Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2008, 14:25   #33
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Wyczerpanie organizmu było tak wielkie, iż Wiedźmie wydawało się, że to śmierć przyszła po nią. Zmysły mamiły ją i odmawiały współpracy. Obraz przed oczyma mętniał i ciemniał. Powieki same opadały, a wzrok nie był w stanie skupić się na żadnym obiekcie. Słuch wychwytywał strzępy zdań, ale nie docierał do niej sens owych wypowiedzi. Kończyny uparcie i stanowczo odmawiały podporządkowania się woli, a ciałem wstrząsało wewnętrzne drżenie, świadczące o skrajnej hipoglikemii. Okropne ssanie w żołądku powodowało mdłości przy każdej gwałtowniejszej zmianie pozycji. Siedziała więc tylko na ziemi, nie mogąc wydobyć z siebie głosu, kiwając się jednostajnie i odpływając powoli.

Coś błysnęło jej po oczach, potęgując ból głowy. Spróbowała zogniskować wzrok na mruczącej głębokim barytonem świetlistej kuli, ale mimo szczerych chęci nie zdołała zrozumieć przesłania tej przemowy.

Potem ktoś włożył jej do rąk jakieś przyjemnie pachnące, wilgotne i chłodne pasmo. Odruchowo przyłożyła je do czoła. Ulga była ogromna. Kompres nieoczekiwanie zadziałał niesłychanie orzeźwiająco. Na tyle, że Dagata zaczęła szybko odzyskiwać kontakt z rzeczywistością.

- Niaa lubi pomagać! - dziwna istota, przypominająca swym zachowaniem oraz posturą zarówno kota jak i człowieka, która przygotowała owe opatrunki, teraz uśmiechnęła sie szeroko do Dogaty, prezentując białe, ostre jak sztylety zęby drapieżnika - Niaa mówi, że przestanie boleć zaraz, a jutro nie będzie śladu po "aua". Niaa to wie. A jakby jeszcze bolało, to Niaa może polizać. - kocica przybliżyła pyszczek do twarzy czarownicy, wyraźnie mając zamiar polizać ją po policzku.'
(napisała Mira)

Wiedźma cofnęła się lekko, odsuwając twarz od ostrych kiełków Kocicy. Wbiła wzrok w jej oczy z pionową źrenicą. Z wzajemnością. Żuchwa Kotki zadrgała leciutko, jak gdyby chciała miauknąć lub zasyczeć na dziewczynę. Odwróciła się jednak natychmiast, wracając do badania okolicy. A może tylko chciała odwrócić od siebie jej uwagę?

Dagata zawiązała sobie chłodny opatrunek wokół głowy i z niepokojem, na czworakach podpełzła do leżącego nieruchomo Nigela. Ubiegła ją druga z kobiet. Jasnowłosa jak Nigel piękność o błękitnych, błyszczących oczach. Dagata spojrzawszy w nie poczuła się nieswojo, zdając sobie nagle sprawę z powodów wcześniejszych reakcji obydwu mężczyzn. Żołnierz, Nigel, kobieta, która właśnie się nim zajmowała, a także Karolinki (kimkolwiek były), wszyscy oni byli podobni. Wspomniała własną reakcję, kiedy pierwszy raz spojrzała z bliska w twarz Jasnookiego. O mało nie wzięła go wtedy za Opętanego. Równie nienaturalnie, a może nawet potwornie to ona mogła wyglądać według ich oceny. Jeśli mieli jej zaufać, powinna okazać im zrozumienie. Z czasem przywykną. Chyba. W końcu Nigel zaakceptował ją nawet dość szybko.
W pewien sposób zabawnym było, stanowić przedstawiciela oryginalnego, egzotycznego dla reszty gatunku.

Mimo zapewnień Karolinki z lekkim niepokojem obserwowała zabiegi nieznajomej pochylonej nad leżącym na plecach mężczyzną oraz nerwowe dreptanie jej kociej towarzyszki.
Nigel był przytomny. Na widok Wiedźmy podniósł odrobinę głowę i wykrzywił usta w wymuszonym uśmiechu.

Zdrętwiałymi, drżącymi palcami zaczęła zdejmować przesiąknięte krwią, brudne bandaże z jego ramienia. Przyjrzała się nieufnie lekko fioletowym pasmom, podanym przez Karolinkę. Nie miała pojęcia, jakie mają właściwości i jak podziałają na otwartą ranę. Najdelikatniej jak potrafiła, zaczęła zakładać nowy opatrunek. Jasnowłosy krzyknął i zacisnął zęby... Zawahała się czy kontynuować owijanie ramienia, lecz po chwili Nigel uspokoił się i odprężył. Widocznie miały jakieś działanie przeciwbólowe...

