Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2008, 00:57   #211
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Gunrud westchnęła. Marynarze i oficerowie siedzieli przy stole. Rozmawiali, opowiadali dowcipy (po takiej ilości rumu wszystko zdaje się śmieszne), śmiali się głośno. Bawili się tak, jakby wcale ich nie uziemili w porcie. Jakby nie zrobili tych kilku burd. Jakby nikt i nic ich nie ścigało. Starali się nie pamiętać, jak bardzo chcieli uciec z tego miasta i kraju gdzieś na bezkresny błękit morza i nieba. Rum i śmiech wiele innych pragnień zabija.

Gunrud przelotnie spojrzała na obiadujących i prawie niezauważalnie skinęła głową. Jak cień wydostała się zza stołu, wiotkim ruchem uniknęła kilku amorów (dłoń w pośladek, szczypanko, czy próba zagarnięcia na kolana) i wydostała się na pokład. Margot niestety nie miała tyle szczęścia. Biedak, który złapał ją za tyłek też nie. Jeszcze przez tydzień będzie leczył rozerwaną (od środka własnymi zębami od uderzenia) jagodę. Bynajmniej mu nie współczułaś.

Gunrud weszła na pokład główny i stanęła przy wantach. Wiatr rozwiewał jej włosy, Blada cera podświetlona była światłem księżyca, tworzyła nieziemską aurę. Wyglądała jak syrena z legend. Te, która zdarzyło ci się widzieć nie miały tyle uroku. Może to przez te kilka rzędów zębów, a może skłonności do pożerania ludzi, a przynajmniej ich kończyn.

Po dłuższej chwili ciszy (trochę trwało zanim Margot wydostała się spod pokładu), odwróciła się do was.
- Daj mi dłoń. - powiedziała do młodej monteńki.
- A co? Chcesz sobie zrobić wisiorek? - Margot przewrotnie potraktowała wypowiedź. - Przywiązałam się do moich dłoni i na razie nie mam zamiaru się z nimi rozstawać.
Gunrud spojrzała jej prosto w oczy.
- Nie prosiłam o ofiarę. Chcę przyjrzeć się twoim liniom papilarnym. - ze spokojem odparła vendelka, tonem jakim zwykle zwraca się do małego dziecka.
Margot chciała coś jeszcze dodać, ale powstrzymała się i posłusznie poddała się prośbie.
- Musisz jeść. - w panującej ciszy głos Gunrud brzmiał jak wiatr w wantach.
Puściła dłoń dziewczyny i usiadła na deskach pokładu z rękawa wyjmując woreczek z kośćmi i runami.
- Tylko tyle? Mam jeść? I...?
- Od kilku dni umartwiasz ciało -
przerwała jej vendelka. - I nie mów mi, że to z braku czasu.
- To z braku czasu.
- rzuciła Margot beznamiętnym głosem.
- Kłamiesz. - głos Gunrud zrobił się równie chłodny jak góra lodu. - Nie obchodzą mnie twoje wyrzuty sumienia, tajemnice i skrywane wspomnienia.
- Słuchaj ty...!
- Ale jedna osoba nie poradzi sobie z tym całym bałaganem,
- syreni głos swoją monotonnością i twardością zagłuszył niecenzuralne monteskie słowa - a ty zdążysz zdechnąć, zanim dotrzesz do celu.
Zapadła cisza. Po pokładzie potoczyły się kamyki. Gunrud pochyliła się, po czym z przymkniętymi powiekami wsparła się o beczkę, stojącą tuż za jej plecami.
- Potrzebujecie cudu.
Dodała coś po vendelsku.
- W takich sytuacjach najgorsze jest to, że Świat wcale nie stanie w obliczu tragedii. Popędzi jak rączy koń w stronę horyzontu zrzucając swojego jeźdźca.
- No to nam bardzo pomogłaś.
- poirytowanie dało się wykryć w głosie Margot na kilka mil morskich.
- A dostaniecie się w kilka dni do Vendel?
Potraktowałaś to jako pytanie retoryczne.
- Może dostaniemy. - w głosie monteńki wyczułaś wyzwanie.
Obie zmierzyły się wzrokiem.
- W archipelagu Vendel istnieje wyspa Kirk. Nad jej zachodnim brzegu wyrastają góry Kirk.

- Urocza zbieżność nazw. -
miałaś ochotę zdzielić Margot w głowę za jej złośliwe odzywki.
- U podnóża wyrosło wielkie miasto, które z wolna podupada handlowo.

- Może jeszcze podasz cenę za jedną miarkę zboża?
- Handel opiera się na kopalni węgla, kamieniołomie i wypasie zwierząt mięsnych.
- Na jedno wychodzi.
- Wysoko w górach, gdzie wiecznie leży śnieg ciągle panuje mróz, mieszka staruszka.

- Jasne, i jakaś stara baba niby nam pomoże?
- Nie wszyscy, którzy próbują ją odnaleźć, mają to szczęście. Wielu nigdy nie powraca do miasta.
- Buuu i powiało grozą.
- Posłuchasz mnie młoda, damo, czy masz lepszy pomysł na wydostanie twojego brata z tego piekielnego lustra?
- ton głosu się nie zmienił, ale wyczułaś niemą groźbę czającą się gdzieś na dnie słów.
Margot zacisnęła usta w linijkę i wzruszyła ramionami.
- Każdy mieszkaniec miasta zna ścieżkę, która ma prowadzić do jej groty. Wielu boi się nawet o niej wspominać.

- Mimo, że urodziła się w Kirk zanim jeszcze stało się potężne. Mówią, że ma ponad sto lat.
- coś kazało ci powątpiewać. Sposób, w jaki Gunrud wymówiła "100" wskazywał że staruszka miała przynajmniej trzy razy więcej.

- Nazywa się Gunrud Stigandsdottir. Ona wam pomoże. Wątpię czy będzie w stanie wyciągnąć Caspiana z lustra, ale z pewnością da wam więcej czasu. - pierwszy raz spojrzała Tobie głęboko w oczy. Jakiż smutek emanował z jej, bladoniebieskich. - Macie pięć dni. Inaczej zapadający się świat po tamtej stronie lustra pochłonie tego monteńczyka. Oczywiście jeśli do tego czasu nie zwariuje.
- Pięć dni? Nie więcej?
- Margot myślała intensywnie, ale jej głos zdawał się taki tępy, płaski.
- Niestety. I rozmawiajcie z nim jak najwięcej.
Zebrała runy i schowała je do rękawa.
- Mogę oczywiście spróbować wyryć runy, ale niczego nie gwarantuję.
- Nie dam ci dotknąć mojego brata.
- mordercza nuta odezwała się gdzieś bardzo blisko powierzchni rzeczywistości.
- Widzę, że tą kwestię rozwiązałyśmy.
Niespodziewanie Gunrud przygarnęła cię do siebie i mocno przytuliła.
- Życzę Ci szczęścia - poklepała cię po plecach. - Wiele szczęścia.
Odsunęła się od ciebie z bladym uśmiechem. Zręcznym ruchem nadgarstka zarzuciła ci na szyję wisiorek z nawleczonych na mocną nitkę kości, drewienek i zębów (nie chcesz wiedzieć jakich zwierząt).
- To na odstraszenie śmierci. - wręczyła ci podobny w dłoń. Widocznie nie miała zamiaru zbliżać się do Margot.
Ruszyła z wolna pod pokład. Zanim zupełnie zniknęła, rzuciła za siebie.
- Uważaj na swój język Margot, bo ktoś może ci go wyciąć.
- Grozisz mi?

Odpowiedziała jej cisza.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline