Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-09-2008, 20:23   #31
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Choć większość z zebranych u Kapelusznika istot nie znała Niaa jeszcze zbyt dobrze, to Karolinka i Lodowa Róża z pewnością mogły zauważyć, iż życiowa radość kocicy przyćmiła się nieco. Istotka wszak zamiast paplać bez ustanku i tętnić radością, siedziała grzecznie w jednym miejscu. Nawet nie lizała łapek! Czyżby to pod wpływem strachu, jaki wywołał w niej potwór z poprzedniego świata? Bardzo możliwe, wszak wyraźnym było, że Niaa - mimo bezpiecznego dotarcia na miejsce - nie mogła się rozprężyć. Jej uszy strzygały na każdy dźwięk, a oczy wodziły wokoło jakby czegoś wypatrując, przy czym usilnie omijając sylwetkę gospodarza.

„ Zmieniłeś się... a może dopiero teraz jesteś sobą? Taki zachowawczy, taki sztuczny... Jak to wszystko się mogło stać? Jak ja mogę siedzieć tu przed tobą i nie wyszarpać ci z twarzy tego piekielnego uśmiechu...Jak ja...Och
!”

Kątem oka kocica dostrzegła swój ogon, który nie dość, że swymi ruchami zdradzał jej nerwowość, to jeszcze cały się napuszył! I jak tu zachować pozory?

„ Niech to! Musze się wycofać, ale zanim to zrobię... mam pytanie. Skoro pytasz, to mam dla ciebie to cholerne pytanie!”

Niaa podniosła się ze swego miejsca i na czworakach podreptała do Lorelei, gdzie z wyraźną przyjemnością przylgnęła grzbietem do nóg kobiety, ocierając się o nią rozkosznie.

- Mrrr... - wymruczała słodko.

Oparłszy się przednimi łapami o biodro odrobinę zdziwionej tą poufnością Róży, kocica wspięła się doń poufnie szepcząc:

- Niaa tak sobie myśli... I Niaa się zastanawia, dlaczego te światy tak szaleją, bo coś musiało przecież sprawić, że serduszko zrobiło bum... Tak Niaa przynajmniej uważa...

Trudno było zgadnąć za jaką przyczyną z tym pytaniem kocica zwróciła się akurat do kobiety, a nie do Kapelusznika i to w dodatku tak cicho by ten nie widział. Może się wstydziła? A może powód był jeszcze inny? Nadzwyczaj bystre – jak na tę istotę – spojrzenia Niaa były jednak wyraźnym sygnałem, iż pragnie ona, aby to Lorelei zapytała gospodarza.

„ Dobrze, a teraz cię zostawiam, skarbie.”

- PIŁECZKA!!!


Wtem kocica z bojowym okrzykiem wygięła do skoku swe giętkie ciało i w mgnieniu oka znalazła się przy Acheoncie, oblizując wargi i wpatrując się weń z pożądaniem. Pazury z przednich łap wysunęły się zmieniając w śmiercionośne szpony, których widok zaskoczył nawet Karolinkę, choć ta przecież widziała kotołaka w walce.

- Niaa lubi zabawy piłeczką! – uśmiechnęła się drapieżnie, po czym zamierzyła łapą na Świetlika, szykując się do potężnego uderzenia.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 13-09-2008, 21:03   #32
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Posiadłość Pana Kapelusznika, pora herbatki i odpowiedzi na ważne pytania.

Lorelei wspierana przez Niaa zabrała się do roboty. Ze zdziwieniem obserwowała, że grzybkowe plastry naprawdę działają. Ta kocica musiała być o wiele bardziej inteligentna niż mogła to wyrazić prymitywnym językiem i zachowaniem. Nie wyczuwała w niej Mocy Obdarzonych, lecz była pewna, że gdyby pozwolono jej zdobyć odpowiednie wykształcenie i nie zakodowano w niej tych okropnych zasad „władca-niewolnik”, z pewnością byłaby bardzo mądrą kobietą. Kocicą – poprawiła się w myślach i uśmiechnęła się do Niaa. Czuła do niej coraz większą sympatię.


Tymczasem oglądała rany nowoprzybyłych ludzi. Dwoje z nich wydawało się dość poważnie rannych. Ciemnowłosa kobieta odzyskiwała właśnie przytomność dzięki okładowi z leczniczego grzyba. Lorelei automatycznie uspokajała ją, mówiąc w swoim języku i uśmiechając się ciepło. Choć kobieta nie mogła jej zrozumieć, mogła być przynajmniej pewna, że melodyjne słowa nie są groźbami ani złorzeczeniami.


Gdy Obdarzona przekonała się, że kobieta póki co poradzi sobie, zajęła się drugim pacjentem. Mężczyzna był poważniej ranny, krwawił. Kobieta musiała go znać, gdyż również się zbliżyła, chciała zdjąć brudne bandaże i zastosować kurację z grzybków. Lorelei powstrzymała ją gestem i przeczącym ruchem głowy, po czym otwartą dłonią dotknęła swojej piersi, by dać znać, że ona się tym zajmie. Nieznajoma była nieufna, lecz cofnęła okład. Obdarzona w tym czasie dokończyła rozsupływanie starych opatrunków, przecierając rany grzybowymi płatami. To z pewnością nie zaszkodzi i oczyści rany. Mężczyzna syknął i jęknął z bólu, jego obrażenia nie wyglądały najlepiej. Lodowa Róża wybrała tą, która najobficiej krwawiła, zespoliła ją dwoma palcami jednej ręki i zamknęła oczy. Sięgnęła głęboko, do samego środka swojej duszy, by zaczerpnąć zgromadzonej tam Mocy. Powietrze dookoła niej niespokojnie zaiskrzyło, a cała energia skupiła się na opuszkach jej palców. Czerpała powoli, odpowiednio dawkując Moc. Nie wiedziała jak zadziała organizm człowieka, który nigdy nie miał z nią do czynienia, gdy nagle wpompuje się do niego dużą ilość magicznej energii. Tu wszystko było dla niej nowe. Równie dobrze mogło się okazać, że mężczyzna nie toleruje Mocy... Odpędziła jednak złe myśli, skupiając się tylko na budowaniu, zespalaniu, przywracaniu sprawności, łączeniu tego, co siłą rozłączone. Przesuwała palcami wzdłuż rany, powoli i delikatnie. Można było niemal dostrzec maleńkie iskierki skaczące dookoła jej dłoni, manifestację Mocy. Gdy doszła do końca, po ranie została jedynie cienkie, bielsze od reszty skóry wybrzuszenie. Ciało dookoła było wciąż delikatne i nieostrożne postępowanie mogło wciąż grozić otwarciem się rany. W tak krótkim czasie nie mogła uzdrowić go zupełnie. Dlatego Lorelei pokazała kobiecie, by dopiero teraz przyłożyła tajemniczego grzyba do zabliźnionej rany, a w tym czasie zajęła się resztą uszkodzeń, sprawdzając przy okazji czy mężczyzna ma całe kości, a także czy nie ma uszkodzeń wewnętrznych, szczególnie głowy. Gdy w ciągu kilku minut skończyła zespalać rany, raz jeszcze przyjrzała się kobiecie. Wyglądała lepiej, niż na początku, ale wciąż widać było, że jest wycieńczona, a jej organizm pobudzony grzybowym okładem, zaraz znowu wyczerpie nagromadzoną energię.


- Nie bój się teraz, nic ci się nie stanie. - powiedziała spokojnie, patrząc kobiecie głęboko w oczy, choć bariera językowa i tak uniemożliwiała porozumienia. - Przyłożę dłonie do twojej głowy i poczujesz się lepiej. To nie będzie bolało.


Wyciągnęła ręce do góry i delikatnie położyła je na skroniach kobiety. Ta nie wiedziała do końca co się dzieje, lecz wreszcie poddała się temu zabiegowi. Na początku poczuła mrowienie, które po chwili przerodziło się w coraz bardziej pulsujące ciepło. Najpierw w miejscu dotyku, później zaczęło rozlewać się po całym ciele. Ciepło to było podobne do tego, jakie ogarnia ciało w momencie zapadania w sen. Dagacie przez chwilę wydawało się nawet, że straciła poczucie czasu, że zapadła się w jakąś przyjemną, miękką przestrzeń. Minęło jednak ledwie kilkadziesiąt sekund, gdy Lorelei zdjęła z niej swe dłonie, a ona poczuła się tak, jakby obudziła się po długim i bardzo relaksującym śnie. Czuła się dużo lepiej i tak też wyglądała.


Przyszła wreszcie kolej na drugiego z mężczyzn. Widząc jak zabiegi Obdarzonej wpłynęły na jego towarzyszy, poddał się im bez sprzeciwów. Na szczęście nie był zbyt poważnie ranny, w większości jedynie odrapany i obity. Najpoważniejsze rozcięcie na ramieniu zasklepiło się szybko i sprawnie pod wpływem Mocy i smukłych palców Lorelei. Następnie dotknęła jego skroni i napełniła go życiową energią. Jeszcze raz spojrzała na każdego swojego „pacjenta” i uśmiechnęła się zadowolona. Wreszcie mogli ruszyć do Pana Kapelusznika, tym bardziej, że świecąca kulka, którą wcześniej uznała za jakiś rodzaj robaczka czy też może magicznej latarenki, zaczęła gorączkowo coś mówić i latać jak oszalała.


***


Herbatka rzeczywiście okazała się pokrzepiająca i po prostu pyszna. Choć Obdarzona czuła się trochę nieswojo w domku Kapelusznika, herbata sprawiała, że rozluźniła się i odprężyła. Z zaciekawieniem i wreszcie zniecierpliwieniem przysłuchiwała się słowom ich gospodarza. Karolinka wspominała co prawda o ratowania świata, ale w tej chwili Lodowa Róża miała dosłownie mętlik w głowie. Nie tak wyobrażała sobie swoje zadanie. Kapelusznik z taką lekkością mówił o zagładzie świata, że odniosła wrażenie iż ktoś z niej zażartował. Zażartował z nich wszystkich. Gdy gospodarz skończył mówić, zapadła dziwna cisza. Najwidoczniej wszyscy byli dość zaskoczeni całą sytuacją. Z zamyślenia wyrwała ją dopiero Niaa, która przyszła do niej i zaczęła się łasić. Zaskoczona Lorelei pogłaskała ją czule.


- Niaa tak sobie myśli... I Niaa się zastanawia, dlaczego te światy tak szaleją, bo coś musiało przecież sprawić, że serduszko zrobiło bum... Tak Niaa przynajmniej uważa...


