W lewym uchu jeszcze mu dzwoniło od uderzenia w metalową ścianę.
- Kwisatz. Kwisatz!
Zobaczył nad sobą twarz któregoś z żołnierzy.
- Pobudka! Mocny sen, ten wybuch wszystkich obudził, a ty śpisz jak frontowy. Podobno szkolili cię na dowódcę, powiedzieli może co robić gdy sytuacja jest spieprzona i nie do naprawienia? Kwisatz w oczach żołnierza zobaczył rodzący się starch.
"Dostaliśmy" - w pierwszej chwili przeleciało mu przez głowę jednak brak alarmu bojowego kłócił się z sytuacją. "Awaria?"
Zeskoczył z koi i zerknął na zegarek.
- Przepraszam... - zaspanym głosem, spokojnie próbował rozładować rosnące napięcie wród załogi -
... a ile mam czasu na poprawną odpowiedź?! - dodał już całkiem poważnie dynamicznie wskakując w buty, w trudem utrzymując równowagę.
"Przedszkole" - pomyślał patrząc na panikujących kolegów
-
Panowie! Ubierać się i na stanowiska, czekać na rozkazy CO... - przechlający się statek sprawił, że Kwisatz musiał chwycić się ściany górnego posłania. Stracił z pola widzenia roztrzęsionego kolegę, bo tamten poleciał razem ze stołem i aluminiowymi taboretami na ścianę.
W tym momencie z głośników rozległ się niewyraźny głos
kapitana.
Uwaga - wszyscy na stanowiska. Powtarzam, wszyscy na stanowiska Kwisatz pomógł wstać jednemu z przewróconych żołnierzy i wyskakując na korytarz, już w biegu kończył zapinać się pod szyją.