Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2008, 15:17   #18
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Johnny-boy może i był nieco rozczarowany brakiem jakiegokolwiek odzewu od dziwnego pijaczka przy barze. Bo wiedział doskonale, że ten nie był normalną, śmiertelną istotą. A raczej czymś więcej. Czymś niesprecyzowanym, bliżej nieokreślonym. Bytem, którego stworzenie raczej nie było planem Wszechmogącego, a czymś…odmiennym. Kreacja chaotyczna, utkana jakby z niekontrolowanych, ludzkich zapędów, lęków. Bólu i głodu. Chociaż może ten typek, po prostu nie chciał się angażować w cały cyrk, który miał dziś miejsce dookoła. O czym mogła świadczyć popękana boazeria na ścianie. Któż mógł zgadnąć jego motywacje? Na pewno nie anioł-rajdowiec. Nie w tym momencie, przynajmniej. Jednak ten ostatni, zdecydowanie miał lepszy zmysł taktyczny (i możliwe, że większą paranoję) niż pozostała część grupy, która zdecydowała się wyruszyć na tą, jakże nietypową, wycieczkę. Znalazł odpowiednie miejsce aby przetestować znaleziony przedmiot, uważnie go zbadał, testując jego domniemane funkcje na wszystkie, możliwe sposoby. W końcu wykonał odpowiednią czynność, która wprowadziła mechanizm aktywacyjny w ruch. Po czym zniknął w niewielkiej erupcji szarego dymu. Nikt jednak nie był w stanie obserwować tego wspaniałego spektaklu. Z powodu wybranej wcześniej lokalizacji.
[…]
To miejsce było kolosalne. Zapierało dech w piersiach. Główna hala o wielkiej przestrzeni, stanowiąca część jakiegoś budynku hotelowego. Marmurowe, zdobione złotem kolumny przywodzące na myśl antyczną Grecję. Kamienne wykończenia i ornamenty niemal dominujące spojrzenia. Część z zebranych zwiedziła podczas swoich podróży sporo świata, jednak nigdy nie zatrzymali się w tak…luksusowym, niemal ociekającym dekadencją, miejscu. Miejscu, w którym nie było niemal żadnej, żywej duszy. Nie licząc ich samych i…jeszcze kogoś. Jedynie to zdawało się wytwarzać nutkę zdziwienia i niepewności. Gabriela pojawiła się…nieco dalej niż standardowa lokalizacja teleportacji, bo niemal na tarasie. Mogła doskonale przyjrzeć się falom, niewielkim skalnym wybrzuszeniom, oraz zawieszonemu na bezchmurnym niebie księżycowi, który tworzył sobą idealny okrąg.
Gnana nutką ciekawości rzuciła okiem za marmurową barierkę, aby zobaczyć piękny ogród z widokami i fontanną przedstawiającą anioła, znajdujący się kilka pięter w dole. Choć nie mogła wyłapać wszystkich szczegółów z powodu warunków oświetlenia, całość zrobiła na niej wyjątkowo przyjemne i kojące wrażenie.
Pozwoliła na chwilę zapomnieć o problemach, o zaginionym ukochanym, o tym, że teraz, prawdopodobnie poszukiwała jej policja. Ten komfort…spokój. Idealna cisza. Mogłaby się do tego wszystkiego przyzwyczaić. Bez większych trudności. Po prawej stronie natomiast, znajdował się barek. Skok z jednego baru, do drugiego. Zapewne tkwiła w tym jakaś ironia, teraz nie było jednak czasu na dywagacje tego typu.
Zmysły takie jak wzrok i słuch zdawały się dominować resztę umysłu. Choć było to zapewne jedynie chwilowe „zaćmienie”. Stojący za kontuarem młody barman, będący całkowitym przeciwieństwem poprzedniego przedstawiciela profesji, zdawał się być przyzwyczajony do widoku ludzi pojawiających się z nikąd w jego małym, królestwie. Kiedy oczy przestały już chłonąć wszystkie te obrazy, nadszedł czas na zgoła inne doznania. Konkretniej takie, których nie spodziewał się nikt ze zgromadzonych, nawet ten, który niedawno niezwykle szczodrze, obdarował wszystkich broszkami. Najwyraźniej jedną z nich ofiarował także personie, której uświadczenie tutaj okazało się dlań lekkim zaskoczeniem. Johnny-boy poczuł mrowienie i ból na całym ciele, kiedy tylko zmaterializował się pośród smug szarości. Ostry, siarkowy dym, kuł go w płuca, drażniąc na wpół przymknięte oczy i wywołując swoisty odruch kaszlu, który starał się zahamować umiejętnie jak tylko potrafił. Nożownik odwrócił się na pięcie, nie zaatakował, nie wykonywał agresywnych ruchów. Jedynie lekko przekrzywił głowę, przyglądając się parą zmęczonych ślepi nowemu znalezisku. W końcu przerwał niezręczną ciszę, która zdawała się zyskiwać materialne odwzorowanie na twarzach wszystkich zebranych w tej oto, przepięknej sali z licznymi rozrywkami i niezapomnianymi widokami.
- Cóż…tego cwaniaczka nie miałem na mojej liście gości, ale widzę…widzę, że jest w porządku. Może tym razem zrobię wyjątek, a właścicielka placówki jest dosyć tolerancyjna. Powinna przymknąć…przymknąć oko, tak. Heheh.