Szept kocicy do reszty obudził Lodową Różę. Tak, należało zacząć pytać, dowiedzieć się czegoś więcej, zdemaskować farsę lub dojść do prawdy. Jeśli to była zasadzka, prędzej czy później wyjdzie to na jaw.


- Ekhem... – odchrząknęła próbując skupić się na Kapeluszniku, a nie na brykającej Niaa, która mimo wszystko rozbawiła ją dobierając się do latającej kulki; w zasadzie Lorelei dalej nie wiedziała co to za stworzenie.


- Wydaje mi się dość dziwne, że mówisz o tym w ten sposób, Panie Kapeluszniku. Zdołałam uwierzyć Karolince, że świat czeka zagłada, szczególnie, że w moim świecie dzieją się przerażające i niewytłumaczalne rzeczy. Jednak w tym momencie ogarnęły mnie wątpliwości. Mówisz o tym z taką niedbałością, obojętnością czy... rozbawieniem nawet! A nie wydaje mi się, by kwestia zagłady świata była banalną czy zabawną. Wytłumacz mi zatem po co wezwałeś nas, skoro wydaje się, że ta sprawa mało cię interesuje? A także co oznacza owo „takie tam” naruszenie serca wszechświata? Gdzie znaleźć te przedmioty? I po co są potrzebne? Sprawiłeś, Kapeluszniku, że w mojej głowie rodzi się tysiące pytań i jeszcze więcej wątpliwości. Nie wiem czy ten dzień nie upłynąłby nam na ich rozwikłaniu, zatem spróbuj rozwiać choćby te podstawowe.
 
Milly jest offline  
Stary 14-09-2008, 14:25   #33
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Wyczerpanie organizmu było tak wielkie, iż Wiedźmie wydawało się, że to śmierć przyszła po nią. Zmysły mamiły ją i odmawiały współpracy. Obraz przed oczyma mętniał i ciemniał. Powieki same opadały, a wzrok nie był w stanie skupić się na żadnym obiekcie. Słuch wychwytywał strzępy zdań, ale nie docierał do niej sens owych wypowiedzi. Kończyny uparcie i stanowczo odmawiały podporządkowania się woli, a ciałem wstrząsało wewnętrzne drżenie, świadczące o skrajnej hipoglikemii. Okropne ssanie w żołądku powodowało mdłości przy każdej gwałtowniejszej zmianie pozycji. Siedziała więc tylko na ziemi, nie mogąc wydobyć z siebie głosu, kiwając się jednostajnie i odpływając powoli.

Coś błysnęło jej po oczach, potęgując ból głowy. Spróbowała zogniskować wzrok na mruczącej głębokim barytonem świetlistej kuli, ale mimo szczerych chęci nie zdołała zrozumieć przesłania tej przemowy.

Potem ktoś włożył jej do rąk jakieś przyjemnie pachnące, wilgotne i chłodne pasmo. Odruchowo przyłożyła je do czoła. Ulga była ogromna. Kompres nieoczekiwanie zadziałał niesłychanie orzeźwiająco. Na tyle, że Dagata zaczęła szybko odzyskiwać kontakt z rzeczywistością.

- Niaa lubi pomagać! - dziwna istota, przypominająca swym zachowaniem oraz posturą zarówno kota jak i człowieka, która przygotowała owe opatrunki, teraz uśmiechnęła sie szeroko do Dogaty, prezentując białe, ostre jak sztylety zęby drapieżnika - Niaa mówi, że przestanie boleć zaraz, a jutro nie będzie śladu po "aua". Niaa to wie. A jakby jeszcze bolało, to Niaa może polizać. - kocica przybliżyła pyszczek do twarzy czarownicy, wyraźnie mając zamiar polizać ją po policzku.'
(napisała Mira)

Wiedźma cofnęła się lekko, odsuwając twarz od ostrych kiełków Kocicy. Wbiła wzrok w jej oczy z pionową źrenicą. Z wzajemnością. Żuchwa Kotki zadrgała leciutko, jak gdyby chciała miauknąć lub zasyczeć na dziewczynę. Odwróciła się jednak natychmiast, wracając do badania okolicy. A może tylko chciała odwrócić od siebie jej uwagę?

Dagata zawiązała sobie chłodny opatrunek wokół głowy i z niepokojem, na czworakach podpełzła do leżącego nieruchomo Nigela. Ubiegła ją druga z kobiet. Jasnowłosa jak Nigel piękność o błękitnych, błyszczących oczach. Dagata spojrzawszy w nie poczuła się nieswojo, zdając sobie nagle sprawę z powodów wcześniejszych reakcji obydwu mężczyzn. Żołnierz, Nigel, kobieta, która właśnie się nim zajmowała, a także Karolinki (kimkolwiek były), wszyscy oni byli podobni. Wspomniała własną reakcję, kiedy pierwszy raz spojrzała z bliska w twarz Jasnookiego. O mało nie wzięła go wtedy za Opętanego. Równie nienaturalnie, a może nawet potwornie to ona mogła wyglądać według ich oceny. Jeśli mieli jej zaufać, powinna okazać im zrozumienie. Z czasem przywykną. Chyba. W końcu Nigel zaakceptował ją nawet dość szybko.
W pewien sposób zabawnym było, stanowić przedstawiciela oryginalnego, egzotycznego dla reszty gatunku.

Mimo zapewnień Karolinki z lekkim niepokojem obserwowała zabiegi nieznajomej pochylonej nad leżącym na plecach mężczyzną oraz nerwowe dreptanie jej kociej towarzyszki.
Nigel był przytomny. Na widok Wiedźmy podniósł odrobinę głowę i wykrzywił usta w wymuszonym uśmiechu.

Zdrętwiałymi, drżącymi palcami zaczęła zdejmować przesiąknięte krwią, brudne bandaże z jego ramienia. Przyjrzała się nieufnie lekko fioletowym pasmom, podanym przez Karolinkę. Nie miała pojęcia, jakie mają właściwości i jak podziałają na otwartą ranę. Najdelikatniej jak potrafiła, zaczęła zakładać nowy opatrunek. Jasnowłosy krzyknął i zacisnął zęby... Zawahała się czy kontynuować owijanie ramienia, lecz po chwili Nigel uspokoił się i odprężył. Widocznie miały jakieś działanie przeciwbólowe...

Obdarzona, jak nazwała obcą kobietę Karolinka, powstrzymała ją gestem, prosząc o ustąpienie jej miejsca przy rannym. Dagata odsunęła się i czujnie obserwowała jej zabiegi wokół ran mężczyzny, w każdej chwili gotowa na ingerencję, gdyby coś poszło nie tak. Jednak taka potrzeba nie zaszła. Z zadowoleniem stwierdziła, że jej obawy nie miały podstaw. Sama nie zrobiłaby tego lepiej. Kiedy jasnowłosa kobieta skończyła zespalać poszarpane brzegi ran na ramieniu Nigela, Wiedźma dokończyła dzieła, zakładając opatrunek z płatów grzyba.

Wzdrygnęła się, na dźwięk delikatnego głosu Obdarzonej. Podniosła wzrok, napotykając błękitne spojrzenie. Zobaczyła w nim troskę. Kobieta powoli podniosła dłonie kładąc je na jej skroniach. Nie cofnęła się. Znała ten gest. Przymknęła oczy, opierając się pokusie zajrzenia w duszę nieznajomej. Jej dotyk promieniował ciepłem, rozchodząc się przyjemnym mrowieniem po zbolałych, zmęczonych członkach. Kobieta emanowała życzliwością, szczerością intencji i niewymuszoną prostolinijnością. Dagata nie śmiała wnikać głębiej w jej świadomość. Uśmiechnęła się blado, decydując się uwierzyć pierwszemu wrażeniu. Czuła jak napełniają ją nowe siły. Zażenowana własną niemocą i bezradnością, była naprawdę wdzięczna Obdarzonej za pomoc. Miała nadzieję, że kobieta czuła to, będąc z nią w tak bliskim duchowym kontakcie. Sama niewiele mogła teraz zrobić. Później, kiedy całkowicie odzyska siły, będzie się mogła jakoś odwdzięczyć… Będzie mogła odpłacić wszystkim… -jej wzrok zatrzymał się na Żołnierzu i zawisł na nim nieruchomo.

Usiłował właśnie założyć sobie opatrunek na rozcięty czymś bark. Nie wychodziło mu to najlepiej. W końcu wsunął jedynie pod… mundur, kawałek wyciągniętej z rozerwanej torebki białej tkaniny. Nie wykorzystał leżących na siedzisku swojej maszyny fioletowych płatów przygotowanych przez Kotkę. Pewnie nie miał zaufania do tych dziwnych bandaży. Wiedźma podniosła się z ziemi i powoli zbliżyła do Wojownika za Obdarzoną. Starała się nie patrzeć mu w oczy. Wiedziała, że tego nie lubi. Mimowolnie dotknęła, wciąż piekącego policzka. Stanęła kilka kroków obok nich, patrząc z zainteresowaniem, jak Kobieta odsłania jego ramię i zasklepia rozcięcie otoczone zasinionym stłuczeniem. Kiedy zajęła się jego głową, Dagata podeszła cicho i przyłożyła do jego barku okład z grzybów, przymocowując go bandażem z wyposażenia Żołnierza.

Musiała spróbować pojednać się z nim. Tego na razie wymagała sytuacja. Miała być może jedyną okazję, by wyczuć, kim właściwie jest. Musiała poczekać, aż Obdarzona zerwie z nim kontakt. Coś ją jednak powstrzymało… Ten zapach… znajomy… ten, który utkwił jej w pamięci… z wizji. Cofnęła się zmieszana, nie mogąc oderwać wzroku od twarzy zdziwionego jej zachowaniem mężczyzny.


* * *

Karolinka poprosiła ich o przejście do chaty Kapelusznika. Wiedźmę wiodła do niego mieszanka lęku i ciekawości. Kim była ta istota? Miała złe przeczucia, które wobec wzniosłego zadania, które wyznaczył sobie i ich grupie, wydawały się bezpodstawne. Nie potrafiła ich niczym uzasadnić. Czuła się podejrzanie zmanipulowana. Było jeszcze coś, co ją dręczyło. Świat, w którym się znaleźli wydawała się przenikać atmosfera niecierpliwego oczekiwania. Na co? Nawet nie potrafiła się domyśleć. A może to wszystko po prostu działo się tylko w jej głowie? Próbowała otrząsnąć się z tego, ale natrętne myśli ciągle wracały. Niepokój rósł z każdym krokiem zbliżającym ich do domu Kapelusznika, osiągając niemal poziom psychozy, kiedy wreszcie ukazał im się sam gospodarz. Jego widok zaskoczył Dagatę. Nie tego się spodziewała. Wyglądał tak… zwyczajnie. Zupełnie niegroźnie. Jednak było w nim coś, co zmuszało do posłuchu. Nawet Żołnierz bez szemrania dostosował się do jego poleceń. Nikt też nie śmiał odezwać się bez pozwolenia.

