Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2008, 15:07   #695
Umbriel
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
Gaalhill słuchał z zaciekawieniem przemowy Kashvi, dotyczącej jej rodzinnych stron. Jako podróżnik, był on co prawda w wielu krainach, ale entuzjazm budził się w nim za każdym razem, gdy słyszał o nowych, nieznanych mu jeszcze miejscach. Słyszał już o podobnych Ungbaggok ogromnych miastach, które traciły powoli swą dawną świetność, aż do upadku.

„Nie zdąży już wrócić do dawnych rozmiarów, tłumaczko. Zginie, jak cały ten świat, a my wraz z nim, jeśli się stąd nie wydostaniemy…”

Po chwili przemyśleń, zauważył nimfę i przywitał się z nią tak, jak przystało na dobrze wychowanego szlachcica. Rozbawiło go zaskoczenie nimfy tym, w jaki sposób się przywitał.
Uśmiechnął się przyjaźnie, czekając aż nimfa powie coś o sobie.

- Tak, rzeczywiście moje siostry przywitałyby cię... nieco inaczej.

Wyczuł zawahanie i spojrzał badawczo na kobietę. Nigdy wcześniej nie miał styczności z tą rasą, ale nimfy istniały w jego psychice jako z gruntu dobre istoty. To zawahanie wydało mu się dziwne…

Jednakże w dalszej rozmowie kobieta zrobiła na nim wrażenie uroczej, choć posiadającej dużą energię istoty. Miała miłą aparycję i uśmiech – o który tak trudno było w obecnych czasach.

- Ci tutaj mieli nieszczęście natrafić na kogoś, kto przejmuje się losem innych. Dałbym wiele żeby ich nie zabijać…

Reakcja nimfy była dość niespodziewana. Wydawało się, jakby spochmurniała, jej wzrok stał się nieobecny, zapadła krępująca cisza. Psionik już zaczął zastanawiać się czy nie powiedział czegoś, co mogłoby ją urazić, gdy kobieta odezwała się, zupełnie innym głosem – mocniejszym, a zarazem bardziej stonowanym. Młodzieniec wiedział że jedynie śpiewaczka jest w stanie wydobyć z siebie głos o tak ciekawej barwie.

- Ten wybór nie należał do nas Gaalhil i ani ty, ani ja, nie mieliśmy na niego wpływu. Każdy sam kieruje swoim losem, każdy ma możliwość własnego wyboru. Oni wybrali swoją drogę, drogę zadawania cierpienia i wykorzystywania innych. Myślisz, że zmieniliby się, gdybyś darował im życie? Nie, Gaalhil. Jedynie stałbyś się współwinny wszelkiego zła, które uczyniliby w przyszłości. Każdej kropli krwi, każdego krzyku bólu, każdej łzy. Wszystko, co splamiłoby ten świat poprzez ich czyny, stałoby się także twoim udziałem.

Gaalhil trochę zaskoczony tą przemową spojrzał w bok, zastanawiając się nad tym, co powiedziała mu Aeterveris. Po krótkiej chwili ponownie spojrzał jej w oczy.

- Masz rację. Dokonaliśmy dobrego wyboru. Kim by jednak nie byli, w pewien sposób jest mi ich żal.

Dlatego nie powinieneś żałować tego co się stało, lecz pomyśleć ile istnień uratowałeś od bólu i śmierci, jaki zgotowałyby im te istoty. Wyobraź sobie twarze tych osób, które dzięki tobie unikną cierpienia. Miej je zawsze przed oczami, gdy będziesz miał wątpliwości, a wierz mi, wybór stanie się prostszy.- spokojnie zakończyła Aeterveris.

- Masz w sobie wiele mądrości Pani – rzekł już bardziej oficjalnie i z większym dystansem – Na pewno skorzystam z twoich rad. – po czym skłonił głowę lekko i usiadł do stołu, gdyż żołądek dawał mu się mocno we znaki. Gdy staruszka ustawiła jedzenie na stole, wziął, jeszcze spokojnie, po miskę z kleikiem i zaczął szybko pochłaniać jej zawartość, całkowicie skoncentrowany na tej jednej czynności.


Chwilę później do nozdrzy młodzieńca doszedł swąd jedzenia. Reakcja organizmu była natychmiastowa. Utrzymując opanowanie nad sobą przełknął ślinę i spojrzał łakomymi oczami na strawę, czekając, aż ktoś zaprosi go do jedzenia.

