Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2008, 21:44   #8
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Lodowe spojrzenie Bernadeth, czy jak ją tam nazywali, nie zrobiło na młodej dziewczynie wielkiego wrażenia. Znała ten typ. Znała go, może nawet zbyt dobrze. Nie darząc przy tym zbytnią sympatią. Od zakapturzonej emanował specyficzny, niezdrowy fanatyzm religijny. Wiara w jedną, słuszną sprawę. Nie do pomyślenia było posiadanie odmiennych poglądów, nie wspominając już nawet o sprzeciwianiu się tej oszalałej przedstawicielce…kultu. Bo jak, jeśli nie kultem, albo jakimś skrzywionym rodzajem sekty, należało nazwać to wszystko co miało miejsce w osadzie? I jeszcze ten wojskowy, który kulturalnie wszedł sobie drzwiami, nie zaś zebrał się z ziemi. Jak reszta sprowadzonych tu przymusowo ludzi. Fae na obecną chwilę nie okazała względem niego żadnych negatywnych emocji. Szczerze mówiąc, wątpiła aby nawet to zauważył, gdyby przyszło co do czego. Nie zmieniało to faktu, że będzie mu ciężko odnaleźć się jako lider grupy, jeśli taką rolę otrzyma od „kapłanki”. Już panna Highwind się o to postara. Jednak chwila…tego znała. Chyba nazywał się Caleb. Kiedyś się u niej zaopatrywał. Nie kojarzyła jego charakteru zbyt dobrze, jednak z tego co zaobserwowała teraz, jemu także się to nie podobało. Nie dziwota. Sytuacja wyprowadziłaby anioła z równowagi. Mężczyzna z połamanym nosem i zarostem na twarzy nawet ją rozbawił. Swoim króciutkim monologiem rzecz jasna, nie zaś wyglądem. Fae nigdy nie śmiała się z wyglądu innych ludzi. Doskonale zdawała sobie sprawę, że matka natura jednym daje, drugim zaś zabiera. Nie można było z tego szydzić. Tak, czy inaczej, wszyscy z nich znajdowali się w tej samej, jakże kłopotliwej sytuacji. O dość negatywnym zabarwieniu. „Feather” szybko rozróżniła sojuszników, od tymczasowych wrogów. Wiedziała też, że nie może sobie pozwolić na zbyt wybuchowe reakcje. Przynajmniej nie w tym momencie. Znajdzie się na to odpowiedni czas.
- Też mi wybór…jeśli wyjdziemy przez te drzwi, jest spora szansa, że jutrzejszego ranka ktoś znajdzie nasze zwłoki za bramami osady. Tsk, wybór...
Wyszeptała, niemal niesłyszalnie, w stronę swojego jedynego, miejmy nadzieję, sojusznika. W tym bagnie, w którym się znalazła. Te słowa nie niosły ze sobą większych, negatywnych emocji, jedynie sugestię jej pokrętnego rozumowania. Równocześnie chciała przekazać mężczyźnie w stalowej masce co mogło go spotkać, jeśli zdecydowałby się teraz oddalić. Słyszała już o takich przypadkach. O swobodnej możliwości odejścia, bez jakichkolwiek zobowiązań. W związku z czym, nie miała, na chwilę obecną, zbyt wielu opcji. Co więcej, dźwięki osady dochodzące z zewnątrz, nieznacznie ją irytowały. Nigdy by się do tego otwarcie nie przyznała, jednak pragnęła się wyrwać z tego miejsca. Wiedziała, że za tym przeklętym, wysokim murem jest zupełnie inny świat. Świat oferujący sobą inne możliwości. Chciała go zobaczyć. Poznać. Uwolnić się z tego…tego więzienia. Bo tym właśnie było miejsce w którym żyli – więzieniem. I niczym więcej. Przemawiał przez nią pesymizm? A może realizm? Ciche, dogłębne westchnienie.
- Nie wiem jak ty Caleb, ale ja się decyduję. Zobaczmy co dla nas mają. Zzagram kartami, które wpadły mi w ręce…zawsze może być gorzej, prawda?
Uśmiechnęła się do niego promiennie i nieznacznie przytaknęła.. Jej nastrój zmienił się jak w kalejdoskopie. Zdawała się taka żywa, pełna energii i zadowolona z siebie. Weszła do wskazanego przez kapłankę kręgu. Bez pośpiechu, ale też zbytnio się nie ociągając. Tak…zagra kartami które jej dali, do momentu kiedy będzie mogła wyciągnąć kilka asów z rękawa i zgarnąć dla siebie pełną pulę. Życie było trochę jak przyjazna partyjka pokera…
 
Highlander jest offline