Obdarzona, jak nazwała obcą kobietę Karolinka, powstrzymała ją gestem, prosząc o ustąpienie jej miejsca przy rannym. Dagata odsunęła się i czujnie obserwowała jej zabiegi wokół ran mężczyzny, w każdej chwili gotowa na ingerencję, gdyby coś poszło nie tak. Jednak taka potrzeba nie zaszła. Z zadowoleniem stwierdziła, że jej obawy nie miały podstaw. Sama nie zrobiłaby tego lepiej. Kiedy jasnowłosa kobieta skończyła zespalać poszarpane brzegi ran na ramieniu Nigela, Wiedźma dokończyła dzieła, zakładając opatrunek z płatów grzyba.

Wzdrygnęła się, na dźwięk delikatnego głosu Obdarzonej. Podniosła wzrok, napotykając błękitne spojrzenie. Zobaczyła w nim troskę. Kobieta powoli podniosła dłonie kładąc je na jej skroniach. Nie cofnęła się. Znała ten gest. Przymknęła oczy, opierając się pokusie zajrzenia w duszę nieznajomej. Jej dotyk promieniował ciepłem, rozchodząc się przyjemnym mrowieniem po zbolałych, zmęczonych członkach. Kobieta emanowała życzliwością, szczerością intencji i niewymuszoną prostolinijnością. Dagata nie śmiała wnikać głębiej w jej świadomość. Uśmiechnęła się blado, decydując się uwierzyć pierwszemu wrażeniu. Czuła jak napełniają ją nowe siły. Zażenowana własną niemocą i bezradnością, była naprawdę wdzięczna Obdarzonej za pomoc. Miała nadzieję, że kobieta czuła to, będąc z nią w tak bliskim duchowym kontakcie. Sama niewiele mogła teraz zrobić. Później, kiedy całkowicie odzyska siły, będzie się mogła jakoś odwdzięczyć… Będzie mogła odpłacić wszystkim… -jej wzrok zatrzymał się na Żołnierzu i zawisł na nim nieruchomo.

Usiłował właśnie założyć sobie opatrunek na rozcięty czymś bark. Nie wychodziło mu to najlepiej. W końcu wsunął jedynie pod… mundur, kawałek wyciągniętej z rozerwanej torebki białej tkaniny. Nie wykorzystał leżących na siedzisku swojej maszyny fioletowych płatów przygotowanych przez Kotkę. Pewnie nie miał zaufania do tych dziwnych bandaży. Wiedźma podniosła się z ziemi i powoli zbliżyła do Wojownika za Obdarzoną. Starała się nie patrzeć mu w oczy. Wiedziała, że tego nie lubi. Mimowolnie dotknęła, wciąż piekącego policzka. Stanęła kilka kroków obok nich, patrząc z zainteresowaniem, jak Kobieta odsłania jego ramię i zasklepia rozcięcie otoczone zasinionym stłuczeniem. Kiedy zajęła się jego głową, Dagata podeszła cicho i przyłożyła do jego barku okład z grzybów, przymocowując go bandażem z wyposażenia Żołnierza.

Musiała spróbować pojednać się z nim. Tego na razie wymagała sytuacja. Miała być może jedyną okazję, by wyczuć, kim właściwie jest. Musiała poczekać, aż Obdarzona zerwie z nim kontakt. Coś ją jednak powstrzymało… Ten zapach… znajomy… ten, który utkwił jej w pamięci… z wizji. Cofnęła się zmieszana, nie mogąc oderwać wzroku od twarzy zdziwionego jej zachowaniem mężczyzny.


