Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2008, 15:01   #1
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Post [autorski – sesja wolna] Lata po zagładzie... - SESJA PRZERWANA

Lata po zagładzie...
Berlin

„Kapitanie! Odnotowaliśmy niebezpieczne dla bytności spadki radiacji w sektorach od Alfa 110, Alfa 120 do Beta 12 i Beta 24. Bez odbioru”

”Poruczniku! Niezidentyfikowane obiekty poruszają się w stronę sektora Beta 12. Czekam na rozkazy. Bez odbioru.”

Wiatr dudnił pomiędzy ruinami dawnych konstrukcji Berlina, a groteskowo powykręcanymi przedmiotami które zapewne kiedyś były samochodem, lampą uliczną czy telewizorem. Lecz nie było najgorzej, Legion Dusz otworzył swą placówkę w rejonie gdzie promieniowanie utrzymywało się na poziomie pozwalającym egzystować, acz nie czyniąc świata takim... drapieżnym. Kto by pomyślał że tam może skoczyć ludzkość, jedno ciało ludzkości zgładzone w niedziele. Zapewne, w tą niedziele Bóg musiał odpoczywać.
Pomiędzy ruinami trwała wykonana z metalowych rusztować, wygrzebanych wsporników placówka. Ta dziwna i pokraczna zbieranina budowli była bazą wypadową. Nie było wielu Legionistów którzy chcieli tutaj działać, w zasadzie nikt nie chciał zostać oddelegowany do Berlina.
Grupa Zbierających trudziła się swymi mechanicznymi kończynami aby umocnić konstrukcje i naprawić zniszczenie po ostatnim ataku kilku efemerycznych bytów, spawarki, palniki acetylenowe i plazmowe rozświetlały mroki nocy, nocy która była tylko troszkę ciemniejsza od dnia. Jeden z inżynierów regulował swój sprzęt radiowy aby połączyć się z inna placówka, nieznośne szumy widać irytowały jego kompana. Istota utkana z czarnego, smolistego dymu powstała od Zbierającego i charczący głosem przeklęła:
-No rzesz, do cholery jasnej, kiedy przybędzie ten pieprzony patrol...

Richard, członek oddziału Myron’nari został właśnie wezwany do dowódcy placówki „Alfa 67”, pułkownika Anthela. Gabinet mieszczący się w ruinach jednaj z budowli, umocnionych rusztowaniami był wszelaką zbieraniną reliktów przeszłości. Podłogę wyściełał stary, nadpalony dywan, na spróchniałym biurku leżał rozsypujący się budzik i długopis, a za nim metalowe krzesło które dziwnym trafem oparła się zarówno zębowi czasu jak i kłom atomowej iskry.
-Witaj Richard.
Stwierdził dowódca placówki siedząc za biurkiem. Nietypowy osobnik, humanoid pokryty setkami powyginanych nieśmiertelników, wewnątrz zdawał się płynąć metal. Najciekawsza w tym była bezosobowa głowa, głowa przykryta połową postrzępionego kapelusza.
-Dnia wczorajszego w sektorze „Beta 12” zanikło promieniowanie. Znajdowała się tam nasza druga pod względem wielkości baza w Berlinie. To wiesz.
Metaliczny głos zamilkł kiedy za niby-oknem rozwrzeszczała się upiornie ściana pobliskiej budowli niczym dziecko, dziecko którego twarz odbiła się w cemencie. Chwile jeszcze trwało milczenie w bazie i Twojego dowódcy. Wnet przemówił ponownie.
-Dzisiejszej nocy wraz z zaopatrzeniem i nowymi rekrutami do placówki dotrze porucznik Joseph Green. Ty i on zostajecie oddelegowani do zbadania tej sprawy. Każda placówka formuje swój oddział odpowiedzialny za to. Wasza dwója będzie od tej pory odpowiadać tylko przede mną i głównym sztabem. Podejrzewamy Kult Maszyny. Jakieś pytania?

Joseph wędrował wraz z kilkoma innymi Legionistami Dusz przez opuszczone ulice Berlina. Niczym nie zmącona cisza, niczym nie rozjaśniona ciemność oraz niczym nie zaniepokojona śmierć- tak można opisać te miasto. Kilku Wcielonych rozmawiało o czymś, wspominało z melancholia dawne lata. Tymczasem dwa potężne, humanoidalne cyborgi ciągnęły kilka pospawanych na prędko przyczep, bez kół. Owe przyczepy były wypełnione po brzegi metalowymi rusztowaniami, gruzem i znalezionym gdzieś złomem. Milczeli, ani jednego słowa. Może nie potrafili już nawet mówić?
-Zbliżamy się do placówki „Alfa 67”...
Stwierdziła licho jak ona sama postać Poszukującego z mgły. Niedużego i zamyślonego. Nie minęło wiele czasu kiedy grupę powitały pierwsze fortyfikacje, mury z usypanego gruzu, dziury w asfalcie, czy to też spowodowane katastrofą czy może wysiłkami Legionu. Podejrzliwy Strażnik spojrzał z ukosa na Wcielonych, zakaszlał groteskowo. Nawyki były czymś silniejszym od samej śmierci i promieniowania, do jednych nie docierało że nie są im potrzebne, inni dawali sobie przez nie namiastkę dawnego ja.
-Porucznik Green? Dowódca kazał powtórzyć iż pański kompan właśnie odbywa rozmowę z gabinecie.

Nikła łuna konkurowała z światłem powstałym dzięki spawarkom, co jakiś czas obsypywał się gdzieś gruz. Promieniowanie nie dawało o sobie znać. Może nieznane siły świata tez musiały spać? Dwaj Zbierający ruszyli milkliwie ustawiając ładunek...
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline