Wątek: Serce Nocy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2008, 20:31   #96
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Blacker:
Umieściłeś szybko monetę w gnieździe, lecz... nic się nie działo!

Valar:
Blacker włożył monetę w wybrane miejsce, ale po rozejrzeniu się, stwierdziłeś, że nie ma tu żadnych drzwi! Ale przecież Paks mówiła, że je znalazła! Jak ona je zobaczyła?!

Wszyscy:
Głos ciężkich kroków zbliżał się nieuchronnie. Blacker wyrzucił figurkę kota, która powiększyła się i stała się żywa. Ponadto zatknął sobie koniczynkę za maskę oraz chwycił swoją broń... bumerang?!
Valar dobył swego miecza, co również uczynił Avarin i Miya. Revan dalej stał z kartką w ręku.
Kroki rozbrzmiewały już coraz bliżej, a wy dzielnie postanowiliście sprzeciwić się sile sześciu lub siedmiu Minotaurów. Nawet przez myśl wam nie przeszło, żeby jakkolwiek poszukać ukrytych drzwi lub chociażby spróbować się schować. Były tuż tuż za drzwiami...

Valar:
Nagle zrozumiałeś czemu Paks znalazła wejście. Wisior Prawdy. On ukazał jej prawdę. Ukazał jej wejście, jednakże teraz było już za późno.

Wszyscy:
Drzwi otworzyły się z impetem, a w wejściu stanęło sześciu potężnych przeciwników. Zauważyliście, że nie mięli broni, co mogło przedłużyć wasz żywot, jednakże to, co zobaczyliście w ich oczach, rozwiało wasze wszelkie nadzieje.
Malowało się w nich zaskoczenie, które szybko ustąpiło bezgranicznej furii.
Wiedzieliście, że zobaczyli otwarte beczki, skrzynie i worki, których nawet nie staraliście się zamaskować. Pochodnia z uchwytem dalej spoczywała w rękach Valara, razem z mieczem, zaś na ścianie nie dało się ukryć monety błyszczącej we wgłębieniu.

Valar, Blacker, Revan:
Nagle, ku waszemu zdziwieniu i innym gwałtownym emocjom, nagle Avarin i Miya... zniknęli! Zniknęli tak jak Paks i Fillin, zostawiając waszą trójkę samą.
Jakby tego było mało, Minotaury uznały to za ucieczkę i ryknęły w furii.

***

Nagle kapitan usłyszał ryk wściekłości pozostałych Minotaurów. Ruszył biegiem ze swojej kajuty, prosto w stronę ładowni.

Wszyscy:
Szlag by...! Usłyszeliście dudniące kroki kolejnego Minoraura, którym niewątpliwie musiał być... kapitan!
Cała szóstka napastników ruszyła na was, lecz nagle drogę przeciął im Einejoru, zaś wszystkie Minotaury zatrzymały się gwałtownie. Spojrzały po sobie i prychnęły pogardliwie, ponownie idąc w waszą stronę wolnym krokiem.
Były wielkie w swych dwumetrowych postaciach i nie górowały jedynie nad Blackerem, lecz zdecydowanie przewyższały go szerokością oraz muskulaturą, tak jak was wszystkich.
Bycze rogi na ich łbach miały około czterdziestu centymetrów. Ubrani byli jedynie w przepaski, co nadawało im dzikiego wyglądu.