* * *

Karolinka poprosiła ich o przejście do chaty Kapelusznika. Wiedźmę wiodła do niego mieszanka lęku i ciekawości. Kim była ta istota? Miała złe przeczucia, które wobec wzniosłego zadania, które wyznaczył sobie i ich grupie, wydawały się bezpodstawne. Nie potrafiła ich niczym uzasadnić. Czuła się podejrzanie zmanipulowana. Było jeszcze coś, co ją dręczyło. Świat, w którym się znaleźli wydawała się przenikać atmosfera niecierpliwego oczekiwania. Na co? Nawet nie potrafiła się domyśleć. A może to wszystko po prostu działo się tylko w jej głowie? Próbowała otrząsnąć się z tego, ale natrętne myśli ciągle wracały. Niepokój rósł z każdym krokiem zbliżającym ich do domu Kapelusznika, osiągając niemal poziom psychozy, kiedy wreszcie ukazał im się sam gospodarz. Jego widok zaskoczył Dagatę. Nie tego się spodziewała. Wyglądał tak… zwyczajnie. Zupełnie niegroźnie. Jednak było w nim coś, co zmuszało do posłuchu. Nawet Żołnierz bez szemrania dostosował się do jego poleceń. Nikt też nie śmiał odezwać się bez pozwolenia.

Usiedli wszyscy przy stole, wziąwszy do rąk filiżanki z parującym, gorącym naparem. Początkowo trudno było jej się zmusić do wzięcia do ust herbatki Kapelusznika. Przychodziły jej do głowy histerycznie brzmiące pomysły.
"Po co ich tu w rzeczywistości ściągał? Dlaczego sam nie pił przygotowanego przez siebie napoju? Może to trucizna? Bzdura! Miałby zadawać sobie tyle wysiłku, wzywać ich z różnych światów, zebrać pod własnym dachem, żeby dokonać na nich zbiorowego mordu? W jakim celu? Chociaż… kto wie, co naprawdę było jego celem."

Tamci pili bez większego wahania. Skąd więc u niej ta przerażająca fobia? Przełamała się i pociągnęła łyk gorącej herbaty i przytrzymała go w ustach, próbując odgadnąć jej skład… Nic z tego. Nie rozpoznała żadnego z mieszanki smaków i aromatów. Całość kompozycji sprawiała wbrew jej obawom dobre wrażenie. Przełknęła i bez oporów dokończyła swoją porcję, z zadowoleniem przyjmując kojące i najwyraźniej także leczące efekty działania napoju.

Kapelusznik uważnie obserwował wszystkich, mało nie przewiercając ich wzrokiem. Potem zażądał listy od Karolinki. Rozgniewał ją, odczytując głośno jej imię. Kto dał mu prawo do publicznego ujawniania jej prawdziwego imienia!? Zmarszczyła gniewnie brwi, gotując się do powiedzenia mu, co o tym myśli. Powstrzymała się jednak na porozumiewawcze mrugnięcie Karolinki. Tak. Wysłucha go do końca. Potem zdecyduje.

- Taak, zapewne macie wiele pytań, pozwólcie najpierw, że się przedstawię. Możecie mówić na mnie Kapelusznik, bądź krótko K.
Złapał za dziwaczne, cylindryczne nakrycie głowy, a Wiedźma z nagłym dreszczem przechodzącym po plecach stwierdziła, że chyba nie chce tego zobaczyć. Z ulgą przyjęła rezygnację gospodarza z chęci zdjęcia kapelusza… Dość tego! Zdarła z czoła opaskę z opatrunkiem, który nagle zaczął jej przeszkadzać i z trudem opanowała przyśpieszony zdenerwowaniem oddech.
To co mówił dalej Kapelusznik, brzmiało jak jedna wielka parodia. Ton jego wypowiedzi miał się nijak do powagi sytuacji. Nie mogła zrozumieć jego lekceważącego podejścia. Chodziło w końcu o zagładę ich świata, ich bliskich. Tymczasem K mówił o tym, jak o dziecięcej zabawie. Dagata była rozczarowana.
Wtedy odezwała się Obdarzona, Lorelei. Wiedźma z zadowoleniem stwierdziła, że doskonale sformułowała w swojej wypowiedzi, także jej wątpliwości. Nie miała wiele do dodania. Poza jednym.

- Właściwie na czym Ci zależy Panie? Bo nie widzę w Tobie troski o nasze światy. One naprawdę giną. I tylko nasze obawy o los żyjących na nich istot sprawiły, że przybyliśmy na Twoje wezwanie. Jesteś w stanie zdobyć się na szczerość? Zadałeś sobie trud, by nas tu sprowadzić. Wnioskuję więc, że cel, który chcesz osiągnąć, jest dla Ciebie zbyt trudny lub niebezpieczny. Chcesz nas wykorzystać. Potrudź się jeszcze odrobinę, by udowodnić, że możemy Ci zaufać. Udowodnij, że Twoje cele, nie mijają się z naszymi celami.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 15-09-2008 o 09:30.
Lilith jest offline