Banned | Tomek i Trzeci. Trzeci miał przez chwile problem z usytuowaniem się w czasie... Zupełnie nie zarejestrował wychodzącego za nim Tomka. Przysiadł przy barze i automatycznie sekundę później wstał wsuwając okulary na nos jak tylko mógł najwyżej. Wyjście na ulicę i uderzenie zimnego wiatru w twarz otrzeźwiło go pozwalając zdusić resztki furii, jaka targała jego wnętrzem... "Dlaczego znów musze przez to przechodzić..." - pomyślał, kiedy do jego mózgu dobiły się ostatnie słowa towarzysza. Jakoś zupełnie nie potrafił wyłapać kontekstu zdania "Przynieść ci cos?" Zostawił je, więc bez odpowiedzi patrząc jak Tomek odchodzi w kierunku... Piekarni - było to jedyne miejsce w kierunku, którego mógł iść, jedyne czynne o tej porze.
Lupus wciągnął kilkakrotnie powietrze, doskonale wyczuwając ten specyficzny, bliżej niezdefiniowany zapach... miasta. Rozejrzał się po okolicy nie rejestrując niczego niepokojącego… Usystematyzował wiedzę z rannej rozmowy, a właściwie tego, co stało się po niej. Powędrował w kierunku „Tyrolskiej”, kiedy Tomasz był już wewnątrz. Zatrzymał się przy wystawie zastanawiając się czy jest głodny. W zasadzie od ostatniego posiłku minęło trochę czasu, ale jakoś nie miał ochoty na jedzenie. Spojrzał przez szybę i przez chwilę przyglądał się jak Tomek dyskutuje ze sprzedawczynią wskazując na półkę gdzieś z boku… Z papierową torbą wielkości „połowy sklepu” Tomasz wyszedł z wyraźnie zadowolona miną. Trzeci ruszył w kierunku skweru, dając sobie czas na powiedzenie kilku słów, a Tomkowi czas na spokojne skonsumowanie posiłku. Kiedy nie było nikogo przed nimi powiedział: - Będę łaził z tobą, tak jest chyba bezpieczniej, zresztą nie będziemy traci czasu na przekazywanie sobie informacji… Nie mogę mówić zbyt wiele, - stwierdził doskonale wiedząc o swojej ułomności – powiedzmy, że mam problemy z gardłem… Nie pomyślałem wcześniej o żarciu. Przecież ten cały dozorca w dworze musiał coś jeść. Więc musiał to gdzieś zdoby… kupowac. Raczej w pobliżu, bo nie było tam żadnego samochodu, albo go nie znaleźliśmy… Nie było. – dodał przypominając sobie obchód, jaki zrobił wokół „Dębów”. – Więc chodził po jedzenie, albo ktoś mu je przynosił. To marny ślad, ale… - Trzeci wyraźnie się rozkręcił, widać było, że analiza, strategia, planowanie są jego żywiołem. Mówił, zupełnie nie zważając na Tomka podsuwającego bułkę z szynką i sałatą. - Czy wiesz, co to są guple? Ktoś, kogo kiedyś znałem mawiał, że guple wiedzą wszystko. Były w K… - zawahał się - mieście, w którym kiedyś mieszkałem, może tutaj też są??? Może tam są jakieś informacje o „Dębach”, albo o właścicielach lub o księdzu? Jakoś tak przyjęliśmy, że był tam szpital – jeżeli tak to jakaś organizacja, czy instytucja powinna wiedzieć czy tak było naprawdę, jakiś rejestr szpitali – ludzie uwielbiają kolekcjonować nieprzydatne informacje – może jakiś historyk albo zabytkowiec coś będzie wiedzieć? – Pomimo, a może właśnie, dlatego, że bardziej koncentrował się na otoczeniu niż wypowiedzi – Trzeci zaczynał mówi coraz bardziej chaotycznie prześlizgując się po kolejnych, mniej lub bardziej sensownych i wykonalnych opcjach – Oficjalnie wejść w kancelarię Praissów nie możemy – jak zapytamy o „Dęby”, powiedzą, że tajemnica prawna klienta, informacja poufna i będzie po rozmowie. Niczego się nie dowiemy, a oni będą wiedzie, że ktoś węszy koło spraw dworu. Może prywatnie? Chyba, żeby powiedzieć, że chcemy to kupić… – spojrzał na siedzącego obok Tomasza – nie wyglądamy na takich, co mieli by pieniądze na taki dwór… Obrazki… Ewentualnie możemy powiedzieć, że byliśmy tam, aby zrobić obrazki do… hmmm… czegoś i dozorca nas przepędził, bo nie mamy zgody na obrazkowanie i przyszliśmy po tą zgodę… - zawiesił na chwilę głos pozwalając w spokoju przejść jakimś dziewczynom – szły w kierunku Kolegium, więc założył, że tam się uczą zupełnie niepotrzebnej wiedzy… W powietrzu zawisł na sekundę zapach jajecznicy, na lekko przypalonym maśle – Jeżeli to nie był szpital tylko szkoła? Dęby mogły równie dobrze być prywatną szkołą lub może zborem, miejscem spotkań? Albo takim domem z krzyżem, do którego ludzie przychodzą, a potem wychodzą? Jeżeli przez Quintusa nie mogliby wyjść, byli by bardziej ofiarami niż sprawcami całego zamieszania… Zborem… Duch Sowy mówił coś tym, że ten świat powiązany z liniami Ley jest wydarty przez ludzi; teraz mi się przypomniało, że… - Trzeci skrzywił się wyraźnie – spotkałem człowieka, który władał ogniem i piorunami… Kiedy zginął jego ciało bardzo szybko się zestarzało i wyschło; jak nie u człowieka tylko pijawy… Pies, to tez mnie intryguje – ktoś go bestialsko zabił, a potem zapakował w folię i wrzucił do wody. To mi nie pasuje – jeżeli chciał splugawić sadzawkę to po co folia? Jeżeli pozbyć się padła to prościej byłoby je porzucić w lesie, nawet szybciej Gaia by je przyjęła… Piesy żyją z ludźmi, więc pewnie ten też żył w pobliżu „Dębów” – należał do dozorcy? Do kogoś innego? Dozorca wiedział o tym, co jest wewnątrz dworu – po raz kolejny zmienił temat wypowiedzi ignorując minę Tomasza. Odczekał znów chwilę przepuszczając starsza kobietę z porannymi zakupami. Dwie przecznice dalej odezwały się dzwony na domu z krzyżem i kobieta przyspieszyła kroku. - kancelaria zapewne też wie… płacili mu tyle, żeby trzymał mordę w kuble. Kancelaria na pewno jest utopiona w sprawie. Ksiądz pewnie też – tylko, czy on czasem nie jest sprawcą całego zamieszania? Dwór jest opuszczony od dawna, a rytuał N’sakli wskazał jego miejsce pobytu… jest, więc bardzo starym człowiekiem albo… nie jest człowiekiem. „Dęby” – jeżeli były używane podczas wojny mogły być szpitalem, podczas wojny wielu umarło, bo nie udzielono im pomocy w szpitalu, albo udzielono jej niewłaściwie… pewnie w takim miejscu byłby też ksiądz… Po pierwsze musimy dowiedziec się jaknajwiecej o miejscu bez angazowania kogokolwiek i bez opuszczania centrum. Czy w Krakowie mieszkają te guple? - zapytał w końcu Trzeci stwierdzając, że jednak jest głodny i chętnie zapoznałby się bliżej z zawartościa torby Tomka. |