Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2008, 21:03   #32
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Posiadłość Pana Kapelusznika, pora herbatki i odpowiedzi na ważne pytania.

Lorelei wspierana przez Niaa zabrała się do roboty. Ze zdziwieniem obserwowała, że grzybkowe plastry naprawdę działają. Ta kocica musiała być o wiele bardziej inteligentna niż mogła to wyrazić prymitywnym językiem i zachowaniem. Nie wyczuwała w niej Mocy Obdarzonych, lecz była pewna, że gdyby pozwolono jej zdobyć odpowiednie wykształcenie i nie zakodowano w niej tych okropnych zasad „władca-niewolnik”, z pewnością byłaby bardzo mądrą kobietą. Kocicą – poprawiła się w myślach i uśmiechnęła się do Niaa. Czuła do niej coraz większą sympatię.


Tymczasem oglądała rany nowoprzybyłych ludzi. Dwoje z nich wydawało się dość poważnie rannych. Ciemnowłosa kobieta odzyskiwała właśnie przytomność dzięki okładowi z leczniczego grzyba. Lorelei automatycznie uspokajała ją, mówiąc w swoim języku i uśmiechając się ciepło. Choć kobieta nie mogła jej zrozumieć, mogła być przynajmniej pewna, że melodyjne słowa nie są groźbami ani złorzeczeniami.


Gdy Obdarzona przekonała się, że kobieta póki co poradzi sobie, zajęła się drugim pacjentem. Mężczyzna był poważniej ranny, krwawił. Kobieta musiała go znać, gdyż również się zbliżyła, chciała zdjąć brudne bandaże i zastosować kurację z grzybków. Lorelei powstrzymała ją gestem i przeczącym ruchem głowy, po czym otwartą dłonią dotknęła swojej piersi, by dać znać, że ona się tym zajmie. Nieznajoma była nieufna, lecz cofnęła okład. Obdarzona w tym czasie dokończyła rozsupływanie starych opatrunków, przecierając rany grzybowymi płatami. To z pewnością nie zaszkodzi i oczyści rany. Mężczyzna syknął i jęknął z bólu, jego obrażenia nie wyglądały najlepiej. Lodowa Róża wybrała tą, która najobficiej krwawiła, zespoliła ją dwoma palcami jednej ręki i zamknęła oczy. Sięgnęła głęboko, do samego środka swojej duszy, by zaczerpnąć zgromadzonej tam Mocy. Powietrze dookoła niej niespokojnie zaiskrzyło, a cała energia skupiła się na opuszkach jej palców. Czerpała powoli, odpowiednio dawkując Moc. Nie wiedziała jak zadziała organizm człowieka, który nigdy nie miał z nią do czynienia, gdy nagle wpompuje się do niego dużą ilość magicznej energii. Tu wszystko było dla niej nowe. Równie dobrze mogło się okazać, że mężczyzna nie toleruje Mocy... Odpędziła jednak złe myśli, skupiając się tylko na budowaniu, zespalaniu, przywracaniu sprawności, łączeniu tego, co siłą rozłączone. Przesuwała palcami wzdłuż rany, powoli i delikatnie. Można było niemal dostrzec maleńkie iskierki skaczące dookoła jej dłoni, manifestację Mocy. Gdy doszła do końca, po ranie została jedynie cienkie, bielsze od reszty skóry wybrzuszenie. Ciało dookoła było wciąż delikatne i nieostrożne postępowanie mogło wciąż grozić otwarciem się rany. W tak krótkim czasie nie mogła uzdrowić go zupełnie. Dlatego Lorelei pokazała kobiecie, by dopiero teraz przyłożyła tajemniczego grzyba do zabliźnionej rany, a w tym czasie zajęła się resztą uszkodzeń, sprawdzając przy okazji czy mężczyzna ma całe kości, a także czy nie ma uszkodzeń wewnętrznych, szczególnie głowy. Gdy w ciągu kilku minut skończyła zespalać rany, raz jeszcze przyjrzała się kobiecie. Wyglądała lepiej, niż na początku, ale wciąż widać było, że jest wycieńczona, a jej organizm pobudzony grzybowym okładem, zaraz znowu wyczerpie nagromadzoną energię.


- Nie bój się teraz, nic ci się nie stanie. - powiedziała spokojnie, patrząc kobiecie głęboko w oczy, choć bariera językowa i tak uniemożliwiała porozumienia. - Przyłożę dłonie do twojej głowy i poczujesz się lepiej. To nie będzie bolało.


