Martin wstał.
- Szlak... - szepnął i złapał się za głowę - Coś nie tak z moim łbem...
Dawno nie czuł tak silnego, pulsującego bólu w środku czaszki. Zastanawiał się przez chwilę czy to przez to uderzenie przedtem, czy znowu gdzieś się uderzył po raz drugi.
Wyprostował się i dopiero teraz usłyszał cierpienie jednego z żołnierzy.
- Medyk! - zawołał Kwizatz - Jest medyk?! Smith...Teraz Martin rozpoznał poszkodowanego. Wyglądał fatalnie. Jeszcze wczoraj razem grali w pokera na pieniądze, a Robert Smith zgarnął całą pulę. Trochę był z niego cwaniak. To znaczy jest...
- Martin, pomóż mi wydostać go jakoś spod tego... - Rozmyślania przerwał mu Haderach.
James zdjął ręce z głowy, doskoczył do poszkodowanego i popatrzył na sierżanta.
- Kwizatz, twoja noga. Cała we krwi. W porządku?
Robert znowu zaczął wzywać matkę. - Będzie dobrze żołnierzu. Wyjdziemy z tego. - Sam sobie nie wierzył.
Próbował podnieść płytę.
- Ani drgnie, suka! Pomóż mi. - Zwrócił się z pomocą do sierżanta.
__________________ Skoro Martwi się nie żywią, to dlaczego Żywi się martwią?
Ostatnio edytowane przez Deszcz : 22-09-2008 o 16:18.
|