Zaśmiał się, nieco nerwowo, choć zapewne sam nie widział w tym nic śmiesznego. Taki niezdrowy…manieryzm. Zgromadzeni Upadli, rozumieli jednak dokładnie o co mu chodziło. Czuli…wzajemny rezonans energetyczny, tak jakby ten został w jakiś sposób wzmocniony, przez grube, hotelowe ściany zdobione marmurem. Co niestety wiele zimnej logiki i rozsądku ze sobą nie niosło. Podobnie jak wiele rzeczy dzisiejszej nocy. Skrzydlaci doskonale wiedzieli, że każdy tu stojący jest czymś całkowicie odmiennym od szarego, wypalonego z wiary i nadziei człowieczka, jakich to spotyka się krocie na ulicy. Każdego dnia więcej i więcej. Zdawali sobie sprawę ze swojego anielskiego dziedzictwa. Z tego, że każdy z nich brał udział w Wielkiej Wojnie przeciw Stwórcy. Że w którymś momencie wszyscy przegrali o diabli wzięli skrzętnie utkany plan Lucyfera. No cóż…prawie wszyscy. Pan Dexter Tempest, miał bowiem, na chwilę obecną, dość poważne problemy z samym sobą i własnym jestestwem. Czuł się trochę tak, jakby ktoś właśnie z wielkim uczuciem i zaangażowaniem, okładał go kilkutonowym odważnikiem po potylicy. Nogi zatrzęsły się a pan detektyw osunął się na ziemię, ku przerażeniu swojej ślicznej asystentki. Obraz rozmywał się i falował. Dex miał silne wrażenie, że zaraz zwróci wszelkie słodkości, które dzisiaj przyjął jego organizm. Doznania, jakich uświadczył w swoim gabinecie tak niedawno temu, wydawały się zaledwie przyjaznym klepaniem po plecach, w odniesieniu do piekła, które przeżywał teraz. Jakby coś, jakiś wielki huragan, chciał wyszarpać duszę z wnętrza jego bebechów. Wszyscy zebrani wokół byli… byli trochę jak bomby, które bez przystanku wybuchały co kilka sekund, zalewając jego zmysły czystym wywarem agonii. Ślinotok. Cholera, chyba zaraz tu zejdzie! I wtedy…wtedy przestało. Co to było, do ciężkiej cholery!? Może nabawił się jakiegoś guza mózgu? Musiał wiedzieć. Musiał się czym prędzej dowiedzieć o co tu chodziło! Poczuł jak czyjeś ręce podnoszą go do góry, po czym usadawiają na jednym z foteli. Mógł dać odpocząć napiętym mięśniom. Wszystko wracało do normy. Kolory wyłaniały się na powrót z bezkresnej bieli, dźwięki przebijały się przez dzwonienie w uszach. Ale nadal to czuł. Nadal czuł tą dziwną obecność w każdym ze zgromadzonych tu osobników. Kapturnik stał nad nim przez krótką chwilę, upewniając się czy poszkodowany wciąż ma przepływ tlenu do mózgu. Najwyraźniej widywał podobne przypadki wcześniej. Syknął, nieznacznie rozczarowany, jakby spodziewał się czegoś zgoła innego. Wzruszył ramionami.
- Ja swoje zrobiłem. Miejcie na niego oko, co by się nie udusił własnym językiem. Idę się przebrać…kiedy już się zaaklimatyzujecie, to wtedy…Alex powie wam co i jak i poprosi kogoś z służby żeby pokierował was na spotkanie z właścicielką przybytku. Na razie…
Nie odpowiadając na pytania i nie przejmując się spragnionymi wiedzy spojrzeniami, wyszedł, wielkimi, dwuskrzydłowymi drzwiami, znikając w lewej części (zapewne gigantycznego) budynku. Alex, bo tak zapewne nazywał się tajemniczy barman, wskazał na piękne stoliki i fotele. Część z nich znajdowała się nieopodal otwartego tarasu, ofiarując piękne widoki tym, którzy zdecydowali by się zająć miejsce.
- Siadajcie proszę. Odpocznijcie moment. Pierwszy skok może być nieco…wyczerpujący. Napijecie się czegoś? Mamy tu większość alkoholi świata.
Skończył czyścić kryształową szklankę, po czym delikatnie i z wyczuciem odstawił ją na miejsce. Powiedział to ostatnie z wyraźną dumą, po czym uśmiechnął się jak magik, który prezentuje swoją ulubioną sztuczkę.
- A może coś na ciepło? Gdzieś tu chyba mam kartę dań. Nie jestem takim specem, jak nasz szef kuchni, ale za swoje potrawy nie muszę się wstydzić, rozumiecie.
Wyjął z pod blatu trzy, oprawione w czerwoną imitację skórę książeczki i puścił je po blacie. Te zatrzymały się tuż przy Gabrieli, która dopiero co skończyła podziwiać naturę znajdującą się niemal na wyciągnięcie ręki, lecz poza murami tej luksusowej fortecy. Niezaprzeczalnie, wszyscy zgromadzeni w pokoju byli zdziwieni i nieprzygotowani na to czego uświadczą po przeniesieniu się na nowe miejsce…z drugiej jednak strony, ich percepcja pojmowania była jakby głębsza. Zaś dodając do tego fakt, że ogarnął ich, nie wiedzieć czemu, względny spokój ducha, nie ciężko było spodziewać się grupowej reakcji.

At the Twilight Hotel,
Check your soul at the door.
They've got memories to sell,
And so much more…

Quiet Riot – Twilight Hotel
 
Highlander jest offline