Usiedli wszyscy przy stole, wziąwszy do rąk filiżanki z parującym, gorącym naparem. Początkowo trudno było jej się zmusić do wzięcia do ust herbatki Kapelusznika. Przychodziły jej do głowy histerycznie brzmiące pomysły.
"Po co ich tu w rzeczywistości ściągał? Dlaczego sam nie pił przygotowanego przez siebie napoju? Może to trucizna? Bzdura! Miałby zadawać sobie tyle wysiłku, wzywać ich z różnych światów, zebrać pod własnym dachem, żeby dokonać na nich zbiorowego mordu? W jakim celu? Chociaż… kto wie, co naprawdę było jego celem."

Tamci pili bez większego wahania. Skąd więc u niej ta przerażająca fobia? Przełamała się i pociągnęła łyk gorącej herbaty i przytrzymała go w ustach, próbując odgadnąć jej skład… Nic z tego. Nie rozpoznała żadnego z mieszanki smaków i aromatów. Całość kompozycji sprawiała wbrew jej obawom dobre wrażenie. Przełknęła i bez oporów dokończyła swoją porcję, z zadowoleniem przyjmując kojące i najwyraźniej także leczące efekty działania napoju.

Kapelusznik uważnie obserwował wszystkich, mało nie przewiercając ich wzrokiem. Potem zażądał listy od Karolinki. Rozgniewał ją, odczytując głośno jej imię. Kto dał mu prawo do publicznego ujawniania jej prawdziwego imienia!? Zmarszczyła gniewnie brwi, gotując się do powiedzenia mu, co o tym myśli. Powstrzymała się jednak na porozumiewawcze mrugnięcie Karolinki. Tak. Wysłucha go do końca. Potem zdecyduje.

- Taak, zapewne macie wiele pytań, pozwólcie najpierw, że się przedstawię. Możecie mówić na mnie Kapelusznik, bądź krótko K.
Złapał za dziwaczne, cylindryczne nakrycie głowy, a Wiedźma z nagłym dreszczem przechodzącym po plecach stwierdziła, że chyba nie chce tego zobaczyć. Z ulgą przyjęła rezygnację gospodarza z chęci zdjęcia kapelusza… Dość tego! Zdarła z czoła opaskę z opatrunkiem, który nagle zaczął jej przeszkadzać i z trudem opanowała przyśpieszony zdenerwowaniem oddech.
To co mówił dalej Kapelusznik, brzmiało jak jedna wielka parodia. Ton jego wypowiedzi miał się nijak do powagi sytuacji. Nie mogła zrozumieć jego lekceważącego podejścia. Chodziło w końcu o zagładę ich świata, ich bliskich. Tymczasem K mówił o tym, jak o dziecięcej zabawie. Dagata była rozczarowana.
Wtedy odezwała się Obdarzona, Lorelei. Wiedźma z zadowoleniem stwierdziła, że doskonale sformułowała w swojej wypowiedzi, także jej wątpliwości. Nie miała wiele do dodania. Poza jednym.

- Właściwie na czym Ci zależy Panie? Bo nie widzę w Tobie troski o nasze światy. One naprawdę giną. I tylko nasze obawy o los żyjących na nich istot sprawiły, że przybyliśmy na Twoje wezwanie. Jesteś w stanie zdobyć się na szczerość? Zadałeś sobie trud, by nas tu sprowadzić. Wnioskuję więc, że cel, który chcesz osiągnąć, jest dla Ciebie zbyt trudny lub niebezpieczny. Chcesz nas wykorzystać. Potrudź się jeszcze odrobinę, by udowodnić, że możemy Ci zaufać. Udowodnij, że Twoje cele, nie mijają się z naszymi celami.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 15-09-2008 o 09:30.
Lilith jest offline  
Stary 15-09-2008, 21:26   #34
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
-Wreszcie. Sprowadziłem was tutaj w jednym celu. Uśmiejecie się, ale zostaliście wybrani do uratowania wszechświata przed zbliżającą się zagładą. Jeszcze herbatki? – zaproponował nieoczekiwanie szczerząc się do gości . – Herbatka w takich chwilach jest nieoceniona. Nie? Trudno…A co do tej zagłady, to nic takiego naprawdę. Takie tam naruszenie serca wszechświata, które zaczęło wariować i pewnie niektórzy z was już zaobserwowali dziwne rzeczy w waszych światach.

Trzeba mu było przyznać jedno, miał fatalne poczucie humoru i aż prosił się o pieprznięcie w twarz.


Tak pieprznięcie w twarz, właśnie na to miał teraz ochotę Tim. Jego ręka bezwolnie podążyła w stronę pochwy z nożem Farbain’a, w ostatniej chwili zatrzymał dłoń. Miał nadzieję, że ten ruch uszedł uwadze pozostałych osób. Przeżył tyle strasznych chwili, odkąd spotkał tę małą dziewczynkę w czerwieni, która sprowadziła tu go przez tego gościa w cudacznym kapeluszu, a ten teraz chrzani o jakimś „ratowaniu świata”, na serio nadawałby się do pisania scenariuszy gier komputerowych, ale w tej sytuacji to zostawało dopisane do jego wad. Żołnierz spojrzał po pozostałych, wszyscy sięgnęli po filiżanki z herbatkom, Pyton też upił łyk napoju. Musiał przyznać, że lekko cierpki napój smakował całkiem, całkiem.


-Zaczynacie od jutra, dzisiaj będziecie się mogli zdrzemnąć u mnie w domku. – i choć wszyscy wpatrywali się w niego oczekując dalszych wyjaśnień, Kapelusznik najwyraźniej skończył.

Zakłopotany faktem, że zebrani ciągle się na niego gapili obejrzał się za siebie i nie dostrzegając nic dziwnego zapytał. – Mam coś na twarzy, tak? Ludzie zawsze są tacy niemili, nie powiedzą człowiekowi tylko będą wytrzeszczać ślepia.

-Panie Kapeluszniku, pewnie chcieliby się dowiedzieć co będą robić. – Karolinka pośpieszyła mu z pomocą.

-A taak. Taka drobnostka, odnalezienie i zdobycie czterech przedmiotów: grzebienia, lustra, szkatułki i pierścienia. Jak nic stworzyciel musi być kobietą skoro wybrał takie przedmioty jako manifestację swojej mocy hahahaha. – Widząc, że nikt się nie śmieje, spochmurniał i robiąc wielce urażoną minę dokończył. – Straszne mi się ponuraki trafiły. To macie jakieś pytania?



Ostatnie zdanie sprawiło, że krew zagotowała się w wojskowym. Od dawna przywykł do dyscypliny i wykonywania rozkazów, nawet tych najdebilniejszych wymyślanych przed sierżantów z RANGER SCHOOL, żeby pognębić najsłabszych psychicznie i fizycznie. Jednak słowa tego cudaka wytrąciły go ostatecznie z kruchej równowagi, jaką zdołał choć przez chwilę wypracować.

Trzasnął filiżanką niegrzecznie o stół i podniesionym głosem powiedział:

- Nie wiem czy pochrzaniło Ci się w głowie od tych grzybków, czy od herbatki, a może od jednego i drugiego, ale zaraz nam tu wszystkim wyjaśnisz bez pieprzenia o grzebieniach, lustrach, szkatułkach i biżuterii o co w tym wszystkim chodzi? Bez metafor… prosto, jasno i na temat. Chcesz byśmy dla Ciebie coś zrobili to bądź bardziej… że tak powiem wylewny.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 17-09-2008, 15:33   #35
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Gelimycetes, Chatka Pana Kapelusznika, 1 dzień do osiągnięcia pełnego wzrostu.

Kapelusznik wydawał się być zszokowany pretensjami w jego kierunku. Najwyraźniej nie bardzo wiedząc co ma uczynić strzepnął niewidzialny pyłek z rękawa sweterka i wyprostował się dumnie unosząc w górę głowę. Wyglądało to niezwykle komicznie, tak jakby mały dzieciak obraził się na starszych, za wytknięcie mu błędu.

-Co za kompletny brak manier, bardzo niegrzecznie z waszej strony, bardzo. – wydusił w końcu z siebie i zerknął w kierunki Lorelei.Gdyby poważny grobowy ton miał coś wskórać to sam bym się już wszystkim zajął. No najlepiej ubrać się w worki pokutne i taplać się w popiele, też coś. Istoty niższe i ich paskudne nawyki…

Wreszcie i on nalał sobie herbatki do pozostałej pustej filiżanki i duszkiem opróżnił całą jej zawartość. Najwyraźniej na niego również działała uspokajająco, gdyż już po sekundzie nie widać było po nim ani odrobiny rozdrażnienia.

-Oczywiście, że mam w tym wszystkim swój malutki interesik kochani. – Zaśmiał się głośno i po chwili zamilkł a z jego oblicza zniknęły resztki wesołości. Nie wiedzieć czemu wszyscy nagle zapragnęli, żeby ta przemiana nie nastąpiła.

-W moim interesie tak jak w waszym leży przeżycie, przetrwanie tego kataklizmu. – mówił teraz bardzo spokojnym monotonnym głosem wwiercając się wzrokiem w zebranych. Nie pozostało w nim nic z miłego wizerunku klauna.

- I tak jak tu młoda dama zauważyła słusznie zresztą, cel, jaki chce osiągnąć jest niemożliwy dla mnie samego do zrealizowania. A jest nim naprawienie serca wszechświata, a pytanie, czym jest „takie tam” jego naruszenie uważam za nietaktowne. –zamyślił się przez chwile jakby ważąc swoje przyszłe słowa. – Tak się składa, że nie wiem jak dotrzeć do tego całego serca, co więcej nawet jakbym wiedział to nic by mi to nie dało. To miejsce jest zakazane dla istot wyższych. Dlatego potrzebuje was.

-Jak widzisz Dagato, nasze cele nie różnią się od siebie. Ja chce przeżyć, wy chcecie ocalić wasze światy. Nie uratujecie ich bez mojej pomocy a ja nie przetrwam bez waszej. To chyba wystarczy, żeby mi zaufać. – Zwrócił się do Wiedźmy ponownie wypowiadając jej imię bardzo powoli aż kobieta miała wrażenie, ze wszelkie włoski na jej ciele stanęły dęba. Trwało to tak długo, jakby dźwięk każdej literki był przez niego dokładnie analizowany.

-A przedmioty, które macie znaleźć będę wam niezbędne do wykonania zadania, tyle wiem. Skupiają one w sobie cząstkę boskiej mocy…ech i niestety również, nie mogę zbliżyć się do nich. – rozłożył ręce bezradnie, lecz niewiele osób to zauważyło, gdyż nie mogli oderwać wzroku od jego wciąż wędrujące wśród zebranych, oczu. – Nie mam pojęcia, do czego służą, określenie tego będzie należało już do was. Ja wam tylko wskaże miejsca ich pobytu. A jeśli chodzi o przyczynę dziwnych anomalii, to przypuszczam, że winowajcami są istoty podobne do mnie, lecz są to jedynie moje domysły. Próbuje to cały czas ustalić.

-Proste prawda? – Uśmiechnął się, ponownie zmieniając swoje oblicze, a następnie wskazał palcem na talerz z ciasteczkami. – No nie ma się czym martwić, poradzicie sobie. A teraz skosztujcie pysznych maślanych herbatniczków. Sam robiłem –dodał z dumą.

Jedynie Niaa i Acheont nie byli świadkami dziwnej przemiany, bawiąc się nieopodal w…ganianego. Niezwykle zwinna Kocica machała łapkami w powietrzu próbując strącić świecącą kuleczkę. Nie przeszkadzał jej nawet fakt, że jej zabawka wydawała jakieś odgłosy, co więcej tylko ją to jeszcze bardziej cieszyło. Świetlisty zniżał co raz bardziej swój pułap, czując się dziwnie ociężale. Odkąd tylko pojawił się w pobliżu domku Kapelusznika miał wrażenie jakby jego zdolności słabły z każdą chwilą. Skąd mógł przecież wiedzieć, że jednym z zadań stworzeń takich jak Pan K było eliminowanie aberracji podobnych do niego.

-Ej przestań wreszcie jestem wielkim boha…! – zdążył jedynie krzyknąć Acheont nieopatrznie wchodząc w zasięg Kocicy. Łapka walnęła świetlistego, który poszybował z zawrotną prędkością w kierunku płotu, od którego z krzykiem odbił się lecąc wprost w twarz gospodarza. Kapelusznik z uśmiechem na ustach uchylił lekko głowę unikając zderzenia a nieszczęsna Kulka poszybował wprost do jego chatki. O jej lądowaniu mogła świadczyć cała seria odgłosów tłukących się rzeczy. Niaa podskoczyła z niekłamaną radością, zastanawiając się zapewne czy nie podążyć za swoją zabaweczką.

-No proszę, ta dwójka potrafi się dobrze bawić. –skomentował łobuzerskie wyczyny Pan K.– Mam nadzieje, Thimoty, ze byłem wystarczająco konkretny, nie chcielibyśmy przecież umrzeć na zawał serca przez nadmierne ciśnienie krwi, prawda? To nie ma czym się denerwować. – poklepał Rangersa po ramieniu i zamarł przez moment.

-Hmm dziwne. Zresztą nieważne. Chcecie coś wiedzieć jeszcze? Aaaaa wasze pokoje są już gotowe na pięterku. Tylko nie zabłądźcie, ostrzegam mam spory dom. – mrugnął porozumiewawczo, po czym zabrał się do zbierania pustych filiżanek. No cóż, chatka z zewnątrz wyglądała na maleńką, ale po tak niezwykłym dniu, taki szczególik wydawał się nieistotny.
 
mataichi jest offline  
Stary 21-09-2008, 19:47   #36
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Lorelei uniosła w zdziwieniu brwi do góry i przysłuchiwała się zaskoczona wyjaśnieniom Kapelusznika.

- Wybacz, panie, jeśli uznałeś moje zachowanie za niewłaściwe. W moim świecie to twoje słowa wywołałyby oburzenie i zachowałam się zgodnie ze swym sumieniem. Być może nasze światy zupełnie różnią się pod tym względem. Jest to dla mnie nowość i pewnie jeszcze wiele będziemy się musieli o sobie dowiedzieć.

Zrobiła krótką pauzę i upiła łyk herbaty.

- Powiedzmy, że kwestię powinności ratowania naszych światów i wspólnych interesów już wyjaśniliśmy. Interesuje mnie jeszcze to, jak będziemy poruszać się między światami? Czy Karolinka będzie nam towarzyszyć? I wreszcie jak odnajdziemy owe przedmioty? I co mamy z nimi zrobić, skoro ty, panie, nie możesz się do nich zbliżyć?

Lodowej Róży nie dawała spokoju jeszcze jedna rzecz. Wciąż krążyła po jej głowie i była przyczyną wielu wątpliwości. Uważnie przyglądała się swoim towarzyszom, rozbrykanej kocicy, dziwnej kulce, dwóm ponurym mężczyznom i kobiecie. Wreszcie po kolejnej pauzie zdecydowała się zadać jeszcze jedno pytanie:

- Jeśli można, Kapeluszniku, chciałabym wiedzieć jeszcze jedno. Na jakiej zasadzie wybrałeś akurat nas? Jestem ciekawa kto o tym zadecydował i dlaczego? Nie znam mocy ani umiejętności żadnego z mych towarzyszy, ale znam swoją wartość. W moim świecie potrafiłam wiele, ale wciąż zbyt mało, by zapewnić moim ludziom spokojne i godne życie, bez niebezpieczeństw i wojen. Jednak już teraz mogłam się przekonać, że chociażby Karolinka jest dużo potężniejsza ode mnie. Skoro dysponujesz takimi... - szukała odpowiedniego słowa. - Takimi przyjaciółmi, dlaczego wybrałeś mnie? Byłabym Ci też wdzięczna za choć krótką "prezentację" każdego z nas, na przełamanie lodów.
 
Milly jest offline  
Stary 24-09-2008, 11:59   #37
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Niaa przez chwilę przyglądała się drzwiom chatki wyraźnie zastanawiając czy może przekroczyć ich próg bez zezwolenia. Nie chciała przecież zwracać na siebie uwagi Kapelusznika... Ten jednak paplał w najlepsze odgrywając rolę boskiego posłańca, który zupełnie nic nie wie i nie chce wiedzieć więcej, niż to leży w jego kompetencjach.

Dobre przedstawienie, szczególnie, że urządzał je ktoś, kto zwykł dostawać furii, gdy mówiono mu „Ta wiedza jest poza twym zasięgiem mości Opiekunie. Tobie starczy wiedzieć, że to część boskiego planu”.

Nagle ogon kocicy zjeżył się odruchowo, gdy poczuła na sobie wzrok mężczyzny w kapeluszu.

-No proszę, ta dwójka potrafi się dobrze bawić. –skomentował łobuzerskie poczynania jej i Świetlika.

Już miała przyszykować jakąś niebudzącą podejrzeń odpowiedź głupiutkiego kotołaka, jednak Pan K. szybko stracił zainteresowanie nią, zwracając się znów do pozostałej, bardziej dlań kłopotliwej grupy.

Niaa
odetchnęła z ulgą, posyłając w stronę zebranych najbardziej naiwny uśmiech, na jaki było ją stać. Słysząc zaś zaproszenie gospodarza, by zajęli swoje pokoje i w nich odpoczęli przed wyprawą, kocica czmychnęła pierwsza do domu. Oczywiście „Pana Piłeczki” już nie było w holu domostwa. Dla Acheonta wszak zabawa ze zgrabną drapieżniczką była raczej przymusem niż radością, toteż schował się najlepiej jak mógł.

Zresztą Niaa nie szukała go nawet. W jej dziwnym umyśle zrodziło się pragnienie, by odnaleźć sypialnie Kapelusznika – najbardziej osobisty pokój, gdzie zazwyczaj każda istota czuła potrzebę przetrzymywania najbliższych sobie przedmiotów...
Dlaczego chciała go zobaczyć?
Sama zadała sobie to pytanie wędrując korytarzami pozawymiarowego budynku.
Może chciała natrafić na jakiś swój ślad? Może gdzieś tam... głęboko...wierzyła... wierzyła, że jednak nie została całkiem zapomniana?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 28-09-2008, 14:47   #38
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
O tak! O wiele bardziej odpowiadał jej ten sposób przedstawienia sytuacji. Bez zbędnego paplania o sprawach błahych. Bez udawania niedorozwiniętego wesołka. Takiego Kapelusznika być może potrafiłaby nawet obdarzyć szacunkiem.

-Jak widzisz Dagato, nasze cele nie różnią się od siebie. Ja chce przeżyć, wy chcecie ocalić wasze światy. Nie uratujecie ich bez mojej pomocy a ja nie przetrwam bez waszej. To chyba wystarczy, żeby mi zaufać, Da-ga-to.

Drań. Robił to celowo. Celowo przeciągał każdą zgłoskę, dając jej do zrozumienia, co myśli o jej roli w swoim planie. Wzdrygnęła się. Skąd wiedział o niej aż tyle? Była pewna, że jeśli tylko uzna to za niezbędne, wykorzysta tę wiedzę przeciwko niej. Zaufanie? Miałaby mu zaufac'? Prędzej zaufałaby wilkowi wynajmującemu się na pasterza owiec.

Wpiła wzrok w jego twarz ocienioną rondem wysokiego kapelusza i wpatrywała się w niego cały czas zwężonymi w szparki oczyma. Ciekawe czy docierało do niego to, co o nim myślała.

