Wszystko powoli wracało do normy. Paweł siedział pod kocem i wygrzewał kanapę tyłkiem, marząc o tym, by powrócił prąd, a wraz z nim ciepła woda, suszarka i jakieś porządne techno w radiu. Niestety, jedyne co go spotkało to rozmowa o „lokalnym paradygmacie” i obudzenie Szymona. Choć top drugie było pozytywną wiadomością.
Niestety, mężczyzna dołączył swój głos do lamentu pod adresem technologii, burzy i nie wiadomo czego jeszcze. A dobry humor, którym Paweł zwykle promieniał, znikał nie wiadomo gdzie.
- Powtarzam, nie zrobiliśmy niczego złego. Transformacja nie ma nic wspólnego z burzą. To po prostu anomalia atmosferyczna wywołana różnicą temperatur na stosunkowo małym terenie. Skutek globalnego ocieplenia.. Rozumiecie?- spytał, jakby po raz dziesiąty tłumaczył dziecku, że nie wolno bawić się zapałkami. Zresztą, chyba tłumaczył cos dzieciom.
-Dobrze, mniejsza z tym. Nie chcę wnikać co macie na myśli mówiąc o paradygmacie, rękawicy i innych tego typu rzeczach. To pewnie nowa moda, która mnie ominęła. Jak zwykle po za powszechnym obiegiem informacji…- zaczął się żalić.
Miał tego wszystkiego serdecznie dosyć. Cały zmókł, próbując ocalić przed burzą dwójkę nieznanych sobie osób, a teraz słyszał od nich tylko pretensje. Mógł nigdzie się nie ruszać i nie narażać zdrowia i życia- w powietrzu latało wiele ostrych przedmiotów. Ale skoro już to zrobił mógł chyba oczekiwać choć cienia wdzięczności?
W dodatku wszyscy obecni zaczęli toczyć z sobą jakąś dziwną, nieznaną Rodeckiemu grę. Mówili w jakimś dziwnym młodzieżowym slangu i nie chcieli wyjaśnić mu co się dzieje. Dobrze, mieli takie prawo, ale skoro mężczyzna nie wiedział o co im chodzi, mogli „bawić” się między sobą. Zresztą mało śmieszna zabawa- zrzucanie oskarżeń na biednego Mirka. A ten oczywiście nie mógł się bronić. To w końcu jeszcze dziecko…
- Dobra, mniejsza z tym. Daria śpi w moim łóżku, to chyba najcieplejsze miejsce w całym domu. Mirek będzie spał na kanapie, jest wygodna. My z Szymonem, jako prawdziwi mężczyźni, zajmiemy podłogę- oznajmił, zapewniając chłopakowi wygodne miejsce na noc. Jeszcze by go zmusili do oddania kanapy „bo sprowadził deszcz”.
Rodecki zamknął oczy i zrobił parę głębokich wdechów. Koc przyjemnie grzał, kanapa była miękka, a kapcie również robiły swoje. Puchowe, grube, w sam raz na taką pogodę. Brakowało tylko kubka ciepłego kakao.
Myśl o ciepłym napoju poprawiła Pawłowi humor. Gdy otworzył oczy, był w znacznie lepszym nastroju. Spojrzał po zebranych i dopiero teraz zorientował się, ze biedny Mirek siedzi na podłodze w mokrych ubraniach. Wyglądał okropnie.
- Chodź, może mam gdzieś jakieś stare, suche ubrania dla Ciebie- rzekł, po czym wstał i owinięty w koc poszedł do szafy, szukając na jej dnie ubrań z czasów studiów.
Przecież nie pozwoli tak moknąć biednemu Mirkowi. On jeden tu był porządny… |