Następnie, gdy był już pełny, nimfa, poproszona najwyraźniej przez kogoś o wypowiedź, co umknęło młodzieńcowi, rozpoczęła opowieść – co dało mu nadzieję, że usłyszy dziś jeszcze jakieś ciekawe wieści:

- pozwól wpierw Liircho, bym opowiedziała naszym nowym towarzyszą, historie tego miejsca. Wydaje mi się, że może ich zainteresować, szczególnie teraz, gdy przyprowadziło ich tu zrządzenie losu. - po tych słowach, Aeterveris zwróciła się już do pozostałych – Zamknijcie oczy i nastawicie uszu... czy słyszycie? Wszystko ma swój głos, wszystko ma swoją własną muzykę, trzeba tylko umieć słuchać. Nawet w ciszy tego miejsca... nawet w starych kamieniach można usłyszeć czysty, choć odległy i tak bardzo obcy dźwięk. To przeszłość, która chce przemówić i opowiedzieć o samej sobie. Szkoda, że tak niewielu spośród śmiertelników potrafi ją usłyszeć... może wtedy nie popełnionoby tylu błędów? Takich jak ten z odległej przeszłości, gdy świat był zupełnie inny. Nieskażony tak bardzo przez pychę śmiertelników i ich dążenie do potęgi. Pozbawiony tych blizn i ran, które zadaliśmy mu tak niedawno. W tamtych odległych czasach, ta twierdza też była inna. Zamiast zniszczonych ruin, niebu rzucała wyzwanie wspaniała budowla. To miejsce było pełne życia, choć dziś, gdy patrzy się na nie, wydaje się to nieprawdopodobne. Wtedy jednak Zakon Płonącego Miecza stał na straży i pilnował, by plugawa istota, którą niegdyś tu uwięziono, nigdy więcej nie ujrzała światła dnia. Byli rycerzami, zakonnikami, lojalnymi i oddanymi swojemu bogu, zadaniu, które została im powierzone i sobie nawzajem... I być może właśnie ta braterska miłość jaka ich łączyła, sprawiła, że nie dostrzegli zagrożenia, które wpełzło pomiędzy nich. Przez długi czas niedostrzegalne zło, niczym choroba, toczyła zakon od wewnątrz. Istoty o gadzich językach i uwodzicielskich spojrzeniach kusiły kolejnych z pośród paladynów, zatruwając ich serca jadem kłamstw, nienawiści i pragnienia potęgi. Aż nadeszła ta noc, gdy na niebo wzniósł się księżyc krwawej barwy i roztoczył swój zgubny, czerwony blask na te ziemie. Ci, którzy sprzeniewierzyli się swojej wierze i misji, chwycili za broń, by zabić swych braci i uwolnić istotę, której przeznaczono zapomnienie i wieczne potępienie w ciemności. W całej twierdzy rozgorzały ognie, a dźwięk żelaza ścierającego się z żelazem, rozbrzmiewał echem wśród kamiennych ścian...

Tak zasłuchał się w jej dźwięczny głos, że nawet nie zauważył, kiedy w tle zaczęła pobrzmiewać muzyka. Muzyka porywająca, muzyka emocji… Nie był doprawdy pewien, czy śni może, czy słucha. Nagle wszystko się zmieniło, tak gwałtownie, że aż drgnął wyraźnie.

- Krew... całe jej strumienie spływały po kamieniach, wdzierając się w szpary między nimi, łapczywie pochłaniane przez ziemie, póki ta miała siły by ją spijać... Czerwień... wysoko na niebie lśnił swym blaskiem księżyc, straszny w swej obojętności, przeglądał się odbiciu w kałużach z łez i posoki... Zdrada... brat uniósł rękę na brata, odwrócił spojrzenie od swej wiary, w błoto cisnął i zdeptał własną duszę... Śmierć... objęła to miejsce w posiadanie, zbierając plon jaki zasiała nienawiść, by pozostać tu, jak w swym królestwie. To właśnie była ta noc... Noc... Krwi, Czerwieni, Zdrady, Śmierci. Oby nigdy się nie powtórzyła.

Gdy muzyka znów zwolniła, odetchnął z ulgą. Tak długo nie dopuszczał myśli, że kiedyś było lepiej, że kiedyś silni byli Ci, którzy strzegą praw. To właśnie teraz były mroczne i pełne lęku czasy. To właśnie na jego kolej przypadły, jakby los chciał sprawdzić go najmocniej, ze wszystkich prawych ludzi. Rycerze Zakonu Płonącego miecza nie wytrzymali swej próby – czy jemu się uda?