‘Dobrze, że masz tego świadomość, Panie Istoto Wyższa. My na pewno nie zapomnimy, że nie ocalimy naszych światów o własnych siłach. I dla Ciebie lepiej będzie, jeśli nie zapomnisz o własnym bezpieczeństwie. Nie, ty przecież nie zapominasz nigdy. Nie wyglądasz mi na takiego, co to przejmuje się kimkolwiek oprócz siebie samego.
Nie chcesz odejść w czarną otchłań rozpadu z którymś z kolejnych światów? Lepiej w takim razie, żebyś zaczął także nas szanować. Rzemieślnik szanuje swoje narzędzia, powożący swoje zwierzęta pociągowe, a gospodarz psy strzegące obejścia i stada. Jeśli nie jesteśmy dla Ciebie niczym ponad nie, pamiętaj, że twoje istnienie uzależniłeś od siły naszej motywacji.
I jeszcze jedno. Nie próbuj związać mnie z sobą słowem, które znasz. Chcesz mnie uczynić niewolnicą słowa? Nie łudzę się, masz potrzebną do tego siłę, ale strzeż się. Niewolnik nie będzie lojalny panu nadużywającemu władzy. Więcej osiągniesz innymi metodami. Wzbudź we mnie szacunek, okaż się godnym autorytetem. Wtedy pójdę z Tobą, Panie K. Jeśli uwierzę, że dzięki temu czego się podejmujemy, ochronimy coś więcej niż twój ponadludzki tyłek Wyższa Istoto w kapeluszu, który okrywa to, czego nie chcę oglądać, pójdę za tobą na koniec świata i jeszcze dalej.’

Uśmiechnęła się do niego, jak uśmiechają się koty siadając naprzeciwko psa przykutego do budy krótkim łańcuchem.

- Powiedz Panie K. Jak daleko mamy trzymać się od ciebie, kiedy odnajdziemy owe przedmioty będące manifestacją boskich mocy? Nie chcielibyśmy bowiem w żaden sposób zaszkodzić Ci Panie. A swoją drogą dziwne to doprawdy, dlaczegóż to moc boska miałaby być niebezpieczna dla tak szlachetnej Wyższej Istoty?
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 08-10-2008 o 06:52.
Lilith jest offline  
Stary 29-09-2008, 22:01   #39
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Gelimycetes, Chatka Pana Kapelusznika, 1 dzień do osiągnięcia pełnego wzrostu.

Dagata, Lorelei, Thimoty


Kapelusznikowi spodobała się najwyraźniej dociekliwość Lorelei, gdyż teraz już wpatrywał się jedynie w Obdarzoną uśmiechając się przy tym radośnie. Zwlekał jednak z odpowiedzią na jej pytania, a jego milczenie wreszcie przełamało pytanie Wiedźmy.

- No, no proszę nie zwracaj się tak formalnie. – mrugnął do kobiety porozumiewawczo. – Odpowiedź na twoje niemiłe pytanie jest prostsza niż myślisz. Istoty podobne do mnie mogłyby za pomocą takich przedmiotów poważnie namieszać w równowadze między światami i zwyczajnie posiąść za dużą moc. Jest to, więc niejako system zabezpieczeń, aby nikogo nie kusiła taka potęga. Nie mam pojęcia na ile mogę się do nich zbliżyć, same światy, w którym znajdują się te przedmioty zostały zablokowane dla Opiekunów.

Pozbierał resztę naczyń i ułożył je starannie na tacce nie śpiesząc się przy tym specjalnie. Robił to tak pieczołowicie nie zwracając uwagi na nic innego, że cierpliwość zebranych została wystawiona na największą próbę. Gdy ostatnia filiżanka znalazła się na swoim miejscu podniósł wreszcie wzrok na zebranych i uśmiechnął się ponownie, najwyraźniej zadowolony ze swojego wielkiego osiągnięcia.

- Karolinko jak możesz to zanieść naczynka do kuchni proszę. – zwrócił się do dziewczynki nawet na nią nie zerkając.

- Musze teraz?

- Karolinko, tak teraz. – powiedział dobitniej i tym razem odprowadził wzrokiem jedną z bliźniaczych kopii niosącą tacę aż do drzwi chatki.

- Moja panno nie zapomniałaś czegoś zrobić? – udając zirytowanie zwrócił się do drugiej dziewczynki.

- Oczywiście, ja nic nie muszę wiedzieć. – naburmuszona zerwała się z krzesełka i z pochyloną główką, iście pogrzebowym marszem podreptała do domku. Zanim przekroczyła próg w drzwiach obróciła się na pięcie i pokazała język Kapelusznikowi za jego plecami.

- Dobrze wracając do pytanek, widzisz moja droga Różo to nie ja was wybrałem, więc wieczorka zapoznawczego niestety nie będzie. Nawet pojęcia nie miałem do wczoraj, że gdzieś tam istniejecie a dzisiaj jestem od was uzależniony. Cóż za zrządzenie lodu! Ha Ha Ha…ekhm. – widząc, ze znów jego kawał nie przypadł nikomu do gustu zdusił śmiech i przybrał nieco poważniejszą minę. – Ten noo…aha, jeśli chodzi o wasz wybór to dokonały go istoty dość dziwne aczkolwiek niezwykle przydatne. Zwą ich Pustogłowymi, jeżeli spotkacie kiedyś jakiegoś to możecie go zapytać, czemu na was padło. Według mnie to kwestia waszych umiejętności i możliwości użycia boskich przedmiotów. Lecz to są wyłącznie moje domysły. A listę z waszymi nazwiskami wykradła im Karolinka. – jedno mu trzeba było przyznać, walił prosto z mostu.

Zrobił dłuższą pauzę zerkając jeszcze przez ramie. Wyglądało to tak, jakby bał się czy przypadkiem ciekawska dziewczynka nie kręci się w pobliżu.
-A jeśli chodzi o Karolinkę to wybacz, ale to dopiero dziecko a moc ma istotnie większą…od nas wszystkich razem wziętych. Nie zdaję sobie z tego sprawy i nie zawszę potrafi jej właściwie użyć. – mówiąc te słowa, wyraźnie zasępił się przez chwile.

- Będzie ona podróżować z wami, jednakże powiem wprost. Lepiej niech nie używa swoich zdolności za często, ponieważ ściąga tym samym uwagę różnych niemiłych istot prawda Thimoty? – pytanie wywołało w Rangersa niemiłe wspomnienia przerażającego monstrualnego robota i szaleńczej ucieczki.

-Pierścienie…tak, dostaniecie dwa pierścionki. – zaczął obszukiwać kieszenie jeansów i po paru sekundach wreszcie znalazł obiecaną biżuterie, która nie prezentowała się specjalnie ładnie.




- Za ich pomocą będziecie mogli otwierać portale między światami. – widząc, iż przedmioty nie sprawiły dużego wrażenie na pozostałych dodał. - Choć wyglądają niepozornie, dostosowują się do swoich właścicieli i dają im dodatkowe moce. Zademonstruje może.

Ubrał jeden pierścień na swój serdeczny palec i błyskawicznie jego srebrna powierzchnia zafalowała i przybrała zupełnie inny kształt.



- Piękny prawda? Musicie jednak pamiętać o dwóch rzeczach używając ich. Pierwsza: to nigdy, przenigdy jedna osoba dwóch na raz nie może założyć…nie radzę próbować, wierzcie mi na słowo. – zrobił, mówiąc to, tak złośliwy uśmieszek, że nikt nie chciał dopytywać nawet jak się o tym przekonał. - Druga: jedna osoba nie może zbyt długo go nosić. Pierścień wtedy wraca do swojego normalnego wyglądu i trzeba przekazać go kolejnemu użytkownikowi. Taki nazwijmy odwyk od poprzedniego właściciela może trwać parę godzin a może kilka lat. Ciężko powiedzieć. – zdjął pośpiesznie pierścień, przywracając mu dawny kształt i wręczył go Lorelei. Drugi natomiast powędrował przed Dagatę.

- Ten tego, kończąc mój przydługi wywód, bo w gardziołku mi już zaschło a herbatka sobie poszła, dodam tylko, że z łatwością odnajdziecie miejsca, w których znajdują się przedmioty. Moja w tym rola, żeby teleportować was w ich pobliże. Kiedy będą w waszych rękach wrócicie tutaj, a o mnie się nie bójcie. Najwyżej będzie po mnie…a wtedy będzie niemiło, tak zdecydowanie niemiło. – Pan K lekko pobladł na samą myśl o tym, potrząsnął jednak głową dodając sobie tym samym animuszu.

- Dobra to czas na odpoczynek, dla was i dla mnie, bo się nie obijałem o nie. – uśmiechnął się do reszty i klasnął w dłonie. Ja na komendę słońce zaczęło chować się za horyzontem grzybowego lasu.

Karolinkooo! KAROLINKO! – krzyknął głośno a w drzwiach błyskawicznie pojawiły się dwie dziewczynki urządzając sobie najwyraźniej wyścig metą był Kapelusznik, którego o mało nie wywróciły.

- No już dobrze. Pomóżcie teraz pozostałym i zaprowadźcie ich do pokoików. Dobrze?

- A...a opowiesz nam potem bajkę? – oczka Karolinek zaszkliły się od łez. Obie wpatrywały się z wielką nadzieją w Pana K. Trzeba było być naprawdę wielkim okrutnikiem, żeby oprzeć się takiej prośbie.

- Opowiem. No już, już do pracy. – potarmosił dziewczynki po włoskach i przez moment wydawał się być zupełnie kimś innym. Nie było w tym żadnej sztuczności, a jego głos zabrzmiał wyjątkowo ciepło.

- Do zobaczenia na odprawie, ja zmykam do swojego pokoju. – Pomachał na pożegnanie i ulotnił się.

Ciekawe czym jeszcze potrafi zaskoczyć?


***


Niaa


Kocica niepomna wszelkich możliwych zagrożeń i gniewu gospodarza, na dobre zaczęła węszyć w jego chatce. Ta od środka okazała się być nie lada labiryntem. Parter wyglądał zwyczajnie i niepozornie, jednak wystarczyło otworzyć pierwsze lepsze drzwi w przedsionku, żeby znaleźć się w plątaninie pozawymiarowych korytarzy.

Przedpokoje różniły się od siebie diametralnie, jedne sprawiały wrażenie przytulnych inne z kolei sprawiały, że sierść jeżyła się na ciele Niaa. Kobieta początkowo z ciekawości otwierała każde drzwi, jakie napotkała na swej drodze a było ich sporo. Każdy pokój posiadał inny wystrój, jakby Kapelusznik, kolekcjonował je, a w zasadzie małe fragmenty z wielu światów. Na samą myśl o tym Kocica mimowolnie o mało co nie wybuchła śmiechem.

Musiała szybko znaleźć to właściwe pomieszczenie. Używając swoich wewnętrznych instynktów, dreptała żwawo nie kłopocząc się rzędami wejść. To jedno musiało być wyjątkowe. Nie pomyliła się…
Choć drzwi wyglądały niepozornie widniała na nich dziwna sentencja, którą mógł sklecić wyłącznie Pan K.


„CZY BOISZ SIĘ SZALONEGO KAPELUSZNIKA?”