http://jordanhoffman.com/wp-content/...s/minotaur.jpg

Jeden z nich, zamachnął się na Valara długą, potężną łapę, a ten jedynie cudem uniknął ciosu, który z pewnością złamałby mu czaszkę. Zamiast tego trafił w beczkę z ryżem, a ta pękła, jakby trwała tu nie ruszana od początku świata!
Blacker miał szczęście, jeżeli tak można było to nazwać. Czterech Minotaurów uznało go za największe zagrożenie, jednakże bumerang już leciał, trafiając w pysk jednego z napastników. Jego szczęka wyraźnie odskoczyła, zaś bumerang wskoczył ponownie do jego ręki. Nie zdążył jednak rzucić drugi raz, ponieważ musiał uchylić się przed łapą wymierzoną w twarz Blackera. Tan zdążył się uchylić, co również zakrawało na cud.
Revan nie miał tyle szczęścia, gdyż trafiony potężną łapą w brzuch odleciał do tyłu... otwierając tajne wejście! Okazało się, że wystarczyło tylko pchnąć część ściany z właściwą pochodnią, a tam ściana otwierała się do wewnątrz. Gdyby nie było tam wejścia, ściana z pewnością byłaby pogruchotana tak jak żebra i kręgosłup Mrocznego Elfa.
Nagle rozległ się głuchy łoskot. To zapewne ciało Drowa uderzyło w ścianę równocześnie z wejściem kapitana.
-Hahverg'um varreh!-krzyknął, dołączając się do bitwy.
Trzech chwyciło Blackera, uniemożliwiając ruszanie się, zaś czwarty uderzył go w brzuch tak, że trzasnęły kości niczym zapałki.
Valara spotkał ten sam los, jednakże jego podtrzymywało dwóch, zaś kapitan uderzał.
Wszyscy puścili was, a wy upadliście po potężnych uderzeniach.
-Macie szczęście. Wspaniałomyślny kapitan postanowił was nie uśmiercać-odezwał się jeden z Minotaurów, ale jego uśmiech bardzo wam się nie podobał.
-Nie wiem skąd wiecie o tajnym pomieszczeniu, ale skoro tak bardzo chcieliście do niego wejść, proszę bardzo. Wejdziecie-warknął kapitan, chwytając za kołnierze i ciągnąc samemu do wejścia. Nagle tępy ból rozsadził wam czaszki, a wokół zgasło światło, pogrążając was w bezkresnych ciemnościach.

Valar:
Obudziłeś się w ciemnym pomieszczeniu. Przez pierwsze chwile nie wiedziałeś gdzie jesteś, kim jest ten nieprzytomny olbrzym przykuty kajdanami do ściany. Prawie leżał twarzą w stronę podłogi, a jego ręce wyciągnięte były do tyłu i do góry wraz z napiętymi, krótkimi łańcuchami. Wisiał na nich całym ciężarem.
Przez pierwszy moment nie wiedziałeś nawet kim jesteś, lecz po chwili wspomnienia powróciły do ciebie.
Walka z Minotaurami, które wyjątkowo szybko was obezwładniły. Drzwi, które wystarczyło odkryć i popchnąć, by dostać się do środka. Uderzenie w brzuch. Ból połamanych żeber. Kapitan, oszczędzający im życie. Niepokojący uśmieszek jednego z napastników. Zaciągnięcie do wewnątrz. Uderzenie i utrata przytomności. Uderzenie w Revana.
Wspomnienia z pewnością nie napływały zgodnie z kolejnością chronologiczną, więc chwilę czasu zajęło uporządkowanie ich.
Nagle stwierdziłeś, że również twoje ręce zakute w kajdany sprawiają, że wisisz na nich. Sprawiło ci to natychmiastowy ból. Poczułeś, że twoje dłonie są kompletnie zdrętwiałe, więc z trudem podniosłeś się na nogi, podciągając się na zbolałych rękach.
Wcale nie dziwne było, że nie miałeś niczego, co należało do twojego ekwipunku. Zostawili ci tylko ubranie.
Nagle doszło do ciebie, że twoje żebra są całe, zaś jedynym uszczerbkiem na zdrowiu jest krew spływająca strużką z głowy tuż powyżej linii włosów, zakrywających ci część twarzy.
Rozejrzałeś się i zobaczyłeś Revana leżącego bezwładnie, lecz nie byłeś w stanie ocenić czy żyje.
Rozejrzałeś się ponownie i stwierdziłeś z zaskoczeniem, że jest tu ktoś jeszcze...

Blacker:
Kiedy się obudziłeś, zobaczyłeś, że Valar zakuty w kajdany jest już na nogach, stojąc na przeciwległej ścianie. Okowy uniemożliwiały jakikolwiek ruch po płaszczyźnie poziomej. Stwierdziłeś po chwili, że ty również jesteś w podobnej, lecz nieco bardziej komfortowej sytuacji, gdyż mogłeś sobie spokojnie usiąść.
Nie zdziwiło cię to, że nie miałeś niczego z twojego ekwipunku oprócz ubrania.
Ze zdziwieniem stwierdziłeś, że nie boli cię nic oprócz tyłu głowy.
Rozejrzałeś się i zobaczyłeś po twojej lewej stronie nieznajomego...

Wszyscy:
Zobaczyliście, że nieznajomy był cieniem człowieka. Jego długie, czarne, tłuste włosy opadały na brudną, brodatą twarz mężczyzny około czterdziestki. Ubranie miał podarte prawie całkowicie, zaś na jego ciele widniały blizny oraz świeże rany, jednakże patrzyły na was bystre, czarne oczy.
Rozejrzeliście się dokładniej. Zobaczyliście, że jesteście w ciemnym pomieszczeniu bardziej przypominającym loch niż ładownię z owymi skarbami, które mieliście tu ujrzeć.
Były tu rozmaite rurki, kijki i strzępy worków, lecz również piękna, dębowa szafa, stojąca na lewej ścianie, dla Blackera, zaś na prawej dla Valara. Zdarzyło się także dziurawe wiadro oraz jedno szczelne z wodą w środku. To przypomniało wam jak bardzo chce wam się pić. Czuliście się jak na kacu. Łeb bolał, a pić chciało się niemiłosiernie. Valar znał to uczucie lepiej niż Blacker, zaś wiadro ustawione było tak złośliwie, że cała Valar i nieznajomy, a nawet Blacker, mogli je dosięgnąć jedynie palcami stóp. O rękach nie było mowy.
Jedyną personą nie zakutą w kajdany był Ravan dalej ściskający w ręku kartkę, lecz on albo nie żył albo nigdy się nie poruszy z powodu złamanego kręgosłupa.
-Nie ciekawi was ile czasu tu jesteście?-odezwał się nieznajomy słabym, zbolałym głosem, w której pobrzmiewała jednak nuta szyderstwa.
-I tak wam powiem. Jesteście już tutaj dwa dni, a ja dwadzieścia lat. To czeka również was-oznajmił wam, wstając powoli z grymasem niewysłowionego bólu na twarzy.
-Jesteśmy na siebie skazani do końca życia, więc opowiem wam o kilku sprawach. Na początek co się z wami stało, potem co się z wami stanie, a na końcu kilka słów o mnie. Musicie tego słuchać, bo przez dwadzieścia lat nie miałem okazji z nikim porozmawiać oprócz Cernesa-na to imię wzdrygnął się.
-Być może zastanawialiście się czemu was nic lub prawie nic nie boli? Otóż podali wam eliksir leczący, byście lepiej znieśli swoją karę, czyli spotkanie z Nim....-ponownie się wzdrygnął.
-Tamten tam nie żyje. Nawet, jeżeli żył, wpadając tutaj, po kopnięciu Minotaura, jego linia życia pękła. Została wasza dwójka. Pewnie spodziewaliście się skarbów? Przykro mi, że się zawiedliście-w jego głosie zabrzmiał sarkazm.
-Teraz powiem wam co was czeka. Spotkania z Cernesem do końca waszego życia, a ile spotkań przeżyjecie... Zależy od waszej siły i woli życia-oznajmił wam nie pocieszająco, a wy zobaczyliście, że jego bystre oczy błądzą w trawiącej go gorączce.
-Teraz coś o mnie. Od dwudziestu lat spotykam się z Cernesem i każde spotkanie daję radę przeżyć, ale czuję, że długo już nie wytrzymam, więc nie długo będziemy się widzieć. Dlatego chcę się wygadać, będzie mi lżej i nic mnie nie obchodzi, że wam będzie ciężej, bo będzie, ale zrozumiecie, że wam pomagam dopiero po pierwszym spotkaniu z Nim. Przynajmniej sobie pogadam-mówił zasępiony.
-Cernes jest Cieniem i specjalizuje się w torturach. Podła szmata, ale niczego jeszcze ode mnie nie wyciągnął i nie wyciągnie. Wy też mu nic nie mówcie, jeżeli chcecie dłużej pożyć, chociaż takie życie jest tak parszywe, że możecie nawet pragnąć śmierci-zrozumieliście dlaczego Minotaur tak się uśmiechał.
-On też o tym wie, że nic mu nie powiem, dlatego może mnie w każdej chwili zabić. Znam jego wszystkie narzędzia na pamięć. Pięć cholernie ostrych nożyków różnej wielkości, z których najbardziej przeklinam ten najmniejszy. Ból po nim jest tak upierdliwy i męczący, że poddajesz się mu bez walki, przez co boli jeszcze bardziej. Mała i duża siekierka. Tym obcina palce-na potwierdzenie pokazał kikut drugiego od najmniejszych palców u nogi oraz drugiego od największych u drugiej.
-Tu repertuar kończy się. Za każdym razem nasącza ostrza trucizną, która utrudnia gojenie ran, sprawia, że pieką jak przypalane ogniem, a kiedy zaczną się goić, paprzą się niemiłosiernie. Ponadto trucizna osłabia organizm, czyniąc podatnym na choroby, ale również utrzymuje przy życiu i uzależnia. Przed każdym spotkaniem nie wiem czy mam się cieszyć na spotkanie z nożykami czy je przeklinać. Kiedy nie dostaniesz porcji trucizny, zabijającej cię powoli, popadasz w obłęd-mówił.
-Mówiłem, że repertuar mu się kończy. To prawda, ale tylko, jeżeli chodzi o ostrza. On bladysyn, specjalizuje się w naparach. Jeden powoduje paraliżujący, przenikający wszystko ból tak wielki, że mógłbyś bez trudu zemdleć, gdyby nie składnik uniemożliwiający przejście w ten błogostan. Ma jeszcze napój powodujący paraliż oraz zaszczepiający w was chorobę trwającą aż do podania odtrutki. Choroba polega na tym, że nabawiacie się skrajnej hipertermii przechodzącą w skrajną hipotermię i tak przez cały czas-mówił z wyraźnym bólem w głosie, przeżywając wszystko jeszcze raz.
-Nie mam pojęcia czemu nie powiem im tego, co chcą. Po co ja go kryję? Teraz pewnie siedzi w swojej karczmie... Nawet po mnie nie przyszedł. Nie próbował mnie stąd wyciągnąć. Kazał tylko odnaleźć Księgę i kilka innych artefaktów. Namierzyłem je, wszedłem do kajuty na innym, mniejszym okręcie i co? Gówno... Nie znalazłem nic oprócz śmiejącego się szyderczo Cernesa i dwóch Minotaurów. Byli zaskoczeni moją obecnością w równym stopniu co ja ich. Zamknęli mnie w lochu pokładowym, zaś po wykonaniu tego okrętu, przenieśli mnie, ale spotkania się nie skończyły.
Pewnie ten oficerek śmieje się do swojego przepięknego mieczyka... Ale ja mu nic nie powiem. Nic. Ja nie zdradzam swoich przyjaciół, nawet byłych. On, jego najlepszy przyjaciel i ona...
-mówił na poły do was, na poły do siebie, ale jego głos przeszedł w niezrozumiałe dla was mamrotanie.
Nagle drzwi otworzyły się, zaś w nich stanął Cień! Postać była dosłownie cieniem o kształcie człowieka, zaś w cienistych oczodołach płonęły czerwone szparki, mające być oczami. Niósł ze sobą ładnie ozdobiony woreczek.
-Witamy na pierwszym spotkaniu-mruknął współwięzień, który za chwilę dodał szybko.
-Zapomniałem się przedstawić! Jestem Reyal Averton z rodu...-im więcej słów on wypowiadał, tym bardziej ogarniała was senność, która zawładnęła wami przed zakończeniem przedstawiania się.

Valar:
coś uderzyło cię pięścią w twarz. Szybko otworzyłeś oczy i zobaczyłeś Cienia pochylającego się nad tobą.
-Porozmawiajmy-zaproponował.
-Powiedz mi, kim jesteś? Skąd dowiedziałeś się o tym pomieszczeniu? Skąd dowiedzieliście się jak się tu dostać? Co stało się z czwórką tych, którzy uciekli? Bo była ich czwórka, prawda? Co to jest i do czego służy-zapytał łagodnie, pokazując Wisior Prawdy, a ty zobaczyłeś, że Blacker jeszcze nie był torturowany, zaś Reyal tak.
-Czuję ogromną, potężną moc emanującą z tego przedmiotu, ale nie mogę jej zgłębić. Powiesz mi wszystko prędzej czy później-powiedział przesłodzonym tonem, a ty zdałeś sobie sprawę z tego, że Paks miała drugi wisior, który mógł zawiadomić Alarona, by przyszedł na pomoc... Wszyscy spali oprócz ciebie i Cienia...

***

Blacker:
Obudziłeś się od kopnięcia i zobaczyłeś nad sobą twarz Cienia. Rozejrzałeś się i zauważyłeś, że Reyal i Valar już są po torturach. Zostałeś tylko ty.
-Porozmawiajmy sobie-rzekł obłudnie, wcale nie starając się tego ukryć.
-Kim jesteś? Jak skąd dowiedziałeś się o tym pomieszczeniu? Jak dowiedziałeś się jak tu wejść? Co się stało z czwórką towarzyszy, którzy uciekli? Po co ci takie rzeczy jak królicze łapki? I w końcu co to jest i do czego służy?-zapytał, pokazując Wisior Prawdy.
-Wyczuwam od tego ogromną i potężną moc, lecz nie potrafię poznać na czym ona polega. Powiesz mi to, ale decyzja należy do ciebie, od razu czy przez drogę bólu?-uśmiechnął się w połowie szyderczo, w połowie pogardliwie.
Ciekawe gdzie jest Einejoru i jak się ma...
 
Alaron Elessedil jest offline