Po chwili atmosfera wreszcie się rozluźniła, a nimfa zaczęła wreszcie mówić o tym, o czym miała wspomnieć, czyli wieściach ze świata. Wstęp był być może przydługi, ale na tyle porywający, że Gaalhil nie mógł wziąć jej tego za złe. Zaczęła od wieści o piratach – z tego gatunku, które najbardziej lubił. Mimo iż byli to niewątpliwie źli ludzie, Gaalhil czuł pewną sympatię do awanturniczego życia wiedzionego przez piratów.

Przemowa była dla nimfy widać zawsze widowiskiem, toteż, ku zdziwieniu młodzieńca, opowiadając przeskoczyła na kamień i zwróciła się do niego:

- A ty, Gaalhil? Nie chciałbyś zostać kapitanem najgroźniejszego statku wszelkich mórz?

Psionik odchylił się lekko do tyłu, uśmiechając się szelmowsko.

- Oczywiście że tak, ale najpierw mam pewne zadanie do wykonania – rzekł wesoło – W przerwie pomiędzy nim, a ucieczką z tego świata mógłbym się zająć tą łajbą – dodał żartobliwie, podziwiając przy okazji, choć niedostrzegalnie, sylwetkę kobiety.

- Zostawmy jednak piratów, ich córki i statki, a zamiast tego udajmy się w skomplikowany świat polityki. Mówi się, że piękna kobieta potrafi zmusić mężczyznę do spełnienia każdego jej kaprysu. Szkoda tylko, że nie zawsze jest to prawdą.- dziewczyna z łobuzerskim uśmiechem, puściła oko do męskiej części towarzystwa.- Tak właśnie stało się w przypadku młodego księcia królestwa Joarchem i posłanki króla – czarodzieja Naeberiusa. Młody szlachcic nie zdołał zapanować nad językiem i obraził piękną, choć okrutną kobietę, a ta, w ramach zadośćuczynienia, miała kaprys, by zobaczyć odcięto głowę księcia na złotej tacy. I to właśnie życzenie doprowadziło do wybuchu wojny, która szybko przerodziła się w znacznie większy konflikt. Niektórzy powiadają, że stało za tym coś więcej... Podobno szpiedzy Naeberiusa odkryli w jaskiniach pod stolicą Joarchem cmentarzysko smoków z czasów Tytanów. I za milczącą aprobatą lub ewentualną pomoc wojskową, gotów był Naeberius zapłacić częścią z owego skarbu smoków. Niemniej agenci kilku smoczych klanów zorganizowali pomoc Joarchem wśród innych królestw, co jedynie zaostrzyło i tak napiętą sytuacje.- mówiąc te słowa, Aeterveris podeszła do Gaalhila i z delikatnym uśmiechem dodała.- Ale o czym to ja chciałam... ach tak! Zapamiętajcie, więc moi drodzy. Mężczyzna dopiero pozna czym jest piekło, gdy poczuje na swej skórze furie wzgardzonej kobiety.

Gaalhil spojrzał na nią wzrokiem, w którym pojawił się cień wyzwania. Zaśmiał się lekko, przytakując, po pierwsze dla rozładowania lekkiego napięcia, po drugie, z powodu rozbawienia opowieścią.

Po chwili spochmurniał lekko, zasłuchany w opowieść o konfliktach, jakie szarpią obecnie i tak nadwątlonym Tais.

„Kolejna wojna, znów przelew krwi. W imię czego? Błyszczących krążków, którymi płacimy za jedzenie? Idei? Jaka idea może być ważniejsza od ludzkiego życia i dobrobytu? Czemu świat ogarnęło to destrukcyjne szaleństwo, kiedy powinien zjednoczyć się i budować, w tak ciężkich i niebezpiecznych czasach? Kto się będzie śmiał ostatni – trup chłopa, czy trup bogacza? Żaden z nich…”

Gaalhil westchnął smutno.

- Cóż, jak widać możni tego świata przez wszystkie wieki nie nabyli rozsądku. To szaleństwo walczyć, kiedy istnienie całego naszego świata zagrożone jest przez dziką magię. Dobrze że są jeszcze rozsądni ludzie, może choć części z nas uda się wyjść cało z tego piekła…

Umilkł nagle. Co będzie jutro? Być może nie będzie miał okazji powiedzieć nic więcej. Ale nie, nie miał już nic do dodania.

- Jeśli chcecie jeszcze o czymś pomówić, mówcie, być może jutro nie będzie nam taka szansa dana. – dodał po chwili. Gdyby nikt się nie odezwał, ruszył spokojnie w dalszy zakątek Sali, gdzie usiadł ze skrzyżowanymi nogami, by medytować i ukoić wątpliwości.
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"
Umbriel jest offline