ukazująca, co cios zrobiłby z jego czaszką. Kątem oka dojrzał broniącego się Blackera, oraz Revana, który już nie miał tyle szczęścia, co oni. Odrzucony siłą uderzenia napastnika rozbił sobą ścianę, wpadając wprost do ukrytej ładowni. W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł kapitan i widząc zaistniałą sytuację włączył się do walki.
Dwójka napastników chwyciła łowcę, uniemożliwiając mu poruszanie się, zaś potężny kapitan wymierzył kilka ciosów w brzuch i klatkę piersiową.
W końcu katorga się skończyła, Minotaury puściły mężczyznę, który opadł bezwładnie na ziemię, na wpół ogłuszony bólem.

Słowa, które usłyszał z pyska jednego ze strażników wcale go nie pocieszyły, wręcz przeciwnie. Jego śmiech obudził w głowie Valara najgorsze myśli.
Gdy kapitan chwycił go i wrzucił do ładowni, ogarnął go straszliwy ból głowy, a przed oczami zagórowała ciemność…

***

Kiedy Valar obudził się w ładowni, nie był w stanie pozbierać do kupy swoich myśli. Z początku starał się przypomnieć własne imię, dopiero później ustalał, co się wydarzyło. Pierwszym co zobaczył był nieprzytomny, nowy towarzysz, wiszący twarzą w dół, przykuty łańcuchami do ściany. Dopiero po chwili zauważył, a raczej poczuł, że on także jest przykuty do ściany. Poobcierane i odrętwiałe ręce zaczynały dokuczać coraz bardziej. W tym momencie łowca przeklinał, że doszedł do siebie. Chwilę później podniósł się, chwiejąc się na nogach, aby odciążyć ręce.
Stojąc w podartej koszuli i tak samo zniszczonej kamizeli rozejrzał się dookoła, aby ocenić w jak wielkim gównie właśnie się znalazł.
Zdziwił go fakt, że jedynymi, obolałymi częściami ciała była głowa, a dokładniej czoło, po którym płynęła krew, sklejająca zasłaniające twarz włosy.
Nagle dostrzegł leżącego pod ścianą bezwładnego Revana. Niestety Valar nie potrafił stwierdzić, czy żyje.
Po chwili jego wzrok dojrzał kogoś, kogo nie znał. Był to mężczyzna, który wyglądał jakby spędził w łańcuchach przynajmniej kilkanaście lat. Wrak człowieka, który był już na widocznym wyczerpaniu.

Kolejną rzeczą, na jaką Valar zwrócił uwagę było pomieszczenie, w jakim się znajdowali. Był to bardziej loch niż ładownia. Ciemny, zatęchły, śmierdzący zdechłymi szczurami… Przypominało to trochę lochy, w jakich trzymano bestie w bractwie.
W tym momencie do Redslingera dotarła bolesna prawda. To on wpakował swoich towarzyszy w ten bajzel. To on namówił Revana, który prawdopodobnie już nigdy się nie podniesie, aby poszli z cała drużyną odszukać te rzekome skarby. Może fakt, że ze starej drużyny został tylko on oznacza, że jest to kara za jego głupotę…

W końcu nieznajomy wrak człowieka odezwał się. Opowieści o jego oprawcy zaszokowały Valara, szczególnie metody, jakimi był torturowany przez tyle czasu. Łowca wiedział, że będzie to jedno z najgorszych doświadczeń w jego całym, przepełnionym bólem i śmiercią życiu.

Nagle do lochu wszedł Cień, bardziej wyglądający jak jakiś upiór. Widząc ozdobiony woreczek, Valar wiedział co się święci.
Z każdym kolejnym słowem współwięźnia robił się coraz bardziej ospały. W końcu zapadł w sen…

***

Cios pięścią w twarz wyrwała mężczyznę ze snu, a kiedy otworzył oczy, pierwszym co zobaczył były dwa płonące punkty, pełniące rolę oczu.

- Porozmawiajmy- zaproponował, a Valar parsknął pod nosem- Powiedz mi, kim jesteś? Skąd dowiedziałeś się o tym pomieszczeniu? Skąd dowiedzieliście się jak się tu dostać? Co stało się z czwórką tych, którzy uciekli? Bo była ich czwórka, prawda? Co to jest i do czego służy? Czuję ogromną, potężną moc emanującą z tego przedmiotu, ale nie mogę jej zgłębić. Powiesz mi wszystko prędzej czy później…
Dopiero teraz dostrzegł, że prócz niego i Cienia wszyscy pogrążeni byli w głębokim śnie.

-Pierdol się… - powiedział do oprawcy spoglądając na jego cienistą twarz- Gówno ci powiem, demonie- na twarzy Valara pojawiła się wyraźna wściekłość.
Cień uśmiechnął się sadystycznie.
-Powiesz. Może nie teraz, ale powiesz-rzekł z podłym uśmiechem.
-Mnie się nie spieszy, zaś tobie powinno, bo im dłużej będziesz zwlekał, tym więcej cierpień ci to przysporzy. Powiedz mi, co chce wiedzieć, a zakończy się to wszystko-rzekł, biorąc do ręki największy nożyk, przecierając ostrze szmatką, nasączoną zgniłozieloną substancją.
-Myślisz, że ból jest mi obcy?- splunął w bok, starając się stworzyć wrażenie pewnego siebie- Nic ci nie powiem…

Cień zaśmiał się sadystycznie, po czym przejechał pazurem po poluczku Valara, kalecząc go, po czym zrobił nożykiem nacięcia na ramionach mężczyzny, który nie poczuł bólu. W zamian poczuł jak zanika władza nad ciałem. Napar paraliżujący.
Odpiął kajdany Valara, kładąc na pokładzie tak, by było mu jak najwygodniej wykonywać cięcia. Chwycił najmniejszy nożyk, odkładając największy i biorąc do ręki szmatkę nasączoną substancją śmierdzącą niczym beczka zgniłych ryb. Przetarł nią małe ostrze i powoli, precyzyjnie wykonywał małe nacięcia. Reyal miał rację, ból był tak męczący, że poddawało mu się od razu, co tylko go potęgowało. Ponadto rany paliły tak, jakby były przypiekane rozgrzaną do białości stalą.

Męczarnie trwały jeszcze przez jakiś czas. Valar pomimo niewyobrażalnego bólu i krzyku, jakim go opisywał nie powiedział nic, prócz paru obelg rzuconych w oprawcę. Po wszystkim Cień podał Valarowi odtrutkę na paraliż i przypiął go powrotem do ściany. Łowca zapadł w głęboki sen, w którym ból nawiedził go ponownie w postaci koszmarów…
 
Zak jest offline  
Stary 14-09-2008, 15:49   #99
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wszyscy:

-No już! Budźcie się mięczaki!-wrzasnął ktoś, wybudzając was ze snu. Bynajmniej nie był to zdrowy sen, a powrót do rzeczywistości był jeszcze gorszy. Rany dalej bolały i paliły, choć nieco słabiej. Była to marna pociecha.
-Przespaliście... Na mój zegar wewnętrzny, który jeszcze nigdy od dwudziestu lat się nie pomylił, jakieś... dwa dni-rzekł obojętnie.
-Wyobraźcie sobie, że przez te dwa cholerne dni nie miałem do kogo gęby otworzyć! Tak jak przez dwadzieścia lat. Ale powiem wam coś, co wyciągnąłem od tego ścierwa!-zakończył z entuzjazmem. No tak... Nie tylko on od was mógł coś wyciągnąć, ale wy od niego również.
-Jutro dopływamy do Krovel, a Ciemne Krasnoludki przyjdą po towar. Do ładowni i tutaj! Rozumiecie? Tutaj przyjdą! Do naszego lochu! Jak myślicie, po co? Bo chyba nie po nas? Może po tą szafę-wskazał głową na piękną, dębową szafę, która nie wiadomo czemu, znajdowała się tutaj.