Mogło to oznaczać cokolwiek i być pułapką lub zwykłym drogowskazem dla samego gospodarza, który przy takiej mnogości pokoi zapewne sam się gubił.

Niaa obwąchała drzwi i nie wyczuwając zagrożenia z trudem, zważywszy na budowę jej łapek, pociągnęła za klamkę i otworzyła wejście do pokoju Kapelusznika. Ten okazał się być niezwykle wielki i zaniedbany.



Jedynym meblem patrząc z korytarza było niewielkie biurko. Kocica, choć żądna wiedzy to jednak z lekką obawą przekroczyła próg i dopiero wtedy dostrzegła również spore łóżko w prawym kącie pokoju. Było idealnie zaścielone i zupełnie nie pasowało do całej reszty.

Niaa zaciekawiło jednak biurko, wykonała parę zwinnych susów i już była przy nim…

Było brutalne w swojej prostocie, wykonane jedynie z kiepskiej jakości drewna i stali. Na jego powierzchni leżały sporej wielkości karty zawierające tajemnicze transkrypcję. Kobieta musiała wyostrzyć swoje wewnętrzne zmysły żeby pojąc, czym są te skrawki papieru. Otworzyła szeroko oczy i cofnęła się automatycznie zaskoczona w głąb siebie. Postanowiła dłużej nie zagłębiać się w ich treść dla własnego bezpieczeństwa.

Teraz przyszła kolej na większą szufladę. Podniecona odsunęła ją szybkim ruchem, a jej oczom ukazały się pierścienie, dziesiątki jak nie setki pierścieni. Miały różne kształty, jednak łączyła je jedna wspólna rzecz. Wszystkie były poczerniałe i popękane, a co więcej, unosił się z nich paskudny odór…odór czegoś okropnego i plugawego.

Kocica pośpiesznie zamknęła szufladę, coraz bardziej tracąc nadzieje, na znalezienie czegoś o wiele dla niej cenniejszego niż informację. Została ostatnia skrytka. Drżącą łapką powoli uchyliła półeczkę i zamarła. Na jej dnie w czarnym przejrzystym futerale leżał malutki starannie zwinięty pukiel srebrzystych włosów a obok niego znajdowała się biała karteczka. Nie chcąc zostawić po sobie śladów, wolała nie wyjmować jej, choć nie miało to znaczenia, bowiem znajdowała się na niej tylko jedna linijka tekstu, którą dało się bez problemu odczytać.


"Żałuje, że nie możesz zobaczyć co razem stworzyliśmy."


Nagle Niaa zrobiło się niedobrze, zapragnęła stąd odejść jak najszybciej. Trzasnęła szufladą i…

- Ciekawe… – głos Kapelusznika doszedł gdzieś za pleców Kocicy. Niaa zdrętwiała przerażona. Z trudem odwróciła głowę, ale gospodarz nie stał tuż za jej ramieniem, tylko siedział na swoim łóżku i spoglądał na kotołaka.

- Ciekawe, bo widzisz, niewiele istot byłoby w stanie przejść przez te drzwi a tobie się jakimś cudem udało. – mówił spokojnie, nie podnosząc głosu ani nie robiąc z siebie błazna tym razem. – Nie wiem kim jesteś, ale zrób proszę dobry uczynek i…- w tym momencie dostrzegł wciąż lekko uchyloną skrytkę.

- WYNOŚ SIĘ STĄD! – krzyknął niespodziewanie i wskazał ręką na drzwi.

– NA CO CZEKASZ, PRECZ!

W oczach mężczyzny Kocica dostrzegła szaleństwo i rozpacz, nie chcąc zwracać na siebie dłużej jego uwagi wymknęła się czym prędzej z pokoju. Zanim zatrzasnęły się za nią drzwi usłyszała jak Pana K dopada potworny kaszel. Najwyraźniej nie zamierzał jej zatrzymywać.

Tylko jak długo ją obserwował? Ile się dowiedział? Co się właściwie przed chwilą stało?

Niedługo po tym znalazła ją Karolinka.

***


Wszyscy



Prędzej czy jak w przypadku Niaa później, Karolinki zaprowadziły wszystkich na pierwsze piętro. Tutaj korytarz był prosty i miał może ze sto metrów długości. Po jego obu stronach widniały rzędy różnorodnych drzwi. Dziewczynka trzymając w rękach kawałek papieru – który okazał się być odręczną mapką narysowaną kredkami – po kolei kwaterowała bohaterów.

- Panie Żołnierzyku, tu proszę. Typowy pokój lapoński…nie, lla…japoński! – poskoczyła aż z radości po udanym odczytaniu wyrazu. Thimoty był pod wrażeniem wystroju, wnętrze było pięknie urządzone i przestronne. Po prostu idealne. Niestety oddałby zapewne to wszystko za wygodne i miękkie własne łóżko.

- Siostrzyczko, ty tutaj. – Wskazała Dagacie drewniane wejście. To pomieszczenie przywodziło na myśl wnętrze gigantycznego drzewa. Nawet wszystkie meble i przyrządy były zrobione z drewna, oprócz mięciutkiej białej pierzynki. Nigel został umieszczony w pokoju tuż obok niej. Odkąd mogli już swobodnie porozmawiać stał się milczący, może przeczuwał, że nie jest częścią tego wszystkiego?

- Pani Róża. – Lorelei przypadła wielka sypialnia, gdzie na środku znajdowało się gigantyczne łoże z baldachimem. Nie licząc jego, wszelkie sprzęty zdawały się być żywcem wyciągnięte z jej świata i przez chwile przeszła przez jej głowę szalona myśl, iż w ogóle go nie opuściła.

- Pan Świetlik gdzieś się ukrył, Kotek go przestraszył i też zniknął. Czas na wielkie poszukiwania!
-Racja! – Dziewczynki przybiły sobie piątkę i podreptały na parter.

Acheonta jedna z Karolinek znalazła oczywiście w kuchni, pałaszował w najlepsze cały zapas herbatników i dopiero po jakimś czasie z wielkim trudem przekonała go do udania się wraz z nią. Dostał on dziwny pokój, gdzie coś takiego jak grawitacja zdawało się nie istnieć a meble wyglądały jak dziwne bryły o wielu kształtach.

Niaa jako ostatnia trafiła do swego pomieszczenia. Nie była specjalnie radosna, czym Karolinka się nie przejmowała i sama świergoliła przez całą drogę w najlepsze. Jej pokój był pomarańczowym pomieszczeniem z wielgachnym wiklinowym koszem, wypełnionym po brzegi kocami.


I tak minął wreszcie dzień pierwszy. Czy bohaterowie zasnęli czy może rozmyślali całą noc, a może robili coś zupełnie innego?

Ile trwała ta noc? Ciężko powiedzieć, ich poczucie upływu czasu zostało najwyraźniej zachwiane.



..
.

Gelimycetes, Chatka Pana Kapelusznika, dzień pełnego wzrostu.

PUK PUK PUK!

- Śniadanko podane, wstawać śpiochy! Czekamy na was w kuchni! – głos Karolinki niczym gong zwiastował rozpoczęcie kolejnego etapu w ich podróży, bardzo nierealnej podróży. Zza okien pokoi biła dziwna fioletowa aura, której nie dało się nie zauważyć. Całe niebo wypełniały malutkie drobinki szybujące swobodnie. Jedynym miejscem, które omijały była chatka Kapelusznika.

Gospodarz czekał już w kuchni. Był ubrany jedynie w granatowy szlafrok, na stopach miał brązowe wełniane kapcioszki a na jego głowie spoczywał oczywiście kapelusz. Gapił się zajadając tosta w fioletowe niebo.

- Piękne i zabójcze. Jeden łyk powietrza wystarczyłby, żeby uśmiercić każdą istotę. - mężczyzna dopiero, gdy pojawili się wszyscy odwrócił się i ze swoim rozbrajającym uśmiechem(po którym Thimoty miał ochotę zdrowo go pieprznąć) zapytał. – To co drużynka mam nadzieje, ze jesteście gotowi na zadanka. Czas ustalić składy drużyn, lecz najpierw naturalnie śniadanko…
 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 29-09-2008 o 22:06.
mataichi jest offline  
Stary 08-10-2008, 14:32   #40
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Mimo swoich podejrzeń Wiedźma uważnie wsłuchiwała się w wywody Kapelusznika. Słuchała obserwując, jak z namaszczeniem odkłada naczynia po herbacie na tacę. Było w tym coś dziwnego. Coś, co drażniło ją swoją wymową, jakby każdy jego ruch wymagał skupienia. Wyprowadzało z równowagi, niemal hipnotyzowało. Może właśnie na tym mu zależało? Otrząsnęła się, każąc swoim myślom skupić się na słowach Pana K.

Jakże musiał być zdesperowany, skoro zdawał się na grupę wybranych według niepewnych kryteriów, istot. Jakie miejsce zajmowała w tym wszystkim Siostrzyczka? Kim dla niego była? A właściwie, biorąc pod uwagę jej oddanie dla Kapelusznika, kim on był dla niej?

Najwyraźniej nie chciał, aby usłyszała zbyt wiele. Obawiał się czegoś w związku z nią. Dagata nie miała pojęcia, jakiego rodzaju były to obawy. Czy aby na pewno K. martwił się o Karolinkę, czy też przeciwnie, bał się JEJ. Nie miała wątpliwości, ze naraził ją na wielkie niebezpieczeństwo wysyłając ją po nich zupełnie samą. A może prawdziwe było to pierwsze wrażenie, które naszło Wiedźmę jeszcze tam w jarze? Może Dziewczynce naprawdę nic nie groziło? Może K. mówił prawdę o tym, iż to dziecko posiada potężną moc, z której nawet jeszcze nie zdaje sobie sprawy. Dlaczego jednak Kapelusznik ukrywa to przed nią?

Gubiła się w domysłach. Prześladowało ją przejmujące wrażenie nieufności, które wzrosło jeszcze bardziej po tym, kiedy K. przyznał otwarcie, że potrzebni mu są tylko do wydobycia poszukiwanych przedmiotów z niedostępnego dla niego miejsca. Kto przewidzi, do czego użyje ich mocy, jeśli posiądzie je wszystkie?

- Pierścienie… tak dostaniecie dwa pierścienie – na dłoni Kapelusznika zalśniły dwie srebrzyste obręcze. Zaprezentował ich właściwości. Jedną z nich podsunął Obdarzonej. Druga, ku zaskoczeniu Dagaty spoczęła przed nią. Patrzyła na nią wilkiem, jakby bała się jej dotknąć.

