Myśli Myrthy też krążyły kolo wiśnióweczki. Jak zawsze kiedy Jan Alfred pojawiał się w okolicy... Wiśnióweczka była jednym z lepszych sposobów na przetrwanie jego lekcji etykiety, szkoda tylko że tak trudno było ją wykraść za spiżarki... Prędzej ci ta siwa bródka zapłonie kiedy poczytam z tej grubej księgi, niż usłyszysz jak deklamuję wierszyki. - mamrocze pod nosem Myrtha odwracając głowę i udając że poprawia włosy. Janie, a może Ty zaszczycisz nas deklamując jakiś piękny wiersz? Ja nie wypiłam jeszcze swojej mięty i całkiem zaschło mi w gardle. - mówi przesadnie dwornie i wyraźnie. Zresztą od zawijania spódnicy przy wchodzeniu na stół mogłabym się przeziębić. - dodaje z miną niewiniątka równie przerysowaną co wcześniej mina pensjonarki. |