Kiedy lokaj przyniósł whisky, Freddie rozpromieniał momentalnie. Uśmiech nieco mu zrzedł, kiedy wyczytał (wszak nawet najgorszy Irlandzki żul umie czytać), że to nie irlandzka dobra whiskey, a szkocka whisky. zapełnił szklankę i opróżnił ją w ciągu ułamka sekundy... tak, to nie była dobra irlandzka whiskey. "Ale i tak niezła" pomyślał, nalewając kolejną szklankę.
W czasie opowieści, Freddie zaczął współczuć gospodarzowi. Kiedy szkot doszedł do momentu śmierci swego ojca, zerwał się na równe nogi i wykrzyknął:
- To na pewno wina tego sukinsyna z Winchester!
Potem zreflektował się i usiadł spokojnie, uśmiechając się od ucha do ucha. "Jeżeli ten lokaj ma broń, to lepiej siedzieć cicho" pomyślał. Gdy gospodarz powiedział: "A jeśli czegoś potrzebujecie, to mówcie otwarcie." Freddie (mówiąc tylko nieco mniej wyraźnie niż zwykle, czym bowiem jest marna butelka whisky dla niego) rzekł:
- Więcej whisky. |