-… z łatwością odnajdziecie miejsca, w których znajdują się przedmioty. Moja w tym rola, żeby teleportować was w ich pobliże. Kiedy będą w waszych rękach wrócicie tutaj, a o mnie się nie bójcie. Najwyżej będzie po mnie… -Wiedźma przeniosła wzrok z obrączki na oblicze Kapelusznika. Zdawał się być przez chwilę jakby nieobecny. Pobladł, a jego źrenice rozszerzyły się gwałtownie -… a wtedy będzie niemiło, tak zdecydowanie niemiło – przymknął powieki i potrząsnął głową, jakby chciał się w ten sposób pozbyć niechcianych myśli.

Wiedźma niemal podskoczyła z wrażenia, wyrwana z zadumy głośnym klaśnięciem. Rozejrzała się zaskoczona. Ściemniało się. Nad światem Kapelusznika szybko zapadała noc, zasnuwając wszystko upiorną fioletową mgiełką. Nie miała wątpliwości, że powinni tę noc spędzić pod dachem. Karolinki przywołane przez K. szybko ich tam powiodły.

„Zastanawiające” – myślała Dagata, widząc czułe, naturalne odruchy Kapelusznika wobec Karolinki. Czyżby jednak był zdolny do ludzkich uczuć? Jego zachowanie drażniło Dagatę, tak stanowczo ją drażniło. Zacisnęła zęby i pokręciła głową z oczywistą dezaprobatą, odprowadzając ponurym wzrokiem odchodzącego Kapelusznika.

* * *

Karolinki poprowadziły ich wprost do frontowych drzwi chaty. Wyglądała schludnie, czysto i niepozornie. Niepozornie tylko z zewnątrz. Jak odbicie swego właściciela. Kiedy tylko przebyli jej próg, wkroczyli w plątaninę drzwi i korytarzy, jak z surrealistycznego snu. Nie dane im jednak było zagłębić się w ich pozawymiarowej otchłani. Dziewczynki powiodły milczącą, rozglądającą się niepewnie, lecz z zainteresowaniem czwórkę schodami na górę. Pietro wydawało się solidniej osadzone na obowiązujących w rzeczywistości prawach fizyki. Przed nimi ciągnął się głęboki dobrze oświetlony korytarz. Jasny, ale obcy poczuciu estetyki Wiedźmy, przejmujący wrażeniem chłodu, prawie sterylny.

Rozlokowały ich po kolei. Najpierw Żołnierza, potem ją, Nigela i Lorelei. Nigdzie nie było widać Kocicy, ani Świetlistej Kuli. Nie zastanawiała się jednak długo nad tym, gdzie się podzieli. Pokój Nigela sąsiadował bezpośrednio z jej pokojem. Rzuciła jeszcze raz spojrzenie na korytarz, notując w pamięci rozkład pomieszczeń, w których zakwaterowali się już nowi lokatorzy.

Nigel ze spuszczoną głową stał jeszcze chwilę przed drzwiami z dłonią na klamce. Otworzywszy wreszcie drzwi spojrzał na nią. Miał w oczach smutek i coś, jakby nieme pytanie, prośbę? Domyślała się, co mógł teraz czuć. Nie znalazł się tu przecież z własnej woli. Nie był jednym z wybranych. Wahała się przez chwilę, a potem wyciągnęła do niego dłoń uśmiechając się lekko.
Wszedł za nią do pokoju i stanął rozglądając się ciekawie, kiedy zamknęła za nim drzwi.

Z ulgą zrzuciła z siebie swój ekwipunek i ułożyła tak, by w razie czego mieć wszystko pod ręką. Podeszła do okna i otworzyła je, z zadowoleniem przyjmując lekki wilgotny i chłodny powiew wieczoru. Zwróciła się z powrotem do wnętrza. Nie mogła spojrzeć mu w oczy. Podeszła ze wzrokiem wbitym w deski podłogi.

- To ja Cię w to wciągnęłam. Bezmyślnie i niepotrzebnie –potrząsnęła z żalem głową. - Karolinka dopisała Twoje imię do listy. Pozwoliłam jej na to. Nikt oprócz nas wydaje się jednak o tym nie wiedzieć.

- Wiem. Nie powinno mnie tu być. Ale to przecież nie Twoja wina. Sam w to wdepnąłem. Nie mam pojęcia, jak to się stało… Wszystko przez moją głupią ciekawość i wścibstwo… taka choroba zawodowa – zaśmiał się, tyle że jakoś tak nie bardzo wesoło i przetarł twarz dłonią. Wyglądał na zmęczonego.

- Nie mogłam Cię tam zostawić samego, a teraz nie mam pewności, co dalej z tym robić. Czy powiedzieć prawdę, czy dalej ukrywać to przed nimi? –mimo wysiłków nie mogła powstrzymać drżenia głosu.

- Cokolwiek się stanie, nie będę miał żalu. Zrobiłaś już dla mnie wystarczająco dużo... Gdyby nie Ty, już by mnie nie było. Zginąłbym tam, tak czy inaczej… To wiem na pewno.

- Gdybym miała pewność, że nic Ci nie grozi z rąk K. powiedziałabym mu, ale boję się, że skrzywdziłby Cię, jeśli by się dowiedział prawdy. Boję się też o Karolinkę. Nie wiadomo, do czego jest zdolny.

- Słuchaj! Zależy mi na uratowaniu mojego świata równie mocno jak Tobie na twoim. Jak każdemu z… tamtych. Może nie mogę równać się z wami. Nie mam żadnej mocy, o której bym wiedział, ale zrobię co będę mógł. Jeśli już tu jestem, chcę być użyteczny. Ryzykuję tak samo jak wy.

- Jesteś pewny? - Wiedźmą targały sprzeczne emocje.

- Byłbym, ale boję się, że nie dotrzymam wam kroku -westchnął ciężko, znowu bezradnie opuszczając ramiona. -Nie chciałbym przyczynić się do Waszego niepowodzenia. Po prostu nie przejmuj się mną –dodał energiczniej. -Poradzę sobie. Nie z takich problemów się wychodziło –mrugnął, uśmiechając się zaczepnie. –Nie myśl już o tym. Musimy odpocząć. Może to ostatnia okazja.

Ruszył do drzwi. Zatrzymał się tuż przed nimi ze ściśniętym sercem. Zawrócił. Podszedł znowu, chwycił delikatnie jej twarz w swoje dłonie i pochylił się nad nią.

- Nie wiem, kim jesteś. Nie wiem, co mi zrobiłaś, ale przyrzekam, zawsze będę po twojej stronie –patrzył na nią w ten szczególny sposób.

- Już się mnie nie boisz? –uśmiechnęła się przekornie.

- Może trochę –odwzajemnił uśmiech, a potem lekko dotknął ustami jej czoła. –Śpij spokojnie moja Mała Czarownico.

Jeszcze długo po jego wyjściu stała nieruchomo po środku swojego pokoju, uśmiechając się do siebie. Nie myślała o śnie i odpoczynku. Pochyliła się nad drewnianą balią wpatrując się w swoje odbicie w wodzie. Opłukała najpierw twarz. Zsunęła suknię z ramion i maczając w wodzie kawałek czystej szmatki pieszczotliwie gładziła skórę, dokładnie zmywając z siebie nieczystości minionego dnia.

* * *

Drobna bosa postać w krótkiej białej koszulce z płaszczem zarzuconym na ramiona, cicho zamknęła drzwi swojego pokoju i na palcach przemknęła przez korytarz, zatrzymując się pod drzwiami Lorelei. W ręku trzymała nóż i małe zawiniątko. Cicho zaskrobała, czekając na odzew. Wejście uchyliło się. Wiedźma przytknęła palec do ust. Jasnowłosa kobieta spojrzawszy pytająco, cofnęła się w głąb swojego pokoju, wpuszczając ją do środka.

-Wybacz, że nachodzę Cię w nocy Pani.

- Wejdź proszę. Cieszy mnie Twa wizyta, sama również chciałam z Tobą porozmawiać, Dagato. Mogę się tak do Ciebie zwracać?

- Nikomu prócz ciebie nie potrafię tu zaufać. Wiem, że leży Ci na sercu dobro Twego ludu. Wierzę, że równie mocno jak i ja chcesz ocalić swój świat. Boję się jednak, że K. nie jest z nami całkiem szczery.

- Co masz na myśli? - Lorelei była zaskoczona takim wyznaniem. Zaprowadziła swego gościa do niewielkiego stolika z dwoma wygodnymi fotelami i poczekała, aż Dagata usiądzie.

- Dręczy mnie przeczucie, iż chce nas użyć jedynie do wydobycia wspomnianych artefaktów z niedostępnych dla siebie miejsc, a potem zatrzymać je do własnych celów. Jestem przekonana, że byłoby to dla niego tak łatwe jak odebranie zabawki dziecku. Boję się, że kiedy będzie miał w ręku poszukiwane przedmioty pozbędzie się nas w jakiś nieprzyjemny sposób. Może to tylko płonne obawy, ale muszę się nimi podzielić z Tobą Pani.

Lorelei zamyśliła się i spojrzała poważnie na wiedźmę. Do tej pory w jej głowie nie zrodziły się takie obawy. Martwiła się o wiele innych rzeczy, ale nie o szczerość intencji Kapelusznika.

- Muszę przyznać, że nie pomyślałam o tym. Może wydam Ci się zbyt lekkomyślna, ale nie podejrzewam, by tak było. Wszak sam Kapelusznik powiedział, że te przedmioty są w jakiś sposób zabezpieczone przed istotami takimi jak on. Nie mógłby się do nich zbliżyć, więc wydaje mi się, że nie będzie mógł ich nam zabrać. Również owo serce wszechświata jest dla niego niedostępne, dlatego my mamy się tam wybrać. Ale jeśli Twoje obawy co do intencji pana K. są słuszne, to wydaje mi się, że jego podstęp może polegać na czymś zgoła innym. Może nas jedynie wykorzystać do zrobienia czegoś innego przy pomocy tych przedmiotów. Może nie być z nami do końca szczery i pod przykrywką ratowania świata zrobić coś innego. Nie mam pojęcia co to może być, nikt z nas chyba się nie orientuje w tych sprawach, istotach wyższych i całym tym zamieszaniu. Jednak zaniepokoiło mnie to, że to nie on nas wybrał, tylko jakieś inne istoty, a Karolinka wykradła im nasze dane. To może wskazywać na to, że nie on miał nas zebrać i nie dla niego mieliśmy wykonać to zadanie. Chyba nie mamy za bardzo wyjścia, musimy zagrać w tą grę. Ale nie bądźmy tylko biernymi graczami. Możemy się uczyć, słuchać i dowiadywać ile się da. Będziemy mieć przy sobie Karolinkę. Choć to zaledwie dziecko, posiada wielką moc i z pewnością o wiele większą wiedzę niż my. Nie chcę jej wykorzystywać do niczego, ale może gdy nam całkiem zaufa, podzieli się z nami swoimi informacjami. Myślę, że na razie nie możemy się przejmować ewentualnym oszustwem Kapelusznika, ale możemy mieć to na uwadze.