http://www.akant-stylmeb.pl/galerie/...ebowa_1517.jpg

-No i jak po pierwszym razie? Fajnie, prawda? Poczekajcie, po dwóch, trzech razach uzależnicie się od tego. Cień przychodzi zazwyczaj co tydzień, więc będzie to tydzień katuszy przerywany torturami. Będzie fajnie!-z jego głosu emanowała prawdziwa radość, a wzrok stracił na swojej przytomności.
-A był tu taki fajny, czarny kotek. Podchodził do tego wielkiego. Nawet położył się przy nim, ale za cholerę nie podał mi wody, zawszony futrzak. Powinien wisieć nad kominkiem. Ale ta urocza kicia nie mogłaby przecież przenieść tak ciężkiego wiadra, nie wylewając wody. Biedny kiciuś. Ale powinien przynajmniej spróbować! Łapy bym mu powyrywał! Łeb ukręcił!-to mówiąc, popadał w skrajną radość i wściekłość. Zwariował!
Nagle uderzył się pięścią w twarz. Z wargi pociekła mu krew, a on sam osunął się z zaszklonymi oczami. On wiedział, że coraz bardziej popada w obłęd i nie mógł nic na to poradzić.
-Niech mnie już zabije-mruknął po chwili, łamiącym głosem.
-Niech przyjdzie wcześniej i mnie zabije, dopóki jestem jeszcze w pełni władz umysłowych, a i to zaczyna mi się wymykać. Miałem zamiar uciec, ale nigdy nie nadarzyła się oka...-przerwał, podnosząc gwałtownie głowę.
-Wy mnie zabijcie!-rzekł z uśmiechem. Całkowicie oszalał. Może jeszcze jeden cios?
-Jak on będzie ze mną kończył, czeka mnie męka, a jak wy to zrobicie, ból potrwa chwilę. Pomogę wam wtedy, ale tylko na moich warunkach. Zabijecie Cernesa, wyjdziecie stąd żywi i odnajdziecie pewną Księgę o wielkiej mocy. Jak ją zobaczycie, będziecie wiedzieli, ze to ta, gdyż zapisana została przez Najpotężniejszych tego świata. Kiedy już ją znajdziecie, zaniesiecie ją mojemu byłemu przyjacielowi, który ma gospodę... chyba nazywa się "Pod Trzema Monetami". Poproście o pułkownika Fillina lub Levionusa i powiedzcie, że przysyła was jego druh, Reyal Averton i powiedzcie mu, że nie mam do niego żalu o nic, dosłownie o nic. Informacje mogę być nieaktualne, ale w Calahan będą wiedzieli o kogo chodzi.
Mam plan, polegający na tym, że mnie zabijecie, a ja w ostatnim oddechu, sformułują zaklęcie, które zachowa moją duszę na jeden czyn. W ten sposób was uwolnię, ale tylko, jeżeli dacie mi słowo na wasze największe świętości, że wypełnicie moje warunki. Zastanówcie się, bo czasu nie zostało za dużo
-powiedział śmiało, znajdując siły na dumne powstanie.
Einejoru wyszedł z szafy, podchodząc do Blackera.
Musieliście się stąd jakoś wydostać. Tylko jak? Reyal wyglądał na zdecydowanego, ale czy mówił prawdę? A może zmysły mu się pomieszały na tyle, że uważa to za prawdę? A może to rzeczywiście jest prawda? I po co do cholery umieścili tą szafę tutaj? Wśród takich rupieci jak podziurawione wiadra, rurki, linki cienkie i grube, stare beczki z metalowymi otokami, dziurawe worki, zardzewiałe gwoździe i inne nikomu nieprzydatne graty walające się po całym pomieszczeniu? Do tego jeszcze wiadro z wodą, z którego nie można było się napić...

Blacker:
Einejoru chwycił w pyszczek twoją togę i pociągnął delikatnie, po czym ruszył w stronę szafy, do której wskoczył. Za chwilę jego oczy ponownie pojawiły się w szparze. Został tam, patrząc na ciebie kocimi oczami.
 
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 18-09-2008, 16:09   #100
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Cień wykonywał swoją robotę profesjonalnie, ogłuszając go na dobre. Zgodnie ze słowami Reyala przespali dwa dni. Był to raczej powód do radości, gdyż najpewniej zregenerowali wystarczająco sił by mieć szanse. W trakcie sennych majaków miał wystarczająco dużo czasu by domyślić się, że w normalnych warunkach ich położenie byłoby beznadziejne. Jednak przy odrobinie szczęścia i dobrej koordynacji działań mieli szanse się stąd wyrwać.

Działać musieli jak najszybciej, zanim tortury pozbawią ich sił. Dodatkowo jutro dopływali do portu, co było idealną okazją by wyrwać się z tego przeklętego statku na wolność. Ich współwięzień najwyraźniej wariował, prosząc o to, by go zabić. Niezależnie od tego, czy mówił prawdę o tym zaklęciu czy kłamał Blacker nie miał zamiaru odbierać mu życia. Musiało istnieć inne wyjście, bez niepotrzebnego rozlewu krwi. Szarpnął łańcuch, ale mocno tkwił w ścianie. Wyrwanie się stąd było dla niego niemożliwe... Chociaż musiał się nad tym lepiej zastanowić. W ładowni znajdowało się wiele różnych rupieci, między innymi różnej długości rurki. Blacker podniósł jedną z nich i z trudnością włożył w oczko, przez które przewleczony był łańcuch. Następnie naparł na to, starając się zgodnie z regułą dźwigni wyrwać je ze ściany
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172