Wyciągnęła ręce do góry i delikatnie położyła je na skroniach kobiety. Ta nie wiedziała do końca co się dzieje, lecz wreszcie poddała się temu zabiegowi. Na początku poczuła mrowienie, które po chwili przerodziło się w coraz bardziej pulsujące ciepło. Najpierw w miejscu dotyku, później zaczęło rozlewać się po całym ciele. Ciepło to było podobne do tego, jakie ogarnia ciało w momencie zapadania w sen. Dagacie przez chwilę wydawało się nawet, że straciła poczucie czasu, że zapadła się w jakąś przyjemną, miękką przestrzeń. Minęło jednak ledwie kilkadziesiąt sekund, gdy Lorelei zdjęła z niej swe dłonie, a ona poczuła się tak, jakby obudziła się po długim i bardzo relaksującym śnie. Czuła się dużo lepiej i tak też wyglądała.


Przyszła wreszcie kolej na drugiego z mężczyzn. Widząc jak zabiegi Obdarzonej wpłynęły na jego towarzyszy, poddał się im bez sprzeciwów. Na szczęście nie był zbyt poważnie ranny, w większości jedynie odrapany i obity. Najpoważniejsze rozcięcie na ramieniu zasklepiło się szybko i sprawnie pod wpływem Mocy i smukłych palców Lorelei. Następnie dotknęła jego skroni i napełniła go życiową energią. Jeszcze raz spojrzała na każdego swojego „pacjenta” i uśmiechnęła się zadowolona. Wreszcie mogli ruszyć do Pana Kapelusznika, tym bardziej, że świecąca kulka, którą wcześniej uznała za jakiś rodzaj robaczka czy też może magicznej latarenki, zaczęła gorączkowo coś mówić i latać jak oszalała.


***


Herbatka rzeczywiście okazała się pokrzepiająca i po prostu pyszna. Choć Obdarzona czuła się trochę nieswojo w domku Kapelusznika, herbata sprawiała, że rozluźniła się i odprężyła. Z zaciekawieniem i wreszcie zniecierpliwieniem przysłuchiwała się słowom ich gospodarza. Karolinka wspominała co prawda o ratowania świata, ale w tej chwili Lodowa Róża miała dosłownie mętlik w głowie. Nie tak wyobrażała sobie swoje zadanie. Kapelusznik z taką lekkością mówił o zagładzie świata, że odniosła wrażenie iż ktoś z niej zażartował. Zażartował z nich wszystkich. Gdy gospodarz skończył mówić, zapadła dziwna cisza. Najwidoczniej wszyscy byli dość zaskoczeni całą sytuacją. Z zamyślenia wyrwała ją dopiero Niaa, która przyszła do niej i zaczęła się łasić. Zaskoczona Lorelei pogłaskała ją czule.


- Niaa tak sobie myśli... I Niaa się zastanawia, dlaczego te światy tak szaleją, bo coś musiało przecież sprawić, że serduszko zrobiło bum... Tak Niaa przynajmniej uważa...


Szept kocicy do reszty obudził Lodową Różę. Tak, należało zacząć pytać, dowiedzieć się czegoś więcej, zdemaskować farsę lub dojść do prawdy. Jeśli to była zasadzka, prędzej czy później wyjdzie to na jaw.


- Ekhem... – odchrząknęła próbując skupić się na Kapeluszniku, a nie na brykającej Niaa, która mimo wszystko rozbawiła ją dobierając się do latającej kulki; w zasadzie Lorelei dalej nie wiedziała co to za stworzenie.


- Wydaje mi się dość dziwne, że mówisz o tym w ten sposób, Panie Kapeluszniku. Zdołałam uwierzyć Karolince, że świat czeka zagłada, szczególnie, że w moim świecie dzieją się przerażające i niewytłumaczalne rzeczy. Jednak w tym momencie ogarnęły mnie wątpliwości. Mówisz o tym z taką niedbałością, obojętnością czy... rozbawieniem nawet! A nie wydaje mi się, by kwestia zagłady świata była banalną czy zabawną. Wytłumacz mi zatem po co wezwałeś nas, skoro wydaje się, że ta sprawa mało cię interesuje? A także co oznacza owo „takie tam” naruszenie serca wszechświata? Gdzie znaleźć te przedmioty? I po co są potrzebne? Sprawiłeś, Kapeluszniku, że w mojej głowie rodzi się tysiące pytań i jeszcze więcej wątpliwości. Nie wiem czy ten dzień nie upłynąłby nam na ich rozwikłaniu, zatem spróbuj rozwiać choćby te podstawowe.
 
Milly jest offline