-Chcę spróbować spojrzeć poza to, co fizyczne. Może uda mi się dostrzec coś, co pomoże nam trzeźwiej ocenic sytuację. Potrzebuję Twojej pomocy Lorelei. Wprowadzę się w trans, zajrzę w przeszłość i przyszłośc. Będę bezbronna, nieświadoma, zdana tylko na Ciebie. Patrz i słuchaj. Nie pozwól mi zrobić czegoś nierozsądnego. Zatrzymaj mnie, jeśli będę chciała odejść.

Lorelei zgodziła się na propozycję Dagaty. Ciekawa była jaką mocą dysponuje wiedźma i co też odkryje w takim transie. Wykonywała wszystko, o co poprosiła ją towarzyszka.

Usiadły razem na ogromnym łożu. Naprzeciwko siebie. Wiedźma rozsupłała zawiniątko. Na rozłożonej na łóżku chuście spoczął nóż, mała fiolka z ciemnobrunatną cieczą i pudełeczko z czymś, co przypominało zagnieciony w formie sporych pigułek ziołowy proszek.

- Otwórz fiolkę, Lorelei i przytrzymaj mi ją proszę.

Wzięła do ust jedną z pigułek i przytrzymała ją między zębami. Lekko nacięła nożem skórę na przedramieniu, a potem umoczyła czubek ostrza w brunatnym płynie z fiolki i wpuściła do ranki ciężką kroplę. Syknęła i zacisnęła powieki. Zioła na języku powoli rozpuszczały się wypełniając usta cierpko gorzkim smakiem. Wargi i język powoli drętwiały. To samo działo się z resztą jej członków. Bolało. Odrzuciła głowę w tył, wyginając się w łuk i skomląc cicho przez zęby. Potem nagle straciła czucie.

Lorelei przyglądała się temu wszystkiemu z zafascynowaniem, ale i z lekką nutką niepokoju. Nie znała tej magii. Nie wyczuwała w Dagacie Mocy obdarzonych, więc nie rozumiała do końca co się właśnie dzieje. Nie wiedziała jak w razie czego przerwać cały ten trans i co jest właściwą reakcją Wiedźmy, a co jest nie tak. Postanowiła jednak obserwować wszystko i nie dopuścić, by Dagacie coś się stało. Widziała jej żywą mimikę, złość, ból, strach, zdziwienie i delikatny uśmiech. Jej powieki drgały i gałki oczne poruszały się szybko, jak gdyby przed jej wzrokiem przemieszczały się szybko setki obrazów. Czasem jęknęła cicho, lub próbowała coś powiedzieć. Wizje trwały...
...
..
.
"Las… czy to mgła?... może zmierzch?... wzrok ją zawodził… zasnuwała go zamazująca wszystko wilgoć… to łzy… dlaczego płaczę?
Nie mogła unieść rąk, aby przetrzeć powieki. Próbowała mrugać, ale i to niewiele dało.
Coś poruszyło się w jej polu widzenia. Rozmazana ludzka sylwetka na skraju polany. Mężczyzna. Wysiliła wzrok. Kapelusznik? To na pewno był Kapelusznik. Wysoki cylinder na głowie nie pozostawiał wątpliwości, co do tożsamości tajemniczej postaci. Stał nieruchomo, wpatrując się w ciemną plamę materii niknąca w oddali. Zapragnęła zbliżyć się, by lepiej zobaczyć. Tkwiła w miejscu, lecz obraz wyostrzył się. Dostrzegła ją. Po środku ciemnej plamy. Jakaż była piękna. Wołała do niego ze środka ciemności… nie… to nie było wołanie… to krzyk przerażenia i rozpaczy… Wyciągała rozpaczliwie dłonie, błagając go o ratunek. Ciemnośc pochłaniała ją i zabierała z sobą. A on stał nieporuszony, obojętny na jej błagania. Odwrócił się plecami. Jak mógł? Dlaczegoooo?! Spojrzała w twarz mężczyzny.
Przykrywał ją cień rzucany przez rondo kapelusza. Chciała napluć mu w te obojętne ślepia. Bliżej, bliżej… podejdź bliżej draniu! Zaciśnięte usta drżały mu lekko. Spojrzała wyżej. Skąd te łzy w jego oczach? Ten ból? I zdecydowanie…. Obraz blakł, rozmywał się… nie, jeszcze nie…

Kapelusznik pochylał się nad dzieckiem. Małym, nagim, umorusanym dzieckiem. Przyklęknął i delikatnie pomógł wstać mu na nóżki. Odgarnął włoski z brudnej buźki. Zdjął marynarkę i okrył nią drżące maleństwo, a potem czule przytulił do piersi. Pochylił się jeszcze niżej i szeptał coś do uszka dziecka. Spokojnie oparło główkę na jego piersi i przymknęło oczka. Wsparło się na nim i powoli, ufnie osunęło się w ramiona mężczyzny. Wziął je na ręce i podniósł… spojrzała w twarzyczkę dziecka… Karolinka?! Obraz zawirował nagle i zniknął.

..
.
Tuman pyłu… wirująca wśród kurzu kotopodobna postać… Kocica, Niaa… a wokół niej zwijające się z bólu i jęczące kotołaki. Ktoś klaskał i wyraźnie zadowolonym głosem chwalił Kocicę. Coś jednak nie pasowało do tej sceny. Kobieta. Wydawała się znajoma… niepokojąco znajoma… otaczała ja dziwna aura… próbowała skupić się na niej, lecz to coś, co ją otaczało, jakaś tajemnicza moc, nie pozwalało jej się zbliżyć… krzyk wyrwał się z ust Wiedźmy… palący, przeszywający ból niczym smagniecie bicza odrzucił ją daleko od wizji…

..
.
Stała nad krawędzią przepaści… było tak strasznie zimno… dygotała od okropnego, przejmującego chłodu. Spojrzała w otchłań przepaści… mało nie zakrztusiła się własnym oddechem… Tysiące… tysiące poskręcanych upiornie, nieruchomych ciał najrozmaitszych, nieznanych jej stworzeń. Nie to jednak było najgorsze. Było coś jeszcze, co przejmowało ją przerażeniem. Naprzeciw niej… w oddali… tuz za krawędzią horyzontu biło… Serce… Wielkie pulsujące Serce Wszechświata. Przez całą jego długośc wiodła ogromna czarna rysa… śmiertelna rana, która zabijała powoli cały wszechświat.
- Nie zostało wiele czasu, pośpieszcie się –cichy ciepły głos w jej głowie. Delikatny jak dotyk motyla. Taki znajomy. Serce zadrżało w Dagacie. Zaszlochała. Tak bardzo przypominał głos Maa. Tuż przed nią zamajaczył obraz twarzy. Pogodnej twarzy staruszki…

..
.
Obraz zmienił się. Był niewyraźny, zamazany jakby jej oczy zalewała krew. Pochylił się nad nią… podniosła ręce w obronnym geście… Żołnierz z podniesionym, błyskającym zimno ostrzem w dłoni… coś porwało ją z ziemi i podniosło w górę… Oczy… brązowe ciepłe spojrzenie przepełnione niepokojem i bólem… ciemność…

..
.
Spadała"…

* * *

PUK, PUK, PUK!
- Śniadanko podane! Czekamy na was w kuchni!

Zerwała się z łóżka. Rozejrzała się półprzytomnie. Była w pokoju Lorelei Obdarzona właśnie wyszła z łazienki, poprawiając swoje śnieżnobiałe ubranie i układając coś w torbie podróżnej. Wreszcie spojrzała na Dagatę i zauważając, że już nie śpi, uśmiechnęła się do niej serdecznie.

- Ułożyłam Cię w mym łożu, gdy skończyły się wizje. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe? Byłaś wyczerpana i potrzebowałaś odpoczynku. Wszystko w porządku? Tam jest łazienka jeśli zechcesz się odświeżyć.

- Dziękuję.

- To było dla mnie niesamowite przeżycie. Pierwszy raz byłam świadkiem tak głębokiego transu. W moim świecie to raczej rzadkie zjawisko. Dziękuję Ci za zaufanie. - uśmiechnęła się ciepło do Wiedźmy. - Czy ze swojej wizji dowiedziałaś się czegoś? Może lepiej jeśli opowiesz mi o tym zanim zejdziemy na śniadanie.

Dagata pokrótce przedstawiła Obdarzonej to, co zobaczyła poprzedniej nocy.

- Przyznam, że niewiele z tego sama rozumiem. Nie posiadłam biegłości rozszyfrowania wizji. Ale chyba nie wynika z tego jasno, że Kapelusznik jest naszym wrogiem. Natomiast chyba powinniśmy się pospieszyć i postarać się jak najszybciej uratować serce wszechświata. A teraz chodźmy, bo już dawno nas wołali.

Obie kobiety zeszły do kuchni, gdzie czekało na nie pyszne, pachnące śniadanie. Nawet wytrzymały i mało wybredny żołądek Lorelei zaczął domagać się jedzenia, gdy jej nozdrza wciągnęły zapachy, zwiastujące ucztę dla podniebienia. Obdarzona przywitała się ze wszystkimi i zajęła się jedzeniem.

– To co drużynka mam nadzieje, ze jesteście gotowi na zadanka. Czas ustalić składy drużyn, lecz najpierw naturalnie śniadanko… - słowa Kapelusznika zwróciły uwagę czarodziejki.

- Składy drużyn? - zapytała. - Mamy się podzielić i działać w kilku drużynach? Czy to rozsądne i konieczne?

Lorelei pomyślała, że obawami w stosunku do Kapelusznika powinny podzielić się ze wszystkimi członkami drużyny. Gdy zaś drużyn będzie kilka, może się to okazać niemożliwe...


--------------------------------------------------------
*kolorem niebieskim oznaczono część stworzoną przez Milly
** tekst oznaczony kolorem zielonym utworzony na kanwie wizji podanych przez Mataichiego
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 09-10-2008 o 23:41.
Lilith jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172