Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2008, 18:40   #11
Nemo
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
-Ehh.
A miało być tak pięknie. Miał zapomnieć o tamtej nocy, zanegować to że kiedykolwiek się odbyła, prowadzić normalną działalność działająca w obrębie normalnych, ludzkich problemów. Morderstwo? Jasne, ale klasyczne, z seryjnym mordercą o może i kopniętej przez krowę psychikę, jednak mimo wszystko korzystającego z ludzkich zasobów, ludzkich sposobów.
A nie wilkołaki czy inne wampiry.
Nie chciał być mumbo jumbo freakiem ścigającym inne mumbo jumbo freaki. Z upiornym dźwiękiem przełamał w zębach czekoladowego batona.
-Powinieneś występować w reklamach, Dex...gdybyś nie odstraszał ludzi swoim spojrzeniem gdy się do Ciebie odezwą.
-Nie śpieszysz się z robieniem tego co Ci mówię, eh?
-Musiałam, emm, coś znaleźć. Słowo skauta.
-Ale to dobrze. Zmiana planów.

-Dex, ja rozumiem, że to jest Twój styl. Ale powinieneś do swojej garderoby, em, wrzucić troszkę różnorodności! Następnym razem pójdziemy na zakupy i wybierzemy Ci coś fajnego. Bo kilka takich samych zestawów to jest...
-Możesz się przymknąć? Ważne że nie ma śladu po ranie, ani krwi. To że reszta jest taka sama...dlaczego ja Ci się tłumacze?
-Mnie nie pytaj.
-...mam nadzieje że przez te pół godziny które spędziliśmy przygotowując się do operacji schowałaś go w jakimś irytującym miejscu?
-Znaczy w czasie gdy ja ciężko pracowałam a Ty napychałeś kieszenie zapasami czekolady, a jej gorącą wersje pakowałeś w taktyczne pojemniki? Jasne.
-A teraz cicho.
Mając nadzieje, że ich wysiłki odnośnie przekradnięcia się z biura do baru będąc niezauważonymi były udane. Wcześniej Dexter poza biurem segregował wyniesione zasoby czekoladowe, zastanawiając się czy jego biuro będzie jeszcze takie jak kiedyś...
Nie miało na to zbytnich szans, skoro pozwolił tej wariatce...em, Lilly znaczy się, przygotować na miejscu kilka przeszkadzajek i pułapek dla nieproszonych gości. Drastycznych mniej niż śmiertelnie, ale bardziej niż bardzo. Nie żeby Tempestowi żal było tych którzy dybią na życie jego...oj nie. Im życzył jak najgorzej.
Gdy wkroczył do baru, reakcja była standardowa. Głupie śmiechy i chichy. Chęć zatłuczenia ich wszystkich kijem baseballowym. Ach, te kije baseballowe...miał do nich specyficzną słabość. Ale nie było to w tym momencie ważne, przynajmniej nie aż tak. Za to właściciel wiedział z kim ma styczność. W końcu już kiedyś tutaj był...
A zapomnieć o nim ciężko. Skierował oczy ku niebu, ignorując fakt istnienia dachu. Niezależnie jak wielkim bólem to było, trzeba było to załatwić.


-Jestem z Ciebie dumna, Dex. Gdy znowu pomylili Twoje nazwisko, tylko zagulgotałeś upiornie i wypiłeś cały karton czekolady na raz.
-Taaa.
Siedzieli sobie teraz w rogu, starając możliwie nie rzucać się w oczy, obserwując okolicę.
-I jak Ci poszło?
-Powinno się udać. Co prawda nasz portfel ucierpiał na tym strasznie, powinnaś jakieś wdzięki wykształcić żeby nie być tak bezużyteczną, ale przynajmniej nie zawiodą. W końcu mogliby pić za to...długo...i długo.
-A co konkretnie im kazałeś zrobić, udając że nie słyszałam wtrącenia?
-Jak zobaczą dziwnych ludzi idących do nas, to robią wszystko żeby policja tam przyjechała jak najprędzej. Z naciskiem na gwardię narodową.
-A jeśli nikt nie przyjdzie albo nie zauważą?
-To gdy będzie godzina, o której...zdawało mi się...że mogą przyjść i tak zrobią co trzeba.
-Sprytne. A jak zawiodÄ…?
-Wierzę, że moc procentów będzie z nimi.
-Heh...a co teraz?
-Teraz oddam się mojej żądzy.
Pytanie było dobre. Zdecydowanie zbyt dobre. Ale dlaczego miałby to niby na głos powiedzieć?
 
Nemo jest offline